By Your Side Cz.13 Alec


Samolub, który tęskni

Nigdy nie sądziłem, że najgorszy czas w moim życiu będzie też tym najlepszym. Przeżywałem utratę kontraktu z Zackiem, ale im więcej czasu mijało, tym mniej bolało. Cordian większość tego czasu spędzał ze mną, zupełnie tak, jakby te dwa lata przepaści nie istniały. Rozmowy, zabawy, wspólne posiłki; brakowało mi tego. Przez cały weekend unikaliśmy tematów związanych z firmą i praca. Delektowaliśmy się ciszą i spokojem przed burzą. Nawet jeśli zapewniał mnie, że to tylko jeden nic niewart kontrakt, ja wiedziałem, że akurat ten jeden znaczył więcej niż reszta.

Z natury nie byłem samolubną osobą, ale każdy z nas wewnątrz posiada cząstkę tej cechy. Ja również. Bardzo pochlebiał mi fakt, że Cordian znów zaczął mnie zauważyć, że znów jest ze mną jako przyjaciel, a nie szef. Chciałem przez te kilkanaście godzin być samolubny. Chciałem być jego centrum zainteresowania i odrzucić wszystko inne w kąt. Nawet odtrącałem Noah, który sporadycznie próbował się ze mną skontaktować. Od poniedziałku znów mogłem być dawnym chujowym Aleciem, ale ten jeden raz pragnąłem powrotu do korzeni, tych, które zaczęły usychać. Ostatnie tchnienia tego żywego organizmu.

– O czym myślisz? – Spytał, serwując nam Hummus do jedzenia.

Cordian był pieprzonym geniuszem w kuchni, podczas gdy ja potrafiłem przypalić garnek z gotującą się wodą na pierogi. Odkąd pamiętam, chodziłem do niego na domowe posiłki, gdy tych zaczynało mi coraz częściej brakować, a on skrupulatnie zalepiał tę dziurę. Miał jeden minus; nie jadał mięsa. Mógłbym się dla niego wyrzec ten mięsożernej trony siebie, ale i tak nigdy nie narzekał na moje stanowisko w tej sprawie. Cieszyłem się z tego. Zawsze z apetytem zajadałem przygotowane przez niego dania. Były pyszne.

Podał nam dwa talerze, więc potarłem dłonie uradowany z kolejnego doskonałego posiłku. Usiadł obok mnie, a ja w końcu postanowiłem odpowiedzieć.

– Rozmyślałem o twoich umiejętnościach w kuchni. – Nie skłamałem.

– Nie rozwijałem ich ostatnio – wyznał, biorąc pierwszy kęs. – W zasadzie mało rzeczy robiłem po powrocie do domu.

Spiął się delikatnie, dopiero zdając sobie sprawę, że powrócił na unikany temat. Spojrzał na mnie kątem oka, by zaraz powrócić do jedzenia.

– Nie jestem trędowaty. – Oparłem się łokciami o blat, patrząc wprost na niego. – Ten temat mi nie przeszkadza.

– Ale mi przeszkadza – stwierdził, nawet nie zaszczycając mnie spojrzeniem.

Byłem trochę zdziwiony, że tak się do mnie zwrócił, ale z drugiej strony byłem przecież świadom tego, że za chwilę powrócimy do starych nawyków, gdzie nasze jedyne rozmowy przeprowadzamy na tematy służbowe. Zaskoczyło mnie jednak, że tak szybko to się działo.

– Przepraszam.

– Nie... – westchnął, przymykając powieki. – To ja przepraszam. Po prostu chcę jeszcze chwilę cieszyć się myślą, że firma nie istnieje i nasze życie wygląda niczym te na studiach.

Wiedziałem, co chciał przez to powiedzieć. Wtedy wszystko było inne, lepsze. Ja, który robił to, co chciał. On, który cieszył się z nauki ekonomii i zarządzania. Byliśmy zupełnie innymi ludźmi. Szczęśliwszymi niż teraz. Mieliśmy jasne plany i marzenia, które w jeden dzień się zmieniły. Ten dzień nadszedł tak gwałtownie, bez ostrzeżeń;  Elron nagle dostał awans na prezesa zarządu i przez to na swoje poprzednie stanowisko mianował własnego syna. Chyba żaden z nas nie spodziewał się takiego finału.

– Rozumiem.

