By Your Side Cz.18 Alec


Unforgivable

Po rozmowie z Noah rozeszliśmy się w swoje strony. Widziałem, że ochłonął i ta rozmowa dużo mu dała. Wyjaśnił mi jeszcze, że nie chce utrzymywać kontaktów  z matką z racji no powrót swojej choroby. Czuł, że ona tylko wyciągała na wierzch jego wewnętrzne wątpliwości, a przyznanie jej racji było gorsze niż przyznanie się Joemu, że się całowaliśmy. Już widziałem, jak będzie naszą przyzwoitką w pracy – tak, jakby już nią nie był. Jego jojczenie „a nie mówiłem” już huczało echem w mojej głowie. Ten gnojek miał paskudny głos, obrzydzał mnie w tej chwili.

Poranek spędziliśmy wszyscy razem na śniadaniu w hotelu, które wybitnie smaczne nie było. Na szczęście umilało mi je towarzystwo. Po chłopaku nie było widać wczorajszego zmęczenia czy głębokich rozmyśleń. Wreszcie powrócił do swojego starego trybu i mogłem odetchnąć ulgą. Co działo się w Paryżu, zostawało w Paryżu. Przynajmniej na razie. Zamierzaliśmy dobrze spędzić ten czas i nie baczyć na trudności losu.

– Chryste, mój brat znowu bombarduje mnie wiadomościami – jęknęła Nanani, która zaraz po mnie skończyła posiłek.

– Nie ufa mi chłop – zażartował Sylv, żując skórkę od chleba.

Miałem wrażenie, jakby pomiędzy tą dwójką wisiała burza w powietrzu. Może wciąż chodziło o bilety powrotne, o które zrobiła mu jazdę w pokoju? Kto wie.

– O której ten koncert? – Zagadnąłem, zaglądają w telefon. Musiałem dodać posta o śniadaniu w tak uroczym miejscu.

– O siedemnastej – westchnął, odrzucając resztkę chleba na talerz. – Macie jakieś plany?

– Jestem skazany na łaskę Aleca, który będzie targał mnie jak psa – uśmiechnął się do mnie.

– O nie, nie – zaśmiałem się gardłowo. – Ten pan – wskazałem na siebie, opierając się na krześle – idzie dziś zaruchać.

Noah prychnął w szklankę soku, a Sylvain zaczął się śmiać. Nanami była pogrążona w odpisywaniu swojemu bratu najwidoczniej.

Wszyscy wzięli moje słowa za żart, ale ja byłem poważny. Doszedłem do wniosku, że odwzajemnienie pocałunku było oznaką niewyżycia seksualnego. Dokładnie. Potrzebowałem penisa i to nie mojego. Od dobrych trzech lat nie miałem nikogo nawet na jeden raz. Byłem za bardzo pochłonięty pracą i znajomością z Noah. Czas było też chwilę pomyśleć o sobie, tak? Na koncercie zawsze potrafiły być tłumy, więc liczyłem, że jakoś uda mi się po nim kogoś wyrwać.

Wstając od stołu, pociągnąłem za róg obrusu, przez co moja szklanka runęła na ziemię i roztrzaskała się w drobny mak. Siarczyste kurwa opuściło moje usta. Noah oczywiście kulił się ze śmiechu, bo dla niego to nie była żadna nowość. Jak się nie wyjebałem, to coś niszczyłem, normalka już.

– Jakim cudem wciąż na dwóch nogach? Nie wiem – rozłożył ręce, a ja starałem się kopnąć go w zad, ale zrobił unik.

Cieszyłem się w duchu, że powróciliśmy do dawnej relacji, jakby pocałunek minionej nocy wcale nie miał miejsca. Może właśnie w tym sęk? Skoro sobie ufaliśmy i byliśmy ze sobą szczerzy, to nie było żadnych niedomówień co do tej sytuacji? Noah mnie nie kochał pod tym względem, a i ja nie kochałem w ten sposób jego.

Potem faktycznie rozstaliśmy się z parą, która postanowiła poromansować w samotności. Nie dziwiłem się im. Dlatego ja i mój wierny przyjaciel byliśmy skazani na siebie. Z mapą łaziliśmy od miejsca do miejsca. Nie obyło się bez podejścia do samej wieży Eiffla, na którą nawet siłą by mnie nie wciągnęli. Byłem niezdarą, miałem lęk wysokości, dodajcie sobie dwa do dwóch. W czasie, gdy mój partner cykał fotki i zwiedzał wspomniany zabytek, ja zacząłem postować na insta. Gdy tylko dodałem selfie z wieżą w tle, od razu dostałem komentarz. Wszedłem w powiadomienia i potwornie się zdziwiłem na nick Cordiana. Napisał mi krótko, że cieszy się z mojego uśmiechu i życzy mi dobrej zabawy. Poczułem, jak ciepło rozlewa się na moim sercu. To było takie przyjemne, gdy mój ukochany w końcu na nowo zaczął mnie dostrzegać jako przyjaciela. Pocieszałem się też, że skoro ma czas na media społecznościowe, to w firmie nie mogło być aż tak źle.

