By Your Side Cz.12 Cordian
Sącząc sok, który przygotowałem sobie
w dzbanku i rozlałem do dwóch szklanek, patrzyłam na Aleca śpiącego spokojnie w
swoim łóżku. Nie spał tak przez całą noc, gdyż co chwile się budził zapłakany
lub z krzykiem. Bolało, że to moja wina. Nie mogłem po prostu wyjść i zostawić
go samego, bo doskonale go znałem i wiedziałem, że zostawienie go w samotności
niczego dobrego nie przyniesie. Miałem rację.
Tęskniłem za spotykaniem się z nim
poza firmą i plułem sobie w brodę, że doprowadziłem do obecnego stanu przez
własną głupotę. Żeby samemu nie zmrużyć oka, musiałem się czymś zająć. Zacząłem
przeglądać rzeczy, które uległy zmianie w jego mieszkaniu. Nie grzebałem mu w
szafach czy szufladach, nawet jeśli się przyjaźniliśmy, to byłoby w pewnym
stopniu dziwne. Przeglądałem tylko to, co było widoczne gołym okiem. Książki,
które nawet grama kurzu na sobie nie miały, ponieważ Alec należał do osób
zachowujących czystość i najwidoczniej ta cecha nie uległa zmianie. Zdjęcia,
które wciąż stały i wisiały w miejscach, w których je zapamiętałem. Nie zmienił
w tym miejscu nic, nawet meble wyglądały jak nowe, a przecież miały już swoje
lata. W lodówce nie było za wiele fruktów, więc jedynie westchnąłem ciężko i
przeklinałem w myślach. Nie miał czasu na jedzenie wartościowych posiłków, ani
też mistrzem w kuchni nie był. Tego też najwidoczniej w sobie nie zmienił, a
powinien.
Najszybciej jak tylko potrafiłem,
poszedłem do najbliższego marketu, by zakupić niezbędne składniki na porządne
śniadanie. Jeśli już go pilnowałem, to zawsze robiłem to na sto procent,
wyżywienie też wchodziło w ten proces. Czułem się, jakbyś znów mieli naście
lat, a on z krzywą miną przychodził do mnie na żarcie. Mieszkanie w akademiku
mu czasem nie służyło, ale wtedy znajdował się w moim mieszkaniu i wracał
uradowany do swojego trybu życia. Jak tak o tym myślałem, to studia były chyba
najlepszym okresem w jego i moim życiu. Chociaż... moim jednak najlepszym
okresem był wiek czternastu lat. Wtedy wszystko było poukładane... jedynie
Aleca wtedy jeszcze nie znałem. To jedyny minus tamtego wieku.
Chłopak świetnie odnalazł się na
studiach, więc nie dziwił mnie fakt posiadania przez niego tuzina znajomych.
Wtedy był ostatni raz, gdy widziałem go cały czas uśmiechniętym. Cieszyłem się
z tego, bo wcześniej w dwunastej klasie... to nie jest coś, co wspominam z radością.
Nigdy nie chciałbym powrotu Aleca do tego
życia. Na chwile spuściłem go wtedy z oczu, a on znalazł się na dnie. Historia
lubi się powtarzać, mawiają i mają rację. Znów do tego doprowadziłem. Liczyłem
jednak, że nie stało się z tak samo chujowym skutkiem. Setki godzin terapii,
jeszcze więcej rzygania i wizyt w szpitalu.
Wróciłem do kuchni, żeby umyć po
sobie szklankę z grubym dnem i schować ją na suszarce. Wspomnienia bywają
bolesne, dlatego niezbyt lubiłem to robić. Tym bardziej jeśli chodziło o Aleca.
Dla niego to była otchłań, w którą za każdym razem wpadał, a ja nie zawsze
wiedziałem, jak go z niej wyciągnąć.
Czyżby znów potrzebował
terapii?
– Cordian? – Usłyszałem za sobą, więc
odwróciłem się gwałtownie.
Stał zaspany w pomieszczeniu,
ziewając szeroko i przecierając prawe oko. Nie wyglądał źle, chociaż doskonale
zdawałem sobie sprawę z tego, że to kwestia minut.
