By Your Side Cz.34 Alec
– Tato, jeśli będziesz czegoś
potrzebował, dzwoń – poprosiłem kolejny raz tego dnia.
Byłem na dziwnym rozwidleniu;
chciałem iść do firmy i pomóc Corowi, ale z drugiej strony chciałem zostać z
ojcem i... no właśnie, i co? Tata nie był dzieckiem i już raz ze śmiechem
zwrócił mi uwagę. Nie mogłem jednak poradzić nic na moją naturę. Musiałem mieć
pewność, że mężczyzna czuje się dobrze w nowym miejscu i że nie czuje się
przytłoczony. Mogłem się tylko domyślać, co siedziało mu w głowie po wyjściu z
klatki na wolność.
– Na szczęście nie znam się na
obsłudze smartfona, więc nie zadzwonię – rzucił ironią, przeglądając gazetę,
którą dorwałem w najbliższym sklepie dla niego.
– Ja mam dzwonić do ciebie co pół
godziny? – Uśmiechnąłem się przebiegle, a ten tylko westchnął ociężale.
– Dobrze, idź już do pracy.
Z uśmiechem na ustach pożegnałem się
z tatą i ruszyłem do samochodu. Nie mogłem wszystkiego rzucać, to byłoby
nierozsądne. Już docierałem do granic, które tata miał względem mojej troski.
Niby go to bawiło, niby rozczulało, ale wszystko miało swój umiar. Nawet jeśli
Cordian nalegał, żebym został w domu, to ja musiałem podejść do tego
racjonalniej.
Dlatego właśnie w środę rano
wyruszyłem do pracy jak zwykle, mając na sobie garnitur. W biurowcu nie czekało
mnie żadne wyzwanie, wręcz przeciwnie; Noah wyjechał, Joe stał się
mądrzejszy... Jedynie, o co mogłem się starać, to wpaść na Clarę i dowiedzieć
się, jak odpowiedziała Kaiowi na jego zaloty. Stawałem się plotkarą i nawet się
z tym nie kryłem.
Wkroczyłem do firmy pewnym krokiem,
odbierając od sekretarki pocztę. Rutyna. Wjechałem windą na swoje piętro i
doznałem szoku. W korytarzu, gdy drzwi windy się otworzyły, dostrzegłem Elrona.
Puls przyspieszył, gorąco zalało moje ciało. Ten mężczyzna nie miał zwyczaju
bywać na naszym piętrze, chyba że miał naprawdę ku temu dobry powód. Na
przykład wytknięcie błędu.
Wyszedłem z ciasnej klitki na
korytarz i z całym szacunkiem przywitałem się z przełożonym.
– Witam, dyrektorze.
– Alec... – Zmierzył mnie wzrokiem,
jakby szukając uchybień.
– Coś się stało? W czymś mogę pomóc?
– Nie... w zasadzie nie. – Minął
mnie, ale za chwilę dodał: – Powiedziałem Cordianowi, że od piętnastego grudnia
wasz dział ma wolne.
Odwróciłem się gwałtownie.
– Dlaczego? Marketing zawsze musiał
prosperować nawet w święta...
– Ale w tym roku nie. – Popatrzył na
mnie surowo, jakby miał dość udawania, że moja obecność mu nie wadzi.
– Oczywiście. Rozumiem.
Gdy drzwi windy zamknęły się za
starszym, moje płuca postanowiły pozbyć się nadmiar wstrzymanego powietrza.
Oczywiście widziałem kilku ludzi, którzy przypatrywali się naszej dyskusji z
oddali, czekając na nową sensację. Nie daliśmy im tej satysfakcji, bowiem każdy
z naszej trójki miał się zmienić.
~*~
Siedzenie w biurze Cordiana pierwszy
raz od bardzo dawna było nudne. Nawet on często zerkał na telefon, jakby licząc
na fajrant. Tematy do rozmów się skończyły, obowiązek nakazywał ciszę i
skupienie, które i tak zostawały co jakiś czas przerywane. W końcu wybiła
dwunasta, a co za tym idzie, budzik w telefonie starszego rozbrzmiał.
– Kurwa, wreszcie. – Oparł się
wygodnie na fotelu, patrząc na mnie spod przymrużonych powiek.
– Skoro tak bardzo chciałeś odpocząć,
naprawdę mogłeś to zrobić.
Uśmiechnąłem się, siedząc przy
stoliku i składając ostatnie papiery w pary i aktówki.
– A ty nie czekałeś? Myślałem, że...
– Ruszaj się, prezesie.
