By Your Side Cz.22 Alec
– Nanami, czemu mam wrażenie, że masz
więcej bagaży, niż jak tu przyleciałaś? – Spojrzałem na dwie walizki
dziewczyny, które taksówkarz wkładał do bagażnika.
Mieliśmy godzinę ósmą rano w piątek.
Za dwie godziny mieliśmy lot do Londynu, a nawet nie byliśmy na lotnisku. Ja
oczywiście spakowałem się w środku nocy i byłem przez to gotów od razu, ale
reszta najwidoczniej uważała, że czas będzie dla nich łaskawy. Dlatego właśnie
ja stałem z rękami w kieszeniach spodni z Philipem u boku. Reszta wciąż się
krzątała między taksówką a hotelem. Czułem się trochę jak wybity z jakiejś
trasy. Na szczęście nie byłem jedyny.
– Dlaczego tylko ja jestem gotowy? –
Spytałem bardziej samego siebie, ale usłyszał mnie Noah, gdy wreszcie stanął w
miejscu.
– Bo pracujesz jako asystent, wy
zawsze musicie być gotowi na wszystko przed czasem – zakpił.
– Więc mam korzyści prywatne z pracy
z Cordianem – zacząłem dumać.
– Bez komentarza – Noah uniósł rękę w
górę, jakby właśnie się powstrzymywał przez Philipa.
I wtedy zrozumiałem, że nie
powinienem żartować z takich rzeczy przy nim, bo on nie dość, że nie łapał
większości moich żartów, to jeszcze wszystko, co dotyczyło Cordiana, drażniło
go cholernie. Szturchnąłem go łokciem, więc spojrzał na mnie lekko
zaintrygowany.
– Jesteś czy odpłynąłeś? –
Zagadnąłem, badając grunt.
– Chyba wolałbyś, żebym milczał, więc
niech będzie, że odpłynąłem – westchnął ciężko, spoglądając gdzieś w dal.
– Sorry – odezwał się skrzywiony
Noah. – Muszę się przyzwyczaić.
– Spoko, nie uraziłeś mnie niczym –
odpowiedział mu krótko.
– Nie martw się, on zawsze udziela
takich wyczerpujących – zaakcentowałem – odpowiedzi. Nie musisz się nim
przejmować, Philip zawsze żyje własnym światem – odparłem zgryźliwie, wytykając
język do Noah.
Ten uśmiechnął się szeroko,
spoglądając sporadycznie do wnętrza budynku.
– Teraz żyję twoim światem – mruknął,
co tylko ja mogłem usłyszeć.
Spojrzałem na niego w chwilowym
zamyśleniu, by zaraz zbliżyć swoje usta do jego. To był krótki, lecz czuły
pocałunek. Doceniałem każdą chwilę spędzoną wspólnie, bo wiedziałem, że za kilka
minut rozstaniemy się na chuj wie ile. Z drugiej strony chciałem też dać z
siebie wszystko, żeby żaden z nas nie żałował tego związku. Prawda też była
taka, że bałem się spotkania ze swoim obiektem westchnień. No bo co jeśli moje
serce znów zabiłoby szybciej dla Cordiana? Nic już nie wiedziałem, pragnąłem
zostać w Paryżu na zawsze. Tylko Philip i ja. Wymazać resztę moich problemów.
– Alec? – Wzdrygnąłem się, gdy
poczułem czyjś silny uścisk na ramionach. Spojrzałem przed siebie, gdzie stał
Philip i patrzył na mnie wyczekująco.
– Co? – Zamrugałem zszokowany nagłym
letargiem.
– Pora jechać... dobrze się czujesz?
– Spytał zmartwiony.
– Tak... zamyśliłem się tylko –
uśmiechnąłem się, spoglądając na resztę kompanów.
Sylvain i Nanami już siedzieli w
pojeździe, a Noah przytrzymywał drzwi i patrzył na mnie. Wiedział. Od dwóch lat
trułem mu o moich uczuciach do Cordiana, oczywiście, że wiedział. Mimo to
strugałem debila i posłałem mu pocieszający uśmiech, podchodząc i wsiadając do
auta.