Nie zmieniało to jednak faktu, że powinienem jak najszybciej odkochać się w tym facecie. W tym właśnie celu potrzebowałem nowego faceta na już, nawet jeśli byłby to związek czysto z korzyściami. Penis to penis, na chuj drążyć temat?

– Co tam? – Poczułem klepnięcie w ramie, a przy drugim zjawił się Noah.

– Cordian napisał, że życzy nam dobrej zabawy – pomachałem telefonem, chowając go do kieszeni.

– Och... – kiwnął. – Może wasz następny wypad w to miejsce będzie jako kochanków? – Poruszył sugestywnie brwiami.

– Mój następny wypad nie istnieje – objąłem go ramieniem. – Dopóki się nie zakocham w kimś nowym.

– To niewykonalne, synek – popatrzył na mnie z rozbawieniem, żując gumę.

– Znajdę sobie kogoś, zapomnę o Cordianie jako zajebistym facecie i zacznę traktować go jak przyjaciela – zacisnąłem pięść w powietrzu. – Wierzę w siebie!

– Jebany optymista.

Z uśmiechem na ustach kontynuowaliśmy nasze zwiedzanie. Kupiłem mini pamiątki dla ludzi z firmy i oczywiście szefa. Nie obyło się bez jednej dla samego Kaia, taki dobry ze mnie kolega. Zjedliśmy jeszcze coś na szybko na mieście, by koło trzeciej móc spotkać się z resztą grupy w umówionym miejscu. Byłem trochę podekscytowany, gdyż na koncercie nie widziano mnie od dobrych kilku lat. Występy na żywo mają swój klimat, którego nie uświadczysz na żadnym nagraniu. Wciąż nie wiedziałem, na czyj koncert w ogóle się wybieram, ale to było małoistotne. Miałem ten nocy zaliczyć! Albo to mnie ktoś miał, jeden pies.

– Hej, zróbmy sobie wspólne zdjęcie! – Zaproponowała Nanami, która była w znacznie lepszym humorze niż jej chłopak.

To on ściągnął nas na ten koncert, a teraz wygląda, jakby był tu za karę. Ostatecznie się wysilił i zapozował do zdjęcia z uśmiechem, który na pierwszy rzut oka wyglądał szczerze. Dziewczyna czym prędzej dodała fotkę na swoje profile, więc poprosiłem ją o oznaczenie mojej osoby. Zgodziła się bez oporów, a nawet oznaczyła każdego.

Poszliśmy w kierunku kolejki do pubu, która nie była wybitnie długa. Trwało obecnie ustawianie wszystkiego, dlatego lokal był zamknięty do samego występu. W międzyczasie pogadaliśmy ze sobą i wymieniliśmy wrażeniami. Humor Sylvaina uległ zmianie, więc może mi się zdawało? Albo powód nie był aż tak poważny.

– Ash dzwoni! – Krzyknęła Nanami, a mój telefon wyleciał mi z ręki i huknął o posadzkę.

Oczywiście tego już nie przeżył i na ekranie w prawym górnym roku pojawiła się średnich rozmiarów pajęczynka. Podniosłem urządzenie z ziemi w prędkości światła, wymieniając się z Noah spojrzeniami. Nanami oczywiście odebrała, ale przez posiadanie słuchawek w uszach, kompletnie nie byliśmy w stanie usłyszeć drugiej strony. Ciśnienie podskoczyło mi razy dwa, a tlen stał się trudniejszy w zdobyciu. Nie lubiłem takiej niezręcznej sytuacji, no bo jak miałem się zachować? Hej, Ash! Lizałem się z twoim facetem, więc super się bawimy, a wy w Berlinie? Zajebisty plan.

– Nie – zaśmiała się słodko. – Alec i Noah są obok.

Przekrzywiła telefon, do którego pomachał Sylvain i chcąc nie chcąc my też musieliśmy. Chłopak zadzwonił poprzez video chat. Siedział na jakimś fotelu, za którym stał Joe i wgapiał się w kamerę.

– Pyta, czy dobrze się bawicie? – Spojrzała na nas.

– Rewelacyjnie – sarknąłem, za co oberwałem od Noah z łokcia. – No co?

– Nawet ja poczułem ironie, synek – zmrużył gniewnie powieki, a przecież to JA byłem tutaj ofiarą.

– Chyba nie... – powiedziała coś do starszego, znów mierząc nas powątpiewająco.

– O co spytał? – Musiałem się tego dowiedzieć.

– Czy się pokłóciliście, bo wyglądacie dziwnie.

Sylvain również wydawał się zaintrygowany tym pytaniem, gdyż wyczekująco stał i nas obserwował.

Nie, dlaczego? – Udałem głupiego. – Mam strasznego pecha od rana. Właśnie stłukłem swój telefon, także pozdro – pomachałem urządzeniem.

