By Your Side Cz.14 Alec


Małżeństwo po wpadce

– Dasz radę, Alec – przymknąłem powieki, czekając na ojca przed szybą. – Nie mógł się bardzo zmienić.

Czułem się jak w jakimś kiepskim filmie kryminalnym, gdzie to rodzina odwiedza osadzonego. Prawda jednak była bardziej skomplikowana, bowiem osadzony nie chciał widywać się ze swoim rodzonym i jedynym synem przez ponad dziesięć lat. Nigdy nie poznałem powodu. Adwokat wyjaśnił mi tylko, że dla mojego ojca jest trudne widzieć mnie po drugiej stronie i nie móc nawet przytulić. Nie rozumiałem tego, ale teraz jednak wszystko do mnie dotarło. Siedziałem na jakimś śmiesznym krzesełku przy małym biureczku, nad którym stała szybka podziurawiona w kilku miejscach, aby było dobrze słyszeć drugą stronę. To było koszmarne. Czułem się koszmarnie. Kogo miałem za chwilę spotkać? Swojego ojca czy może już zupełnie obcego człowieka? Może mnie tak naprawdę nienawidził cały ten czas? W końcu to przeze mnie tu siedział. Przez moją głupotę.

Oparłem się łokciami o blat, skrywając nos w dłoniach. Byłem zmęczony własnymi obawami i wyobrażeniami. Każde kolejne wydawało się gorsze, a im dłużej mojego ojca nie było, tym bardziej świrowałem. W końcu do moich uszu doszedł trzask mocarnych drzwi, więc wyprostowałem się jak struna na tym krześle, czekając niczym na ścięcie.

Przede mną pojawił się... mój ojciec w kajdanach, które miał spięte z przodu. Patrzył na mnie chwilę w bezruchu, jakby zmroził go mój widok. Jakby wcale się mnie nie spodziewał i ktoś zrobił mu kawał. Tak było?

W końcu uśmiechnął się i usiadł pod nadzorem policjanta. Przełknąłem ślinę, denerwując się jak cholera. Dłonie splotłem ze sobą pod stolikiem i czekałem. Kto powinien się pierwszy odezwać?

– Alec... – Wyręczył mnie.

Całe powietrze ze mnie uszło, gdy usłyszałem jego ochrypły głos. Był inny, to pewne. Tyle lat spędzonych za kratkami zmieniało ludzi, nawet kogoś tak dobrego, jak mój ojciec. Mimo wszystko wyglądał zadbanie. Starałem się wysyłać mu paczki, bo tylko na tyle mi pozwalał.

Zagryzłem wargę, żeby się nie rozryczeć niczym małe dziecko.

– Tato... – odezwałem się z łamiącym się głosem.

– Wyrosłeś – zaśmiał się, a jego oczy zaszły łzami. – Cholera, to już jedenaście lat, prawda? Oczywiście, że urosłeś.

Najwidoczniej czas płynął w tym miejscu zupełnie inaczej, bowiem dla niego wszystko wydawało się takie surrealistyczne. Jakbyśmy wcale nie zostali rozdzieleni, jakbyśmy wciąż byli kochającą się rodziną. Niestety, nie byliśmy.

– Tato... jak się czujesz? – Przełknąłem rosnącą gulę, pochylając się trochę do przodu.

Byłem taki ciekaw jego osoby, jego przeżyć i doświadczeń. Czy nie miał tutaj zbyt wielu wrogów i czy nie sprawiał problemów, za które mogliby przedłużyć mu odsiadkę. Już nie bałem się rozmowy z nim, teraz jej pożądałem niczym pokarmu.

– Dobrze, bardzo dobrze – zapewniał. – Ale nie mówmy o mnie, proszę – przysunął się. – Jak ci się życie układa? Pracujesz?

– Co roku wysyłałem ci listy z podsumowaniem – wywróciłem oczami.

– No tak, tak, ale minął rok od ostatniego, więc mogło się wiele zmienić... – zmieszał się trochę. – Przepraszam, że na żaden nie odpisywałem...

– Dlaczego tego nie zrobiłeś?

Patrzył na mnie ze smutkiem i zawahaniem. Bałem się, że wcale nie chciał utrzymywać kontaktu, ale w końcu nadszedł ten moment, że powinien.

– Bałem się... – zamrugałem zszokowany. – Czas tak gonił. Ty byłeś wolny, a ja? Byłem tutaj i nie mogłem patrzeć, jak radzisz sobie z tym wszystkim... Nie chciałem, byś się tego wstydził.

– Niby czego? – Podniosłem się trochę, ale zaraz usiadłem normalnie, żeby nie dawać pretekstów do zakończenia widzenia.

– Zachowałem się nieodpowiedzialnie – pokręcił głową. – Jako dorosły powinienem ci pokazać, że problemy rozwiązuje się inaczej... ja zadziałałem instynktownie i rzuciłem się na nich. Jeszcze na twoich oczach... było mi wstyd, że nie dałem ci dobrego przykładu i zostawiłem cię. Żałuję.

