By Your Side Cz.35 Alec
Jechaliśmy ulicami, głównymi i
pobocznymi, aż po trzydziestu minutach nie zatrzymaliśmy się w miejscu, które
było mi obce. Rozglądałem się na boki, ale były tu tylko domki jednorodzinne i
bardzo spokojna ulica. Spojrzałem na Philipa, który zdjął swój szalik i mi go
podał.
– Nie jest mi zimno, moja kurtka mi
wystarcza... – odparłem pospiesznie, ale ten niewzruszony dalej na mnie
patrzył.
– Zawiąż sobie szczelnie oczy, bo to
ma być niespodzianka.
– Zwariowałeś? – Zaśmiałem się, ale
chłopak dalej wyglądał na poważnego.
Z zawahaniem wyciągnąłem dłoń po
długi materiał i z jeszcze większym zawiązałem go na swoich oczach. Po chwili
poczułem chłodną dłoń Philipa na prawym policzku, zmuszającą mnie do
przekrzywienia głowy w jego stronę. Zaraz poczułem jego ciepłe wargi na swoich,
więc z niemałym trudem poruszyłem nimi.
To nie w porządku,
Alec. Miałeś z nim zerwać.
Durne poczucie winy syczało mi w
głowie, ale byłem tak zaintrygowany jego powodem wizyty bez uprzedzenia, że po
prostu poddawałem się ostatnim luksusom bycia w związku. Samolubność nie była
mi obca.
– Nie ściągaj tego, dopóki ci nie powiem – nakazał.
– Bawimy się w Greya? – zażartowałem.
– Nie, bo nie potrafiłbym cię wiązać
w łóżku – odpowiedział szczerze, a mnie od razu oblała fala gorąca. – To
wyjątkowa sytuacja, bo mam niespodziankę i chcę, żeby się udała.
Nic już nie odpowiedziałem. Słyszałem
tylko, jak samochód na nowo włącza się w ruch, a mi nie pozostało nic innego,
jak czekać na koniec tej wycieczki w nieznane. Nastąpiło to o dziwo szybciej,
niż dojazd w to konkretne miejsce. Nie wiem, ile konkretnie minut minęło, ale
wnioskując po radiu i trzech piosenkach, około dziesięciu. Już szykowałem się
do rozwiązywania materiału, ale chłopak powstrzymał mnie, mówiąc, że dalej
poprowadzi mnie na piechotę i mam mu zaufać. Ufałem, ale bałem się
równocześnie. Dziwne uczucie.
Poczucie winy, idioto,
cię przerażało.
Krok po kroku szliśmy po płytach
chodnikowych, aż dotarliśmy do budynku. Chłopak otworzył drzwi kluczem, i znów
chwycił mnie za rękę, prowadząc do wnętrza. W środku było cieplej niż na
zewnątrz, to na pewno. Zmienił się też dźwięk dookoła. Nie było szmerów, było
tylko echo naszych kroków czy słów Philipa.
W końcu dotarliśmy do odpowiedniego
miejsca, a moje oczy dostały możliwość ponownego widzenia. Zamarłem w bezruchu,
gdy dotarło do mnie, gdzie jestem. Sala treningowa z czasów uniwersytetu. Tutaj
spędzałem większość swojego życia w tamtym czasie. Oczywiście pomijając próby z
zespołem. Kilka razy zabrałem tutaj naszą ekipę taneczną, żeby poćwiczyć na
odosobnieniu. Philip wiedział o jej istnieniu, pamiętał o niej do tego dnia.
Co więcej, na środku pustej sali był rozłożony
koc, na którym widziałem wiklinowy kosz i jakieś dodatkowe rzeczy. Nie mogłem
wyjść z szoku, co się w tamtej chwili działo. Ja i Philip przenieśliśmy się do
miejsca z naszej wspólnej przeszłości. Do naszej przeszłości... czy to
oznaczało, że przyszłość też miała szansę nazywać się wspólną?
Spojrzałem na Philipa, który po raz
kolejny chwycił moją dłoń i poprowadził do koca na panelach.
– Jak udało ci się tu dostać? Umowa
wygasła wieki temu... w dodatku to ja ją miałem z właścicielem, a nie ty –
powiedziałem, kucając.
