By Your Side Cz.3 Alec


Tata kazał cię odstawić”

Wszedłem do wieżowca, w którym mieszkałem, pośpiesznym krokiem. Byłem w znacznie lepszym nastroju, od kiedy Noah zaprosił mnie na imprezę studencką jego kumpli z uniwerka. Już miałem okazje kilku poznać, ale zawsze ekscytowała mnie myśl, że znów mogę się zabawić i kogoś poznać. Raczej byłem osobą towarzyską i lubiłem poznawać coraz to nowsze charaktery. Oczywiście też posiadałem jakieś granice tolerancji, ale jeśli nie było się Kaiem, to byłem skłonny dogadać się z każdym.

Wesoły wybrałem swoje piętro na przycisku w windzie i grzecznie czekałem. Czasami odnosiłem wrażenie, jakby mój wieżowiec był praktycznie niezamieszkały. Ilekroć wychodziłem czy wracałem, nie mijałem nikogo znajomego. Raz może dwa się to zdarzyło, ale nawet nie znam swoich sąsiadów. To było trochę smutne, bo minęło sporo czasu od mojej wprowadzki.

Winda wydała charakterystyczny dźwięk otwierania drzwi, więc szybko wyszedłem, by zaraz zacząć wstukiwać kod do mojego mieszkania. Zamek ustąpił, a ja już po chwili cieszyłem się zimnym i pustym wnętrzem własnego domu.

Od razu poszedłem do swojego pokoju, poszukać odpowiednich ubrań na dzisiejszą noc. Często zdarzało się tak, że impreza się przedłużała i kimałem u gospodarza – czasem niedobrowolnie. Mój stan mnie do tego zmuszał.

Przegrzebałem wieszak za wieszakiem, by najpierw wybrać jakąś bluzę a dopiero pod nią spodnie czy bluzkę. Miałem obsesję na ich punkcie, wybaczcie. Ostateczny wybór padł na żółtą, wciąganą przez głowę bluzę. Była wygodna i ciepła. Pod spód wybrałem zwykły szary t-shirt. Po szybkim prysznicu zacząłem wszystko na siebie ubierać. Na nogi wdziałem swoje ulubione białe spodnie, zawiązałem czarne trampki i przejrzałem się w lustrze. Wyglądałem całkiem znośnie. Moje blond włosy nie wyglądały tragicznie pomimo godzin spędzonych w klimatyzowanym budynku. Przeczesałem je tylko palcami, by jakoś je ułożyć, i gotowe. Gdybym nie pracował w firmie Cordiana, to moje włosy pewnie już wyglądałyby jak Ashkora, jeśli chodzi o długość. Lubiłem mieć po bokach wygolone na centymetr, a pośrodku pasmo dłuższych. Niestety, teraz musiałem zadowolić się pasmem średnio długich.

Włożyłem jeszcze tylko mały czarny kolczyk w lewe ucho i mogłem śmiało stwierdzić, że byłem całkowicie gotowy na imprezę. Zerknąłem na zegarek, aby sprawdzić, ile jeszcze czasu mi pozostało. Dobra godzina. By jakoś spożytkować ten czas, usiadłem na krzesełku barowym i nalałem sobie do szklanki wody. Zacząłem przeglądać swoje social media, na których jak zwykle zbyt wiele się nie działo. Niektórzy o tej porze roku siedzieli w domach, a inni pracowali. Możliwym był wzrost aktywności dopiero w zimę.

 

~*~

 

Pojawiłem się na umówionym miejscu imprezy po godzinie od jej rozpoczęcia. Tak jak przypuszczałem, przez godzinę to wszystko się rozkręcało i najlepsze dopiero miało nastąpić. Przekroczyłem próg bogatego w chuj domu jednorodzinnego i już zostałem przywitany plastikowym kubeczkiem, którego ktoś mi zapodał.

Jak szybko się okazało, nie był to nikt inny jak Noah z uśmiechem.

– Za ciekawszy wieczór niż dzień. – Uniósł swój do góry.

Zbiłem je ze sobą, by zaraz zatopić usta w słodko gorzkim smaku wódki z colą.

– Kto podaję tę mieszankę w plastikowych kubeczkach? – Prychnąłem. – Ludzie od ochrony środowiska będą zdychać.

