By Your Side Cz.28 Alec
Elron Vesper, ojciec Cordiana i
prezes całej korporacji, stał właśnie przed nami. Nie wiedziałem, jak mam się
zachować. Wycofać? Ale jego twarde spojrzenie i słowa kazały zostać. Nawet mój
przyjaciel nie wiedział, jak powinien zareagować, mając na twarzy wypisane
zmieszanie.
Elron zaczął przyglądać się
pomieszczeniu, najpewniej przywołując jakieś wspomnienia. W końcu jego wzrok
spoczął na stole, gdzie było już zastawione na śniadanie i chyba zrozumiał, że
dopiero wstaliśmy.
– Możecie zjeść w spokoju, poczekam
na zewnątrz...
Odwrócił się, chcąc naprawdę wyjść
przed dom, a przecież był u siebie... w pewnym sensie.
– Nie… Proszę poczekać! – Zrobiłem
krok w przód, zostając zatrzymanym dyskretnie przez palce Cordiana, które
oplotły mój nadgarstek. – Nie możemy bawić się w ciuciubabkę.
Spojrzałem na swojego przyjaciela,
zrzucając jego dłoń. Szok i zdezorientowanie, jakie dostałem w odpowiedzi były
nie do opisania. To zabolało.
– Musicie w końcu zachowywać się jak
rodzina, rozmawiać jak rodzina i... – Odwróciłem się do wujka. – Po prostu nie
traktujcie się jak obcych. Ta firma was też zniszczyła, tego już nie
zauważyłeś? – Powrót do Cordiana.
– To nie firma... to zaczęło się
wcześniej i dobrze o tym wiesz, Alec.
Patrzył prosto w moje oczy, starając
się zmusić mnie do uległości, ale nie mogłem. Miałem mu pomóc się ze mnie
wyleczyć, a co chwilę temu zrobiłem? Znów się do niego przykleiłem. Kurwa,
miałem chłopaka!
– Atmosfera gęstnieje... – Elron
westchnął. – Naprawdę możecie zjeść, rozmowa nie ucieknie.
– Poczekaj w salonie – wtrącił
Cordian, nie odrywając ode mnie wzroku.
– Rozumiem...
Starszy Vesper poszedł w głąb domu,
zostawiając naszą dwójkę na pastwę losu i tej „gęstej atmosfery”. Powinienem go
jakoś uspokoić, czy może być nieugiętym? Minionego dnia pokazał mi taką stronę
siebie, której nigdy nie znałem.
– Cor, obiecaliśmy sobie coś wczoraj,
wiesz? – Westchnąłem, siadając do stołu. – Będę przy tobie, ale musimy coś
zmienić.
Chwyciłem pierwszą kanapkę w dłoń i
zacząłem ją przeżuwać. Jeśli była szansa na przywrócenie go na stanowisko
kierownika działu marketingu, to musiałem mu pomóc. Nie zależało mi na pracy w
tej firmie, zależało mi na nim. On pokochał tę pracę, tych ludzi i nie
wyobrażałem sobie, aby przestał to robić. Oddał serce, nie mógł pozostać bez
niego.
Po dłuższej chwili w końcu zajął
miejsce obok mnie i również zaczął jeść. Byłem przekonany, że jest na mnie
obrażony, dlatego postanowiłem dać mu spokój i przejść do wcześniejszego
tematu.
– Co do Remiego... kto to? –
Oblizałem wargi, upijając łyk ciepłego napoju.
– Przecież ci mówiłem. – Westchnął. –
Willemina zmieniła płeć i teraz nazywa się Remi.
Wytrzeszczyłem oczy na tę informację.
Faktycznie, coś kojarzyłem, ale przyjaciele Cordiana nigdy mnie nie lubili,
dlatego łatwo wyleciało z głowy.
– Hej, a to nie ten facet, na którego
wczoraj wpadłem w twoim biurze?
Od razu przypomniałem sobie, że
właśnie tym imieniem zwrócił się do tamtego mężczyzny.
– Faktycznie... tak, to on. – Również
upił łyk swojej herbaty.
