By Your Side Cz.24 Alec
Zamykając książkę, którą kupiłem
przed wyjazdem i właśnie zakończyłem czytać, zacząłem swoje głębokie
rozmyślanie. Czułem się teraz jeszcze gorzej niezręcznie niż podczas pocałunku
z Noah. Tak, można było poczuć się sto razy gorzej po przeczytaniu ich
historii. Nigdy do głowy mi nie wpadło, że Ashkore to pisarz i to jeszcze tak
sławny, że polecają jego książki w księgarniach.
Żeby jakoś otrząsnąć się z
ogarniającego mnie poczucia winy. Odłożyłem lekturę na stolik i sięgnąłem
tablet. Zacząłem wpisywać w wyszukiwarkę kryptonim starszego, a żeby trochę
poszpiegować go od drugiej strony, tej zawodowej. Od razu wyskoczyły mi linki
do różnych wywiadów, recenzji czy zwiastuna filmu. I wtedy dopiero mnie
olśniło, że minąłem zwiastun JEGO filmu. Z ciekawości wszedłem w trzyminutowy
filmik i nie mogłem wyjść z szoku. To była produkcja, o której słyszałem tylko
pogłoski, ponieważ Joe grał jedną z głównych ról. Teraz wszystko nabierało sensu;
Ash był osobą, która załatwiła mu tę rolę.
Przejrzałem kilka stron z wywiadami i
recenzjami, gdzie większość była pozytywna i zachęcająca. Nigdzie jednak nie
znalazłem informacji o danych personalnych autora, więc zrozumiałem, że Ashkore
nigdy nie wystąpił publicznie, nikt nie znał go osobiście. To był moment, w
którym musiałem zagryźć policzki i przemilczeć ten fakt. Dowiedziałem się tego
przypadkowo, ale na pewno przypadkowo nie mogło to ze mnie wyjść. Absolutnie. Dawanie
mu kolejnego powodu do nienawiści? Brzmiało jak zadanie, którego nie miałem
ochoty wykonywać.
Z westchnieniem zablokowałem
urządzenie i położyłem obok książki na stoliku. Była niedziela, a raczej jej
końcówka i już mną telepało z chęci pójścia do firmy, ale wciąż miałem wolne.
Co prawda jako asystent mogłem odwiedzić biuro o każdej porze i w każdym dniu
tygodnia, ale jakaś część mnie wciąż wolała poczekać. Może coś nade mną
czuwało?
Moje pogrążanie się w ciszy przerwał
dzwoniący telefon. Na moje usta zakradł się uśmiech, gdy tylko zobaczyłem imię
dzwoniącego. Z celowym ociąganiem odebrałem.
– No hej – przywitałem się pierwszy,
przykładając słuchawkę do ucha. – W sumie ratujesz mnie od nocnej nudy.
– Powinienem złapać samolot i
przylecieć do Anglii? – Zażartował, choć w jego głosie nie było słychać ani
krztyny radości.
– Myślę, że dla mnie możesz się
poświęcić i przyjechać na żółwiu.
– Może od razu na pieszo? – Byłem
pewien, że właśnie w tej chwili unosi charakterystycznie brew.
– Idealnie! – Wykrzyczałem. – Po
drodze zahacz o maka i kup mi duży zestaw.
Gdy przestałem widywać Philipa i
byłem skazany tylko na nasze połączenia internetowe i telefoniczne, jakoś nie
mogłem uwierzyć, że jesteśmy parą. Ja i Philip, którego myślałem, że zdradziłem
na wieki. Tu w Londynie wszystko wydawało się takie zimne i... „po staremu”.
Nie przyjechał ze mną, nie mogłem tworzyć nowych wspomnień z nim, więc jak
mogłem odczuwać zmiany? Wciąż byłem skazany na Cordiana.
Nagle mój telefon zawibrował, więc
odsunąłem go od ucha i zerknąłem na nowe powiadomienie, które przyszło od
Clary. Poprawiła mi humor swoją propozycją.
„Skoro jesteś w
mieście, spotkajmy się na czymś mocniejszy. I nie, to nie jest propozycja,
Alec.”
– Wiesz co? Taktyczna zmiana planów,
kochanie – wróciłem do rozmówcy.