– Musiałem błagać właściciela,
wyjaśnić kilka rzeczy, aż w końcu na ten jeden dzień pozwolił mi być tutaj
samemu... – Rozejrzał się po pomieszczeniu, zawieszając wzrok na mnie. – Nam
obu.
Moje serce przyspieszyło bicia. Nie
potrafiłem objąć rozumem zaistniałej sytuacji. Jeszcze chwilę temu byłem
pewien, że muszę z nim zerwać, a teraz siedzieliśmy razem na środku sali
tanecznej na... randce.
– Nie wiem, co powiedzieć... –
Otworzyłem usta, ale zamknąłem je od razu. – Naprawdę.
– Wystarczy, że miło spędzimy czas.
Splótł nasze palce ze sobą, nie
odrywając ode mnie wzroku. Koniec końców musiałem się ogarnąć, więc
podciągnąłem niewygodnie spodnie, żeby jakoś lepiej się usadowić. Chłopak
poczekał chwilę, aż w końcu zaczął wyjmować z kosza nasz lunch na wynos w
białych styropianowych pudełkach. Uśmiechnąłem się, dając w końcu odpocząć
myślom, które nakręcały bezsensownie sytuację.
– Byłem w Hiszpanii, a tam jest
znacznie cieplej niż w tym przeklętym Londynie. – Skrzywił się. – Przywiozłem
ci coś.
Widziałem kątem oka, że w koszu jest
jeszcze butelka wina, więc domyślałem się, że na pewno na jedzeniu się nie
skończy. Chłopak jednak wyjął z lekkim zażenowaniem coś małego i schował to w
dłoniach.
– Co masz? – Zaciekawiłem się.
Popatrzył na mnie niepewnie z lekkim
rumieńcem, aż w końcu zdecydował się podać mi prezent. Był nim mały słoiczek,
mniej więcej rozmiar zwykłej szklanki, który miał czerwoną tasiemkę pod
zakrętką. Przez chwilę się zastanawiałem, o co chodzi, aż piasek we wnętrzu
słoiczka się nie przesypał i nie ukazał mi małej muszelki. Moje usta rozchyliły
się z zaskoczenia, ale najwidoczniej zostało to źle odebrane przez mojego
towarzysza.
– Przepraszam, wiem, nie popisałem
się... nie podoba ci się, ale wiem też, że nie lubisz drogich prezentów, a ja
nie miałem czasu chodzić po sklepach... Chryste, skompromitowałem się.
Schował swoją twarz w dłoniach, a ja
poczułem słodycz. To było nad wyraz urocze z jego strony. Nigdy nie wpadłbym,
aby swojej drugiej połówce zrobić taki prezent, który w gruncie rzeczy nic nie
kosztował, a był uroczą ozdobą do każdego domu.
– Nie żartuj, jest świetny! –
Zapewniłem, przysuwając się do niego. – Dziękuję, jesteś wspaniały.
Pocałowałem go, gdy tylko zabrał
dłonie z twarzy.
~*~
Popołudnie minęło nam naprawdę w
szybkim tempie. Rozmawialiśmy, żartowaliśmy i tańczyliśmy. Chociaż nie wiem,
czy te wygibasy Phila można było tańcem nazwać. Uparł się, że chce zobaczyć
moje zardzewiałe kości, które okazały się w lepszym stanie – jego zdaniem.
Do siedemnastej nikt nam nie
przeszkadzał, a przynajmniej tak mi się zdawało, bowiem gdy zerknąłem wtedy na telefon,
to miałem kilka nieprzeczytanych wiadomości i jedno połączenie. Przełknąłem
ślinę, gdy dotarło do mnie, że mój ojciec mógł potrzebować mojej pomocy. Gdy
wyszliśmy z budynku, od razu wszedłem w skrzynkę.
Od: Cor
To prawda? Philip
powiedział, że nie wracasz już dziś do firmy.
Od: Cor
Martwię się, Alec. Co
przede mną ukryłeś?
Od: Tata
Wiadomość testowa.
Żyjesz? Bo zmartwiłem się, że jednak nie dzwonisz, a taki opiekuńczy byłeś
wcześniej.
Przełknąłem nerwowo ślinę.
