By Your Side Cz.2 Alec
Przekroczyłem drzwi firmy, od razu
zostając mile witanym przez ochroniarzy i sekretarki. Jenny podbiegła do mnie z
wielkim uśmiechem, podając aktówkę.
– Cordian ma dziś paskudny nastrój –
zakomunikowała, na co uniosłem wysoko brwi.
Wystawiłem swoją rękę, by móc
sprawdzić godzinę na zegarku. Dwunasta. W tej właśnie chwili większość
pracowników powinna mieć lunch w tym oczywiście nasz kochany szef.
– Spotkanie? – Dopytywałem.
– Nie. – Pokiwała. – Przyszedł już
taki zirytowany.
– O której to było? – Schowałem dłoń
do kieszeni od spodni garniturowych.
– Coś koło siódmej. – Zamyśliła się.
– Nie musi przecież tak szybko przychodzić. Myślisz, że to z powodu prezesa
zarządu?
– Jeśli tak, to przez miesiąc nikt
nie może mu podpaść – blondynka zaśmiała się melodyjnie.
Wiedziałem, że to jej sposób na
podryw, nawet się z tym mocno nie kryła. Dziewczyna była młoda, ledwo skończyła
dwadzieścia jeden lat. Była tutaj jako ta od „parzenia kawy, aby się czegoś
nauczyć przez obserwację”. Oczywiście z polecenia swojej ciotki, która
siedziała za biurkiem i witała potencjalnych klientów. Nie wtrącałem się w to,
chociaż nie raz musiałem jej uświadamiać, że jeśli nie przestanie, to osobiście
ją zwolnię.
– Sprawdzę ten tajfun – westchnąłem
ciężko, wymijając kobietę. – Zaparz mi do mojego kubka mocną kawę.
– Robi się!
Mijałem działy jeden za drugim. W
powietrzu unosił się zapach odświeżaczy powietrza, byle zamaskować codzienne
pranie tych wykładzin. W międzyczasie witałem się z pojedynczymi pracownikami,
niektórzy mieli wory pod oczami, inni wyglądali na nad wyraz uradowanych.
Najwidoczniej ta pogoda wpływała na ludzi różnorako.
Pchnąłem oszklone drzwi do działu
castingów, gdzie to przy długim stole zastałem Noah przy laptopie i kubkiem
jego ohydnej herbaty przy nosie. Podszedłem i pochyliłem się, by sprawdzić, nad
czym teraz pracował.
– Powinieneś kolumnę przenieść na
prawo, dzięki temu oferta nie będzie atakować od razu rozpiską, a treścią –
poradziłem, wskazując palcem.
– Jasne, szefie – odpowiedział,
zaczynając poprawiać.
– Cordian się pojawił? – Spytałem,
opierając się o stół, aktówkę również na nim zostawiając.
– Nope – pokiwał. – Nie widziałem go
od dawna – posłał mi krótkie spojrzenie. – Ale wszyscy w firmie srają, bo
podobno już się komuś oberwało. – Przerwał czynność, by móc wprost na mnie
spojrzeć. – I ty śmiesz twierdzić, że ten człowiek jest ugodowy. A gdy ma
gorszy dzień, byłby w stanie zajebać każdego w tym budynku.
Chłopak zrobił okrąg palcem
wskazującym w powietrzu. Nie mogłem wyjątkowo nie przyznać mu racji. Cordian
bardzo rzadko wyżywał swoją frustrację na pracownikach. Przeważnie zostawiał to
w moich rękach, w końcu od czegoś miał asystenta.
– Kto byłby w stanie zajebać? –
Wyprostowałem się, gdy w sali pojawił się ktoś bardzo głośny i irytujący. –
Siemka, ludzie – machnął do reszty, która pracowała przy innych stanowiskach.
– Co ty tutaj robisz, Joe? – Spytałem
go pełen powagi.