– Nigdy tak na to nie patrzyłem – pokręciłem głową. – Byłeś dla mnie bohaterem, a ja nie umiałem być takim samym dla ciebie. Prawda jest taka, że to przeze mnie tutaj siedzisz. Gdybym wtedy... – zawahałem się, wycierając oczy dłońmi. – Przepraszam. Zawsze chciałem cię za to przeprosić osobiście.

– Mój Boże, to nigdy nie będzie twoja wina! – Uniósł się, a kajdanki wydały z siebie szczęk. – To nie wina ofiary, że oprawca ją atakuje! Absolutnie nigdy tak o tym nie myślałem! Gdybym musiał, zrobiłbym to po raz kolejny, ponieważ jesteś moim synem i wolałbym cierpieć za nas obu, niż patrzeć, jak cierpisz sam. Proszę, nie odbieraj moich słów w ten sposób. Teraz mi tak źle, że to powiedziałem. Widzisz? – Teraz to on przetarł oczy zrozpaczony. – Dlatego nie chciałem się z Tobą widywać. Palnąłem takie głupstwo, chociaż psycholog ostrzegał, że ofiary często biorą winę na siebie.

– Psycholog? – Dopytywałem.

– Tak, miałem kilka sesji z terapeutą. Musieli stwierdzić, czy jestem niepoczytalny i czy nie zagrażam innym – westchnął, patrząc na dłonie pod stolikiem. – Jak mama? – Spojrzał na mnie zaintrygowany.

– Nie wiem – odwróciłem wzrok.

– Słucham? – Zdziwił się. – Nie utrzymujesz z nią kontaktu? – Pokręciłem głową, wciąż bojąc się jego palącego spojrzenia. – Od jak dawna? Chyba nie z mojej winy? To twoja matka, Alec!

– Matka, która bez problemu się z tobą rozwiodła tylko dlatego, bo uwierzyła w twoją winę! – Uderzyłem ręką w drewno, a zaalarmowany strażnik ruszył w naszą stronę, więc gwałtownie się skuliłem.

– Alec... Te sprawy... dotyczyły naszej dwójki. Ona wciąż jest i będzie twoją mamą. – Był zawiedziony, widziałem to. – Myślę, że powinniście porozmawiać. Jesteś na tyle duży, że powinieneś to zrozumieć.

– Że wyszła za ciebie tylko dlatego, bo byłem wpadką? – Patrzyłem na niego z pustką w oczach, podczas gdy w jego rozpaliła się iskra przerażenia.

Prawdę znałem od lat. Podsłuchałem jedną z tym „poważnych” rozmów mojej matki z jej nową przyjaciółką. Właśnie wtedy opowiedziała jej, jak to wpadła na imprezie z moim ojcem, choć wcale nie widziała w nim nikogo więcej poza „przelotną przygodą”. Niestety, pod wpływem alkoholu i nikłej antykoncepcji, wpadła. Dziadkowie nie mogli pozwolić, by taki wstyd spłynął na ich rodziny, więc mój ojciec oświadczył się mamie i tak postanowili grać kochającą się rodzinę. Dla mnie. Tylko dla mnie. Nie byłoby ich razem, gdyby nie ja. Nie miała problemu odwrócić się od męża w chwili, gdy ten dał jej zielone światło. Tak naprawdę szukała pretekstu, a ten był na tyle poważny, że mogła z niego skorzystać i się zwyczajnie rozwieść. Wtedy tego nie rozumiałem, ale z czasem pojąłem, czym jest miłość i jak kruche potrafią być uczucia ludzi.

– To nie tak... – Kręcił zbyt szybko głową jak na mój gust. Był spanikowany – Kochałem cię...

– Wiem – zapewniłem natychmiastowo. Gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały, uśmiechnąłem się szczerze. – Też cię kocham, tato. Cieszę się, że to ty nim jesteś, a nie ktoś inny. Ale proszę, uszanuj moją decyzję o odtrąceniu mamy. Ja... – westchnąłem. – Nie czuję się na siłach, by z nią rozmawiać. Mam ostatnio... trochę mętlik w głowie i jestem zmęczony. Porozmawiajmy o tym kiedyś, dobrze? Wykorzystajmy pozostały czas na inne tematy.

Oparłem się o stolik, zachęcając go tym samym do zgodzenia się na moją prośbę. Zrobił to. Odwzajemnił mój uśmiech swoim własnym, by zaraz gładko przejść do czegoś luźniejszego.

– Swoją drogą – wtrąciłem, gdy nasz czas powoli dobiegał końca. – Cordian cię pozdrawia.

– Och, wciąż się przyjaźnicie? – Ucieszył się. – Ten chłopak jest niesamowity. Nie mogę się doczekać, aż go poznam i podziękuję za opiekę nad tobą.

– Tato, on się mną nie opiekował – zaśmiałem się dźwięcznie. – Przyjaźnił tylko.