Nieodebrane połączenie było oczywiście od Cordiana, a wszystkie wiadomości
przyprawiały mnie o mdłości. Świetnie się bawiłem, podczas gdy wszyscy dookoła
się martwili, znowu. Bo idiota Alec nie umiał korzystać z telefonu i napisać
jebanej wiadomości.
– Coś nie tak? – Poczułem dłoń
Philipa na biodrze.
Chłopak najwidoczniej zdążył już
wszystko pozamykać, gdy ja stałem na środku podjazdu jak debil.
– Mój tata... Przepraszam, muszę
wracać do domu.
– Jasne, rozumiem to.
Wiedziałem, że nie czuł się źle.
Podczas naszej randki wyjaśniłem mu, że mój ojciec po tylu latach rozłąki w
końcu mógł mnie odwiedzić i chcę spędzić te święta tylko z nim. Nie miał o to
żadnego problemu, co więcej, uśmiechnął się i powiedział, że w pełni to
rozumie. Rozumiał fakt, że mój ojciec nie znał mojej orientacji, a tym bardziej
nie wiedział, że mam chłopaka.
– Gdybym wiedział wcześniej, to nie
zabierałbym cię tak drastycznie... przeproś ojca za swojego spontanicznego przyjaciela.
Zaakcentował ostatnie słowo, ale
zrobił to z dozą sarkazmu. Zaproponowałem mu, że go odwiozę, bo było to dla
mnie logiczne, ale ten tylko pokręcił głową, mówiąc, że akurat z tego miejsca
umie trafić wszędzie. Pocałowaliśmy się długo, zanim poszliśmy w swoje strony.
Patrzyłem, jak odchodzi i któraś część mnie krzyczała, aby zawrócił. Abyśmy
pojechali do mnie i aby tata poznał fakty, ale nie mogłem tego zrobić. Wszystko
po kolei, najpierw prawda o orientacji, a potem ewentualne przedstawienia.
Gdy siedziałem w aucie, szybko
napisałem wiadomość do taty, że już wracam i nic się nie stało. Potem zająłem
się poważniejszym problemem. Cordianem.
Wybrałem jego numer, czekając bardzo
długo na podniesienie słuchawki.
– Żyjesz. Miło – przywitał się głosem
pełnym pretensji.
– Przepraszam, Cor... Nie patrzyłem w
ogóle w telefon i dopiero teraz to zrobiłem... Masz prawo być zły, ale naprawdę
planowałem wrócić do firmy, tylko nie przewidziałem, co planuje Philip.
Zaniedbałem swoje obowiązki, przepraszam.
Byłem zestresowany, dłonie zaczęły mi
się pocić, a ciało obleciał strach. Jak to musiało wyglądać w oczach mojego
przyjaciela? A jak w Elrona jeśli się dowiedział.
– Alec, nie chodzi o firmę... –
powiedział z bólem. – Martwiłem się, bo w biurze prowadziłeś dziwną rozmowę, a
potem Philip oznajmia, że już nie wracasz... i nie wróciłeś. Zdajesz sobie
sprawę, że go znienawidziłem?
– Nie zachowujcie się jak dzieci... –
Przymknąłem powieki. – Nie jestem własnością żadnego z was i mam prawo do
własnych wyborów. Żaden nie może mi mówić, co mam robić.
Zapadła cisza, a ja dopiero zacząłem
analizować wypowiedziane słowa. Zrobiło mi się słabo.
– Nie chciałem, żeby zabrzmiało to
tak pretensjonalnie...
– Jeśli przeprosisz, to wyjdę z
siebie i ci przyjebie – warknął. – Masz rację, nie mam prawa dyktować ci
warunków spędzania wolnego czasu, ale myślałem, że napiszesz chociaż głupią wiadomość
o tym, że nie wrócisz do pracy.
– Okej, rozumiem i przyznaję się do
błędu. To było jednorazowe... Philip i tak wyjeżdża do rodziny, więc nie martw
się.
– Nie o niego się martwię tylko o
ciebie, Alec... Mam wrażenie, że coś przede mną ukrywasz i ja jestem
zaniepokojony... dlaczego mi nie ufasz? Może jakoś...
– Spędźmy razem święta – wypaliłem
bez zastanowienia. – Ty, ja i mój ojciec.
Komentarze
Prześlij komentarz