– Oho, czyli nasz kochany Alec
dopiero przyszedł, skoro bawi się w służbistę podczas lunchu. – Zarechotał,
siadając naprzeciwko nas. – Co tam?
– Jeśli ci się nudzi, to znajdę ci pracę.
Nudzi ci się? – Posłałem mu groźne spojrzenie, wyjmując z aktówki odpowiednie
pismo o naborze do nowego serialu na podstawie gry.
Rzuciłem mu dokument pod nos, na co
uniósł brwi i spojrzał na mnie wyczekująco.
– Co to? – Spytał w końcu.
– Twoje zlecenie. Jeśli ci się nudzi,
to sprawdź, czy cię nie potrzebują. – Uśmiechnąłem się zwycięsko, zwracając się
do Noah. – A ty postaraj się skończyć tę ofertę dla Zacka i masz wolne.
– Tak jest.
– Miłej pracy, wszystkim – odezwałem
się na całe pomieszczenie, kierując się w końcu do Cordiana z resztą
dokumentów.
Jeszcze zanim wyszedłem, udało mi się
usłyszeć słowa Joego;
– Boże, oni są naprawdę dla siebie
stworzeni. Jak jeden ma okres, drugi od razu się zaraża, a nawet się nie
widzieli.
Odwróciłem się tuż przy samych
drzwiach, co zaciekawiło faceta. Machnął do mnie dłonią, zsuwając się na
krześle. Wiedziałem, że poczuł się malutki, gdy został przyłapany na
obgadywaniu przez osobę obgadywaną. To zawsze działało.
Minąłem jeszcze kilka zakrętów, aż w
końcu moim oczom ukazało się biuro, od którego dzieliło mnie matowe szkło.
Zanim przekroczyłem jego próg, wziąłem głęboki wdech. Nie musiałem pukać,
robiłem to właściwie bardzo sporadycznie, gdy nie miałem pewności, czy mój
przyjaciel jest w biurze sam.
Szklane drzwi ustąpiły bez żadnego
problemu, a to oznaczało, że nie zamknął ich na czas lunchu. Często miał to w
nawyku. Zaszczycił mnie krótkim spojrzeniem, by zaraz na nowo zamknąć powieki i
drzemać na krześle za biurkiem.
– Kawa? – Spytałem, spoglądając do
pustego kubka. – Jeśli jesteś zmęczony, to nie przesiaduj do późna, tylko
przeznacz ten czas na sen. Szef musi świecić przykładem.
– Nie praw mi morałów – odpowiedział
opryskliwie.
Więc naprawdę miał
okres.
– Ojciec? Zarząd? Kobieta? – Zacząłem
spekulować, siadając na krześle przed biurem. – Jeśli to problem w pracy, może
mogę pomóc?
Tym razem zaszczycił mnie już
lżejszym spojrzeniem. Wyglądał jak zwykle rewelacyjnie i seksownie. Mimo iż na
jego twarzy nie było jawnych oznak zmęczenie, jego stan mi mówił, że potrzebował
snu.
Mężczyzna nigdy nie starał się
wyglądać, jak na prezesa działu marketingu przystało. Brązowe włosy, mimo iż
krótkie, zawsze żyły własnym życiem. Odwiedzał fryzjera regularnie, ale nigdy
ich nie modelował. Twierdził, że nie będzie na to tracił czasu. Chyba że w grę
wchodziło spotkanie służbowe, a tych miał dość mało.
Szare oczy wierciły we mnie dziurę
tak długo, aż moje własne spojrzenie nie wytrzymało i skupiło się na czymś
innym. Gdy tak patrzył prosto na mnie, czułem, że widzi każdy najmniejszy detal
mojej osoby. Każdą wadę, każdą niedociągłość.
Nie możesz go zawieść,
Alec. To jedyna osoba na świecie, której pod żadnym pozorem nie możesz
rozczarować.