Byłem jeszcze większym egoistą, gdy okazywałem swoje pragnienia przed nim. Świat nie kręcił się wokół mnie, Cordian też musiał być zmęczony zaistniałym problemem, a ja tylko dokładałem mu zmartwień. Starał się być dobrym przyjacielem i odpowiedzialnym szefem, a ja tylko byłem pachołkiem na jego drodze.

– Ale skoro już jesteśmy na delikatnych tematach. – Przerwał narastającą ciszę. – Wizyta u ojca aktualna?

– Och... – przełknąłem. – Tak, adwokat niczego nie odwołał.

– Mam nadzieję, że to jakoś wprowadzi cię lepiej w nowy tydzień – uśmiechnął się w boski sposób.

Nigdy nie mieli okazji się poznać, ale wierzyłem, że jeszcze zdążą. Nic nie było przesądzone, nawet jeśli nasza przyjaźń mocno podupadła od tamtego czasu.  Z perspektywy czasu moje zachowanie wydawało się głupie; błagałem, żeby uwierzył w moje słowa, a on od lat nie okazywał zwątpienia. Kto normalny tak robi? Z czasem wszystko się rozwiązało, bowiem Cordian miał złote serce. Zawsze lubił pomagać innym, nawet jeśli ci niezbyt sobie tego życzyli. Może w pewnym sensie wykorzystywałem jego dobroć i naiwność? Prawdopodobnie.

Po skończonym posiłku jeszcze chwilę porozmawialiśmy, a potem chłopak pojechał do siebie. Spędził w moim mieszkaniu dwie noce i najwidoczniej nie planował trzeciej. Rozumiałem go w jakimś stopniu.

Na zegarku wisiała dwudziesta druga, a ja niczym styrany całym dniem, padłem na swoją sofę w salonie. Kaptur od mojej bluzy nasunął się na moją głowę. Wyjąłem swój telefon z kieszeni, aby wreszcie zobaczyć, co słychać w świecie zewnętrznym. Kilku znajomych dodało nowe zdjęcia, kilka udostępnionych artykułów czy śmiesznych obrazków. Zero nieprzeczytanych wiadomości. Wtedy jak na zawołanie na samej górze ekranu wyświetliła się część wiadomości od Noah. Uniosłem brew w górę, gdy zaczęło wydawać mi się to podejrzane. O tej godzinie to nigdy nie wróżyło niczego dobrego.

Od: Noah

Cześć, synek. Plany na jutro?

 

Gdy wszedłem w treść, ta jeszcze bardziej jebała ściemą na kilometr. Coś się kroiło i ja byłem o tym święcie przekonany. Chcąc nie chcąc – nie oszukujmy się, lubiłem być detektywem i wpadać jak idiota w pułapki – zacząłem mu odpisywać.

 

Do: Noah

Spotykam się z ojcem koło południa, a potem nic, bo Cordian dał mi przymusowy urlop. A co jest?

 

W trakcie czekania na odpowiedź zacząłem przeglądać dalej facebooka. Bardzo pasjonujące zajecie, gdy nudzi ci się cholernie. Nie przypuszczałem, że będę miał tyle wolnego i to na przymus, więc nie zaopatrzyłem się w jakąś konsolę czy inne rozrywki do własnego domu. Miałem tylko telewizor, który pierwszy raz od dawna został użyty przez Cordiana, żeby pooglądać Netflixa. Wtedy zapaliła się w mojej głowie lampka, że następnego dnia wstąpię do kilku sklepów z elektroniką i zrobię porządne zakupy; kasa i tak leżała na koncie nieruszana. No, chyba że w barach. Z rozmyśleń i planowania wybił mnie dźwięk powiadomienia, a ja zrozumiałem, że machałem tym palcem po ekranie na stronie głównej aplikacji i absolutnie na niczym nie skupiałem uwagi.

 

Od: Noah

Spotykasz się z ojcem? :o

No to może wpadniesz do nas wieczorem i mi opowiesz?

 

Spojrzałem za okno, jakby tam znajdowała się prawda w intencjach tego chłopaka. To ja zawsze wpraszałem się do domu Ashkora, nigdy jeszcze mnie tam nie zaproszono z własnej woli. Jeśli ktoś miałby mi wmówić, że to nie podstęp, to kazałbym mu iść kupić mózg.