Na lotnisku czekała już reszta
zespołu, byle tylko nas pożegnać i obiecać, że w Londynie na pewno umówimy się
na wspólny wypad. Byłem poruszony ich otwartością, która przypominała mi stare
dobre czasy na uniwerku.
– Kocham cię – usłyszałem cichy szept
przy uchu, które otuliło ciepło oddechu Philipa.
Chłopak przytulił mnie od tyłu,
skrywając twarz w zagłębieniu między moją szyją i ramieniem. Przerażenie rosło
z każdą minutą, która zbliżała mnie do spotkania Cordiana. Co więcej, nie
mogłem odpowiedzieć Philipowi tym samym. Nie chciałem go okłamywać, bo czy ja
mogłem już powiedzieć mu tak zobowiązujące słowa?
– Dziękuję.
Tylko tyle mogłem powiedzieć,
dotykając jego dłoni na moim brzuchu. Tę niezręczną sytuację przerwał mój stary
menadżer Crane, który najwidoczniej poczuł potrzebę zamienienia ze mną paru
słów. Philip jednak nie odszedł nawet na krok, jedynie wypuścił mnie z objęć.
– Miło było cię spotkać – położył mi
rękę na ramieniu. – Gdybyś potrzebował pomocy, zawsze ci pomogę.
–
Wiem, dziękuję – uśmiechnąłem się. – Przemyślę moje dalsze życie,
obiecuję.
– Nie marnuj potencjału – spoważniał,
zabierając rękę. – Nie musisz tańczyć dla tego zespołu, możesz być
nauczycielem. Wystarczy kilka kursów i dostaniesz odpowiednie papiery.
Uniosłem wysoko brwi, gdy zaczął mi
wymieniać inne możliwości. Musiałem przyznać, że do tej pory nigdy nie przyszło
mi to na myśl. Bycie nauczycielem tańca? Ja?
– Odezwę się, gdybym coś postanowił –
zapewniłem. – A do tego czasu dbaj o nich.
– Zawsze – zażartował, poprawiając
okulary.
Pożegnań nastąpił kres, gdy wezwano
nas do odprawy. Philip nie spuszczał ze mnie wzroku, jakby przewalając
argumenty za pobiegnięciem za mną a zostawieniu naszej relacji w szponach rozłąki.
Zapewniłem go, że codziennie będziemy rozmawiać, a ja łatwo się nie poddam i
również będę walczył o ten związek. Więc dlaczego, gdy tylko usiadłem w fotelu,
nie mogłem przestać się trząść? Ciepła dłoń Noah spoczęła na moich. Spojrzałem
na niego przerażony, a ten z ciężkim westchnieniem położył głowę na moim
ramieniu.
– Cokolwiek postanowisz, będę cię
wspierał. Zawsze, Alec.
– Dziękuję...
Zagryzłem wargę, żeby opanować emocje
i przestać się bać nadchodzącego wielkimi krokami Londynu. Co mogło pójść nie
tak? Ojciec w więzieniu, Cordian z problemami w firmie, rozmowa z Ashkorem,
samotność... Pytanie brzmiało, czym zająć się najpierw?
To zaskakujące jak kilka dni w obcym
kraju odcięło mnie od problemów, a gdy tylko one minęły, zaraz zostałem
brutalnie sprowadzony na ziemię. Już rozumiałem, że nie bałem się tylko mojego
związku z Philipem... bałem się wszystkiego naraz.
– Wiem, że może teraz na to nie
wygląda, ale... – Zacząłem, gdy już trochę ochłonąłem w samolocie, a Noah
zaczął czytać jakąś dziwną prasę. – Sprawa z Ashem... Mogę ci pomóc w każdej
chwili.
– Wiem – spojrzał na mnie kątem oka.
– Ty i Ash do siebie cholernie mocno
pasujecie i zrobię wszystko, żeby wam pomóc to poskładać... nawet jeśli mogę
być potencjalnym problemem – zaśmiałem się nerwowo. – Wciąż chcę pomóc w tej
sprawie.
– Na razie muszę sam ustalić dzień, w
którym mu to powiem – westchnął. – Będziesz cierpliwy?
– Proszę cię tylko, aby nie trwało to
wieki – skrzywiłem się, patrząc za okno. – Nie mogę spojrzeć mu w oczy i
udawać, że nic się nie stało.
– Wiem... przepraszam za to.
