By Your Side Cz.29 Alec


Reinkarnacja każdego

W końcu przyszedł ten dzień, dzień powrotu do firmy. Piątek, trzy dni po rozmowie z Elronem i jego przeprosinach. Te trzy doby były naprawdę trudne. Większość czasu spędziłem z Cordianem i ustalaliśmy, co musi zmienić w swoim życiu. Szewc bez butów chodzi, bo też powinienem zacząć coś w swoim zmieniać. Cały czas Philipa zaszczycałem krótkimi wiadomościami, ale chłopak był nad wyraz wyrozumiały.

Z Noah też za wiele nie mogłem rozmawiać, gdyż miał spory zapierdol na uniwerku przed świętami. Święta, właśnie. Przed nami grudzień i święta, które nie miałem pojęcia, jak spędzę. Samotnie? Z Corem? A może jako piąte koło u wozu z Noah i Ashem? Wszystko brzmiało chujowo jak na mój gust.

Wsiadłem do swojego auta, rzucając na siedzenie obok swoje rzeczy. Trochę stresowałem się powrotem, nawet bardziej niż tym po urlopie. Teraz każdy wiedział, że byliśmy zwolnieni i już czułem na sobie oskarżycielskie spojrzenia, a nawet nie byłem przy firmie! To się szybko zmieniło, bo jak bym nie chciał tego ociągać w czasie, tak puste ulice nie pomogły mi w tym. Po dosłownie pięciu minutach byłem w podziemnym parkingu i naciskałem guzik windy. Standardowo najpierw wjechałem na parter, żeby się przywitać i odebrać ewentualną pocztę.

Cordian tego dnia miał być w firmie przede mną. Co więcej, chłopak już poprzedniego dnia wieczorem siedział w firmie i spisywał sprawy do ogarnięcia w tym i następnym tygodniu.

W końcu drzwi się otworzyły, ukazując mi sporych rozmiarów hol naszej firmy. Szybko przykleiłem sobie uśmiech i włączyłem myślenie na „profesjonalizm”.

– Dobry – przywitałem się, podchodząc do lady.

– Witamy – odpowiedziała Jenny.

Ta sama dziewczyna, która zazwyczaj zachowywała przy mnie luz, teraz nagle była poważna i odpowiedzialna. Pardon, kim była ta osoba?

– Kawy? – Spytała.

– O-Och, tak... dwie, jeśli można. – Zamrugałem zszokowany.

– Cordian rano przyszedł wcześnie, więc wszystko ma w biurze – oznajmiła starsza kobieta.

– Dobrze, dziękuję.

Gdy kierowałem się na powrót do windy, oczywiście zostałem przywitany przez Bena, który w poniedziałek, wraz z innymi pracownikami szeptali dobre słowa na mój temat. Ci ludzie... byli niesamowici. Dlatego przystanąłem i poświęciłem temu mężczyźnie chwilę.

Po wymianie kilku zdań wsiadłem do windy i pojechałem na swoje piętro. I to ten moment, gdy serce wam staje, a wy trafiacie do innego wymiaru. Niby czujecie wzrok każdego w promieniu mili, ale jednak nikt nie patrzy. Przemierzałem kurewsko irytujący korytarz z tym uczuciem.

– Dobry, szefo – przywitała się młoda stażystka, wymijając mnie.

Byłem zszokowany. Nikt nie zachowywał się, jakbym był intruzem ze znajomościami. Zaledwie cztery dni temu zrobiliśmy dym na cały wieżowiec, a teraz każdy zgrywał Greka. Czy ja aby na pewno byłem na odpowiednim dziale? Tudzież budynku?

W końcu nacisnąłem klamkę od biura Cordiana i wszedłem do środka. Tym razem nie było wewnątrz żadnych gości, dlatego mogłem odetchnąć z ulgą. Przy ważnych spotkaniach chłopak blokował drzwi, ale najwidoczniej przy rozmowach z przyjaciółmi nie czuł takiej potrzeby.

– Yo – przywitałem się z uśmiechem, zamykając za sobą.

– Hej... dobrze, że jesteś... – skrzywił się.

– Nie martw się, nawał roboty mnie wcale nie dziwi. Byłem gotów.

Podszedłem do jego biurka, stając przy nim i zaczynając przeglądać aktówki. Na blacie znajdowały się tylko cztery, ale facet zdążył już zrobić niezły bajzel, bo całe biurko było zawalone pojedynczymi papierzyskami.

– Reklama nowego show? – Uniosłem brwi. – Nie mówili na ostatnim spotkaniu, że na razie nie planują nic nowego?

– Chuj wie. – Podparł sobie głowę na pięści, a łokieć umieścił na podłokietniku swojego fotela. – Tak czy siak, zadzwonisz do nich? Ja gadałem już z Noah i będzie w firmie w przerwie na lunch, więc do tego czasu możemy ogarnąć wszystkie sprawy.