– To znaczy?
– Moja nowa znajoma zaprosiła mnie
właśnie na kameralne picie, więc lecę się szykować i balować... przed
jutrzejszą pracą.
– Po pierwsze to bardzo
nieodpowiedzialne pić przed pracą, po drugie... to praca z Cordianem, więc pij
do woli.
Zacząłem się głośno śmiać. Żarty Philipa
czasem, ale tylko czasem, potrafiły być zabawne do rozpuku. On tak bardzo
nienawidził mojego crusha, że trudno
było rozróżnić żart od słów wypowiedzianych na poważnie.
– Dobra, postaram najebać się w trzy
dupy, wpaść przypadkiem w czyjeś ramiona i spędzić upojną noc. – Kącik ust
poszybował w górę.
– Spróbuj, śmiało – prychnął. – I tak
zapierdolę za to twojego szefa.
– Nienawidzę cię – skwitowałem. –
Dobra, serio muszę spadać. Clara na pewno chce poznać wrażenia z Paryża, więc
jak nie odezwę się dziś to dobrej nocy.
– Dobrej nocy, Alec. Uważaj na
siebie.
– Ty też... nie podrywaj fanek.
Po skończonej rozmowie naciągnąłem na
swoją szarą bluzę kurtkę i chwyciłem telefon w dłonie. Nie mogłem wziąć ze sobą
auta, gdyż po alkoholu nie planowałem prowadzić, nigdy w życiu, chyba że to
naprawdę nagły wypadek.
Od soboty rana próbowałem
skontaktować się z Noah, ale niestety było to niemożliwe. Mogłem tylko
przypuszczać, co takiego się wydarzyło, więc nawet nie planowałem odwiedzać ich
w ten weekend. Jutro mieliśmy spotkać się w firmie, więc dopiero wtedy mogłem
czegokolwiek się dowiedzieć. Do tego czasu: nic.
Dla jasności, moje życie wcale nie
było aż tak nudne, skoro do domu Clary miałem hektary, a tylko kawałek udało mi
się przejechać transportem. Resztę drogi przebyłem na piechotę i dopiero po
czterdziestu minutach stałem pod jej przeklętymi drzwiami, z niemałą zadyszką i
chęcią mordu.
Ta otwiera mi drzwi i mierzy
pogardliwym wzrokiem, jakbym co najmniej zabił jej tego kota.
– Poszczuję cię psem – zagroziłem, sapiąc
lekko.
– A ja mam moim ojcem?
– Wolę się z tobą napić.
Rozłożyłem ramiona w akcie
przytulenia, więc dziewczyna bez dłuższych oporów do mnie podeszła. Weszliśmy
razem do środka, gdzie spędziłem noc. Tak jak przypuszczałem, dziewczyna
wypytywała mnie o naszą wycieczkę, a gdy ja chciałem choć wkroczyć na drobny
temat firmy, ta skrupulatnie go omijała. Miałem cholernie złe przeczucia,
zwłaszcza że mój przełożony również nie odzywał się od kilku dni. Byłem w
kropce. Z jednej strony chciałem poznać prawdę, a z drugiej i tak miałem ją
poznać za kilka godzin. Komu szkodziło jeszcze chwilę strugać głupa i dobrze
się bawić?
Clara znów zaczęła mi opowiadać o
swojej rodzinie, jak to niedługo ich odwiedzi. Zaproponowała mi nawet wspólny
wypad do Polski. Jeszcze nie mogłem jej niczego obiecać, bo to zależało od
nasilenia roboty w firmie, ale ochoczo zgodziłem się na jej propozycję.
Naprawdę spodobał mi się wypad do Paryża i zrozumiałem, że odcięcie się na
kilka dni od problemów jest rewelacyjne. Co prawda jeszcze nie zaznałem uczucia
brutalnego powrotu, ale pierwsze symptomy już miałem.
Zanim zasnąłem w jej klitce,
postanowiłem ustawić budzik na czwartą rano, aby zdążyć dotrzeć do domu i się
przygotować do pracy. Naprawdę zbyt dobrze nam się rozmawiało, a ja pierwszy
raz od dawna postanowiłem być nieodpowiedzialny. Zupełnie tak, jak powiedział
Philip.
