By Your Side Cz.41 Alec
– Ivan, jesteś pewien, że tego
chcesz? – spytałem po raz ostatni, gdy siedzieliśmy naprzeciwko siebie w jego
domu rodzinnym.
Przyszedłem do chłopaka dwa dni po
rozmowie z Philipem. Sobota dwudziesty siódmy grudnia. Czas do trzydziestego
pierwszego grudnia mijał nieubłaganie. W poniedziałek miałem spotkać się z
Elronem w firmie i już go o to ubłagałem. O dziwo nie było to bardzo
skomplikowane, ale przeczuwał kłopoty, dlatego nie bardzo miał na nie ochotę.
– Jestem, Alec. – Wyszczerzył się,
pochylając się nad stołem. – Ale czy ty jesteś tego pewien? Dajesz szansę na
takie stanowisko obcemu człowiekowi, którego znasz z imprez, na które to z
kolei zapraszał cię twój przyjaciel. Trochę szalone, nie uważasz?
Miał absolutną rację. Wiedziałem, jak
to wygląda z perspektywy osoby trzeciej, ale Ivana Noah znał doskonale i
wiedział, że świetnie radził sobie na obu kierunkach, które studiował. Był
uzdolnionym artystą i świetnie zarządzał finansami i ludźmi. Jego wyniki w
nauce tylko potwierdzały słowa przyjaciela. Czy miałem wątpliwości? Takie same,
jak w dniu rekrutowania Noah na stanowisko grafika i serwerowca. Przyjmowani
ludzie zawsze musieli dostać spory kredyt zaufania i ja właśnie udzielałem
pierwszego. Drugiego musiał udzielić Elron, a na trzeci... Ivan mógł długo
czekać.
– Jestem szalony. Dlatego w
poniedziałek idziesz pod umówiony adres i czekasz na telefon.
– Uda ci się przekonać zarząd? Nawet
nie będą mieli czasu na sprawdzenie moich zdolności... – Zwilżył wargi,
przyglądając się wizytówce.
– Z zarządem nie jedno już przeżyłem
– skwitowałem. – Uwierz mi, że będziesz tam pracował. Tak jak ja wierzę, że dasz
sobie radę w zastąpieniu mojej osoby.
Wymieniliśmy się spojrzeniami. Oboje
teraz byliśmy ryzykantami, ale oboje też wiedzieliśmy, czego chcemy. Ja
poprzysiągłem, że przekonam Elrona do dania szansy, a Ivan poprzysiągł, że
udowodni swą wartość przed tym mężczyzną. Byliśmy razem, nie osobno. Porażka
jednego oznaczała porażkę drugiego. Bo jedno było pewne; nie zostawiłbym
Cordiana bez prawej ręki.
Podpisaliśmy umowę werbalnie i
pożegnaliśmy się uściskiem dłoni. Kątem oka dostrzegłem starszą kobietę, która
ani trochę nie skupiła swojej uwagi na mnie, po prostu weszła do jakiegoś
pomieszczenia... o ile dobrze pamiętałem, tam znajdowała się kiedyś harfa.
Wyszedłem z ich posiadłości i
wsiadłem do auta. Po raz kolejny musiałem udawać przed Cordianem, że jest dobrze
i niczego nie planuję za jego plecami. Byłem okrutny, ale to już ustaliliśmy
dawno temu, prawda? A może jak zwykle uciekałem od prawdy? Cokolwiek teraz o
mnie sądziliście, mieliście do tego prawo. Tak jak ja do podjęcia tak
radykalnych środków ostrożności. Nie ufałem sobie w starciu z przyjacielem.
Ufałem sobie w całej reszcie.
Nagle mój telefon rozbrzmiał, więc
sięgnąłem słuchawkę bluetooth i odebrałem. Przedstawiłem się, czekając na głos
drugiej strony.
– Witaj, to ja. – To był Crane. –
Dzwonię, żeby się upewnić. Wyjeżdżasz w styczniu?
– Poganiasz, Crane... – Westchnąłem.
– Po prostu załatwiłem już wszystko.
Nawet załatwiłem ci mieszkanie. Co prawda będziesz mieszkał z dwójką braci, ale
jest o tyle wygodnie usytuowane, że będziesz miał blisko do studia i nawet w
dobrej cenie. Rozmawiałem już z właścicielem, starszym z braci i stwierdził, że
jest na tak, bo potrzebuje pieniędzy.
– Naprawdę o wszystkim myślisz... jak
ci się odwdzięczę, Crane? – Poczułem się rozczulony jego zaangażowaniem.
