By Your Side Cz.10 Alec


Pustka powtarzającej się historii

Siedziałem na posadzce niczym niepełnosprawny człowiek, który stracił władzę w nogach. Nie potrafiłem nimi poruszać, by móc wyjść i uciec daleko stąd. By zaoszczędzić Cordianowi żenującego widoku. Żeby zaoszczędzić sobie jego gniewnego i rozczarowanego spojrzenia. Tak cholernie zależało mu na tym kontrakcie, a ja... przyczyniłem się do tej sytuacji.

Nogi miałem zgięte w kolanach, by móc na nich umieścić łokcie, a oczy mieć zakryte dłońmi. Trzęsłem się w niekontrolowany sposób z zimna, przerażenia i bezsilności. Wiedziałem, że Elron był przebiegły i zrobiłby wszystko, byle tylko wygryźć mnie z firmy, ale nie sądziłem, że posunie się aż tak daleko. Nie byłem głupi; to była jego sprawka. Porozmawiał z przyjacielem i przedstawił mu ważne fakty dotyczące mojej osoby. Kryminalista.

Ciepło drugiej osoby zaczęło uderzać o moje lodowate ciało. Ramiona oplotły się wokół moich, przytulając bardzo mocno do siebie. Rozsunąłem dłonie, żeby móc chociaż spróbować złapać jakiś kontakt z rzeczywistością. Znałem ten zapach, więc gdy tylko dotarł do mych nozdrzy...

– Już wszystko dobrze – szeptał przy moim uchu.

Przeszedł mnie dreszcz, który był mieszanką smutku, ogromnego smutku i ekscytacji, że Cordian szepcze wprost do mojego ucha. Na szczęście dla niego był oznaką tylko tego pierwszego. Trzymał mnie sztywno, nawet na chwilę nie luzując uścisku.

– Przepraszam – wychrypiałem, klepiąc go w ramię na znak, aby już przestał.

Odsunął się, by kucając, móc patrzeć wprost w moje oczy. Znów jego świdrujące spojrzenie, które tylko czekało, aby wyłapać kłamstwo i mi je wytknąć. Oczy, które kochałem i nienawidziłem jednocześnie.

Chłopak pomógł mi wstać, nic nie dodając. Serce chciało wyskoczyć mi z piersi przez tę ciążącą ciszę.

– Błagam, powiedz, że podpisałeś ten kontrakt... nawet jeśli mnie zwolniłeś – zacisnąłem mocno powieki, czekając, aż potwierdzi moje słowa i jakoś mnie pocieszy w ten sposób.

– Zwariowałeś? – Gwałtownie na niego spojrzałem i dopiero teraz dostrzegłem, jak zły był na moją osobę. Przełknąłem nerwowo ślinę, podtrzymując się umywalki.

– A-Ale... może da się to... – Zacząłem wymyślać sposoby, jak ubłagać Zacka do współpracy, gdy Cordian złapał mnie za ramię i potrząsnął, wyrywając z amoku.

– Jak możesz myśleć, że jakiś przyjaciel mojego ojca jest ważniejszy niż ty? Postradałeś zmysły? Dlaczego w ogóle... – westchnął, zwilżając wargi i odchodząc krok w tył. – Jedźmy już stąd i porozmawiajmy w domu.

Nie protestowałem. Pozwoliłem mu wyprowadzić mnie z restauracji, a gdy wyjął z mojej kieszeni kluczyki, spiąłem się jak struna. Na początku nie rozumiałem, co się stało, ale potem otworzył mi drzwi od strony pasażera i kazał wejść. Wykonałem jego polecenie posłusznie. Nim znalazł się na siedzeniu obok mnie, znów zacząłem się trząść i płakać. To było silniejsze ode mnie. Ta myśl, że go zawiodłem, że zniszczyłem jego plan, że byłem powodem, dla którego jego ojciec mógł jeszcze bardziej rzucać wszystkim kłody pod nogi... przeze mnie miało cierpieć wiele osób w firmie. Chociażby Noah, który też był pod celownikiem szanownego Elrona. W końcu to ze względu na mnie Cordian zgodził się go zatrudnić, nawet jeśli to Joe przyszedł do nas z tym zapytaniem.

Starszy nie miał żadnych wątpliwości, skoro to ja się wstawiłem za Shayem. Do dziś miał do mnie pełne zaufanie i nie negował niczego, co ja zatwierdziłem. Jak mogłem tak bardzo zjebać wszystkim życie?