– Bycie eko podczas domówki jest przereklamowane. – Przy nas pojawił się dobrze znany mi już chłopak z poprzednich imprez. – Bawcie się dobrze i nie narzekajcie. Dziś świętujemy, a nie narzekamy.

– Dokładnie – Noah wskazał palcem na kumpla.

– Fikam, mikam i znikam. – Uniósł ręce ponad wszystkich głowy i przepychał się przez tłumy.

– Ja pierdolę, ta impreza jest sto razy większa od poprzedniej. – Stwierdziłem, obserwując pojedyncze jednostki, by wyłapać kogoś znajomego.

– Siema, Alec. – Poczułem klepnięcie w ramie, a zaraz obok nas pojawiła się jakaś para zakochanych.

Musiałem szczerze przyznać, że średnio ich kojarzyłem, ale oni najwidoczniej mnie bez problemu.

– Hej – odpowiedziałem.

– To wszystko zasługa Ivana, on jest popularny na całą uczelnię – wyjaśniła.

Ivan był chłopakiem, z którym przed chwilą rozmawiałem. Zaraz zacząłem łączyć fakty i dotarło do mnie, że to był jego dom.

– Skurwysyn się nie chwalił – zaśmialiśmy się wszyscy.

Mijały pierwsze minuty mojej obecności, a już przywitałem się z dziesiątkami ludzi. Nie mogłem uwierzyć, że tak wielu z nich pamiętało mnie z poprzednich razów. Jak mówiłem, byłem typem społecznym, ale nie sądziłem, że aż tak.

Mijając salon, usłyszałem podejrzane dźwięki. Zerknąłem do środka i zszokowałem się jak cholera, gdy moim oczom ukazała się harfa, na której grali jacyś pijani już ludzie. Zacząłem się śmiać.

– Co robi tu harfa, na miłość boską?

– Ivan jest na artystyce, a jego matka zajmuje się historią muzyki – Noah zaraz znalazł się  u mego boku z butelką piwa.

– Mieszamy trunki? – Uniosłem brew.

– Raczej urozmaicam menu. – Objąłem go ramieniem, na co odpowiedział tym samym.

Poczułem srogie ukłucie w sercu na samo słowo „artystyka”. Te studia nie było mi tak do końca nieznane, w końcu sam poleciłem Noah, by się na nie wybrał. Ten jednak jęczał, że woli się zająć czymś produktywniejszym, choć nie miałem pojęcia, w czym rysowanie było gorsze od informatyki, ale to jego życie.

Po godzinie wygłupów i rozmów z nowopoznanymi ludźmi, szybko poczułem się jak w domu. Noah sporadycznie do mnie dołączał, gdyż najwidoczniej również znalazł swoje towarzystwo i miejsce. Nie narzekałem, w końcu nie musieliśmy siebie pilnować. Chociaż ja może powinienem, w końcu Ash urwałby mi łeb przy samej dupie.

Na tę myśl szybko poderwałem się z kanapy i zacząłem szukać przyjaciela. Byłem lekko wstawiony, ale nie na tyle, by nie myśleć trzeźwo i mieć problemy z chodzeniem. Moje poszukiwania przywiodły mnie na tyły domu, gdzie znajdowało się jacuzzi i basen. Gwizdnąłem z podziwu, gdyż tego wieczoru jeszcze niedane mi było wyjść z budynku. Muzyka tutaj grała znacznie głośniej niż wewnątrz, a kawałek był cholernie rytmiczny. Zauważyłem nawet, że na środku znajdowało się spore grono gapiów, więc do nich dołączyłem. W centrum uwagi znajdowali się tancerze, którzy byli rewelacyjni. Zagryzłem wargi i dołączyłem do publiki, gdy ta zaczęła krzyczeć w akcie podziwu.

– Kto chce spróbować? – Spytał zdyszany Leon, który jeszcze chwilę temu wywijał na parkiecie.

Spojrzałem po ludziach, podając swoją butelkę Ivanowi.

– Ja – zgłosiłem się na ochotnika.

Wszyscy zaczęli wydawać dźwięki zaskoczenia i zachęty do podjęcia wyzwania. Musiałem przyznać, że cholernie zardzewiałem, ale gdy tylko usłyszałem nuty piosenki, ciało samo wybierało ruchy. Zasady tańca nowoczesnego nie było mi obce, chociaż i tak szedłem bardziej w hiphop. Od lat nie spociłem się w tak przyjemny sposób. Kochałem taniec i to, jak można było wyrazić przez niego swoje uczucia.