– Dziękuję. – Znów skupiłem się na
jego twarzy. Przecierał sobie czoło, jakby próbując ustabilizować nerwy. – I
przepraszam. Nie powinienem na ciebie naskakiwać. Mam dzisiaj chyba gorszy
dzień.
– To w porządku, zdarza się każdemu –
posłałem mu uśmiech pełen zrozumienia. – Jeśli jednak jest coś, w czym mogę
pomóc... to jestem tutaj.
– Wiem, dziękuję, Alec.
Po moim kręgosłupie przeszedł
przyjemny dreszcz na dźwięk wypowiadanego przez niego mojego imienia. Bardzo
rzadko to robił, za rzadko.
Miałem nawet wrażenie... nie, to nie
było tylko wrażenie. Naprawdę nasza relacja stoczyła się na czysto zawodową.
Kiedyś, gdy jeszcze nie przyszło nam razem pracować, często spędzaliśmy razem
czas na durnych rozmowach czy wyjściach. Uśmiech praktycznie nigdy nie schodził
z naszych twarzy. Wszystko jebnęło jak domek z kart w dniu, w którym Cordian
zaczął pracować na stanowisku prezesa działu marketingowego. Dokończył studia w
międzyczasie, za co cholernie go podziwiałem. Zarządzać całą grupą ludzi i
biznesem, a jeszcze mieć czas i siłę na obronę. Ja swoje rzuciłem... rzuciłem
dla niego. Kto by przypuszczał, że to wszystko potoczy się w osłabienie naszych
relacji.
Cóż za ironia, nieprawdaż? Zamiast
mieć jeszcze więcej wspólnych tematów, my nie mieliśmy ich praktycznie wcale.
Nasza przyjaźń zeszła na cholernie daleki plan. Już nie było Cordian i Alec.
Był prezes i jego asystent. Sam nie wiem, czy nie popełniłem błędu. Gdybym
wciąż robił to, co od początku planowałem, a każdy z nas żyłby swoim życiem...
może wciąż mielibyśmy chęć do rozmów?
– Dzisiaj nie ma żadnych ważnych
spotkań, więc może prezes iść do domu i odpocząć – poleciłem, wstając.
– To nienajgorszy pomysł – westchnął.
– Jak idzie Noah z ofertą? – Podparł sobie policzek na pięści, opierając w
krześle.
– Prawie skończona – zakomunikowałem
z szerokim uśmiechem. – Chłopak się świetnie spisuje i myślę, że klient będzie
zadowolony. Poza tym ciągle czuwam nad jego pracą, więc jeśli coś poszłoby nie
tak, to z pewnością przez moje niedopatrzenie.
Zapadła chwilowa cisza, podczas
której byłem bacznie obserwowany. Znów czułem się niekomfortowo, jakby wiercił
we mnie dziwne poczucie winy.
– Jeśli masz nad wszystkim kontrolę,
to na pewno będzie dobrze.
Zaczął zbierać dokumenty, przestając
wreszcie mnie obserwować.
– Dziękuję za zaufanie. Postaram się
nie zawieść.
Ty nie możesz się
starać, ty musisz pilnować, by tak się nie stało.
– Jasne. Też wierzę w jego możliwości
– wstał. – Więc mogę zostawić firmę w twoich rękach?
– Naturalnie! – Na moje nagłe ochocze
zapewnienie, uniósł delikatnie brwi.
Mogłem nawet dać sobie rękę uciąć, że
mały i nikły uśmiech przemknął przez jego usta.
– W razie potrzeby, jestem pod
telefonem.
Większość dnia spędziłem, siedząc na
skrzynce mailowej i w dokumentach. Zawsze lubiłem wszystko sprawdzać kilka razy,
co by nie było jakiejś gafy. Czasem się to opłacało, czasem nie. Wymieniłem
kilka słów ze współpracownikami z naszego działu i sąsiedniego; generalnie
dzień jak co dzień.