– I tyle wystarczyło w tak trudnym okresie dla ciebie. – Żachnął się.

– Obiecasz mi coś? – W chamski sposób narzuciłem na niego odpowiedzialność, ale ten bez zastanowienia się zgodził. – Gdy tylko stąd wyjdziesz... zamieszkaj ze mną. To nie problem – zacząłem, gdy ten już chciał się wtrącić. – Mieszkam sam na dużym metrażu, mam dwa pokoje dlatego składam ci tę propozycję po przemyśleniach. Nie jest spontaniczna, przysięgam! A musisz wiedzieć, że powagi przysięgi nauczył mnie Cordian, więc moje słowo jest święte.

Tata po chwilowym zmieszaniu zaczął się głośno śmiać.

– Nauczył cię też przegadać swojego rozmówcę. Naprawdę nadajesz się do pracy w biurze.

W pewnym sensie słowa mojego ojca dodały mi wiatru w żagle. Do tej pory myślałem, że jestem przeciętny, a same zapewnienia Cordiana, że jest inaczej, nie wystarczały. On nie był obiektywny. W jakimś stopniu mój ojciec również, ale jednak on nie widział mnie od tylu lat, musiał być pewien swoich słów, skoro nagle je wypowiedział. Nawet nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo mi to pomogło stawić czoła problemom. Kilkanaście minut rozmowy z ojcem sprawiło, że poczułem się jak dzieciak, którego ojciec zawsze wysłuchał, zawsze przytulił, gdy śnił mu się koszmar, zawsze wygłupiał się, zawsze rozumiał. Tęskniłem za nim i byłem dumny, że mimo chujowych warunków, wciąż był moim tatą; takim, jakim go zapamiętałem.

Pożegnanie było trudne, choć i tak świadomość, że niedługo znów mogliśmy się spotkać, była bardzo pocieszająca. Byłem w zupełnie innym nastroju, opuszczając więzienie, niż gdy do niego wchodziłem. Wszystko teraz wydawało się takie prostsze i... trywialne.

Dlatego właśnie wybrałem numer ukochanego, żeby usłyszeć jego przywitanie po pierwszym sygnale.

– Wyszedłem ze spotkania – przymknąłem powieki, opierając się jedną ręką o dach auta. – To wciąż mój ojciec.

– Alec... cieszę się wraz z tobą. Naprawdę. Dobrze się trzyma? – Zaczął swoje własne przesłuchanie. – Kiedy wychodzi?

– Nie wiem, kiedy wychodzi, bo tak zaczęliśmy rozmawiać, że te kilka minut rozmowy minęło niczym sekundy. – Zacząłem żałować, że nie spytałem. – Ale pozdrowiłem go i stwierdził, że musi ci osobiście podziękować za opiekę nade mną. Rozumiesz? – Prychnąłem, otwierając auto.

Po drugiej stronie rozbrzmiał donośny śmiech mojego przyjaciela, co również rozlało na moją duszę przyjemne ciepło.

– O tak, ugotuję coś dla niego, żeby ocenił, czy moja opieka była odpowiednia – zażartował, a ja zrobiłem minę znudzenia.

– Będziesz miał okazję, bo gdy wyjdzie, będzie mieszkał ze mną. – Usadowiłem się na swoim miejscu, kluczyk wtykając do stacyjki. – Nie masz nic przeciwko, prawda?

– Mieszkaniu z tobą? – Dopytał. – Niby czemu miałbym? To twój dom, poza tym twój ojciec jest dla ciebie bardzo ważny i rozumiem, dlaczego chcesz zapewnić mu lokum na start. To bardzo ważne. Gdy już będzie na wolności, pomyślimy nad pracą dla niego.

– Żartujesz? – Uniosłem brwi.

– Nie, dlaczego? – Zaśmiał się. – Obiecałem, że pomogę twojemu ojcu. Nie udało się w sprawie wyjścia, ale gdy już do tego dojdzie, to pomogę na wolności.

– Dziękuję... naprawdę. Za wszystko.

Poczułem, jak mój żołądek się zaciska, by zaraz się rozluźnić i tak w kółko. Miałem uczucie, jakbym zaraz miał się zrzygać, ale nie z obrzydzenia tylko ekscytacji. Czasem byłem takim egoistą, że posiadałem Cordiana na wyłączność i nie starałem się tego zmienić.

– Dla ciebie wszystko, Alec. – Uderzenie gorąca, zaliczone. – Przepraszam, muszę kończyć. Pogadamy potem, dobrze?

– Jasne.

Nie okłamał mnie, słyszałem, jak w jego biurze nagle ktoś się pojawił. Ciekawiłem się, jak sobie radzi beze mnie, ale wiedziałem też, że nie powinienem o tym myśleć. Zaraz dopadłaby mnie myśl, że jestem mu niepotrzebny i zbędny. Pragnąłem wierzyć, że jest inaczej. Musiało być, prawda?



~awenaqueen~


Komentarze

Popularne posty