– Ja również.
– Masz jakieś plany na weekend? –
Zmienił temat. – Siedzenie w domu brzmi depresyjnie.
– W zasadzie planuję coś poczytać, w
coś pograć... – Oparłem wygodnie głowę. – Siedzenie w domu brzmi cool.
– Och, błagam cię – uderzył mnie w
udo. – Od kiedy wiem, że jesteś zawodowym tancerzem, chcę pooglądać twoje
występy.
– Na rurze? – Uniosłem zadziornie
brew, na co Noah zaczął się śmiać, ale podjął wyzwanie. – A nago?
– Mogę nawet dla ciebie ogon sobie
sprawić.
– Stoi – odparł dumnie.
– Nie widzę.
Przechyliłem się, żeby sprawdzić jego
krocze. Chłopak złapał mnie za ręce i zaczął się histerycznie śmiać, jakby moje
zachowanie było ponad normę i nie wytrzymał. Kochałem w naszej relacji to, że
mimo wszystko wciąż potrafiliśmy się śmiać i droczyć ze sobą. Już wiedzieliśmy
czego się po sobie spodziewać.
Gdy tylko samolot wylądował i
odnaleźliśmy pozostałą dwójkę, od razu wyczułem napięcie. Znowu, kurwa. Sylvain
podszedł do nas i tylko się pożegnał, dziękując za dobrą zabawę. Nanami zrobiła
to samo, tylko że po nią przyjechał jej brat, którego wskazała palcem. Ledwo
nas dostrzegł, to od razu zaczął biec w naszym kierunku. Zareagował bardzo
szybko i gwałtownie wręcz. Chwycił Sylvaina za kurtkę z miną wyrażającą istną
furię. Po chwilowym zawahaniu podbiegłem do nich.
– Myślisz, że kim ty, kurwa, jesteś?
– Syczał do niego, a ja starałem się ich rozdzielić wraz z Nanami.
– Linn, przestań! – Krzyczała.
– Masz syndrom siostry, czy co? –
Chłopak prowokował go jeszcze bardziej.
– Jak śmiałeś zabrać ją do innego
kraju tylko po to, żeby ją rzucić jak psa! – Chwycił go mocniej, ale na
szczęście Ash zdążył odciągnąć go do tyłu.
Do tej pory nie zdawałem sobie
sprawy, że on stał obok Linna, gdy tylko wylądowaliśmy. Przez to całe zamieszanie
zacząłem się gubić.
– Uspokój się – polecił mu. – To nie
miejsce na takie kłótnie.
– Ash ma racje – dołączyłem do niego.
Sylvain poprawił kurtkę, spoglądając
na Nanami smutnym wzrokiem. Najwidoczniej był zawiedziony, że dziewczyna
zdążyła już pochwalić się bratu zerwaniem. Właśnie, zerwaniem. To to było
powodem tej dziwnej atmosfery na wyjeździe. Współczułem dziewczynie cholernie,
ale to po raz kolejny nie była sprawa, w którą mogłem bardziej się wtrącać.
Spojrzałem na Noah, który miał
zawieszony wzrok na podłodze i dopiero zrozumiałem, że nie tylko ja mogę mieć
problemy w zachowaniu dyskrecji przy Ashkorze. Zwilżyłem wargi, żeby jakoś
zacząć analizować sytuację na spokojnie.
– Spierdalaj stąd – warknął Linn.
Sylvain posłusznie zabrał swój bagaż
i ruszył w kierunku wyjścia. Zostaliśmy w piątkę. Starszy brat od razu
przytulił siostrę, zaczynając jej coś szeptać do ucha i gładzić po włosach.
Sytuacja robiła się napięta, gdy wzrok Asha skakał z mojej osoby na Noah. Nie
odezwał się pierwszy, nie przywitał z ukochanych. Wiedział. Albo przeczuwał.
Przełknąłem ślinę.
No dalej, Alec, wykaż
trzysta IQ.
– Zrobiło się dziwnie – stwierdziłem,
byle tylko jakoś zagaić.
– Tak... – odezwał się Ash, który
obecnie skupił całą swoją uwagę na mnie.
Miałem wrażenie, jakby niemo pytał,
co się stało. Może to moja wyobraźnia?