Gdy tylko piosenka się skończyła, a ja byłem z siebie dumny i jednocześnie cholernie pobudzony, ludzie zaczęli klaskać. Pokłoniłem się teatralnie i odebrałem swoje piwo od Ivana. Od razu upiłem spory łyk, by zwilżyć gardło.

– Chłopie, gdzie się tego nauczyłeś? – Poklepał mnie po plecach.

– Jestem samoukiem – skwitowałem. – Taniec nowoczesny mnie kręci.

– Widać, wierz mi – zagryzł wargę. – Jak udaje ci się to łączyć z pracą za biurkiem?

– Nie jest tylko za biurkiem – zaśmiałem się, a obok mnie pojawił się Noah.

Strzeliłem sobie mentalnego face plama, bo przecież przyszedłem tutaj go szukać, a nie tańczyć.

– Gdzie się szlajasz? – Kolejny raz objąłem go ramieniem.

– Wiem, że tęskniłeś, ale spuszczę cię na chwilę ze smyczy, a ty zaczynasz wyrywać ludzi na parkiecie – szturchnął mnie.

Widziałem, że na niego alkohol znacznie mocniej miał wpływ, bo był bardziej wstawiony niż ja czy Ivan. Nie on jedyny na całej imprezie rzecz jasna, Byli już tacy, którzy zaliczyli zgona i spali po kątach.

– Jestem pewien, że gdybyś nie przyszedł, to Noah też – wtrąciła Amy, która zaraz obwiesiła się na szyi gospodarza. – Dlaczego mnie nie pokochasz?

– Bo jesteś pijaczką – odepchnął ją, kładąc dłoń na twarzy. – Ale akurat się z nią zgodzę – skakał wzrokiem ze mnie na Aleca.

– Może wy się umawiacie, a nie chcecie zdradzić? – Podwinęła jej się noga i prawie runęła na ziemie, ale silny uścisk Ivana jej to uniemożliwił. – Mój wybawiciel kochany.

– Zajmę się nią, a wy bawcie się dalej.

Pomógł dziewczynie wejść do środka, a ja zostałem sam wraz z przyjacielem, który również do najtrzeźwiejszych nie należał.

– W tych czasach nie można w takim stopniu na kimś polegać? Od razu że romans. – Wziął spory łyk z butelki. – Jebani hipokryci, myślący kroczem.

– Oj, czyżby moja mamusia się zirytowała na dzisiejszych studentów? – Zatrzepotałem rzęsami.

– Chuj mnie to, kocham swojego syna – odsunął się ode mnie, by zaraz zacząć prowadzić w stronę domu.

Nie dziwiłem się ludziom, że widzieli w nas potencjalną parę. Joe niejednokrotnie sypał docinkami, że nasza relacja nie jest normalna i wcześniej czy później wskoczymy do łóżka, a Noah zdradzi Asha. Rozmawiałem z jego chłopakiem kilka razy i on nie miał żadnego problemu. Co więcej, przy nim też nie czułem skrępowania. Mogłem wygadywać głupoty z Noah i nie czułem się niewłaściwie. Ashkore mi ufał, w jakiś pokraczny sposób i z nieznanych powodów. Może miał poważną rozmowę ze swoim partnerem, a może to po prostu silna więź, jaka się pomiędzy nimi wytworzyła? Tego nie wiedziałem.

Noah opowiedział mi bardzo ogólnikowo ich historię i nigdy nie wstydził się faktu, że jest gejem. Zawsze podziwiałem w nim tę część.

Koło dwunastej zaczęło robić się kurewsko dziwnie. Oprócz wyczuwalnych zapachów zielska, ludzie zaczęli być też w transie. Jedni zaczęli ubierać przypadkowo znalezione rzeczy w domu. Takim sposobem trafiliśmy na jakiegoś faceta, który był przebrany za wojownika, co było niebezpieczne, bo nawet znalazł jakiś rekwizyt miecza. Wszystko jednak stało się zamglone, bo sam zacząłem łączyć gin z tonikiem, wódkę z colą i piwo. Dodatkowo ten unoszący się aromat palonej marihuany kompletnie potrafił otumanić.