 

Do: Noah

Ash zaprasza? ;)

 

Byłem przy tym trochę kąśliwy, ale no taki miałem obecnie humor i trudno mi było wyjść z tej roli. Nie lubiłem niespodzianek, więc jeśli ktoś coś kręcił celowo, to mi się to nie podobało. Młody zdawał sobie z tego sprawę, dlatego miałem nadzieję, że jak zawsze odbierze moje teksty jako droczenie się.

 

Od: Noah

Hohoho, komuś się żarcik wyostrzył. Ja cię, kurwo, zapraszam. Ash jutro wychodzi gdzieś z Joem, bo niedługo planują gdzieś razem wylecieć. Ponoć Joe dostał nową rolę i ona ma związek coś z Berlinem. To jak, piszesz się?

 

Wahałem się nad dłuższym droczeniem się, ale w końcu odpuściłem i postanowiłem się zgodzić. Spędzanie czasu z Noah nigdy nie było męczące i wiedziałem, że mogę przy nim się wyluzować. Mogę być prawdziwym sobą. Już nie miałem takich osób, więc ceniłem każde spotkanie czy rozmowę z nim.

Odpisałem mu krótką zgodę, by następnie posiedzieć w tej samej pozycji przez chwilę i zebrać się do spania. Następny dzień miał być dla mnie kolejnym z tych ważniejszych. Bałem się trochę, że go zawalę, jak zwykle. Moją naturą jednak była destrukcja i improwizacja. Wszystko, co miałem zaplanowane na ostatni guzik, okazywało się nudne i czasem okrutne. To pojebane uczucie, gdy masz pewność, że wszystko jest na swoim miejscu, ale nagle zostajesz rzucony w brutalną rzeczywistość, gdzie nic nie jest pewne. No bo czego w życiu byłeś pewien? Chyba tylko tego, że umrzesz. Nie nadawałem się na stanowisko asystenta Cordiana i oboje zdawaliśmy sobie z tego sprawę. Szkoda, że byłem zbyt słaby, by to przyznać.

Wpełzłem pod kołdrę i zakryłem się pod samą brodę. Patrzyłem w ciemne niebo za oknem, które tej nocy było krystalicznie czyste. Jak na listopad było to dość niespotykane. Modliłem się w duchu o białe święta, by chociaż końcówka roku była lepsza niż jego większość. Ciekaw byłem, czy kolejne Boże Narodzenie spędzę sam...

 Następnego dnia obudziłem się bez większych problemów. Sen miałem nieprzerwany, bez żadnych koszmarów czy nieplanowanych pobudek. Dobre i to. Zacząłem się szykować do wyjścia. Dziś wyjątkowo wdziałem czarne spodnie i ciemnozieloną bluzę wciąganą przez głowę. Nie wyglądałem, jakbym miał za chwilę spotkać się z ojcem po dziesięciu latach. Raczej jakby szedł na kolejne spotkanie z Noah.

Już zaczynałem odczuwać burczenie w brzuchu na samą myśl, że tego ranka jestem skazany na zjedzenie czegoś w drodze. Pamiętałem, że muszę kupić sobie jakąś konsolę czy nowe książki. Nie mogłem siedzieć w domu i wgapiać się w sufit, bo to byłoby co najmniej dziwne. Wystarczająco dziwny już byłem.

Gdy wkładałem buty, niespodziewanie usłyszałem dźwięk swojego telefonu. Sięgnąłem go z tylniej kieszeni spodni, odblokowując zaraz ekran. Na wyświetlaczu znajdowała się wiadomość od Cordiana, w której pisał, abym nie zapomniał pozdrowić ojca. Uśmiechnąłem się do siebie. To było kurewsko urocze, że facet tak bardzo chciał nawiązać jakiś kontakt z moim ojcem. Nie zabraniałem im tego, nawet się trochę ekscytowałem na możliwy scenariusz ów spotkania. Kilka obejmowało nas jako parę, a kilka jako zwykłych przyjaciół. Było wiele w różnym przedziale wiekowym, ale żaden nigdy się nie spełnił. Mój ojciec siedział dłużej, niż myślałem.

Zerknąłem jeszcze tylko na godzinę wyświetlaną dużymi cyframi. Po dziewiątej rano. Co ja mogłem robić do południa? Chodzenie po sklepach nie wydawało się złe, ale nawyk wszedł mi w krew odnośnie wstawania wcześnie i pójścia do firmy. Teraz nie miałem gdzie iść przez najbliższy tydzień i to było trochę przerażające. Stracenie miejsca, do którego byłeś w jakimś stopniu przywiązany. Nie mogłem pokłócić się z Kaiem, nie mogłem posłuchać narzekań Joego, nie mogłem wpaść na Clarę i posłuchać jej przypałów z Polski. Byłem skazany na samego siebie i łaskę Noah. To brzmi trochę strasznie, nie?