– Zrobiłem śniadanie – oznajmiłem,
zaczynając podgrzewać tofucznicę z podsmażanym pomidorkiem, awokado i
grzybkami. Plus surowy ogórek i tosty do tego.
– Nie musiałeś – stwierdził, siadając
na krzesełku barowym.
Wcześniej tego nie zauważyłem, bo
Alec zawsze chodził ubrany na biało, ale tym razem miał na sobie bluzę z
czarnym nadrukiem, oraz luźne spodnie tego samego koloru. Zaciągnął rękawy na
dłonie, jakby zaczynało go ogarniać zimno, choć w mieszkaniu aż tak chłodno nie
było. Sam chodziłem w krótkim rękawku, a on miał na sobie ciepłą bluzę.
– Rozumiem, że już byłeś w łazience?
– Zagaiłem, by choć na chwilę przerwać narastającą ciszę.
Wzdrygnął się. To był dla mnie
sygnał, że trafiłem w sedno. Znów zaczynał pogrążać się w swoim świecie i
swoich przekonaniach, a ja musiałem robić wszystko, byle go przed tym uchronić.
Postawiłem przed nim talerz z
jedzeniem, a ten tylko na nie spojrzał i uśmiechnął się leniwie.
– Masz to zjeść albo zacznę cię
karmić – odparłem.
Spojrzał na mnie przerażony, od razu
chwytając widelec. Nigdy nie przypuszczałbym, że takie groźby na niego
działają, ale skoro zaczęły, to ja miałem dodatkowy wachlarz możliwości. Jadł
powoli, wręcz z obrzydzeniem, jakby za chwile wszystko miał zwrócić. Bałem się,
że to właśnie zrobi. Gdy tylko skończył, pozmywałem po nim, choć żwawo sam
chciał mnie wyręczyć. To ja nawaliłem, więc musiałem sprzątać, nawet dosłownie.
– Cordian... – westchnął, stając obok
mnie w korytarzu. – Nie musisz mnie niańczyć, nic mi nie jest. Powinniśmy... –
skrzywił się, zaciskając szczękę. – Powinieneś zająć się firmą.
– Przestań to robić – chwyciłem go za
ramiona i potrząsnąłem delikatnie. – Wciąż tam pracujesz i będziesz pracował.
To, co dzieje się w firmie, nie ma prawa cię teraz męczyć. To nie koniec
świata, to tylko jeden klient, to normalne. Czasem zdarza się porażka.
– Nie jestem idiotą, Dian! –
Odepchnął się ode mnie, czym niesamowicie mnie zdezorientował. Już od dawna nie
słyszałem, by zdrabniał moje imię. Pierwszy raz też od bardzo dawna tak się
zachował. Wybuchł. – Wiem, że porażki się zdarzają i wiem, że to nie jest
koniec świata. Wiem, że raz jesteś na szczycie, a potem spadasz na dół, tak, to
normalne! – Zaśmiał się ironicznie. – Ale to nie znaczy, że nie mam prawa tego
przeżywać. Przepraszam, że nie codziennie się potykam i nie jestem do tego
przyzwyczajony!– Alec, co ty wygadujesz? – Zmarszczyłem czoło.
Zaczynałem się gubić. Za dużo zaczęło
się dziać na raz i po prostu... przed sobą zobaczyłem zupełnie nową stronę tego
chłopaka. Jak w mieszkaniu wszystko było po staremu, tak w środku blondyna była
mieszanka niezrozumiałych dla mnie nowości. Pod tym wszystkim zdawałem sobie
jednak sprawę z tego, że to nie jest normalne. Oboje to wiedzieliśmy, nawet z
dwuletnią przerwą w naszej przyjaźni.
Alec przyłożył dłoń z materiałem
bluzy do czoła. Był zmęczony i najwidoczniej tracił łatwo nad sobą panowanie z
tego powodu. Nie mogłem zrobić nic więcej, prócz przytulenia go do siebie.
– Nie musisz być przyzwyczajony do
bólu po odniesieniu porażki, nie każę ci tego. – Przycisnąłem go do siebie
mocniej, aż do moich nozdrzy zaczął docierać słodki zapach jego szamponu. –
Wręcz przeciwnie; chcę, byś pokazywał mi swoje cierpienie, żebym mógł ci pomóc.
