By Your Side Cz.17 Alec
Patrzyłem na swojego przyjaciela i
nie mogłem uwierzyć w to, co właśnie zaszło w moim pokoju. Cały dzień wydawał
się fatamorganą; od radości do troski, aż w końcu do niedowierzania. Mało
miałem zmartwień w Londynie? Musiałem stworzyć sobie nowe w Paryżu? I to
jeszcze nie były byle jakie, dotyczyły mojego jedynego najlepszego przyjaciela,
gdy nie liczymy Cordiana. Czy ja naprawdę musiałem mieć kurewskiego pecha z
ludźmi?
Chwyciłem się dłonią za usta, żeby
móc sprawdzić, czy nie oszalałem. Może naprawdę mi się zdawało, skoro wszystko
działo się tak szybko? A jednak wciąż odczuwałem mrowienie. Chciałem obudzić
się z tego koszmaru, który przez chwilę mi się podobał. Co było ze mną nie tak?
Ruszyłem w głąb pokoju, żeby usiąść
na łóżku i skryć swoje usta i nos w dłoniach. Tak wiele sprzecznych emocji we
mnie buzowało, a wiecie, które były najgorsze? Te, które sprawiały, że moje
ciało zaczynało drżeć na samą myśl, że byłem powodem zdrady. Poprzysiągłem
sobie, że nie będę rozbijał niczyich związków, że nikt nie będzie przeze mnie
cierpiał umyślnie. Noah był z Ashem, Ash mi ufał... pozwolił mi pojechać ze
swoim chłopakiem do najromantyczniejszego miejsca na świecie... a ja po prostu
odwzajemniłem pocałunek. Tak po prostu. Przekreślając przyjaźń z tak dobrymi
ludźmi.
– Przepraszam... – Usłyszałem nad
sobą, więc wzdrygnąłem się delikatnie i jedynie uniosłem wzrok na wciąż
obecnego Noah.
Ten wyglądał jeszcze gorzej, ale nie
mogłem mu się w sumie dziwić. Dlaczego to zrobił? Dlaczego wparował do mojego
pokoju, pchnął i zaczął całować? Podobałem mu się? Jeśli tak, to od jak dawna?
Niczego bym nie zauważył? A może to tylko... nie rozumiałem.
– Za co? – Mlasnąłem językiem, wzrok
zawieszając na ścianie. – Za co, Noah?
– Nie wiem, dlaczego to zrobiłem... –
Słyszałem, jak jego głos się łamał.
Znów skupiłem na nim swoją uwagę, żeby
zobaczyć, jak jego oczy się zaszkliły, a usta zacisnął w linie. Wyglądał na
zagubionego, zranionego, ale także spanikowanego. Może naprawdę nie wiedział?
Ale przecież posiadał rozum, jak mógł nie ogarniać sytuacji?!
Wstałem. Nie byłem o wiele wyższy od
niego, dlatego doskonale widziałem jego wyraz twarzy.
– Błagam, powiedz, że wcale ci się
nie podobam? To jest jedyna rzecz, którą muszę wiedzieć... nie okłamuj mnie,
nie zniosę tego.
Stałem tak naprzeciwko niego i znów
byłem narażony na ewentualną powtórkę z rozrywki, ale tym razem nie mogłem na
nic podobnego dopuścić.
Zmarszczka pojawiła się pomiędzy jego
brwiami, jakby dziwiło go zadane przeze mnie pytanie. Świetnie, co było w nim
zaskakującego?
– Nie... to znaczy, jesteś
atrakcyjny, ale nie... – Doszukiwałem się kłamstwa, ale znałem tego chłopaka na
tyle, by wiedzieć, że nie śmiałby teraz mnie oszukać. – To w ogóle nie o to...
– Zamknął powieki. – Co ja zrobiłem...?
Teraz to on usiadł na łóżku
kompletnie bezradny. Byłem zły... a może zraniony? Wszystko naraz. Usiadłem
obok niego, żeby poprowadzić z nim tę rozmowę na spokojnie.
– Kto jak nie ty ma znać odpowiedź na
to pytanie? – Podwinąłem nogę pod udo prawej. – Zawsze cię wysłucham, zawsze ci
pomogę... nie walcz sam z demonami, ok?
Ten tylko spojrzał na mnie z krzywą
miną, by zaraz spuścić wzrok na swoje splecione dłonie.
– Odreagowałem na tobie...
przepraszam. – Uniosłem wysoko brwi.
Oświetlały nas tylko dwie lampki,
które stały na szafkach nocnych, ale to było wystarczające, żeby dobrze go
widzieć. Nie kłamał. Znowu.
– Słucham? Dlaczego? – Nic nie
rozumiałem, pragnąłem znać całą historię, ułożyć brakujące puzzle w sensowną
całość.
