By Your Side Cz.31 Alec
– Ashkore pojawił się w
moim życiu w tym samym czasie, co i ty. – Zaśmiał się ponuro. – Nigdy ci o nim
nie mówiłem, bo nie lubiłem go do tego stopnia, że nie chciałem, aby mi cię
zabrał. To głupie i dziecinne, ale wciąż mam do niego jakiś wstręt. Miał
osiemnaście lat, gdy ja czternaście, a już czułem się gorszy. Mój ojciec był
jego pierwszym inwestorem, to dzięki niemu Ashkore podpisał kontrakt na swoją
książkę, to dzięki niemu wyfrunął z ponurego gniazda. Podziw wymieszany z
nienawiścią. Ojciec tak bardzo go szanował, tyle czasu mu poświęcał... nigdy
nie mi. Mama starała się łagodzić sytuację, ale ja zawsze byłem zaślepiony
nienawiścią. Sam widziałeś, jak zareagowałem na jego wspomnienie przez ojca...
Znam go od jedenastu lat, tak samo, jak ciebie... ale jakoś wciąż nie potrafię
się zmienić. Chyba z niektórych rzeczy się nie wyrasta.
Patrzyłem w sufit, wspominając słowa
Cordiana. Nie mogłem uwierzyć, że przez ten cały czas kroczyłem obok osoby, z
którą teraz teoretycznie wiele mnie łączy. Na dodatek poszedł do swojego
dawnego inwestora i powiedział dobre słowo o mnie i Corze... Może ta nienawiść
działała tylko w jedną stronę? Chciałem się tego dowiedzieć, a skoro i tak
przez weekend nie miałem ambitnych planów, to nazajutrz postanowiłem jechać z
Noah do jego mieszkania.
Obecnie była dwudziesta trzecia, a ja
nie mogłem spać. Chłopak już pochrapywał, a ja wciąż byłem rozdygotany.
Końcówka roku wydawała się naprawdę niesamowita. Powrót najwspanialszej osoby w
moim życiu, odzyskanie przyjaźni Cordiana, nawiązanie kontaktu z Philipem...
Wiedziałem, że to ostatnie trzydzieści jeden dni mojego życia w obecnej formie.
Od nowego roku chciałem wziąć się za siebie na poważnie. Razem z ojcem. Jeszcze
niczego nie byłem pewien, ale wkrótce miało się to zmienić.
Uśmiechnąłem się pod nosem, zamykając
wreszcie oczy.
Następnego dnia obudził mnie głos
Noah, który zachowywał się wyjątkowo głośno jak na bycie w moim mieszkaniu. Uniosłem
się na łokciach i zerkałem przez oparcie kanapy na kuchnię, gdzie opierał się
wyspę kuchenną z telefonem przy uchu i perfidnie wpatrywał się we mnie.
– O, właśnie się obudził – oznajmił.
– Za godzinę będziemy.
Z jękiem opadłem na poduszkę. W
ustach miałem Saharę od picia alkoholu do późnych godzin. Mój przyjaciel
najwidoczniej był w lepszym stanie, a to ja miałem większe doświadczenie w
alkoholach! Co to była za niesprawiedliwość, się pytam?
W końcu postanowiłem zawlec swoje
cztery litery do łazienki i przygotować się do dnia. Niedziela. To dzień, w
którym Noah miał do wprowadzenia ostatnie poprawki i bycia gotowym do oddania
projektu. Liczyłem na niego.
Po krótkim prysznicu narzuciłem na
siebie zwykłą koszulkę, bluzę w ciemniejszym odcieniu, na dupę wdziałem swoje
podniszczone już białe spodnie. Wróciłem do chłopaka w kuchni i nalałem sobie
wody z kranu do szklanki.
– Twoja lodówka ma w sobie więcej
produktów niż zazwyczaj – zakpił jawnie.
– Przygotowuje się do powrotu taty –
oznajmiłem między łykami.
Byłem odwrócony do niego plecami a
frontem do zlewu.
– Och... Naprawdę to dla ciebie wiele
znaczy...
– Przepraszam... – odwróciłem się. –
Nie chciałem tego tak wspominać, bo wiem, że dla ciebie to dość delikatny
temat.
– Spoko – machnął ręką. – Moja matka
brzydzi się mojej gejowskiej strony, ojciec może zdechł... Mam nową rodzinę,
więc nie przejmuj się tym.
Nawet jeśli tak mówił, to właśnie
słowa tej kobiety sprawiły, że wrócił do punktu wyjścia. Znów cierpiał i znów
potrzebował pomocy. Się dobraliśmy; oboje mieliśmy matki godne pożałowania.
Może moja też już leżała pod ziemią?
I to był moment, w którym dotarła do
mnie pierwsza ze zmian, jakie musiałem wprowadzić w życie. Brak ignorancji.
Cordian twierdził, że z niektórych rzeczy najwidoczniej się nie wyrasta.