– Myślę, że powinieneś jak
najszybciej z nim gdzieś wyskoczyć. – Uśmiechnąłem się, a ten wreszcie zwrócił
na mnie uwagę.
– Chcesz iść z nami?
– Dobrze wiesz, że Will... Remi mnie
nie lubi – szybko się poprawiłem. – Poza tym mieliśmy uczyć cię życia beze
mnie, Cor.
– Więc tak będzie to od teraz
wyglądać? – Przekrzywił się na krześle, siedząc po mojej lewej, aby być wprost
do mnie. – Chcesz ograniczyć nasz kontakt tak od razu? – Prychnął. – To się nie
różni w żaden sposób od tego, co było za czasów wspólnej pracy. Też nie
spędzaliśmy czasu poza nią.
– Obiecałem, że będziemy robić to
powoli, a to są właśnie drobne kroczki. – Patrzyłem na niego cierpliwie. – Nie
zostawię cię, dobrze o tym wiesz, ale zrobię wszystko, żeby ci pomóc. Jesteś
moją jedyną rodziną... gdyby nie ty,
może by mnie tu nie było... Pomagałeś mi z moimi uzależnieniami, pozwól, że ja
też ci pomogę. Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo, to ci mogę przysiąc.
Nagle szarpnął mnie za ramię, przez
co wpadłem prosto w jego ramiona, którymi szczelnie mnie oplótł. Byłem
zszokowany, a moje serce od razu zdradzało prawdziwe myśli.
Philip, Philip na
ciebie czeka.
W chwili, gdy miałem to przerwać, on
przemówił.
– Też mam tylko ciebie, Alec...
To było kłamstwo i dobrze o tym
wiedzieliśmy. Ja miałem ojca, tylko że w więzieniu, a on miał ojca, ale ten
niezbyt zdawał się dobrze grać swoją rolę. Zupełnie jak moja matka, która do
tej pory milczała.
Skończyliśmy nasz posiłek, by móc
wreszcie porozmawiać z przełożonym. Ten oczywiście znajdował się w salonie, ale
przyglądał się regałom. Miałem rację, uderzyła go fala wspomnień, które tak
skrupulatnie starał się odpychać latami. W końcu to on nagle sprzedał ten dom
po śmierci żony.
– Dobrze się bawisz? – Sarknął Cor,
więc szturchnąłem go łokciem.
Starszy odwrócił się do nas,
zaalarmowany naszym przybyciem. Cały czas miał ręce splecione za plecami, ale
wyglądał znacznie bardziej na zmęczonego, niż gdy tu przyjechał.
– Wiem, co myślisz. – Mojemu
przyjacielowi nie udało się ukryć irytacji, dlatego prychnięcie zniewagi
opuściło jego usta. – Nie przyszedłem się tu kłócić tylko prosić cię o powrót
do firmy.
– Przyjechałeś mnie prosić? – Wskazał
na siebie dłonią.
– Cordian. – Zwróciłem się do niego
wrogo. – Przestań.
– Nie. – Pokręcił głową. – Najpierw
go przeprosisz, a potem będziemy rozmawiać. Jeśli nie, wiesz, gdzie są drzwi.
Zapadła cisza. Wiedziałem, że akurat
ta kwestia nie będzie dyskusyjna, dlatego nawet nie ośmieliłem się wtrącić.
– Przepraszam, Alecu. – Gwałtownie
uniosłem na niego wzrok. – Wiem, ile zrobiłeś dla firmy i mojego syna. Nie
cieszy mnie, że się przyjaźnicie, wolałbym lepsze towarzystwo dla niego, ale
rozumiem... Oboje możecie wrócić do firmy...
– Przepraszasz go z przymusu, prawda?
– Odezwał się cicho. – Nie jest ci przykro.
– Synu, chcę tylko spokoju – zamknął
oczy. – Nie mam już sił ani czasu na kłótnie o to, czy się kochacie, czy
przyjaźnicie. Jestem za stary i pewnego dnia dołączę do twojej matki. Zanim
jednak do tego dojdzie, chcę mieć pewność, że nie zostawiam cię na pastwę losu.