Jeździłem autem z miejsca w miejsce, gdy stwierdziłem, że spacer to jednak chujowy pomysł skoro zamierzam kupić jakąś elektronikę. Szwędałem się po salonie i przeglądałem różne oferty, co jedna była lepsza. Ostatecznie wybrałem Play Station 4, a przy kasie ładna ekspedientka mnie poinformowała, że pod koniec kolejnego roku ma wyjść nowa generacja. Nie wiem, czy w jej oczach wyglądałem na gamera, ale nim nie byłem. Kilka lat temu może i się zdarzyło, że zarywałem nocki na turnieje z kumplami, ale od wieków już tego nie robiłem i nawet nie miałem pojęcia, co jest teraz na topie. Potrzebowałem tego tylko jako zapychacz wolnego czasu przez najbliższe dni. Tyle.

Przejrzałem jeszcze gry na półkach i wybrałem kilka tytułów, a żeby mi się nie nudziło to z różnych gatunków. Remake Resident Evil 2, Final Fantasy XV, Assassins Creed Odyssey, jakieś wyścigówki i przygotówki, które nawet większymi seriami nie były. Nie dałbym rady tego wszystkiego ogarnąć w kilka dni, ale hej, nigdy nie wiesz, co cię zainteresuje w danym dniu, nie?

Skończywszy moje pierwsze zakupy, podjechałem do księgarni. Tam zaczęła się dopiero jazda bez trzymanki; tuziny tytułów, które miały swoje premiery na dniach i te, które stały już dłuższy czas. Wszystko było cholernie ciekawe, okładki, opisy, styl pisania. Wszystko bym przeczytał, ale akurat aż tyle czasu to znowu nie miałem.

Gdy już przeglądałem entą lekturę, podeszła do mnie – najwidoczniej – zirytowana sprzedawczyni. Z przyklejonym uśmiechem na ustach spytała:

– Interesuje pana coś konkretnego? Gatunek? Autor? – Zaplotła ręce za plecami, a ja dość w chamski sposób ją zmierzyłem.

Nie byłem super wysokim chłopakiem, jednak metr osiemdziesiąt posiadałem, a ona musiała być z dobre dwadzieścia mniejsza. Lokowane blond włosy, które swobodnie opadały jej na ramiona. Strój chyba firmowy, ponieważ zwykła biała koszula, na której znajdował się swego rodzaju kawowy fartuch o tym mówiły. Jej brązowe patrzałki wpatrywały się we mnie wyczekująco, a ja zrozumiałem, że nie mogła pracować tu długo i nie była raczej osobą starszą.

– Przepraszam – odchrząknąłem, odkładając książkę. – Od miesięcy nie interesowałem się rynkiem i średnio wiem, co teraz jest popularne i ciekawe. W zasadzie nie lubię tylko sci-fi. Nie pogardzę romansem, ale nie przyszedłem tu w żadnym konkretnym celu. Trudny ze mnie klient? – Uśmiechnąłem się przepraszająco.

Dziewczyna zaśmiała się po chwilowym zawahaniu.

– Nie pracuję tutaj długo – Bingo! – ale jeszcze nie przyszedł tutaj facet, któremu nie przeszkadza romansidło. W sensie, nie oceniam. – Od razu zaczęła się tłumaczyć.

– Ta, domyślam się, że to ostatni gatunek na liście u facetów – przyznałem jej rację.

Zaprowadziła mnie na dział, w którym wreszcie wiedziałem, że powinienem znaleźć się od razu. Bestsellery. W duchu już ją przytuliłem, ale na żywo starałem się opanować i na spokojnie podejść do zakupów.

– Co konkretnie pani poleca? – Zagadnąłem, przeglądając tytuły wzrokiem.

– Cóż... – Ona również zaczęła wszystko przeglądać, jakby nie wiedziała, czego szuka lub wręcz przeciwnie. – Jeśli o romans chodzi, to jest jeden dość nietypowy, ale od bardzo popularnego teraz pisarza. Nawet niedawno wyszedł film na podstawie jednej jego historii i muszę przyznać, że był rewelacyjny.