Naprawdę nienawiść do nich należała? Jego do Ashkora a moja do rodzicielki? A
może to była łatwa wymówka, aby móc wiecznie uciekać przed stawieniem czoła
rzeczywistości? Nie miałem już naście lat, nie zależało mi już na tym, by
otrzymać jej wiarę w moje słowa... Ale mimo wszystko, mój ojciec nalegał, abym
traktował ją z szacunkiem. W pewnym sensie powinienem, prawda? Urodziła mnie.
Dzięki niej mogłem poznać Cordiana, mogłem być przyjacielem Noah, mogłem
spełniać się tanecznie... Mogła się mnie pozbyć, a zamiast tego pogodziła się z
faktem wpadki, wyszła za mąż za mężczyznę, którego nie kochała...
– Alec? Wszystko gra?
Dłoń Noah spoczęła na moim ramieniu,
gdy najwidoczniej odpłynąłem na dłuższą chwilę. Uśmiechnąłem się do niego
smutno.
– Przepraszam. Mam pewne sprawy,
które muszę przepracować, aby ruszyć naprzód. Nie tylko Cordian posiada.
– Nie powiesz mi o tym więcej,
prawda? – Uniósł zadziornie brew.
– Nie... ale obiecuję, że gdy je
wprowadzę w życie, to się dowiesz.
– Wierzę.
Czy naprawdę byłem w stanie poszukać
mamę i z nią porozmawiać? Czy w ogóle jeszcze o mnie pamiętała?
Skończyliśmy naszą rozmowę i bez
śniadania pojechaliśmy do Ashkora. Podobno facet miał nam coś przygotować, aby
ten dzień zacząć wspólnie. Czułem się trochę nieswojo, ale ufałem, że naprawdę
on nie miał mi niczego za złe.
Droga minęłam nam spokojnie. Podśpiewywaliśmy
piosenki z radia i się dużo śmialiśmy. Zdecydowanie wróciliśmy do swoich
dawnych relacji, nam obu tego brakowało. Zaparkowałem na parkingu dla
mieszkańców kamienicy, w której ta dwójka żyła. Chłopak oznajmił, że w
przyszłym tygodniu mają zamiar wyjechać na dwa tygodnie do Bristolu, aby
odwiedzić rodziny. Cóż, nie winiłem ich za to, w końcu sam miałem jakieś plany.
Weszliśmy na odpowiednie piętro, gdyż
kamienica nie posiadała windy. Plusem tego lokum – według Ashkora – było to, że
nie było jego starej sąsiadki, którą zdążył polubić. Nigdy nie miałem okazji
jej poznać, ale podobno kobieta była wrzodem na dupie.
Noah otworzył drzwi, więc oboje
weszliśmy do środka. Od razu poczułem zapach pysznego śniadania, a ślinianki
zaczęły pracować. Głośne miauknięcie rozległo się w mieszkaniu, a cichy tupot
stawał się coraz głośniejszy. Biała kulka sierści przyległa do nogi Noah jak
długa, przeciągając się na niej.
– Ała, kurwa, Elly! – Syknął, biorąc
zwierzaka na ręce. – Czemu to ja muszę się tobą zajmować, gdy masz od tego
ojca?
– Ojciec ma dobre kontakty z dziećmi,
a mama ze zwierzakami – krzyknął z kuchni. – A propo, dzień dobry, synu.
– Cześć, ojcze! – Odkrzyknąłem, odwieszając kurtkę.
– Nie jesteś zabawny.
Noah już poszedł do swojego partnera,
więc dołączyłem do nich. Ash opierał się o blat i czekał, aż woda w czajniku
się zagotuje. Uśmiechnął się do mnie, gdy tylko nasze spojrzenia się
skrzyżowały.
– Wypuszczę ją, bo zapewne ty tego
nie robiłeś.
Zabrał kotkę i poszedł z nią na
balkon.
– Ona nigdy nie wychodzi, gdy jej
otwieram – mruknął pod nosem. – To mój kot, dlaczego woli bardziej Noah? Nawet
Joego ma za wroga!
Odepchnął się biodrem, wyłączając
palnik. Czułem się trochę niezręcznie, ale brak Noah w pobliżu tylko mnie
utwierdzał w przekonaniu, że zostawił nas samych celowo.
– Wiem, że to już wyjaśnione, ale ja
też czuję potrzebę wypowiedzenia tych słów na głos, dlatego... – Przestanąłem z
nogi na nogę. – Przepraszam.
Odstawił czajnik i spojrzał na mnie.
Jego mina nie wyrażała niczego; nie potrafiłem stwierdzić, czy był zły, czy
naprawdę mu przeszło.
– Z dwojga złego, cieszę się, że to
byłeś ty.
Zamrugałem zszokowany.
– Dlaczego?
– Znam ten impuls u Noah, przeżyłem
go na własnej skórze. – Zabrał dwa kubki, aby położyć je na stole za mną w
korytarzu. – Wiem, że byłby skłonny odreagować na kimś pod ręką. Nie mówię, że
jest łatwy – westchnął – po prostu znam tę wadę. Nie jestem zły ani na ciebie,
ani na niego. Może czuję się zraniony, ale boli mniej, niż jakbyś pozwolił mu
kontynuować, więc dziękuję, że nie zareagowałeś impulsywnie i mu pomogłeś. –
Odwrócił się do mnie przodem. – Nie musisz czuć się winny.