Do gabinetu wparował nieznany mi
mężczyzna. Ubrany był w bardzo codziennie ciuchy. Czerwona koszula wystawała
spod jego krótkiej czarnej kurtki. Na nogach miał jasne dżinsy, a na stopach
czarne lśniące botki. Chyba mierzyłem go zbyt długo, bo czułem palące
spojrzenia obu osobników.
– Przepraszam... – odezwał się. –
Jest przerwa, nie?
– Jest, ale przed drzwiami jest także
dzwonek... – Cordian wskazał ręką. – Używamy go w firmie, wiesz?
– To nie tak, że miałbyś na biurku
jakąś seksowną blondynkę, stary – zakpił.
– Nie prowokuj. – Uniósł zadziornie
brew, chcąc pochwycić wyzwanie i mu sprostać.
Pierwszy raz od lat byłem świadkiem,
jak mój przyjaciel zachowuje się tak swobodnie w obecności drugiej osoby. Nie
musiał mi się gość przedstawiać, już wiedziałem, kim on był. Remi, niegdyś
Willemina Feis. Kobieta, która zawsze patrzyła na mnie z niepewnością i pewną
dozą nieufności. Teraz miałem okazję spotkać go w wersji męskiej i nie miałem
żadnych podejrzeń, że wcześniej był kimś innym. Idealnie dopasowany wizerunkowo
do roli mężczyzny. Bursztynowe loki, mocny zarys szczęki i bardzo smukła budowa
ciała, która jako jedyna mogłaby go zdradzać... ale wielu widziałem facetów z
takim ciałem. Mnie po prostu mogła mylić przeszłość.
– Cześć, Alec. – Podszedł do mnie i
wystawił do mnie dłoń. – Jestem Remi Nightshade. Nie mieliśmy jeszcze okazji
się widzieć po uniwerku. Wybacz, że przeszkadzam, ale chcę go porwać na miasto.
– Hej... – Zamrugałem. – Jasne,
spoko.
– A może chcesz iść z nami? – wtrącił
Cordian.
Remi spojrzał na niego, ale nie
wyglądał na złego. Nawet nie na zaskoczonego. Może spodziewał się, że skoro
zastał nas razem, to trudno będzie nas rozdzielić.
– Możesz iść, nie musimy zmieniać
wart... bo to trochę tak teraz wygląda... – Remi westchnął ciężko, patrząc na
mnie z góry.
Chciałem odpowiedzieć, gdy mój
telefon zaczął dzwonić. Sięgnąłem go z teczki i uniosłem wysoko brwi, gdy na
wyświetlaczu pojawiło się imię mojego chłopaka.
– Dajcie chwilę... – poprosiłem,
odbierając. – Hej, co jest?
– Hej, przerwa śniadaniowa? – spytał
od razu.
– Tak...
– Porywam cię na resztę dnia. Nie
obchodzi mnie, czego chce Cordian. Musimy się zobaczyć, Alec. Natychmiast.
– Philip, co się stało? Jesteś w
Londynie?
Każda chwila była dla mnie coraz
cięższa. Czułem przerwaną wymianę zdań między Cordianem a Remim, czułem, że
Philip dowiedział się czegoś, czego nie powinien i to zakończy się źle.
– Jestem i czekam na ciebie pod
firmą. Chyba że mam wejść i powiedzieć Cordianowi, że jesteś mój?
Znałem ten ton. Chciał wparować do
gabinetu mojego przyjaciela i obwieścić, że jest moim facetem i nie ma prawa
nam przerywać.
– Nie ośmieliłbyś się, Philip.
Znienawidziłbym cię do końca życia – oznajmiłem, słysząc w odpowiedzi jego
głęboki wdech.
– Jasne, że żartowałem. Ale naprawdę
na ciebie czekam i nie chcę, żebyś mi odmówił... Proszę, Alec.
Spojrzałem na Cordiana, który patrzył
prosto na mnie. Przeszedł mnie dziwny dreszcz, nadal byłem zaniepokojony.
– Jasne, pogadam z nim. Zaraz zejdę.
– Kocham cię.
Poczułem ucisk w żołądku na kolejne
wyznanie chłopaka. Nadal nie potrafiłem powiedzieć głupiego „ja ciebie też”.
Nie byłem pewien, czy te uczucia już się narodziły, bo niby kiedy miały? Po
tych kilku chwilach w Paryżu? A może przez te rozmowy przez telefon? Ile
skłonny był czekać na moje uczucia?
– Nie musisz mi odpowiadać.