Wierzę, że też chciałbyś tego samego dla mnie.
– Więc nie udawaj, że ciebie to nie
rusza. – Delikatnie odwzajemnił uścisk, jakbym miał za chwilę go odtrącić.
– To ty nie wierzysz, że nie rusza –
westchnąłem. – Pamiętasz nasz collage?
– Co z nim?
– Wtedy powiedziałem ci, że
kontynuuję swoje studia ze względu na mamę, a nie ojca. – Zacząłem nami trochę
kołysać, mając nadzieję, że go uspokoję. – Jeśli nie udałoby się w firmie ojca
nam obu, wtedy miałbym wykształcenie na podobne stanowisku gdzieś indziej.
Uczyłem się, bo mnie to interesowało, a nie dlatego, bo chciałem być z ojcem.
Pracuję w tym miejscu z tobą, więc jeśli nagle nas zwolnią, to wezmę za to
odpowiedzialność. To ja cię ściągnąłem do tej firmy i to ja będę cię chronił.
– Jesteś idiotą.
Poczułem, jak zaciska materiał mojej
koszulki, a ja machinalnie wzmocniłem uścisk. Nie kłamałem. Pamiętam ten dzień,
jakby wydarzył się wczoraj. Ja, podchodzący do szczęśliwego Aleca i
proponującego mu ofertę pracy razem. Bałem się, że mi odmówi, w końcu był na
zupełnie innym kierunku niż ja chciałem, by pracował. Ten jednak następnego
dnia dał mi pozytywną odpowiedź. Rzucił swoje własne marzenia i pragnienia dla
mojego. Gdybym go zawiódł i zaprowadził ze sobą na dno, wyrzuciłbym go pierwszego
na powierzchnie. Nie byłem głupi, nie aż tak.
Spędziłem z nim czas do samej
dwunastej. Robiłem wszystko, byle odciągnąć go od negatywnego myślenia i chyba
nawet skutecznie mi to wychodziło. Zaproponowałem, że obejrzymy coś razem, że
zagramy wspólnie w planszówki, które tak uwielbiał i miał ich całą szafkę.
Brakowało nam siebie nawzajem, więc kompletnie nie czułem upływającego czasu.
Byłem ciekaw, co u niego a on tego, co u mnie.
– W ogóle kontaktowałeś się z kimś z
gimbazy? – Spytał, rozwalając się na kanapie i zajadając krakersy.
Ja siedziałem na podłodze przy nim i
grzebałem na netflixie, żeby znaleźć coś godnego uwagi.
– Chodzi ci o moją starą paczkę,
której w ogóle nie polubiłeś? – Zaśmiałem się na to wspomnienie.
– Hej, to nieprawda. – Spojrzałem na
niego przez ramię.
Nawet jeśli wyglądał lepiej, to wciąż
w oczach miał wypisaną troskę i zmęczenie. Bałem się o niego i to cholernie.
Powróciłem wzrokiem na ekran
telewizora.
– Nie mam z nikim kontaktu oprócz
Remiego.
– Remiego? – Zaciekawił się. – Nie
kojarzę.
– Nie mówiłem ci? – Odwróciłem się do
niego bokiem, żeby móc widzieć jego twarz. Łokieć umieściłem na kanapie.
– O?
– Remi to Willemina – próbowałem się
nie roześmiać. – Zmienił płeć jakieś cztery lata temu.
Alec zamarzł z krakersem przy ustach
i coraz szerzej rozwierał powieki. Ta reakcja mi udowadniała, że wcale mu o tym
nie wspominałem. To dziwne, w końcu wtedy jeszcze oboje studiowaliśmy i byłem
pewien, że takim niuansem bym się z nim podzielił. No dobra, to nie było znowu
takie „nic”.
– Dlaczego? – Spytał w końcu, choć
ostatecznie chyba poczuł się głupio, bo zaczął się wiercić. – To znaczy, nigdy
nic nie mówiłeś, że źle się czuje w swoim ciele...
– W zasadzie nigdy nie mówił –
przyznałem. – Nagle po prostu mi oznajmił, że teraz nazywa się zupełnie
inaczej. Pomyślałem, że żartuje, ale gdy zjawił się u mnie jako... facet, to
się kurewsko zdziwiłem.