– Super... Gadałeś z kimś jeszcze? – Dopytywałem, czytając treść dokumentów.

W ten sposób zaczęliśmy naszą pracę, jak gdyby nic się nie stało. Z tą jednak różnicą, że teraz rozmawialiśmy ze sobą znacznie bardziej luźniej, niż było to dotychczas. Nie czułem skrępowania, nie czułem się nerwowo.

Wykonałem kilka połączeń, jedne trwały cholernie długo, a inne kończyły się w dwie minuty. Takim magicznym sposobem o dwunastej rozbrzmiał telefon Cordiana. Oboje spojrzeliśmy na siebie niczym wybici z transu. Chłopak odebrał, a ja oparłem się wygodnie na sofie.

– Cholera, przepraszam, Remi... Zasiedzieliśmy się nad dokumentami i nie pilnowałem czasu... – Zerknął na mnie, więc wystawiłem kciuk w górę. – Tak, zaraz tam będę. Zamów mi coś wegańskiego... przypominam, bo obrzydza mnie to, co zamawiasz dla siebie.

Uśmiechnąłem się do siebie. Przyjemnie było widzieć Cordiana, który wreszcie rozmawiał z kimś innym w tak przyjacielski sposób. Dawniej robił to znacznie częściej, a od tych dwóch lat... oboje usychaliśmy. Może to nasz czas na reinkarnacje? Tylko... ja wciąż popełniałem ten sam błąd, przynajmniej tak twierdził Philip.

– Alec? Wszystko dobrze? – Spojrzałem na niego, nie ruszając się o milimetr.

– Tak, dlaczego? – Zdziwiłem się.

– Pytałem cię, czy na pewno nie chcesz iść ze mną... ostatnio często odlatujesz. Czegoś mi nie mówisz?

– Sporo tego – zażartowałem. – Idź sam, to ma być twoja kuracja. Będzie jeszcze masa okazji do wspólnego lunchu. W poniedziałek możemy zjeść w firmie, dzięki czemu zintegrujesz się z resztą.

– Racja... – Wyszczerzył się. – Powinienem przyłożyć większą wagę do ludzi, którzy tak o ciebie walczyli.

– O nas, Cor – poprawiłem go.

– Dobrze wiesz, że to nieprawda. – Wstał, kierując się do biurka. – Z nas dwóch to ty masz większy szacunek i empatię. Ja tylko trzymam to w ryzach.

– Aż.

Wywrócił oczami, sięgając swoją marynarkę i zabierając telefon. Dołączyłem do niego, żeby razem wyjść z biura, ale ja zabrałem ze sobą notatki, które przygotowałem dla Noah. Może i była przerwa, ale tylko dla nas. Chłopak przyszedł do pracy, więc nie zależało mi na odpoczynku.

– Smacznego i dobrej zabawy! – Życzyłem mu, gdy ja chciałem wejść do sali konferencyjnej, która w trakcie przerw służyła za stołówkę, a Cor musiał iść dalej do windy.

– Korzystaj z przerwy i nie omawiaj z nim planu – wytknął, jakby znając moje zamiary.

– Szefie, proszę się odpierwiastkować od mojej przerwy.

Zaśmialiśmy się krótko, ruszając w swoje strony. Pchnąłem oszklone drzwi, za którymi już znajdowały się dwie kobiety z naszego działu.

– Hej, Alec – przywitały się, więc im odpowiedziałem.

Usiadłem naprzeciwko nich i czekałem, aż Noah przyniesie mi mój lunch. Wcale nie wykorzystywałem przyjaciół, żeby robili mi jedzonko. Wcale. Dziewczyny rozmawiały o jakichś rzeczach, w które wolałem nie wnikać. Dzielnie czekałem na pojawienie się przyjaciela, w międzyczasie grzebiąc w telefonie.

Po chwili drzwi się otwierają, a ja z nadzieją zastania widoku Noah, zaczynam się uśmiechać. Niestety, to nie był on.

– Cześć, Alec.

Joe usiadł obok mnie, ale przekrzywił się, żeby móc patrzeć prosto na mnie. Uniosłem na to jedną z brwi, bo niezbyt wiedziałem, czy szykować się na dramę, czy może serię pytań. Nawet kobiety przestały rozmawiać, żeby dyskretnie nas podsłuchiwać. Ani trochę dyskretnie, jak chcecie znać moje zdanie.