– Alec...

Usłyszałem wręcz błagalny głos, ale ja tylko skuliłem się na fotelu, znów chowając twarz w dłoniach. Cordianowi udało się jakoś zapiąć mój pas bezpieczeństwa, a zaraz do mych uszu doszedł warkot silnika. Płakałem, nie mogłem przestać. Coraz głębiej, coraz rzeczywiściej wszystko wyglądało. To nie był jeden z moich ostatnich koszmarów. Nie. To była rzeczywistość, do której za wszelką cenę nie chciałem dopuścić. Tak wiele poświęciłem dla naszego obecnego życia i wszystko poszło z dymem, przez jedno nieprzygotowanie. Moje.

Nie wiem, ile spędziłem w tym agonalnym stanie, ale w końcu poczułem się pusty. Dosłownie. Nie było we mnie nic ani kolejnych słonych łez, ani żadnych myśli. Po prostu byłem skorupą, którą opuściła dusza. Położyłem swoje dłonie na udach, wciąż prawie leżąc na tym fotelu. Staliśmy pod moim wieżowcem w kompletnej ciszy. A nie, przepraszam, jestem pewien, że wtedy padał deszcz. Tylko on przerywał tę pustkę.

W końcu doszło do niego trzaśnięcie. Cordian wysiadł i obszedł cały pojazd, aż nie znalazł się przy moich drzwiach. Otworzył je i odpiął mój pas, nachylając się. W normalnych okolicznościach umarłbym z euforii i zażenowania, ale teraz... teraz nie było już nic. Spojrzał na mnie dłuższą chwilę, po czym westchnął.

– Chodź, położysz się w domu. Zrobię ci coś dobrego do jedzenia... czy ty w ogóle jadasz coś wartościowego? – Spytał, jakby dopiero zdając sobie sprawę, że on też o mnie zaczynał coraz mniej wiedzieć.

Mnie to frustrowało, a jego? W końcu delikatnie szarpnął mnie za nadgarstek i wyciągnął siłą z pojazdu. Przytrzymywał mnie ramieniem w pasie, jakbym miał zaraz runąć na beton. Po raz kolejny nie poczułem nic, choć był tak blisko. Jego ręka była tak nisko. Nic.

Szliśmy do windy, która zawiozła nas na moje piętro. Wciąż pamiętał, gdzie mieszkałem. Mogłem to zrzucić na to, że to w końcu on załatwił mi to mieszkanie, ale to wcale nie mogło być tego zasługą. Wpisał kod do drzwi, które z charakterystycznym piknięciem ustąpiły. Teraz pierwszy raz zamrugałem zaintrygowany i poruszony, że pamiętał mój kod do domu.

– Skąd wiedziałeś, że go nie zmieniłem? – Spytałem cicho, jakby mówienie głośniej było zbyt trudne.

Zamknął za nami drzwi, zdejmując buty. Ja swoje niechlujnie wręcz zrzuciłem, mając jeszcze bardziej gdzieś swój szary garnitur.

– Jesteś zbyt leniwy, by to zrobić, Alec – po raz kolejny westchnął, kierując mnie do sypialni. – Poza tym, gdybyś zmienił, na pewno byś mi powiedział. Chyba że... – zawahał się, otwierając drzwi w międzyczasie.

– Chyba że? – Drążyłem bardziej z przymusu.

Cordian nie odpowiedział. Zamiast tego zaczął pomagać mi się przebrać. Poczułem się trochę zażenowany, że siedzę przed nim bez koszuli, a pasek od moich spodni zaczyna być rozpinany. Chwyciłem jego nadgarstki w dłonie, przerywając jego poczynania. To rozkruszyło tę dziwne uczucie pustki. Patrzeliśmy sobie głęboko w oczy, a między nami rosła dziwna atmosfera... napięcia. Nie, z pewnością nie seksualnego. To było napięcie, że odkryje mój brudny sekret. Że odkryje, jak na mnie działa, nawet jeśli jestem w jakimś popierdolonym amoku po tym, jak zniszczyłem wszystkim życie.

– S-Sam to zrobię – wydukałem.

Cordian powątpiewał moim słowom, ale w końcu odpuścił i podszedł do szafy. Zaczął ją przeglądać, aż do mych uszu nie doszedł cichy śmiech. Musiałem na niego spojrzeć. Zaśmiał się. W takiej sytuacji on po prostu się zaśmiał.