– Wow, chyba to wychodzi poza moje
wyobrażenie... Wille... jako facet... – spojrzał w sufit, by zaraz powrócić do
moich oczu. – Ale powiesz mi, gdy nagle zapragniesz być kobietą? Tak z rok
naprzód?
Wybuchnąłem niekontrolowanym
śmiechem.
– Spoko, ale do niczego takiego nie
dojdzie, zapewniam.
Przez cały ten czas omijałem temat
pracy i jego ojca. Nie wiedziałem już, czy poruszanie delikatnych spraw to
dobry pomysł w jego obecnym stanie. W zasadzie o jego ojcu nie miałem żadnych
wieści od lat, niby się cieszył, ale może to też go gryzło? Może powinienem
spytać? A jednak nie spytałem.
Zamiast tego po dwunastej sięgnąłem
telefon i wreszcie go włączyłem. Alec w tym czasie poszedł do kibla, więc
miałem chwilę. Czekał na mnie tuzin powiadomień i wiadomości. Najważniejsze
było jednak nieodebrane połączenie od ojca. Szykował się syf i zdawałem sobie z
tego sprawę, ale to nic, z czym nie mógłbym sobie poradzić sam. Mimo iż sobota
zawsze była dniem luźnym, nie mogłem pozostać obojętnym. A może mogłem? Nie,
nie mogłem.
Szykowałem się do wyjścia, choć
zaczynało zżerać mnie przeczucie, że zostawienie go teraz samego to bardzo
chujowy pomysł. Niestety, Alec był dorosły i oboje mieliśmy sprawy, od których
uciec się nie dało.
– Idziesz do firmy prawda? – Oparł
się o ścianę, gdy ja wkładałem buty.
Zwilżyłem wargi i odwróciłem się do niego frontem.
– Nie spędzę tam całego dnia, ale
muszę uświadomić wszystkich, że biorę wolne do poniedziałku i nawet mnie siłą
do firmy nie wciągną.
– Nie musisz tego robić... jeśli
oczywiście planujesz siedzieć ze mną – wsunął dłonie do tylnych kieszeni
spodni. – Nie mam pięciu lat, nie zrobię sobie krzywdy. Obiecuję, Cordian.
Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy.
Oboje wiedzieliśmy, że nasze obietnice są poważniejsze niż zwykłe zapewnienia.
Ufałem mu, a ten nigdy nie dawał mi powodów do zwątpienia. Z bólem musiałem się
z nim zgodzić i pożegnać.
Pojechałem do firmy autem i mając
kompletnie gdzieś, że nie ubrałem się służbowo, po prostu wszedłem do budynku.
Recepcjonistki witały się ze mną trochę zdziwione moim wyglądem. To naprawdę
musiało być szokujące – szef wygląda jak zwykły człowiek, a nie biznesmen.
Poczekałem chwilę na swoją kawę od Melody,
która jak zwykle zachowywała się kokietersko. Nie planowałem jej wyrzucać tylko
z tego powodu, w końcu i tak parzyła tutaj kawę i pomagała ciotce. Odebrałem
swój kartonowy kubek i biorąc łyk, odwróciłem się w stronę korytarza. Tam
zauważyłem Noah z Joem. Zmarszczyłem na ten widok czoło, gdy przez myśl
przemknął mi pewien pomysł.
– Jakby co, nie ma mnie dla nikogo
oprócz ojca – odwróciłem się do kobiet.
Bez pożegnania ruszyłem w kierunku
mojego gabinetu i jednocześnie naszych dwóch pracowników.
– O, dobry, Cordian – przywitał się
uradowany Joe.
Skinąłem na niego głową, skupiając
swoją pełną uwagę na młodszym.
– Noah, masz chwilę? – Spytałem
prosto z mostu.
Zdziwił się trochę na moje pytanie.
– Jasne... coś ważnego? – Drążył
zmartwiony.
– Nie... trochę tak. – Znów
spojrzałem na jego towarzysza jakby wyczekująco. – Joe, to nie twój dział. –
Przypomniałem mu.
– Och... no jasne... wy sami
chcecie... no to narka – poklepał Noah po ramieniu, kiwnął mi głową i poszedł.
– Chodźmy do gabinetu, bo tu każda
ściana ma uszy, ok? – Zgodził się bez oporów.