– Przepraszam za te moje w chuj nieśmieszne żarty i docinki... – Zaczął a mi kopara opadła. – Wiem, że lata świetlne temu przestały bawić i były irytujące, nawet mnie drażniły. Żart przerodził się w prawdziwą obawę i przesadzałem. Zdałem sobie z tego sprawę trochę za późno, ale przychodzę do ciebie ze szczerymi przeprosinami. – Przełknął nerwowo ślinę. – Liczę, że mnie zrozumiesz. Ash jest dla mnie ważny jak dla ciebie Cordian. Nie chciałem, żeby jego szczęście ktoś niszczył, a okazało się, że to ja je niszczyłem. Doszło do dramy między nimi i... – przymknął powieki. – Zjebałem, dobra? Noah zaczął mnie nienawidzić, ty i Cordian nagle wylecieliście z firmy... lawina zdarzeń. Przepraszam, może przyjaciółmi nie zostaniemy, ale na pewno nie chcę cię już traktować jak pachołka.

Znacie to uczucie, gdzie wszyscy czekają, aż coś odpowiecie. Siedzicie przy stole, pada pytanie kierowane do was i... wszyscy oczekują reakcji. Tak właśnie było teraz w tej sali. Mieliśmy gapiów, którzy dokładnie słyszeli jego wyznanie oraz Joego, który wyczekiwał mojej odpowiedzi.

– Okej... – zaśmiałem się nerwowo. – Jasne... To nie tak, że cię nienawidziłem. Byłeś wkurwiający, trochę jak wrzód na dupie, ale przecież często celowo dolewałem oliwy do ognia, więc nie mam żalu czy coś... Poza tym nasze odejście nie miało nic wspólnego z tobą... nie przejmuj się, wszystko gra.

– Serio? – Niedowierzał. – Wow, czuję ulgę.

– Cieszę się? – Wykrzywiłem usta w uśmiechu. – Pogadać z Noah?

– Nie! – Zaprzeczył szybciej, niż się spodziewałem. – Też już go przeprosiłem, choć i tak wiem, że złość mu nie minie. W każdym razie muszę spadać.

Wstał od stołu, a ja dalej nie wiedziałem, co się dzieje. Odbiło mu to pewne. Dlatego dobrze, że pożegnał się z nami i wyszedł z pomieszczenia, bo chyba mało brakowało od mojego histerycznego śmiechu. To działa tak, że wasz mózg przestaje funkcjonować, bo za dużo przetwarza. Jak na przykład śmianie się z samego faktu śmiania się.

– Jemu naprawdę odbiło – wtrąciła jedna z kobiet, więc skupiłem na nich swoją uwagę.

– Zmienił się – szturchnęła ją druga. – Od początku tygodnia jest inny i bardziej dojrzały. Stał się dzięki temu seksowniejszy.

– Chwila... co? – Znów się zaśmiałem, wtrącając się do rozmowy.

– Joe po przyjściu w  poniedziałek był zupełnie inny. Przestał robić z siebie durnia, przestał się obijać i większość czasu spędzał w studiu nagraniowym, wiesz, ma ten nowy projekt dubbingowy. Nawet Clara z Kaiem chodzili za nim i pytali, czy nie upadł na głowę.

– To Kai tak pytał – zaśmiała się.

– Moim skromnym zdaniem, Kai jest po prostu zazdrosny, bo nie uda mu się uwieść Clary. – Uniosła się dumnie. – Joe stał się teraz naprawdę niezłym konkurentem.

Słuchałem ich i nie mogłem wyjść z szoku. Nie tylko moje życie lawirowało między szaleństwem a spokojem. Wszyscy wokół przeżywali swoje własne małe metamorfozy i reinkarnacje. Joe przeistoczył się z idioty w odpowiedzialnego? To w ogóle możliwe w jego przypadku?

– Hej wszystkim.

W końcu usłyszałem głos osoby, na którą czekałem. Noah wszedł do biura z torbą na ramieniu. W niej zapewne trzymał swojego laptopa do pracy. Zsunął ramiączko i odstawił pakunek na blat, robiąc to samo ze swoją kurtką i odwieszając ją na wieszak. Popatrzył na mnie, zaraz na kobiety i znów na mnie.

– Przeszkodziłem?

– Co zrobiłeś Joemu? – Odwróciłem się do niego frontem. – Przyszedł i mnie przeprosił, a od ludzi słyszę, że od poniedziałku jest nowym typem człowieka. Na zasadzie; co jest kurwa?

Chłopak westchnął ciężko, zajmując miejsce obok. Nie zaszczycił mnie żadną odpowiedzią czy spojrzeniem, a ja byłem z natury dociekliwy.

– Noah...

Wbijałem mu raz za razem palec w ramię. To musiało być komiczne dla ludzi obok, ale akurat była przerwa na lunch, więc mogłem skryć swój profesjonalizm w butach. Ta firma była pojebana a ja wraz z nią.

– To boli, kurwa! – Syknął, łapiąc moje ręce w swoje. Mówił tak, ale uśmiech gościł na jego ustach. – Nie możemy pogadać po pracy?

– Mam przerwę w pracy, na jedno wychodzi. – Wzruszam ramionami. – Mów.