– Ostatnio... nie radzę sobie. Ze
związkiem, z byciem sobą, z przyszłością. – Przetarł twarz, jakby naprawdę był
zmęczony. – A teraz jeszcze niszczę naszą przyjaźń... kurwa, zawsze, gdy wpadam
w ten jebany dół, wyłączam myślenie, to samo działo się kiedyś... – zaśmiał się
z łamiący głosem. – Gdy było chujowo, poszedłem do Asha, żeby się ze mną
kochał, choć wiedziałem, że on potrzebuje czasu. Że naprawdę mu zależy, tylko
on nie działa impulsywnie i wiesz co? –
Spojrzał na mnie, robiąc wszystko, byle się nie rozryczeć. – I odepchnął mnie,
a ja uciekłem, zacząłem sobie coś... – przymknął powieki. – Pomogła mi terapia,
cholernie mocno. Ale od prawie roku nie korzystam z tej pomocy.
– Dlaczego przestałeś? – Spytałem
łagodnie, bez oskarżeń.
– Bo poradziłem sobie z moim głównym
problemem... tak myślałem. – Westchnął już trochę spokojniejszy. – Moim
problemem była moja matka. Już wiesz, że byłem adoptowany.
– No wiem...
– Opowiadałem ci pokrótce, że moja
biologiczna matka nie chciała utrzymywać ze mną kontaktu. – Skinąłem głową,
choć mógł tego nie widzieć. – Odezwała się do moich adopcyjnych rodziców.
– Co? – Zszokowałem się. – Kiedy?
– Jakieś pół roku temu. – Zaśmiał
się. – Myślę, że wtedy moje problemy powróciły. Ale... w niedzielę spotkałem
się z nią ponownie. Nalegała, że chce mnie poznać. Nowego mnie.
– Co ci zrobiła na tej wizycie? –
Przysunąłem się, zapominając o bezpiecznej odległości.
Chłopak zaczął rozmasowywać sobie
palce u dłoni, jakby mu zdrętwiały i potrzebowały dopływu krwi. Denerwował się,
więc wiedziałem, że mówi prawdę i to ona była meritum jego problemu. Cierpiał,
a ja nawet nie miałem dla niego czasu...
– Rozmawialiśmy głównie o mnie...
powiedziałem jej, że mam chłopaka, który jest starszy o dziewięć lat – znów
zaśmiał się, ale tym razem z bólem. – Powiedziała, że wciąż jestem młody i
powinienem poszukać sobie dziewczyny. Że za jakiś czas ten stary facet się mną znudzi.
Zaakcentował te słowa, jakby chcą
podkreślić jad, który przekazała mu jego własna matka. Zirytowałem się jej
słowami, choć doskonale wiedziałem, że nie wszystkie rodzicielki były kochające
i czułe. Niektóre były niezłymi sukami, zupełnie jak moja matka.
Gładziłem go po plecach, chcąc dodać
otuchy i zapewnienia, że jestem tuż obok i może mówić.
– Spytała – znów głos mu drżał – co
zrobię, jeśli facet w jego wieku zapragnie potomstwa. Co zrobię, Alec? –
Spojrzał na mnie ze łzami w oczach.
Serce pękło mi na tysiące drobnych
kawałków. Jego rozterki nie były bezpodstawne, ale powinien po tych dwóch
latach móc swobodnie porozmawiać o tym z Ashem, prawda? Czy może przez to, że
nigdy w tak długim związku nie byłem, gówno wiedziałem? To naprawdę był grząski
grunt dla nich? Dzieci... kochałem je. Były cudowne, okres dzieciństwa jest
taki niewinny i beztroski w porównaniu z dorosłością. Uwielbiałem patrzeć, jak
dzieci się bawią, śmieją, cieszą z drobnych rzeczy. Sam chciałbym jakieś
posiadać, ale przecież adopcja to nie jest wielki problem... czy to naprawdę
musi być biologiczne?
– Nie powiedziałeś mu o tym? Nie
pogadaliście? – Pokiwał przecząco głową, najpewniej bojąc się, że się rozryczy.
– Noah... to jest coś, co on ci powinien powiedzieć. Pewnie nie poruszał tego
tematu, bo jesteś młody... – Uśmiechnąłem się wesoło. – Cholera, masz dopiero
dwadzieścia lat! Ashkore nie jest głupi, nie zaproponuje ci zostania
matko-ojcem w tym wieku! Pewnie gdy będzie czuł się gotowy na wychowywanie
dziecka, podejmie z tobą ten temat. Nie jest to coś, o co dba, najwidoczniej.
Poznałem go trochę i zależy mu na tobie.
– Tak bardzo, że wysłał mnie do
Paryża z chłopakiem, którego pocałowałem – on również się zaśmiał, zerkając na
mnie kątem oka. – Wiem, że mu zależy. Zawsze robi wszystko, żebym czuł się
dobrze, żebym niczego nie żałował... a co ja robię?