Całą drogę – która długa nie była –
analizowałem swoje słowa, które planowałem wypowiedzieć. Nie mogłem brzmieć
zbyt okrutnie, musiałem być dla niego jak przyjaciel, a nie przełożony. To była
prywatna prośba, nie zawodowa.
Otworzyłem drzwi kartą i wszedłem do
środka. Uderzył we mnie zaduch, który był spowodowany zbyt długim zostawieniem
biura bez świeżego powietrza. Od razu włączyłem klimatyzację, kładąc kubek na
biurku. Dziś nie miałem zajmować się papierkową robotą, przyszedłem wziąć
wolne.
Noah niepewnie podszedł do biurka,
wciąż czując się niekomfortowo w moim towarzystwie. Ałć, aż taki byłem
przerażający?
– Na początek powiem, że to
spontaniczna prośba i prywatna, więc nie musisz się stresować. Jeśli mi odmówisz,
trudno – zacząłem. Noah tylko pokiwał głową i faktycznie trochę się wyluzował.
Oparłem się biodrami o biurko,
zaplatając ramiona na piersiach.
– Nie wiem, czy doszły cię słuchy, bo
niespodziewanie jesteś dziś w biurze, ale... nie udało się nam podpisać kontraktu
z Zackiem, dla którego zrobiłeś ofertę.
– Była zła? Rany, przepraszam. – Znów
się spiął.
– Nie... – zaśmiałem się krótko.
Już rozumiałem, dlaczego Alec tak
dobrze się z nim dogadywał, byli do siebie cholernie podobni. Pierwszy raz
rozmawiałem z tym chłopakiem. Zazwyczaj robił to Alec.
– Kontynuując – odchrząknąłem. –
Alec... nie wiem, na jakim poziomie jest wasza przyjaźń, ale znacie się od
dwóch lat i często widziałem was dość blisko, dlatego...
– Nic nas nie łączy! – Zaprzeczył
szybko, więc wytrzeszczyłem gały. Ten chłopak przerywał mi co chwilę. – Ja...
jestem gejem, ale mam faceta.
– Wiem – uśmiechnąłem się. – Daj mi,
proszę, skończyć zdanie, dobra? – Jego usta zacisnęły się w linie, więc uznałem
to za zgodę. – Alec łatwo poddaje się porażkom i... trochę go przerosła. Wiem,
że jesteście blisko, a ja od poniedziałku będę musiał poukładać sprawy w
firmie. Biorę wolne do tego czasu, by z nim być, ale... od poniedziałku będzie
zdany na siebie. – Spojrzał na mnie z niezrozumieniem. – Chodzi o to, że
chciałbym cię prosić... byś spędził z nim więcej czasu w przyszłym tygodniu.
Daję mu wolne, bo musi ochłonąć, ale nie mogę pozwolić, by całe dnie miał czas
na myślenie, to nigdy nic dobrego mu nie przynosiło.
– Chwila – potrząsnął głową. –
Alec... jestem w złym stanie?
– Nie mów mu, że to ja cię nasłałem,
ale tak. Udaje silnego, ale wiem, że jest źle. Pomożesz mi? Jemu? Oczywiście,
ty też dostaniesz wolne. To brzmi jak przekupstwo – spojrzałem w bok.
– Jasne – powróciłem spojrzeniem na
niego. – Alec to mój przyjaciel... jeśli ma problem, to mu pomogę. Nie powiem,
że wiem od ciebie... – nagle się zaciął, by zaraz się uśmiechnąć. – Nawet wiem,
co zrobić, by zabronić mu zostać sam na sam z myślami.
– Aż tak? – Zaśmiałem się. – Ashkore
nie będzie miał nic przeciwko?
– A skąd – wzruszył ramionami. –
Tyle, ile ja czasu spędzam z Aleciem, to żaden facet by nie wyrobił. Ash jest
dość... – znów urwał, patrząc na mnie zszokowany. – Chwila, skąd wiesz jak ma
na imię? Znacie się?
Postanowiłem przemilczeć tę jedną
kwestię. Czy znałem Ashkora? Pytanie brzmiało, kto w mojej rodzinie go nie
znał?
Komentarze
Prześlij komentarz