– Powrotem do tańca, chłopcze. Myśl,
że będziesz instruktorem i menadżerem... napawa mnie dumą. Chcę patrzeć, jak
się rozwijasz, ale nie przeszkadza mi pomoc w tym. Zrób wszystko, aby
skorzystać z tej szansy, Alec. To jednorazowe, nie będzie powtórki.
Znałem prawdę, o której mój dawny
menadżer mi przypominał. Człowiek wyczuwa, że pod jego nosem pojawia się
niepowtarzalna okazja do zmiany, do
chwycenia byka za rogi. To była moja. Szybka i nagła, ale najwidoczniej tak
miało być. Najwidoczniej nie miałem czasu na zastanawianie się, tak jak
piętnastego grudnia, gdy wyszedłem ze sklepu i zadzwoniłem do Crane’a z prośbą
o pomoc.
Wszystko było nagłe, nawet jego
chaotyczne propozycje. Były różne od powrotu do zespołu po szukanie szkoleń.
Ostatecznie spytałem, czy mógłby załatwić mi kursy, dzięki którym podszkoliłbym
się do roli trenera. Było to możliwe. Crane postarał się popytać znajomych w
branży, aż następnego dnia zaaferowany zadzwonił i powiedział: „Alec, mamy to,
lecisz do Korei drugiego stycznia”.
Nad czym miałem się zastanawiać,
raniąc dookoła każdego? Tak mogłem z tym skończyć raz na zawsze. Uzależnieniem
swojego serca od radości Cordiana. Cordiana uwolnić od uzależnienia. Philipa
od wiecznych starań się o moje względy.
Musiałem w końcu powiedzieć dość, zadając ostateczny cios.
Wyjaśnienie mojemu ojcu było prostym
zadaniem. Chyba najprostszym. Uśmiechnął się tylko po usłyszeniu moich planów i
pogładził po policzku. Nie chciał wyjeżdżać z Londynu, ale postanowił, że jeśli
tak ma być, to lepiej sprzedać to olbrzymie mieszkanie. Mógł wynająć mniejsze
dla nas obu, gdybym nagle postanowił wrócić. Popierałem jego pomysł. Skoro
dostałem ten apartament ze względu na pracę dla ACM, a miałem stamtąd odejść... uczciwym było zmienić standardy
życia na nieco niższe. Tata lepiej by się w takowych czuł. Ponadto ojciec
uważał, że on nie zna koreańskiego – de facto ja również – więc nie będzie
wędrował w nieznane. Chciał zostać i ułożyć sobie życie od nowa w centrum
wszystkiego. Może delikatnie na jego obrzeżach.
Pozostała kwestia mojej mamy, o którą
prosił ojciec, a czas pobytu w Anglii mi się kurczył. Wspólnie doszliśmy do
wniosku, że jeśli tylko wrócę po szkoleniu, razem stawimy czoła ostatniemu
przystankowi ku lepszemu jutru. Podobał mi się ten plan, dlatego go
zaakceptowałem.
~*~
Przez całą niedzielę uważnie
stawiałem kroki i słowa, aby Cordian nadal niczego nie podejrzewał. Tego akurat
mój ojciec nie pochwalał. Twierdził, że mój najbliższy przyjaciel zasługiwał na
prawdę wcześniej niż ostatniego dnia. Jako ostatni na liście osób do
poinformowania. Wiedziałem, że ma racje i że z trudem przychodzi mu udawanie,
że nie jest mną rozczarowany w obecności Cordiana. Starał się z całych sił lub
schodził nam z drogi, aby czegoś nie palnąć. Doceniałem to i przyjmowałem
krytykę do serca.
W poniedziałek rano maszerowałem w
swoim luźnym stroju do biurowca. Marketing wciąż nie funkcjonował, ale zarząd i
inne działy dalej dopinały sprawy końca roku. Przywitałem się z pracownikami
skinieniem głowy i z gracją, niezwykłą płynnością przemknąłem do windy.
Korytarzami do biura Elrona na przedostatnim piętrze wieżowca. Zastukałem w
drzwi, a plakietka przewieszona na mojej szyi zatrzepotała o zamek kurtki.
Usłyszałem pozwolenie na wejście, więc wkroczyłem do pomieszczenia. Mężczyzna
spojrzał na mnie znad swoich okularów, by zaraz się ich pozbyć i rzucić na
biurko. Oparł się wygodnie na krześle, splatać palce na brzuchu.
– Siadaj. – Pokazał wzrokiem krzesło
przed nim.
Posłusznie wykonałem jego polecenie.
Byłem przygotowany na tę rozmowę psychicznie i fizycznie. Dokumenty spoczywały
w moich dłoniach, aby kupić zaufanie tego zgorzkniałego biznesmena.
– Interesy – powiedział krótko.