– Nie rozumiem? – Zmarszczyłem czoło.
– Nie daję rady ciągle udawać
dorosłego – zwilżył wargi. – Staram się za każdym razem pokazać mu, że jestem
odpowiedzialny i może na mnie polegać... ciągle się boję, że weźmie mnie za
gówniarza i odkocha szybciej niż trwało zakochanie. Chcę, żeby mógł na mnie
polegać tak, jak ja na nim, ale... czasem nie daję rady – pochylił się, chowają
twarz w dłoniach. – Jeśli popełnię dziecinny błąd, on jest zły, kłócimy się...
nie chcę się z nim kłócić, ale taki jestem, Alec. Lubię się zabawić, lubię być
infantylny. – Położył swoją głowę na moich nogach, patrząc gdzieś w bok. – To
jest kurewsko smutne, że dobrze czuję się tylko na studiach czy na wyjściach z
Tobą... Cały czas się martwię, czy go nie zawiodę. A jeśli zawiodę z rodziną?
Przecież nie dam mu biologicznego dziecka... co, jeśli mama ma rację i zostawi
mnie z tego powodu?
– Co ty wygadujesz? – Potrząsnąłem
nim. – Masz go za debila? Przecież powinien zdawać sobie sprawę, że w ciąże nie
zajdziesz. Poza tym... ok, wasza różnica wieku jest poważna i rozumiem, że
musicie znosić więcej niż taki Cordian i ja – potrząsnąłem głową. Super porównanie, Alec. – Chodzi mi o
przepaść doświadczeń. On też jest człowiekiem, więc jasne, że się wkurwi.
Mieszkanie razem jest trudne, ale jeśli nie rozumie, że ty dopiero się uczysz
życia, w którym on już tkwi od lat, to tym bardziej powinniście pogadać od
serca. Posłuchaj – poderwałem go do siadu trochę zbyt agresywnie, bo spojrzał
na mnie z przerażeniem. – Kocham cię jak brata, uwielbiam twoje towarzystwo,
mógłbym przegadać z tobą trzysta sześćdziesiąt dni w roku, mógłbym wskoczyć za
tobą w ogień, mógłbym iść z Tobą na koniec świata – chwyciłem jego ramię – ale
nie zniosę wykorzystywania za moimi plecami.
– C-Co?
– Możesz wykorzystać mnie na wiele
sposobów, ale tylko w chwili, gdy się na to piszę. – Spochmurniałem. – Nigdy
więcej nie wykorzystuj mnie w tej sposób, który dziś uskuteczniłeś. Nigdy
więcej nie chcę być powodem twojej zdrady. Nigdy więcej nie chcę, byś się mną
bawił dla zaspokojenia własnego sumienia.
– Alec! – Wtrącił gwałtownie.
– Możemy się zabawić na mieście –
wstałem, ignorując go. – Możemy się nawet naćpać razem – zaśmiałem się z
przekąsem, coraz bardziej się irytując. – Ale nigdy, przenigdy nie wykorzystuj
mnie tak. Nie doprowadzaj mnie do poczucia bycia gównem, bo byłem powodem
rozpadu jakiegoś związku, rozumiesz? Jesteśmy przyjaciółmi, więc traktujmy
siebie poważnie.
Patrzył na mnie z mieszanymi
uczuciami. Ja sam przestawałem siebie poznawać. Nagle znów poczułem przypływ
złości, którą wyładowałem na Noah. Nie miałem zamiaru przepraszać, ponieważ
powiedziałem samą prawdę. Wiedziałem, że ma problemy z psychiką i to nie była
tak do końca jego wina, ale jeśli mieliśmy być partnerami zbrodni, to
musieliśmy współpracować, a nie wbijać sobie nóż w plecy. Oprócz Cordiana
miałem tylko Noah. Tylko z nim mogłem się wygłupiać, mogłem spędzać czas bez
zmartwień. Zdaje się, że tyle samo znaczyłem dla niego, więc nie mogliśmy tego
niszczyć.
Z westchnieniem pociągnąłem go za
łokieć, aby stanął na równych nogach i móc go przytulić. Wyżywanie się na
nim... nie muszę tego robić. Oboje wiemy, co to znaczy nie radzić sobie
psychicznie, oboje przeżyliśmy wiele i nie chciałem, żeby wracał do punktu
wyjścia.
– Pomogę ci, zawsze – wyszeptałem.
– Przepraszam – zacisnął swoje
ramiona mocniej. – Naprawdę, nie chciałem tego.
– Wiem, ale musisz mi coś obiecać – odsunęliśmy
się od siebie. Patrzył na mnie wyczekująco. – Porozmawiasz z Ashkorem. Nie
wsypię cię, ale nie chcę tego ukrywać.
Komentarze
Prześlij komentarz