By Your Side Cz.37 Alec


Długo oczekiwane spotkanie

Leżałem w łóżku ze słuchawkami w uszach. Nakryłem swoje oczy ramieniem, aby zminimalizować światło i dać się pochłonąć ciemności. Chyba wcześniej wypłakałem z siebie wszystko, bowiem w ciszy nie umiałem już tego robić. Zamiast tego straciłem całe życie w sobie i po prostu leżałem. Nie liczył się mijający czas, nie liczyły się plany na ten dzień.

Ile minęło? Godzina? Dwie? A może mniej? Tego nie wiedziałem, po prostu nie było sensu tego liczyć. Wiedziałem, że jeśli się zmuszę, to dam radę udawać, że jest dobrze i z uniesioną głową stawię czoła prawdzie. Tata się mnie brzydził. Miał prawo... prawda? Nie musiało mu się to podobać, dlaczego miałbym mu narzucać swoje widzi-misie? Tak właśnie myślałem.

Poczułem chłodny dotyk na dłoni, więc zerwałem się do siadu, wyrywając słuchawkę z ucha. Tata usiadł w nogach łóżka i patrzył na mnie z niewyobrażalnym bólem. Zwilżyłem wargi, wyłączając muzykę i odkładając telefon ze słuchawkami na poduszkę obok. Zrzuciłem nogi na podłogę, siadając kulturalnie.

– Spokojnie, tato, nie jestem na ciebie zły... muszę to tylko przetrawić i wieczorem będę jak dawny ja – zapewniałem z wymuszonym uśmiechem.

To jeszcze nie był czas.

– Nie chcę dawnego ciebie – wypalił ze złością.

Popatrzyłem na niego oszołomiony.

– Minęło jedenaście lat i spodziewałem się, że nie zastanę na wolności tego niewinnego chłopaka, którego zostawiłem. Nie znam się na tym całym... byciu gejem. Przepraszam. Byłem przerażony, że ten facet cię skrzywdził, ja zostawiłem, a ty... a ty doznałeś skutków ubocznych. Proszę, nie nienawidź mnie. Skoro to teraz powszechne i nie jest to chorobą, to zapoznam się z tym. Jesteś moim synem... nie wyobrażam sobie, żebym odrzucił cię, bo kochasz mężczyzn czy kobiety. Nie mogę ingerować w życie dwudziestoczterolatka. – Zacisnął szczęki. – Mogę pytać, interesować się, ale jak widać, nawet pytania mogą być zgubne i raniące. Przepraszam, nie chciałem do tego doprowadzić... Nie udawaj przede mną dawnego siebie, bo ja chcę poznać dorosłą wersję dziecka, które zapamiętałem. – Przysunął się do mnie i ujął moje dłonie w swoje. – Nie odsuwaj się, nie ukrywaj przede mną. Daj poznać, a sytuacja sprzed chwili nigdy się nie powtórzy. Czy jesteś gejem, czy pracujesz za biurkiem... to jesteś nowy ty, a ja mogę tylko to akceptować i pokochać.

– Mówisz poważnie? – Zmarszczyłem brwi z bólem wypisanym na mojej twarzy. – Naprawdę chcesz to zaakceptować?

– Oczywiście. – Zaśmiał się, teraz samemu się wzruszając. – Może zająć to trochę czasu, zanim zrozumiem ten temat, ale tak jak z tym przeklętym smartfonem, to w końcu również pojmę. Nie jestem jeszcze tak stary... chyba.

Zaśmiałem się głośno i przytuliłem do taty. To był najgorszy i najlepszy dzień w tym roku. Już wiedziałem, po kim byłem taki uległy i chcący dobra innych kosztem swojego. Nawet jeśli miał „ale” uniósł wysoko głowę, moją własną głaszcząc i obiecując, że mnie takiego kocha.

Po pojednaniu w końcu sprawdziłem godzinę i zamarłem. Była piąta po południu, a ja jeszcze tego samego dnia miałem wizytę u dentysty, o czym przypomniało mi powiadomienie. Wieczorna wizyta o piątej trzydzieści, a ja jedynie na ustach miałem siarczyste „kurwa”. Tata popatrzył na mnie podejrzliwie, ale nie miałem czasu wyjaśniać, gdy przerwał nam dzwonek do drzwi.

– Ja pierdolę, Cordian... – Przymknąłem powieki, wymijając ojca i chcąc iść otworzyć drzwi.

Nie myliłem się, w progu stał chłopak, którego mina była... dziwnie podejrzana. Myślałem, że będzie się stresować albo ekscytować, ale on był... dziwnie pusty? Tak, chyba tak mogłem to ująć.

– Przepraszam, przeszkadzam? – Uniósł brew.

– Nie... Ale mam wizytę u dentysty, o której totalnie zapomniałem, więc przedstawię cię ojcu i zostawię was samych. O ile ci to pasuje?

Nie chciałem zostawiać ich samych, ale dziecinnym było pilnowanie dorosłych ludzi. Mogłem tylko spytać, czy naprawdę chcą poznać się dzisiaj, czy może przełożymy to na inny dzień.

– Nie jest to problem dla mnie. – Wzruszył nonszalancko ramionami, a nieodparte wrażenie dziwnego zachowania nadal mnie trzymało.

Otworzyłem więc drzwi szerzej, wpuszczając go do środka. Tata wyszedł już z mojej sypialni i z kulturą czekał w salonie na gościa. Wziąłem głęboki oddech i poszedłem przodem, dając chłopakowi czas na zdjęcie płaszcza i butów.