– Owszem – odparłem z uniesioną
głową. – Przyszedłem w tajemnicy przed twoim synem. Zdradzam go w tym momencie,
ustawiając jego przyszłość za jego plecami z jego ojcem.
Na jego twarzy przemknął cień
zaskoczenia, ale szybko zakrył to zainteresowaniem. Nie wtrącił się, pozwolił
mi mówić.
– Wszystko, co o mnie myślisz i co
wiesz, może okazać się prawdą, ale jeśli wyjdę za te drzwi, to już nigdy więcej
w życiu się nie spotkamy. Proszę cię teraz, jako pracodawcę, który umie
dokonywać racjonalnych wyborów. Proszę jako pracownik, który zawsze starał się
dać z siebie wszystko dla tej firmy. Proszę cię, jako przyjaciel twojego syna,
abyś wysłuchał mojej propozycji i starał się podejść do tego jak do godnej
oferty wymiany, na której możesz zyskać.
Mężczyzna odbił się od oparcia
krzesła, opierając się teraz łokciami o blat masywnego biurka. Tym razem
czekałem na odpowiedź, musiałem mieć jawną akceptację mojej prośby.
– W porządku – odparł. – Wysłucham
twojej oferty, a potem spytam. Mów.
Zacząłem mu wyjaśniać wszystko, co
chciałem osiągnąć tą wizytą. Opowiedziałem mu o mojej zmianie ścieżki życiowej,
o chęci spłaty długu wdzięczności. Powiedziałem również, że nie zostawiłbym
firmy i Cordiana bez godnego zaufania zastępstwa. W tym momencie przedstawiłem
mu osiągi chłopaka, więc wczytywał się w tekst, a ja kontynuowałem.
– Chcę odejść z firmy i proszę, abyś
zastanowił się nad kandydaturą Ivana na moje stanowisko. Mówię to, jako
doświadczony asystent, nie jako dzieciak, który prosi o urlop, bo się zmęczył.
Ivan jest dobry, jak nie najlepszy na swoim wydziale. Pozwól mu tu przyjść i
przedstawić swoją osobę. Wtedy dokonaj wyboru.
Elron spojrzał na mnie znad
dokumentów, analizując w ciszy sytuację. W końcu nie wytrzymał i cisnął
dokument na blat. Po raz kolejny oparł się wygodnie na fotelu w tej samej
pozie. Był ignorantem, ale czy aż takim, aby wyśmiać moje słowa?
– A co jeśli nie wyjdzie? – spytał
delikatnie, bez zbędnych emocji. – Co, jeśli wrócisz z podkulonym ogonem? Nie
pozwolę ci odzyskać stołka, bo okazało się, że sparzyłeś się ogniem, a tylko ja
mam wodę. Chcesz postawić wszystko na tak niewiarygodną kartę? Jesteś głupcem
czy szaleńcem?
Nagle poczułem ogromną pustkę
wewnątrz. Miał rację. Głupotą w jego oczach było oddawanie tak dobrego
stanowiska na rzecz czegoś nowego, niesprawdzonego. Rozumiałem jego pogląd na
tę sytuację, ale on musiał też zrozumieć mój.
– Jestem tylko człowiekiem, który
chcę skończyć żałować i zacząć czerpać ze swojego życia garściami –
powiedziałem pewny swego. Mężczyzna zmrużył powieki. – Jestem gotów parzyć się
w ogniu i żyć z tym bez wody. Jestem gotów płacić cenę za popełniane błędy i
nigdy nie oglądać się za siebie. Oznacza to tyle, że jeśli odejdę, to
przestanie mi zależeć.
– Dlaczego więc obchodzi cię, kto
zajmie twoje miejsce? – dopytywał.
– Ponieważ wciąż tu jestem. Wciąż
jestem asystentem twojego syna i jego przyjacielem. – Westchnąłem. – Przed
wyjazdem chcę dołożyć wszelkich starań, aby nie został z niczym. Aby nie
cierpiał tak, jak mógłby.
Zapadła cisza. Patrzyliśmy w swoje
oczy, a żadne nie czuło potrzeby odwrócenia wzroku na coś innego. To była niema
batalia. On szukający wątpliwości, ja czekający na kolejne pytania.
W końcu i on westchnął ociężale,
chowając dokumenty do aktówki.
– Kochasz go, dlaczego nagle z niego
rezygnujesz?
Zamarłem. To był jedyny temat, w
którym mógł mnie zagiąć. Moje usta rozchyliły się z szoku, a gdy ten wreszcie
poświęcił mi chwilę, dostrzegł to natychmiast; okazja do zniwelowania problemu.