– C-Co? – Znów aparat mowy odmawiał posłuszeństwa.

Cordian powrócił do mnie z zestawem bieli. Rzucił materiały na łóżko i kiwnął na nie głową, wciąż mając swój cwaniacki uśmiech na ustach.

– Nie wierzę, że wciąż kochasz biel. Twoja szafa to trzy-czwarte białe rzeczy, wiedziałeś? – Wskazał kciukiem za siebie, będąc kompletnie rozbawionym.

Jak on mógł śmiać się z czegoś tak durnego w tej chwili? Czy to ja oszalałem, czy to on postradał rozum?

– Wciąż... je kocham – przełknąłem ślinę, zatrzymując się w zdejmowaniu spodni.

Wzrok chłopaka spoczął na nich i nagle zmarkotniał.

– Ja idę coś zrobić do jedzenia, a jeśli ty się w tym czasie nie przebierzesz, to ci kurwa pomogę – zagroził.

Zamrugałem lekko zszokowany, a mój towarzysz w tym czasie opuścił pomieszczenie. Nie wiedziałem już, co się wokół mnie dzieje. Byłem zagubiony niczym dziecko we mgle. W jednej chwili moje życie runęło niczym domek z kart, a ja nie miałem na to wpływu. Co więcej, mój Cordian poświęcił wszystko dla mnie. Znowu. Kochałem go i właśnie przez to, że wciąż patrzył prosto na mnie, ja nie mogłem się od niego odwrócić. A może powinienem? Może go dusiłem?

Przebrałem się w białe dresowe spodnie i białą koszulkę, położyłem się na łóżku w pozycji embrionalnej. Uczucie pustki wcale nie zniknęło. Samotność tylko wszystko potęgowała, a ja czułem się cholernie przytłoczony. Chciałem się napić czegoś mocnego i zasnąć. Obudzić z kacem i pomyśleć, że to wszystko było snem. Błagałem, by nim było. Czy gdybym wybrał Philipa, wszystko potoczyłoby się inaczej? Czy po tym czasie zakochałbym się w nim i był daleko od Cordiana? Czy nie cierpiałbym tak kurewsko?

– Alec? – Materac się ugiął, a przed sobą zobaczyłem siedzącego na brzegu Cordiana. Dotykał mojego ramienia delikatniej, niż robił to w restauracji czy w aucie, gdy mnie wyciągał.

– Przepraszam... tak bardzo mi przykro – zaszlochałem, zaciskając w pięści kołdrę.

Z każdym słowem było mi coraz trudniej, ale musiałem mu to powiedzieć, musiał wiedzieć, że tak bardzo zjebałem i tego nie chciałem.

– Alec, znamy się tyle lat... myślisz, że przejmuję się jakimś głupim kontraktem z kumplem mojego ojca? – Wyrzucił rękę w powietrze. – Jesteśmy rodziną tylko na papierze. Po śmierci mamy... – spojrzał w moje zamglone oczy. – Mam tylko ciebie, Alec. Myślisz, że mnie zawiodłeś, ale to ja zawiodłem ciebie.

– Że co? – Poderwałem się do siadu, wycierając łzy z prędkością światła.

Co ja właśnie słyszałem od osoby, którą kochałem? Że mnie zawiódł? Kiedy?

– Od lat pozwalałem ojcu na krytykowanie twojej osoby, a dziś – prychnął – pozwoliłem na zniesławienie twojej rodziny. Obiecałem sobie, że nigdy nikt przy mnie was nie obrazi. Nie obchodzi mnie, co Zack przekaże mojemu ojcu, obchodzi mnie tylko twój stan, który jest tak samo chujowy, jak w dniu, gdy się poznaliśmy. Nie chcę go więcej widzieć, Alec. – Przyciągnął mnie do uścisku. Był tak blisko, był tak ciepły.

– Nigdy... nigdy nie traktowałem tego jako... Cordian... – Szlochałem w jego ramionach.

 Czułem się jak wtedy, gdy się poznaliśmy.

Pamiętasz to, prawda? W końcu właśnie mój stan do takiego przyrównałeś... to było dziesięć lat temu, a oboje pamiętamy, jakby stało się wczoraj. Historia lubi się powtarzać, co?



~awenaqueen~


Komentarze

Popularne posty