– Alec...

– Noah...

Westchnął ciężko, dając mi do zrozumienia, że naprawdę nie chce rozmawiać przy innych. Darowałem mu to i podałem plan, który przygotowałem z Cordianem.

– Na kiedy to? – Dociekał.

– Szczerze powiedziawszy show ma wejść na ramówkę wiosną, więc musimy się z tym wyrobić do stycznia. Od nowego roku musi wejść zapowiedź, a my na przygotowanie projektu mamy czas do grudnia.

– Chyba żartujesz? – Spojrzał na mnie z wytrzeszczonymi oczami. – Mam tydzień na stworzenie tego? Alec, super, że mnie doceniasz, ale to niewykonalne.

Odłożył kartkę na stół i dostrzegłem, że naprawdę się stresował. Praca chłopaka polegała na programowaniu w fazie początkowej oraz na tworzeniu konceptartów dla klientów. Zadowolony klient dawał akceptacje i dodatkowy profit za nasz projekt graficzny dla jego produktu. Noah był cholernie uzdolnionym grafikiem i nie sądziłem, że po dwóch latach może zostać aż tak przytłoczony czasem.

– Spójrz na mnie. – Posłusznie jego gałka oczna poszybowała na moją osobę. – Dasz radę. Nie powierzylibyśmy ci tego zlecenia, gdybym nie wiedział o twojej przerwie zimowej na uczelni. Cały grudzień, zgadza się?

– Ale ja mam to skończyć do grudnia, kurwa – sarknął.

– Jeśli nie dasz rady, trudno. – Odsunąłem się. – To ważny projekt i wierz mi, że opłaci ci się finansowo.

– Finansowo?

Rybka połknęła haczyk. Jeśli coś miało go przekonać do działania, to były to pieniądze. Noah miał kompleks wyższości. Wiedziałem, że zazdrościł Ashowi wyższego wynagrodzenia, dlatego często rzucałem tego typu przynętę.

– Słowo.

– Dobra... ale jak się nie uda, ty się tłumaczysz – pogroził.

Resztę przerwy spędziliśmy na wspólnym planowaniu oraz pomysłach, a potem wróciłem do załatwiania spraw z klientami. Dzień minął mi bardzo szybko i ani razu nie wpadłem na Kaia czy Clarę. Najwidoczniej on był zajęty, a ona mogła mieć wolne. Chciałem chociaż po słowie zamienić z każdym z nich, bo wciąż nie mogłem uwierzyć, że Kai stanął w mojej obronie.

Wychodząc z firmy, a raczej zjeżdżając na parking, wybrałem numer Philipa. Telefon schowałem do kieszeni, a do ucha wsadziłem słuchawkę bluetooth. Po drugim sygnale usłyszałem jego znużony głos.

– Hej – przywitał się.

– No hej, jak trasa? – Odblokowałem auto i do niego wsiadłem.

– Wiesz, że mi cię tnie? Gdzie ty jesteś? – Zacząłem się śmiać.

– W podziemiach firmy... zaraz będzie lepiej.

Poczekał chwilę, aż nie wyjechałem na powierzchnię. Od razu potwierdził, że połączenie się ustabilizowało.

– Czyli naprawdę wróciłeś do pracy?

– Phil, rozmawialiśmy już o tym... – jęknąłem. – Nie będę nagle wszystkiego rzucał i to z Cordianem na czele.

– Nie uważasz, że to był znak? – Prychnąłem. – Nie śmiej się. To mogło być przełomowe. To, że pojawiłem się ja, że dałeś mi szansę... dlaczego nie dasz jej sobie, Alec?

– Dlaczego chcesz na siłę mnie zmienić? – Oparłem głowę o zagłówek.

Powoli zaczynało mnie to denerwować i drażnić wręcz. Po części rozumiałem jego intencje, ale z drugiej strony wszystko było tak kurewsko szybkie. Może Cordian też się tak czuł? W końcu kładłem mocny nacisk na zmiany w jego życiu. Musiałem z nim o tym porozmawiać, bo jeśli tak było, to wcale nie powinienem robić wyrzutów Philipowi.

– Może dlatego, bo chcę dla ciebie szczęścia?

– Posłuchaj...

Nim zdążyłem się na ten temat bardziej wypowiedzieć, miałem drugie połączenie.

– Sorry, muszę odebrać. – Szybko przełączyłem rozmowy. – Alec Grigg, z kim mam przyjemność?

– Alecu, to ja Hugo. Muszę ci o czymś powiedzieć.

Poczułem, jak moje serce zwalnia rytm, a w uszach zaczyna piszczeć. Chwila, w której dzwoni do ciebie adwokat twojego ojca, oznaczać mogła tylko dwie rzeczy; pozytywną i negatywną... jak na przykład jego wypadek.



~awenaqueen~


Komentarze

Popularne posty