– Przepraszam... – Przełknąłem
rosnącą gulę.
– Nie tracę nadziei... nie stracę
jej. Do zobaczenia.
Odstawiłem urządzenie w delikatnym
opóźnieniu. Nagle cała moja euforia zniknęła. Byłem zirytowany na siebie i
niesamowicie rozczulony Philipem. Starał się, nie byłem ślepy. A moje serce?
– Philip wrócił? – Wzdrygnąłem się na
głos Cordiana, który już stał obok Remiego i mnie.
– Tak... Idźcie na lunch sami, ja idę
z nim.
Wstałem, chowając telefon do
kieszeni. Uśmiechnąłem się do nich, a gdy chciałem ich wyminąć, dłoń
przyjaciela spoczęła na moim ramieniu. Popatrzyłem na niego zaskoczony.
– Co się stało?
Kolejny dreszcz. Moje ciało reagowało
tylko na jeden dotyk i pociąg seksualny nie miał tutaj za dużo do gadania.
Wiercące w tobie dziurę spojrzenie, dłoń, która zawsze zagradzała ci drogę
ucieczki. Nie potrafiłem uciekać przed uczuciami do tego faceta, oszukując się.
Nie kochasz go, masz
przed sobą dowód na to, że nigdy nie pokochasz.
– Nie... Po prostu Philowi zależy na
rozmowie... Może potrzebuje jakiejś pomocy czy coś... martwię się, to wszystko.
– Starałem się go pocieszyć, zrzucając z siebie jego dłoń. – Bawcie się dobrze,
ale nie przyprowadzaj blondynki do biura, bo Elron jednak cię zwolni.
– Żeby jeszcze myślał o takich
rzeczach – zadrwił Remi, rozluźniając atmosferę. – Innym razem wyskoczymy
razem.
– Jasne, jeśli chcesz.
Po tym po prostu się zebrałem i
wyszedłem. Za drzwiami zamknąłem na chwilę oczy, mając w uszach głos i słowa
Philipa.
„Porywam cię na resztę
dnia. Nie obchodzi mnie, czego chce Cordian.”
Nie powiedziałem mu, że nie wrócę.
Planowałem wrócić. Oszukiwanie siebie jeszcze nie było złe, ale robienie nadziei
innym... było okrutne. Ja byłem okrutny. Musiałem to skończyć.
~*~
Zjechałem windą na parter i
pożegnałem się z pracownikami. Wyszedłem przed budynek, gdzie faktycznie stał
mój chłopak. Lekki zarost pojawił się na jego twarzy, ale wcale nie dawał
efektu zaniedbania. Nonszalancko opierał się o barierki z rękoma w swoim szarym
płaszczu. Jego błękitne oczy skupiły się na mojej osobie, dlatego bez pośpiechu
odepchnął się od barierek i podszedł do mnie. Wahał się, widziałem to. Nie
wiedział, czy powinien mnie przytulić, czy może byłoby to przesadą.
– Mam auto w podziemiach... możesz
poczekać, a ja po nie skoczę i pojedziemy w lepsze miejsce – zaproponowałem.
Chłopak badał moją twarz dokładnie i
dopiero po minucie postanowił skinąć głową. Z szybko bijącym sercem wróciłem do
budynku i zjechałem do podziemi. Wsiadłem do auta i wyjechałem na drogę. Stając
pod biurowcem, dostrzegłem, jak Cordian i Philip rozmawiają przez krótką
chwilę, aż nie zwracają swojej uwagi na mój samochód. Byłem przerażony. Koniec
końców Philip pożegnał się i podszedł do moich drzwi. Patrzyłem na niego
niepewnie, opuszczając szybę.
– Za kogo mnie masz, Alec? –
Westchnął, patrząc na mnie smutno.
– Za kogoś, kto chwilę temu mi groził
i powiedział, że nie odda... Może chcesz mnie wywieźć z kraju? – Mówiłem to,
wysiadając.
– Wtedy potrzebowałbym swojego wozu,
a nie twojego. – Uśmiechnął się delikatnie. – Ale masz rację, planuję pojechać
w jedno miejsce.
Zasiadł na miejscu kierowcy, a ja
przez chwilę analizowałem jego słowa. Koniec końców usiadłem jako pasażer, a
Cordian z Remim zdążyli się już oddalić. Nie musiałem przynajmniej stresować
się ich obecnością.
Jedno nie dawało mi spokoju; jak
rozwiążę problem z zerwaniem?
Komentarze
Prześlij komentarz