Zgodnie z przypuszczeniami, za chuja
nie mogłem wstać po czterech godzinach snu. Przeraźliwy jęk rozległ się po
pomieszczeniu, gdy tylko usłyszałem znienawidzoną melodyjkę. Na szczęście Clara
spała w swoim pokoju i nie musiała zostać przeze mnie obudzona. Zdziwiłem się
jednak gdy na horyzoncie pojawiła się jej osoba z kotem na rękach. Patrzyła na
mnie w rozbawieniu.
– Obudziłem cię? – Spytałem zaspany.
– Nie, spokojnie – wypuściła
zwierzaka. – Ale ubierz się i podwiozę cię do domu.
Z racji na ospałość, bardzo powoli
dochodziły do mnie jej słowa. Jak maszyna wykonywałem czynności, by dopiero
przy drzwiach spytać:
– Jak to podwieziesz? – Zamrugałem,
gdy naciągała na siebie płaszcz.
– Nie piliśmy aż tyle, więc nawet
jeśli mam jeszcze coś we krwi to są to znikome ilości – westchnęła. – Sądząc po
tym, ile zajęło ci dotarcie do mnie... drugie tyle zajmie ci powrót. Pomogę.
Nie miałem ochoty na spiny od rana,
dlatego przystałem na jej propozycję. Dzięki niej ten stosunkowo niedługi
odcinek przemierzyliśmy w dziesięć minut. Na odchodne puściła mi oczko i
wróciła do siebie. Jeszcze dłuższą chwilę stałem na chodniku i patrzyłem w ruch
uliczny. Wciąż ciemno, ale nie na tyle, by odczuwać silną potrzebę powrotu do
łóżka. Pustego i zimnego łóżka.
Wzdrygnąłem się na samą myśl, by
zaraz uznać to za dobry znak. Jeśli czujecie do czegoś wstręt, to na pewno tego
nie zrobicie! Z lepszym nastrojem wbiegłem do siebie po schodach – tak na
rozbudzenie. Szybki prysznic był wisienką na torcie, bo zaraz po nim czułem się
jak grecki Bóg, tylko mniej seksowniejszy. Cordian mógł pasować w te kategorie.
Odchyliłem głowę do tyłu, gdy znów
pomyślałem o swoim obiekcie westchnień. Musiałem przestać i to jak najszybciej.
Naprawdę, ranienie uczuć Philipa było ostatnią pozycją na mojej liście. Taktyczny
plaskacz w policzek na otrząśnięcie i mogłem zacząć przyodziewać swoją koszulę
i marynarkę od garnituru. Przejrzałem się w lustrze i wyglądałem znośnie,
pozostało mi tylko ułożyć włosy. Szybko z tego zrezygnowałem, gdy okazały się
dłuższe o kilka milimetrów i po wymodelowaniu wyglądało to jak busz. Nie
polecam.
Wchodząc do kuchni, odczułem chwilową
pustkę. Jeszcze nie tak dawno temu był w niej Cor i przygotowywał dla nas
śniadanie. Jeszcze nie tak dawno siedzieliśmy razem w salonie i oglądaliśmy
filmy. A teraz... czułem się, jakbym szedł na spotkanie z kimś obcym.
Stresowałem się. Brak kontaktu z jego strony czy Noah tylko potęgował to
uczucie. Niczym dziecko we mgle błądziłem po pustych metrach kwadratowych.
Pustych, cichych i zimnych. Nawet z ociepleniem w domu powiewał dziwny chłodny
wiatr, a przecież nie miał prawa. Moja psychika sobie coś uroiła?
Potrząsnąłem głową, by jednak
zrezygnować ze śniadania i pójść prosto do firmy. Ewentualnie zahaczając o
jakąś małą knajpkę po drodze. Standard w moim wykonaniu.
Zjechałem windą do podziemi, gdzie
odszukałem swoje ukochane auto. Wrzuciłem na jego tylne siedzenie teczkę i
usadowiłem się na miejscu kierowcy.
Ruch na ulicach o siódmej rano nie
był wybitnie duży, choć mówiliśmy o poniedziałku. Pogoda również nie była
najgorsza, ale zaczynałem odczuwać oznaki później jesieni z racji na nagłe
spadki temperatur i zmiany pogody. Po powrocie z Paryża miałem nawet wrażenie,
że zaczyna łapać mnie przeziębienie, dlatego tego dnia musiałem jeszcze
zaopatrzyć się w leki.