– Szybko wróciłeś z Berlina. – W
końcu wtrącił Noah, unosząc wzrok na swojego chłopaka.
– To źle? – Zmrużył podejrzliwie
powieki.
Kurwa, on wiedział.
– J-Jasne, że nie – zająknął.
To był moment, w którym nie miałem
pojęcia, co dalej robić. Iść? Miałem zostawić samego Noah z jego problemem,
który de facto dotyczył także mnie? A może zostać i jeszcze bardziej czynić tę
sytuację niezręczną?
– Przepraszam za mojego brata.
Zwróciłem swoją uwagę ku Nanami, która
odsunęła się od brata i spojrzała na nas zaszklonymi oczami.
– Miałem prawo go wyjaśnić! –
Zirytował się. – Kto tak, kurwa, robi? Chwila... – Teraz to on zaczął patrzeć
na naszą trójkę jak na kryminalistów. – Czy w twoim związku też coś się zjebało
podczas tego wyjazdu?
Mimo iż pytanie padło w kierunku
Ashkora, ten dalej stał z rękoma w kurtce i patrzył prosto w moje oczy. Ani na
chwile nie spuścił ze mnie wzroku, jakbym już był martwy.
– A co miało się wydarzyć w ich
związku? – Wtrąciła Nanami.
– Nie czujesz tego napięcia? –
Powiedział ciszej do siostry.
– To się robi dziwne... – Spojrzałem
na Noah. – Ash zachowuje się jak Joe, zaczynam się go bać.
Udawanie przyłożyłem rękę do ust i
cicho mówiłem do Noah, choć na tyle głośno, aby główny zainteresowany słyszał
każde słowo. Musiałem rozładować napięcie.
– Co? – Młodszy skrzywił się, gubiąc
rytm.
– Z Joem można się droczyć, ale Ash w
tej wersji obserwatora mnie przeraża – dalej udawanie szeptałem. – Zrób coś, to
twój facet, ja cykam.
– Przecież jesteś synem w tej relacji
– uniósł na mnie brew, zaplatając dłonie na klatce piersiowej. – Sam pogadaj z ojcem.
– Dzięki, mamo – wywróciłem oczami. Odwróciłem się do Asha prosto. –
Odstawiam mamę w jednym kawałku, więc proszę bez szlabanu.
Noah nie wytrzymał i prychnął, a
kąciki ust Asha drgnęły ku górze. Udało się opanować sytuację, chociaż w
minimalnym stopniu, zanim polałaby się krew.
– Co to za chory trójkąt? – Linn
zaczął dziwnie gestykulować dłonią.
– Masz coś do mojego syna? – Ash
spojrzał niby groźnie na przyjaciela. – Czepiasz się, że jestem za młody na
ojca?
– Czepiam się, że on jest za stary na
bycie twoim synem!
Gdy tylko to powiedział, to wszyscy
zaczęli się śmiać. Zerknąłem sekretnie na młodszego, który odetchnął pełną
piersią i posłał mi uśmiech, który oznaczał jedno; dziękuję.
– Dobra, to ja zostawiam was i spadam
do domu, bo marzę o spokoju i ciszy – przeciągnąłem się.
– Po prostu chcesz zadzwonić do
Philipa – zażartowała Nanami.
– Ha, ha – wywróciłem oczami. – Wcale
nie.
– A kto to? – Zaciekawił się Ash. –
Nie przedstawisz mi synowego?
– Ty to byś chciał szybko, a ja wolę
dyskretnie.
– Ja wolę dosadnie.
Miałem wrażenie, że za tymi słowami i
spojrzeniem, którym obdarzył Noah, kryło się znacznie więcej. Może on tylko
udawał głupiego, bo nie chciał robić dymków w miejscu publicznym, a po powrocie
do domu czekała ich poważna rozmowa? Tak czy siak by ich nie ominęła, ale już
im współczułem. Nie mogli odkładać tego w nieskończoność.
Pożegnałem się z nimi i ruszyłem do
swojego apartamentu. Ostatnie dni chciałem odpocząć w spokoju, by od
poniedziałku ruszyć machinę zdarzeń... bo przypadkowo stanęła w miejscu, gdy ja
wybyłem z kraju. Problemy nie rozwiążą się same.
Komentarze
Prześlij komentarz