Posłaliśmy sobie z ojcem krótkie spojrzenie, po którym oboje się uśmiechnęliśmy. Przyjaciel podszedł do nas z małym pakunkiem w dłoniach. Teraz biła od niego zupełnie inna aura, ale znałem to zachowanie; udawał. Zebrała we mnie złość, bo celowo go spytałem, czy pasuje mu dzisiaj, ale nie spodziewałem się, że będzie się zmuszać. Cordian był mistrzem włączania swojej służbowej osobowości, gdzie nawet jeśli nie miał humoru, przyklejał do mordy uśmiech i czarował klientów. Nauczył mnie tego, więc znałem tę aurę.

– Tato, to mój przyjaciel Cordian, o którym ci ciągle mówiłem... – Zwróciłem się z nerwami do chłopaka, który posłał mi spojrzenie pełne zdziwienia. – Cordian, to mój ojciec.

– Miło mi cię wreszcie poznać, chłopcze.

Tata wystawił dłoń do uścisku, więc Cordian szybko przeskoczył swoją uwagą na niego i podał mu swoją.

– Tutaj mały prezent dla pana. Początkowo pomyślałem o alkoholu, ale to był zły pomysł ze względu na Aleca – sarknął w moją stronę.

– Ze względu na Aleca? – Skakał spojrzeniem ze mnie na Cora.

– Jemu nie wolno pić alkoholu – wyjaśnił na totalnie luzie.

– Kto mi niby zabrania picia alkoholu, kurwa? – Warknąłem jawnie zły.

– Ja – odpowiedział.

– Dobra, idę do tego dentysty, bo mnie wkurwisz. – Wyminąłem go. – Poznajcie się, ja będę za godzinę.

– Alec! – Cordian krzyknął za mną, więc zatrzymałem się przy wyspie kuchennej i powoli odwróciłem. – O co ci chodzi teraz?

– O nic, pogadamy później.

– Pogadamy później – potwierdził.

Ubrałem na szybko buty i gwałtownie zerwałem kurtkę z wieszaka, klucze chwytając na szybko z szafeczki przy drzwiach. Zamknąłem za sobą drzwi, chciałem to zrobić z trzaskiem, ale te miały zabezpieczenia przed takimi właśnie ekscesami. Wziąłem głęboki oddech na korytarzu.

Zachowywałem się nieodpowiedzialnie. Miałem pokazać ojcu, ile Cor dla mnie znaczy, a ja syczałem na niego już od progu. Dlaczego? Tylko z powodu jego dziwnego nastroju? Nie. Nie tylko dlatego. Byłem zły głównie na siebie, że doprowadziłem naszą przyjaźń na chorą skrajność. On nie potrafił beze mnie żyć, a ja bez niego. Chory, pojebany wręcz układ, gdzie nawet nie mówiliśmy o miłości kochanków. Nie. To było chore uzależnienie od siebie i to ojciec mi to pokazał. Może nieświadomie Cordian wykorzystywał moją uległość? Może to była gra aktorska, a nie przyjaźń?

Po skończonej wizycie u dentysty postanowiłem przejść się do pobliskiego sklepu i zrobić jakieś zakupy w postaci pierdołek do domu. Mijałem jakieś gwiazdy, jakieś origami, bombki szklane i plastikowe o wymyślnych kształtach, aż dotarłem do ozdobnych słoiczków. Wtedy zrozumiałem wszystko.

Randka Philipa była dokładnie przemyślana, nic nie było przypadkowe. Piasek oznaczał wolność i ciepło, nie zimno, które dotychczas mnie ogarniało. Czerwona wstążka oznaczała namiętność i miłość, której ja nie miałem. Słoik oznaczał, że byłem przewidywalny. Że moje plany nie uległy zmianie, że wciąż pragnąłem tego samego. Oznaczał też opiekę. Philip tym gestem przekazał mi jedno znaczenie:

Zaopiekuję się tobą, rozpalę płomień pożądania i dam ciepło. Dwie muszelki w środku tylko potwierdzały moje myśli. Tak, były dwie.

Dotknąłem przez kurtkę miejsca, gdzie znajdowało się moje serce. Czy Philip był zdolny to zrobić? O czym jak mówię, oczywiście. Philip był najbardziej troskliwą osobą, jaką poznałem na uniwerku. Oziębły na zewnątrz, ale delikatny w środku. Jednym prezentem odsłonił przede mną całego siebie i cholernie się tego wstydził.

Byłem paskudnym człowiekiem i każdy kolejny dzień utwierdzał mnie w tym. Raniłem każdego, bo byłem samolubny. Bo myśli „dla twojego dobra” przyćmiły mi umysł. Nie dbałem o prawdę, chciałem na siłę uszczęśliwić każdego. Wyżyłem się na Cordianie, a to była tylko i wyłącznie moja wina.

Mijały kolejne minuty, godziny, a ja nie miałem ochoty wracać. Siedziałem na ławce w parku, wydmuchując powietrze przez nos, robią parę w powietrzu z powodu mrozu. Nie czułem zimna, czułem zawód samym sobą. Tik-tak, zegar tykał, telefon wibrował, a ja ignorowałem go po krótkiej wiadomości do taty.

„Nie wracam, wyskoczyło mi coś jeszcze. Miłej rozmowy i przepraszam, wyjaśnię ci wszystko potem.”

Patrzyłem w ciemne niebo, gdzie chmury zakryły każdą najmniejszą gwiazdę. Jedyne światło w okolicy dawały lampy i sporadycznie przejeżdżające auta. Ciszę również tylko one przerywały, aż nie usłyszałem chrzęstu po lewej, a chwilę potem głos;

– To co, idziemy? – Podniosłem wzrok na Noah, który z uśmiechem stał obok i czekał.



~awenaqueen~


Komentarze

Popularne posty