Na miejscu byłem chwilę po siódmej. Z
bijącym sercem, wziąłem jeden głębszy oddech. Wysiadłem z auta i ruszyłem w
kierunku windy. Gdy wjechałem na chwilę na parter, żeby odebrać zaległe
informacje, przywitali mnie dobrze znani ochroniarze. Jeden z nich postanowił
rozpocząć krótką rozmowę, gdy już kierowałem się na powrót do windy.
– Alec! Myślałem, że już nie wrócisz!
Siliłem się, żeby nie obdarzyć go
wkurwionym spojrzeniem. Czy plotki firmie tak szybko się rozeszły na trzy
strony? Tu już każdy spodziewał się mojego wypowiedzenia, czy jak?
Mimo wszystko uśmiechnąłem się do
starszego i przystanąłem na chwilę.
– Ależ skąd. Miałem chwilowy urlop w
sprawach prywatnych – zapewniłem. – Ale dobrze jest wrócić.
– Cieszę się w takim razie i życzę
miłego dnia.
Podszedłem do windy, aby szybciej
znaleźć się na odpowiednim piętrze. Gdy cyferki na wyświetlaczu się przewijały
w tradycyjnym tempie, dla mnie trwało to coraz dłużej. A może to ja nie
chciałem wcale być w tym budynku?
Na moje nieszczęście, drzwi windy w
końcu się otworzyły, a ja wszedłem na swój
teren. Pojedyncze osoby zaszczycały mnie krótkimi spojrzeniami, sekretarka
nawet nie ukrywała zdziwienia, a ja czułem się coraz podlej. Nie powinno mnie
tu być – tak mówił wzrok większości.
– Alec? – Przystanąłem.
Odwróciłem się bardzo powoli, choć
głos znałem doskonale. Za mną stał Kai wraz ze swoim przełożonym. Mężczyzna
akurat nie wykazywał żadnego zainteresowania moją osobą, co więcej, spojrzał na
swojego asystenta niczym na kryminalistę.
– Masz chwilę wolnego, ale przyjdź
potem do mnie – zarządził, ciężko wzdychając.
Skłoniłem się delikatnie, gdy
mężczyzna zaczął kierować się do windy. Zostaliśmy sami wraz z gapiami.
– Kai... dobrze cię widzieć.
Musiałem jakoś kontynuować, choć
średnio miałem na to ochotę w tej chwili.
– Myślałem, że cię zwolniono –
zaplótł ramiona.
– S-Słucham?
Cała pewność siebie, którą resztkami
silnej woli utrzymywałem, runęła jak domek z kart.
– No wiesz, cała firma huczy o twojej
wtopie – uśmiechnął się, gdy tylko dostrzegł mój brak gardy. – Prezes był
wściekły i dał reprymendę Cordianowi. Nie wiedziałeś? Prawie zwolnił własnego
syna.
Zmarłem. Cor cały czas zapewniał
mnie, że ten klient nie był na tyle ważną osobistością, abyśmy odczuli skutki
niepodpisania z nim umowy. Co więcej, nawet nie dał tego po sobie poznać, aby
było inaczej.
– Twój tydzień przerwy... – zamyślił
się. – Przymusowe zawieszenie? To ma sens. – Zaczął kręcić głową, jakby odkrył
intrygę. – Skubany lis... dał ci zawieszenie, żeby pokazać, że zostałeś ukarany
i wszczął jakieś środki. Nie musiał zwalniać. Dobry jest. Muszę mu to przyznać.
– P-Przepraszam, muszę iść...
Odwróciłem się gwałtownie, żeby jak
najszybciej znaleźć się w jego gabinecie. Mijałem po drodze sekretarkę, która
próbowała mnie zatrzymać, ale nie miałem czasu na pogaduszki z nią. Nie w
chwili, gdy mój urlop przestał dawać ulgę, tylko zacząłem na nowo odczuwać
silną potrzebę skończenia swojego życia.