Kai Loughran
postanowił jednak przeciąć mi drogę i wyrosnąć na niej jak grzyb po deszczu. Z
westchnieniem zatrzymałem się na środku, patrząc na niego znudzonym wzrokiem.
Ubrany jak my wszyscy w garnitur, ale krawat dawno już zdjęty. Wyglądał
dokładnie tak samo, jak codziennie; zbyt pewny siebie i zbyt arogancki.
Idealnie pasował na swoje stanowisko asystenta działu aktorstwa i modelingu.
Dobrze zbudowany, wysoki, cwany i nie do przegadania. Przy tym na zawołanie
potrafił być szarmancki i bez problemu owijał swoją ofiarę swoimi mackami.
Na moje nieszczęście nie byliśmy przyjaciółmi,
byliśmy wrogami. On nie lubił mojej osobowości, a ja nie lubiłem jego.
Próbowałem się z nim dogadać, ale jego styl życia gryzł się z moim i do ugody
nigdy nie doszło. Nawet dla dobra firmy.
– Alec, wieki cię nie widziałem. –
Wyszczerzył się, opierając ramieniem o ściankę. – Co u ciebie?
– Dobrze, Kai. – Chwyciłem dłonią
nadgarstek drugiej ręki, starając się być miłym. Nie potrzebowałem tego dnia
zadymy na sam jego koniec. – A u ciebie? Oliver wciąż cię nie zwolnił.
– Powinien? – Uniósł brwi, by
odgrywać swoją rolę dalej. – Nie zwrócił mi na nic uwagi. Plotki są zgubne,
przyjacielu. Ty powinieneś o tym wiedzieć najlepiej – puścił mi oczko i
wreszcie pokazał swoją prawdziwą stronę.
– Co masz na myśli? – Westchnąłem,
spoglądając na zegarek.
– No wiesz... – Odbił się i podszedł
bliżej. – Mówią, że bardzo blisko jesteś z tym gejem, którego zatrudniłeś.
Zacisnąłem szczękę, gdy facet
ewidentnie chciał mnie sprowokować. Nie mogłem robić zadymy, nie w biurze, nie
pod nazwiskiem Cordiana. Każdy mój wybryk mógł przełożyć się na funkcjonowanie
firmy, wszystko, co było kierowane w moją stronę, musiałem odbić bez agresji.
– Sugerujesz coś, przyjacielu? – Zrobiłem krok w tył. –
Myślałem, że plotki cię nie interesują. Nudzisz się w swoim dziale, czy Oliver
daje ci już mniej pracy, bo się z niej nie wywiązujesz prawidłowo? –
Zmarszczyłem brwi, zerkając na bok w akcie dumania. – Ach, przecież to możliwe,
w końcu raz już zawiodłeś.
– Sprytnie, Grigg – zaklaskał. –
Naprawdę uwielbiam z Tobą rozmawiać. Zawsze jakoś dzień staje się lepszy,
nieprawdaż?
– Doskonały wręcz.
Oboje się do siebie uśmiechnęliśmy,
by zaraz się wyminąć i pójść w swoje strony. Zbyt impulsywnie pchnąłem drzwi od
sali wypoczynkowej, w której nadal dostrzegłem Noah przy laptopie. Powłóczyłem
nogami i opadłem na krzesło obok niego, rozwalając się na stole.
– Kai? – Spytał.
– Mam ochotę iść na imprezę –
wyjęczałem, wysuwając dolną wargę. – Ta firma jest nudniejsza niż moje sztywne
rozmowy z Cordianem.
– Myślałem, że Kai zapewnił ci
rozrywkę – spojrzałem na niego gniewnie. – Przepraszam, wiem, że się kochacie.
– O tak, marzę, by mnie zerżnął –
wywróciłem oczami, zaczynając bawić się pod nosem kuleczką papieru.
– Właściwie... – zaczął, ale ja dalej
leżałem na stole i pochłonąłem się papierem. – Jest dziś jedna impreza, na
którą możemy iść.
Komentarze
Prześlij komentarz