– Zdradzasz go nie tylko jako
pracownik, przyjaciel... również jako ktoś, kogo kocha... może na innym
poziomie niż ty, ponieważ mój syn gejem nie jest, ale wciąż jakąś miłością cię
darzy. Zostawiasz go po tym wszystkim, co on dla ciebie zrobił?
Elron wiedział o mojej orientacji.
Przypuszczałem to, gdy doszło do konfrontacji w ich domu rodzinnym, ale
usłyszenie tego tak szczerze i bez ogródek... byłem zszokowany i sparaliżowany.
Cordian wiedział? Nie
mógł, prawda?
– Masz mnie za głupca, który nie
potrafi dostrzec tych maślanych oczu, które robiłeś do niego. Przeżyłem wiele i
dostrzegłem wiele. – Oparł się wygodnie o blat. – Brzydziła mnie myśl, że mój
pierworodny będzie gejem i nie doczekam się wnucząt. Jeśli wbijasz mu teraz
sztylet w serce, dając możliwość na posiadanie normalnej rodziny... przyprowadź
swojego następcę. – Uśmiechnął się okrutnie. – Nawet ci dopłacę, abyś nigdy nie
wracał.
Jego słowa bolały, przeszywały mnie
na wskroś. Wiedziałem, że ten człowiek mnie nienawidził, ale nie
przypuszczałem, że do tego stopnia. Miał jednak na tyle skrupułów, aby nie
dyktować jawnie warunków sercowych własnego syna.
Sekundy mijały, a ja w końcu
zamknąłem powieki i otworzyłem je, skupiając całą swoją pewność siebie w jedno
miejsce.
– Nie musisz mi dopłacać. Po tym, jak
go zdradzę, nigdy nie miałbym odwagi spojrzeć mu prosto w oczy po latach. Masz
rację, kochałem i nadal kocham Cordiana. – Wzdrygnął się z obrzydzeniem. – Ale
właśnie z tego powodu, nie narzuciłbym mu nigdy swoich uczuć. Znałem granicę,
której ty nigdy nie będziesz w stanie poznać. Zawsze będziesz znienawidzonym
ojcem, zawsze będziesz sam.
Wstałem i wyjąłem telefon, aby
napisać krótką wiadomość do Ivana. Teraz była jego kolej spotkania i wszystko
zależało od widzi-misie Elrona oraz prezentacji Ivana.
– Za chwilę do budynku wejdzie młody
chłopak, przyprowadzić go do mojego gabinetu.
Odwróciłem się gwałtownie, gdy
usłyszałem głos Elrona. Mówił przez słuchawkę telefonu stacjonarnego, a gdy
skończył, również wstał i spojrzał prosto w moje oczy.
– Zachowam się oficjalnie. Jeśli nie
przekupi mnie swoją prezentacją... nie przyjmę go nawet z myślą, że ty
znikniesz.
– Zachowaj się tak.
~*~
Czekałem pod wieżowcem, aż skończy
się rozmowa kwalifikacyjna Ivana. Zdążyłem już zmarznąć z nerwów i temperatury,
ale po około godzinie w końcu poczułem klepnięcie w plecy. Ivan uśmiechał się
od ucha do ucha. Jego brązowe włosy idealnie ukazywały delikatność jego cery, a
jednocześnie dojrzałość chłopaka. Urzekł mnie ten jeden widok.
– Udało się – powiedział. – Elron
nawet powiedział, że jestem lepszy, niż przypuszczał.
– Cieszę się, Ivan. – Posłałem mu
uśmiech. – Naprawdę mi ulżyło.
– Co teraz zamierzasz? – dociekał,
gdy zaczęliśmy kierować się do metra.
– Zamierzam odhaczyć ostatni punkt z
listy... Co do Cordiana... – Zatrzymałem się w półkroku, odwracając do Ivana.
Chłopak wyprzedził mnie, ale również
się zatrzymał i spojrzał na mnie zaskoczonym wzrokiem, który zaraz przemienił
się w zrozumienie.
– Wiem. Będzie osobą, z którą będzie
mi najtrudniej w firmie. Dam radę, jestem dobrym mówcą. Poza tym dałeś mi
porady, jak mam mu pomagać w pracy i czego unikać. Trochę wiary, człowieku.
Poczułem ulgę. Ogromny kamień spadł z
moich barków, gdy facet przede mną okazał się jeszcze silniejszy, niż myślałem.
Już nie wątpiłem w jego zdolności ani obietnice. Jeśli Elron faktycznie
pochwalił go takimi słowami, to urzekł go do szpiku kości. Zobaczył w nim młody
potencjał, którego nie widział we mnie przez lata.
A więc stało się; ostatni przystanek
przede mną. Nie ma odwrotu, nie ma dawnego Aleca.
Komentarze
Prześlij komentarz