Wszedłem do gabinetu z impetem, gdy
drzwi nie były zablokowane. W środku oprócz Cordiana znajdował się też jakiś
mężczyzna. Obaj popatrzyli na mnie jak na szaleńca, ale ten pierwszy zaraz
wstał przestraszony.
– Remi, zadzwonię do ciebie – zwrócił
się do gościa, nawet nie obdarzając go krótkim spojrzeniem.
– Jasne... Także ten... cześć.
Chrząkając, zaczął wychodzić.
Uśmiechnął się do mnie krótko. Zostaliśmy sami, a Remi nawet wygłuszył gabinet,
zamykając za sobą drzwi.
– Wróciłeś... dlaczego nic nie
pisałeś? – Podrapał się po karku.
– Dlaczego ty mi nie powiedziałeś
prawdy, Cor? – Podszedłem, rzucając teczkę na krzesło. – Od początku byłem
gotów na wszystko. Na dyscyplinarkę, na zbluzganie... dlaczego więc, zamiast
powiedzieć mi, że musisz mnie zawiesić, ty skryłeś to pod otoczką „daje ci
wolne, bo się martwię”? – Prychnąłem, gdy jego wyraz twarzy stawał się coraz
trudniejszy w rozszyfrowaniu. – Znamy się tyle lat... nie zasługiwałem na
szczerość? Oddałbym wszystko dla twojego dobrego imienia w tej firmie, a ty
postanowiłeś zrobić ze mnie głupca? Chciałeś, żeby wszyscy patrzyli na mnie jak
na intruza? Chciałeś...
– Oczywiście, że nie, Alec! – Uniósł
się, żeby mi przerwać. – Jestem zawsze szczery wobec ciebie! Gdyby coś było nie
tak w twojej pracy, to bym ci to powiedział!
– Sam kazałeś odgradzać życie
prywatne od zawodowego, więc dlaczego nagle pokryłeś je ze sobą!! – Wszedłem mu
w zdanie, używając jeszcze wyższego tonu. Ten z pewnością był słyszany poza
gabinetem, dlatego musiałem przystopować. – Jak mogłeś w takiej chwili okazać
mi słabość i zamydlić oczy? Jak mogłeś sam złamać reguły, które ty narzuciłeś
na nas obu?
– Alec... nigdy nie chciałem aż tak
ich przestrzegać – zwilżył wargi, opierając się pięściami o blat biurka,
pochylając się nad nim. – Pomyślałem wtedy, że jeśli oddzielimy nasze stosunki,
to będziemy mieli zdrowszą relację... ale zanim się spostrzegłem, stosunki poza
pracą przestały istnieć. – Uniósł na mnie wzrok, a moje serce przyśpieszyło
bicia. – Nie mydliłem ci oczu, naprawdę dałem ci wolne, bo zasługiwałeś. To nie
była kara.
– Ale podpisałeś to jako karę... o to
mi chodzi. Dlaczego nie powiedziałeś mi o tym? – Westchnąłem. – Myślisz, że
byłbym zły? Dobrze wiesz, że nie.
– Nie zasługiwałeś na karę! – Znów
się zirytował, odpychając od biurka. – Nie chciałem cię karać, bo nie
zawiniłeś! To ten stary chuj wygadywał rzeczy, o których nie miał pojęcia! –
Wskazał ręką na drzwi, jakby za nimi krył się nasz niedoszły klient.
Mnie jednak zdziwiło słownictwo,
jakie przedarło się przez jego struny głosowe.
– On i mój ojciec nie mają prawa cię
oceniać, nie po tym... nie mają pojęcia o niczym.
Zapadła między nami cisza. Byłem w
głębokim rozmyślaniu nad dalszym działaniem. Nie chciałem szkodzić Cordianowi,
a najwidoczniej z mojego powodu toczył bitwę i to nie tylko ze swoim ojcem. Miałem
wrażenie, jakbym zawiódł więcej osób. Oczywiście podczepiałem pod to Asha z
Noah, nienawiść Joego, zgryźliwość Kaia... Nawet ojciec Cordiana dawniej mnie
lubił. Musiałem w jakiś sposób go zawieść. Ich wszystkich.
– Tu chodzi... – zaczął, ale mu
przerwałem.
– Cordian, ja... chcę odejść z firmy.
Komentarze
Prześlij komentarz