Zatkało mnie. Słowa Ashkora były
dobitne, ale jednocześnie wypełnione uczuciami. Mogłem bez problemu stwierdzić,
że wciąż go to bolało, chociaż ukrywał to pod grubą skórą. Nie chciał skreślać
chłopaka przez ten „impuls”, chciał go zrozumieć i pomóc. Szczerze nie miał
względem mnie żadnych obaw.
– Dziękuję za te słowa i za... te u
Elrona – uśmiechnąłem się, a ten uniósł delikatnie brwi. – Cor ci pewnie tego
sam nie powie, ale on też jest wdzięczny.
– Co, nie ma zamiaru mnie odwiedzić i
podziękować? Nie przeszłoby mu to przez gardło, nie kazał ci podziękować.
Żartował, idąc do kuchni po trzeci
kubek. Ja postanowiłem umyć ręce i zasiąść do stołu. Wtem powrócił Noah i
wyminęliśmy się w drodze. Siadając na krześle, starszy również już zajmował
miejsce.
– Masz rację, nie powiedział tego –
szepnąłem.
Ten po chwilowym zawahaniu, zaczął
się śmiać.
– Oczywiście, że nie. Nawet bym nie
uwierzył, że było inaczej.
– A więc to działa w dwie strony? –
Drążyłem, a ten spojrzał na mnie z niezrozumieniem. – Ty też go nienawidzisz?
– Bez przesady – westchnął. – Po
prostu nie miałem okazji, żeby go poznać. Odgrodził się ode mnie grubym murem
już pierwszego dnia...
– Jedenaście lat temu –
dopowiedziałem, żeby miał pewność, że znam historię.
– Tyle już minęło? – Wziął sobie
kawałek chleba do jajecznicy. – No cóż, przez większość tego czasu nawet się
nie widywaliśmy. Ostatni raz miałem z nim styczność przed dwudziestką.
– A mimo to przyszedłeś do firmy,
żeby go wesprzeć... – Gdy to mówiłem, do stołu dosiadł się Noah.
Był trochę skrępowany, jakby bojąc
się, że wciąż rozmawiamy na jego temat.
– Elron zawsze był specyficznym
człowiekiem – stwierdził. – Miałem z nim dobry kontakt, ale z opowieści Noah
wynikało, że jego relacje z synem były fatalne. Gdy Joe wpadł i powiedział, że
wyrzucił ciebie i Cordiana z firmy... Nie mogłem tego przemilczeć. Facet był
służbistą, więc poszedłem i powiedziałem, że ty i jego syn daliście szansę
Noah, który nie miał żadnego doświadczenia – spojrzał na chłopaka, który
wyglądał na zaintrygowanego rozmową. – Powiedziałem prawdę i Cordian nie musi
być za nic wdzięczny. Ta sprawa w małym stopniu go dotyczyła.
– Gdyby nie ta sytuacja... – zrobiłem
kęsa jajecznicy – moglibyście być braćmi. Byłeś jedyną osobą, którą tak bardzo
nienawidził. Musisz wiedzieć, że on zawsze był empatyczny i przyjazny dla
każdego.
– Zabrałem mu ojca, więc... – posłał
mi krótkie spojrzenie. – Wierzę, że był dobrym dzieciakiem, ale najwidoczniej
to nie był nasz czas.
Wiedziałem, że jego słowa były okryte
grubą warstwą kłamstwa. Cordian zdradził mi jeszcze jedno ważne spotkanie z ich
życia i ja celowo poruszyłem temat braci.
– Gdy mama zmarła...
nie było go na pogrzebie, ale kilka dni później poszedłem na cmentarz sam. –
Otarł policzek z pojedynczej łzy. – Wtedy zaskoczył mnie Ash. Na początku byłem
zagubiony, a potem zalała mnie fala gniewu. Dlaczego nawet moją matkę musiał nawiedzać?
Nie reagował na moją agresję, nawet sam złości nie przejawiał... powiedział
tylko jedno zdanie, zanim odszedł. „Nawet jeśli mnie nienawidzisz, wiele
zawdzięczam twojemu ojcu. Jeśli będę mógł spłacić swój dług, to przyjdź do
mnie. Nigdy nie będziemy rodziną, ale zawsze możemy być braćmi*.” Potem
odszedł, nawet nie czekając na moją odpowiedź.
Mieli znacznie głębsza historię, niż
Ashkore próbował przekazać. Cóż, to nie była moja sprawa, dlatego nie miałem
zamiaru już dłużej ciągnąć go za język. Wiedziałem jedno, oboje byli uparci,
ale gdy przychodziło co do czego... jakoś nie potrafili przejść obok krzywdy
obojętnie.
*Bro – chodzi mi tu bardziej o
bliskie kontakty przyjacielskie niż „relację rodzinną”. Nie wiem, czy będziecie
w stanie zrozumieć. Za granicą jest kultura nazywania kogoś swoim „bratem”, a
przypominam, akcja rozgrywa się w Londynie. „Bro, what’s up?”
Komentarze
Prześlij komentarz