Zapewne to właśnie była zasługa tego, że zapomniałem o Bożym świecie i tańczyłem, rozmawiałem i bawiłem się z przypadkowymi ludźmi. Byłem pewien, że tej nocy jeszcze więcej ludzi było skłonnych zapamiętać moje imię, bo często słyszałem je wykrzykiwane.

Następnego dnia obudziła mnie irytująca muzyczka. Byłem tak zły i tak zmęczony, że miałem ochotę wyrzucić to urządzenie w pizdu daleko, ale na moje nieszczęście po otwarciu powiek wcale nie byłem w domu. Przetarłem dłonią oczy, zaczynając się rozglądać. Spałem na jakiejś kanapie w kształcie litery L, która była ustawiona na zewnątrz pod zadaszeniem od altanki. Na posadzce pode mną spał skulony Noah, który miał na głowie kaptur od swojej ciemnozielonej, rozpinanej bluzy. Szturchnąłem go ręką, by spróbować ocucić.

– Noah, telefon...

– Shh... niech dzwoni... – wymamrotał.

Gdy tylko wkurzająca melodyjka ucichła, a ja znów opadłem na kanapę, kolejna rozbrzmiała tym razem z mojego telefonu. Jęknąłem przeciągliwie, starając się jakoś go wyjąć z kieszeni spodni. Odebrałem na wpół żywy i przyłożyłem do ucha.

– Halo? – Odezwałem się ochrypniętym głosem.

– Dobry, Alecu. – Mając zamknięte oczy, zmarszczyłem czoło.

– Ashokre? – Dopytywałem, gdy barwa głosu w mojej głowie nie była zbyt klarowna. Jakby mówił do mnie przez bańkę.

– Och, czyli jesteście aż tak schlani? Noah nie odbiera, a ty brzmisz jak ledwo żywy – zaśmiał się, co podrażniło moje bębenki.

– Błagam, ciszej...

– Noah jest z tobą? Miałbym spokojniejszy dzień, gdybym wiedział, że jesteście razem – spytał pełen powagi.

Zerknąłem na chłopaka śpiącego pod kanapą.

– Noah, jesteś pewien, że nie chcesz odebrać telefonu? – Zwróciłem się do przyjaciela.

– Zajebie cię, Ash. – Uniósł się delikatnie na łokciach, choć widziałem, że wciąż się chwieje. – Daj się nam rozbudzić.

– Też cię kocham, skarbie – zaśmiał się, czym znowu wzbudził u mnie wzdrygnięcie. – Ok, tylko odstaw mi go po południu w jednym kawałku, dobrze?

– Tak, tato. – Również uniosłem się na łokciu, gdy zakończyliśmy rozmowę. – Żyjesz? – Spojrzałem na przyjaciela.

– Będę rzygał.

– I tak wytrzymaliście nieźle, bo większość rzygała jak koty – uniosłem wzrok na chłopaka, który opierał się łokciami o oparcie kanapy. – Muszę posprzątać, więc was nie wyganiam, ale nie róbcie dodatkowego bałaganu.

– Pomógłbym, ale... – wskazałem na swoje ciało, które ledwo mnie słuchało.

– Masz zakwasy? – Prychnął. – Nie dziwie się, sporo ludzi wzięło cię do tanga – wysunął język. – Jakby co możecie korzystać z domu, ja biorę się do pracy i sprawdzę, czy więcej nie ukradli.

– Ukradli? Co? – Zainteresował się Noah.

– Statuetkę mojego ojca. Wygrał ją na jakichś zawodach. Była w kształcie przeźroczystej gwiazdy i chuj, nie ma. Ale jak znajdę odpowiedzialną osobę, to zajebię – westchnął zrezygnowany, idąc w swoją stronę.

– Mamo, muszę cię odstawić do domu po południu, ale co powiesz, byśmy pojechali do mnie spać? Nie chcę więcej wisieć mu na głowie. – Zrzuciłem z wielkim trudem nogi na uda Noah.

– Świetny pomysł, synku. – Zaśmiał się, siadając na klęczkach. – Ale jak narzygam, sprzątasz.

– Zawsze.




~awenaqueen~


Komentarze

Popularne posty