Miałem wrażenie, jakby wewnątrz piszczała, ale tak jak ja, na zewnątrz musiała grać opanowaną. W końcu wygrzebała z półki wyżej powieść, której okładka była nad wyraz znajoma. Dominowały na niej czerwień i czerń, a motywem przewodnim był mężczyzna, dookoła którego rozprzestrzeniały się właśnie te dwie smugi kolorów. Tytuł był dość tajemniczy, choć intrygował do zerknięcia w opis. Sięgnąłem książkę z jej rąk i zerknąłem na tył.

– O kurwa... – Rozchyliłem lekko usta, gdy dotarła do mnie powaga sytuacji. Gdy dotarło do mnie, co trzymam w dłoniach.

– Tak między nami, podejrzewam, że ta historia była wzorowana na autorze – szepnęła mi na ucho.

Już wiedziałem, skąd znam tę książkę; ta sama stała na półce w domu Noah i była dość wytarta, jakby ktoś często ją czytał. Dodatkowo na stronie tytułowej znajdował się podpis od samego autora.

– Biorę – zapewniłem od razu.

– Tylko... – odchrząknęła. – W środku są wątki homoseksualne. Mówił pan, że może być romans, ale czy dwóch mężczyzn też się zalicza? – Spojrzała na mnie wręcz przepraszająco, jakby dopiero sobie przypomniała, że rozmawia z facetem o książce na temat gejów.

– Jestem gejem – uśmiechnąłem się. – Nie przeszkadza mi to.

– Ojej, przepraszam – spojrzała gdzieś w bok. – Musiałam zabrzmieć niegrzecznie.

– Niby w którym momencie? – Prychnąłem. – Zainteresowałem się tym, ponieważ mój znajomy ma ją w domu, a ja nigdy jakoś o nią nie spytałem z racji braku czasu na czytanie. Dziś wreszcie mogę sprawdzić, co go w niej tak urzekło – pomachałem dość grubą lekturą przed jej oczami. – Poproszę tylko tę.

Przeszliśmy do kasy, gdzie za ladą siedziała jeszcze jedna dziewczyna, ale nieco bardziej znudzona życiem niż ktokolwiek. Żuła w bardzo obleśny sposób gumę, gapiąc się w treść jakiejś książki, której tytułu nie mogłem dostrzec. Zapłaciłem odpowiednią cenę za swoją, podziękowałem za miłą obsługę i rozmowę, by zaraz wyjść na chłodne powietrze.

Wsiadłem do pojazdu, rzucając książkę za siebie na siedzenie. Spojrzałem leniwie na zegarek na prawym nadgarstku i z uradowaniem mogłem stwierdzić, że dochodziła już jedenasta. Postanowiłem ostatnie minuty zainwestować w odwiedziny sklepu z butami, ponieważ nadchodziła mimo wszystko zima, a ja średnio byłem na to gotów. Najchętniej całe życie popierdalałbym w trampkach, ale czasem trzeba było dorosnąć. Czyt. temperatura zmuszała do innego obuwia.

Wiecie, czego nie lubię w zakupach stacjonarnie? Zakupów stacjonarnie. Przez Internet nikt ci nie patrzy na ręce, nikt cię nie pogania. Jedyny minus jest taki, że nie możesz przymierzyć, czy aby na pewno buty, czy ubranie są dobre. Ale to detal. W sklepie stacjonarnym musiałem przymierzać setki butów, by móc stwierdzić, że asortyment jest chujowy i mi się nie podoba. Tak, po prostu byłem szmatą, która narzeka na wszystko, co nie jest białe albo nie jest trampkami. Super ze mną ubaw mieli.

Po dłuższych bataliach w końcu zdecydowałem się na białe adidasy, które miały akcenty złota. Powinni zabronić mi kupowania w tym kolorze, ponieważ z moją zdolnością do zaliczania gleby, ciuchy były do wyjebania po jednym razie. Nie zliczę, ile razy tak się stało. Buty miały jeszcze gorzej, przypadkowo – na pewno – wchodziłem w kałuże, błoto, albo zwyczajnie po czasie stawały się ujebane. Uroki, wszystko je ma.

W końcu jednak zacząłem kierować się w odpowiednie miejsce na spotkanie z ojcem. Nie chciałem tego przyznać, bo trochę mnie to przerażało. Przerażała mnie myśl, że boję się spotkać mojego ojca w zakładzie karnym.



~awenaqueen~


Komentarze

Popularne posty