Jestem surowy, bo chcę, abyś osiągnął wiele. Czy moje przeprosiny są szczere? –
Podszedł bliżej. – Są. Naprawdę. Przestanę już łączyć moje zdanie prywatne z
pracą, bo nawet jeśli bardzo nie podoba mi się fakt kryminalnej przeszłości
tego chłopaka – wskazał na mnie ręką – to chcę, abyś dalej par do przodu. Nawet
jeśli to oznacza z nim. Przepraszam. – Tym razem zwrócił się do mnie, gdy całą
wypowiedzieć skupiał uwagę na synu.
Byłem jak posąg. Plotki w firmie były
słyszalne naokoło. Ja i Noah, geje. Na pewno dotarły również do zarządu. Słowa
Elrona tylko potwierdziły moje wcześniejsze obawy. Mężczyzna nienawidził mnie
nie tylko za przeszłość, ale także za bycie homoseksualistą. Być może zauważył
moje uczucia względem Cordiana? Jeśli
tak, od jak dawna? Czy Cordian przed jego wypowiedź również zdał sobie z nich
sprawę?
Bałem się odwrócić w jego stronę, aby
przypadkiem nie napotkać zagubienia wypisanego na jego twarzy. Dlatego właśnie
po raz kolejny przełączyłem pstryczek na „profesjonalizm”.
– Rozumiem. Nie ma obowiązku mnie pan
lubić, ale jeśli istnieje szansa na minimalną akceptację mojego istnienia... to
na pewno będę mógł dalej z panem pracować.
– Akceptuję. – Zmarszczył czoło.
– Chcesz wrócić do firmy? – Poczułem
dłoń na ramieniu, więc siłą rzeczy musiałem w końcu na niego spojrzeć.
– A ty nie? – Zdziwiłem się, gdy na
jego twarzy dostrzegłem szok. – Przecież zależy ci na tym.
– Ale...
– Cordian, kochasz tę pracę.
Popracuję z Tobą tak, jak ci obiecywałem. – Uśmiechnąłem się. – Wszystko małymi
krokami, pamiętasz? Twój ojciec przyjechał aż tutaj, żeby mnie przeprosić i
prosić o twój powrót. Po prostu... daj mu szansę.
Chłopak spojrzał na ojca z niewyobrażalną
złością. Znałem to uczucie doskonale. Moja matka również stała się dla mnie
kimś tego pokroju. Nie potrafimy sobie wyobrazić, żeby dało się odbudować
rodzinną relację, kochać się i uśmiechać do siebie. Cordian został brutalnie
zraniony przez ojca, a ja przez matkę. Nie mogłem robić mu wyrzutów, skoro sam
byłem taki sam.
– Obiecujesz, że okażesz mu więcej
szacunku? – Dopytywał.
– Tak, synu, obiecuję... Zanim
wyjdę... – Cierpliwie czekaliśmy, aż dokończy. – Naprawdę szanują was w firmie.
– Co? – Zdziwiłem się.
– To nie miało zbyt dużego wpływu, bo
wcześniej podjąłem decyzję, że chcę porozmawiać... ale rozmawiałem z Tonym i
Kaiem... rozmawiałem również z Joem, Clarą, Benem... Ashkorem.
– Ashkorem? Endicottem? – Dopytywałem,
szokując się coraz bardziej.
– Tak – westchnął ociężale. – Jako
ostatni mnie wczoraj odwiedził w firmie.
– Czego chciał? Czego oni wszyscy
chcieli? – Cordian zaplótł ramiona na klatce piersiowej.
– Tonego z Kaiem spotkałem na
korytarzu. Już cały budynek huczył, że was zwolniłem, ale jak na ironię
przystało, sami odeszliście. – Odchrząknął, próbując opanować nerwy. – W każdym
razie, Kai wygłosił głęboką niechęć, że marketing utraci na nagłej stracie tak
dobrego szefa i jego asystenta.
– Kai? Na pewno? – Zaśmiałem się, ale
surowy wzrok starszego mnie otrzeźwił. – Przepraszam, po prostu nigdy za sobą
nie przepadaliśmy.