To akurat była prawda, nie? Nie musiał wiedzieć, że ten wypadek mało miał do mojej niezdarności. To chwila przerażenia zaważyła nad jego losem. Noah tylko wzruszył ramionami, jakby sam był znudzony moimi wpadkami.

Nagle zobaczyłem, jak Ashkore się śmieje, a Joe coś wściekle do niego mówi.

– Joe się nabija, że na pewno gruchacie po kątach i to dlatego teraz jesteście nieswoi. Przyłapani, tak mówi – zachichotała.

Chwyciłem się u nasady nosa, żeby nie wybuchnąć. Noah próbował grać opanowanego, ale chujowo mu szło. Na szczęście usłyszałem za sobą, że zaczynają wpuszczać do lokalu, więc odwróciłem się zaintrygowany.

– Ashkore, miło było, ale mamy koncert – machnąłem i czym prędzej zaczynałem uciekać.

Wiedziałem, że strasznie potwierdzam przypuszczenia Joego, ale słaby ze mnie aktor w takich chwilach. Łatwiej radze sobie w ukrywaniu swoich problemów niż czyichś. Czyjeś zawsze są dla mnie poważne i pragnę pomóc je rozwiązać. Noah obiecał, że powie o wszystkich Ashowi, a do tego czasu musiałem po prostu unikać go jak ognia.

Reszta dołączyła do mnie w ciągu kilku sekund i na szczęście już bez trwającego połączenia ze starszym. Nikt o nic nie pytał, więc albo chłopak jakoś wyciszył wątek, albo byli na tyle inteligentni, że woleli nie drążyć.

Sylvain pokazał nasze bilety, dzięki czemu bez problemu dostaliśmy się do środka. Musiałem przyznać, że klimat był nieziemski. Dreszcz przebiegł po moim kręgosłupie, a chwilowy letarg przeszedł w niepamięć. Scena, reflektory, tłumy. Może miejsce nie było przygotowane na setki tysięcy ludzi, ale im mniejsze koncerty, tym lepiej mogłeś się wczuć. Tak uważałem.

– Kurwa, zajebiście – wrzasnąłem, wyrzucając ręce w powietrze.

Noah zaczął się głośno śmiać.

– Jakby wiedział, że kochasz koncerty, to już dawno byśmy na jakimś wylądowali – zarzucił ramie na moje barki, a ja nie mogłem go odtrącić, choć powinienem.

– Czy kocham? – Zakpiłem. – To przypomina moje życie na uniwerku.

Tamte czasy zdecydowanie były obfite w różnego typu koncerty. Nie mogę zliczyć, ile razy byliśmy na backstage’u, zdobyliśmy setki autografów, ile dostaliśmy darmowych biletów. I to wszystko w Londynie! Czy gdybym nadal trwał u boku Philipa, wciąż miałbym te profity?

Nie pozwoliłem tej nucie smutku zawładnąć chwilą przyjemności. Chciałem się bawić, krzyczeć i uprawiać seks. Nikt ani nic nie miało prawa mi tego zepsuć.

– To w takim razie kto zamierza dziś grać? Nie pamiętam nazwy – spytał Noah, a ja w sumie byłem równie ciekawy.

Nim Sylvain zdążył z uśmiechem odpowiedzieć, prowadzący imprezę chwycił za mikrofon i go wyręczył.

– Dziękujemy za tak liczne przyjście na koncert. – W duchu dziękowałem, że typ mówił po angielsku. – Zapraszamy na scenę tych, którzy już w zeszłym roku podbili wasze serca! Unforgivable!

Nogi się pode mną ugięły, gdy tylko padła ta nazwa. W jednej sekundzie świat dookoła przestał istnieć, a ja zamarłem w bezruchu. Los lubił płatać figle, ale żeby sobie jawnie ze mną pogrywać? A może zwyczajnie dawał drugą szansę z notką „nie spierdol, Alec”?

Przełknąłem ślinę, czując po raz kolejny podmuch gorąca. Rozlewało się po całym moim ciele, aż nie rozbrzmiały pierwsze dźwięki cholernie dobrze znanej mi piosenki. Happy with you. Każda intonacja, każda nuta, każdy dźwięk, każde słowo – znałem je na pamięć. Znałem doskonale układ, który był teraz tańczony za wokalistą. Tak przystojnym wokalistą, który nie zmienił się za wiele. Wciąż świetnie zbudowany, wciąż ten błysk w błękitnych tęczówkach, wciąż nieprzystępny wyraz twarzy; za to go kochano. Nie musiał się wiele ruszać na scenie, żeby większość kobiet w tym lokalu miała mokro. Jego głęboki głos robił to wszystko za niego. Tancerze byli tylko wisienką na torcie, dopełnieniem obrazka.

– Alec? – Poczułem szarpnięcie, więc zamglonym wzrokiem spojrzałem na Noah. Był przestraszony, jakby bał się mojego transu.

– Chyba zwariowałem, Noah.



~awenaqueen~


Komentarze

Popularne posty