– A to zabawne, bo Kai mówił o tobie
same dobre rzeczy. – Uniósł brew. – Podobnie jak Joe, który przyszedł do mojego
biurka i zaczął swoje mądrości. Ochroniarze i sekretarki... głowa mnie
rozbolała od tych wszystkich komplementów na wasz temat.
Spojrzeliśmy się z Cordianem po
sobie, jakby facet opowiadał nam bajkę i zaraz miał rzucić tekstem „żart”. Ale
to się nie wydarzyło.
– A czego chciał Ash? – Dociekał
Cordian.
– Myślałem, że przyszedł prosić o
współprace, kontrakt... ale ten chłopak jak zwykle mnie zaskoczył.
Pierwszy raz od lat dostrzegłem u
Elrona tak ciepły uśmiech, gdy o kimś mówił. Bił od niego szacunek, może nawet
podziw. I to względem kogo? Ashkora, którego znałem od dwóch lat.
– Okazało się jednak, że przyszedł mi
wylać kubeł zimnej wody na głowę. – Zmarkotniał. – Powiedział, że nawet jeśli
nigdy się nie lubiliście, to ty i twój przyjaciel daliście szansę Noah... –
Skrzywił się trochę. – Mówił, że wierzy w wasze decyzje, bo często obserwował
Aleca i Noah przy pracy... Po rozmowie z nim tylko utwierdziłem się w tym, że
powinienem też patrzeć na to zawodowo... Żałuję.
– Ach, więc to tak... – Cor ponownie
się zirytował. – Twój kochany Ash okazał się encyklopedią mądrości.
– Wiedziałem, że tak pomyślisz. –
Teraz i Elron zaczynał się denerwować. – Dlatego zaznaczyłem, że już wcześniej
postanowiłem porozmawiać z waszą dwójką.
– Piedolenie! – Uniósł się. –
Przyznaj się, że gdybyś mógł, to wpisałbyś jego w rodowód, a nie mnie!
– Jak śmiesz tak mówić?! – Zrobił
krok w stronę syna. – Zawsze patrzyłeś
na niego z wyższością, myślisz, że tego nie dostrzegłem? Byłeś zazdrosny? To
były czasy, gdy twoja matka żyła! Jak śmiesz twierdzić, że nic dla mnie nie
znaczyłeś i obcy chłopak był ważniejszy?! Nie zrzucaj wszystkich swoich urojeń
na innych, bo pewnego dnia nie będziesz miał nic.
Przełknąłem ślinę. Nie wiedziałem, co
rozgrywa się przede mną. Najpierw w biurze, a teraz w domu rodzinnym... oni
naprawdę za każdym razem skakali sobie do gardeł. Czym ja byłem pomiędzy nimi w
takich chwilach? Bałem się ruszyć o milimetr, żeby nie dolać przypadkiem oliwy
do ognia.
Co więcej, Cordian i Ash znali się w
przeszłości? Jeszcze za czasów życia cioci? Dlaczego nigdy o tym nie usłyszałem?
Noah wiedział? Tyle pytań, a na żadne nie znałem odpowiedzi.
– Zastanów się nad sobą, chłopcze...
jak przekroczysz próg firmy, będę traktował ciebie i twojego przyjaciela jako
pracowników. Do widzenia.
Mężczyzna minął naszą dwójką, a do
naszych uszu dotarł tylko dźwięk zatrzaskanych drzwi. Spojrzałem na Cordiana z
lekkim zawahaniem. Chłopak wyglądał na smutnego. Naprawdę traktował Ashkora
jako swojego rywala w byciu synem? Toś to śmieszne.
– Dobrze się czujesz? – Potrząsnąłem
nim, więc skupił na mnie swoją uwagę.
– Przepraszam, znów byłeś wciągnięty
w naszą awanturę... jak go widzę, nie potrafię się pohamować.
– Rozumiem, nie martw się... ale
jeśli potrzebujesz pogadać, to jestem tu.
– Nigdy ci o tym nie mówiłem...
Komentarze
Prześlij komentarz