By Your Side Cz.42 Alec


Czas odejść

– Synu, zachowujesz się nieodpowiedzialnie. Nie spodziewałem się tego po tobie.

Starszy pokręcił głową, stoją w progu mojej sypialni. Pakowałem właśnie ostatnie rzeczy do mojej walizki. Trzydziesty pierwszy grudnia, potocznie zwany sylwestrem. To dziś postanowiłem zniszczyć cały rok przeszły i przyszły Cordiana. Rozumiałem rozgoryczenie mojego ojca, ale nie miałem już czasu na odwrót. Za dwa dni... w sumie to dzień, musiałem być na lotnisku i lecieć do Korei. Byłem podekscytowany i starałem się nie myśleć o zbliżającej się konfrontacji z najlepszym przyjacielem, którego porzucałem jak psa.

– Tato... – Odwróciłem się do niego frontem, słysząc chwilę potem głośne szamotanie.

Mężczyzna wycofał się i pobladł, gdy spojrzał w kierunku drzwi wejściowych. Chciałem do niego podejść, ale w ziemie wbił mnie głos, który usłyszałem.

– Gdzie jest Alec?!

Tata wejrzał do mojej sypialni i pokręcił do mnie głową. Oczywiście w tej samej chwili pojawił się w niej Cordian, który wyglądał na kompletnie zziajanego, wkurwionego i tracącego nad sobą panowanie. Dowiedział się.

Spojrzał na moje pakunki bardzo powolnym wzrokiem, aż w końcu zatrzymał się na moich oczach.

– Więc mówił prawdę... odchodzisz.

– Cordian, uspokój się, porozmawiajmy na spokojnie. Wszystko ci opowiem...

Chciałem załagodzić jakoś sytuację, zrobiłem krok w jego stronę, ale on panicznie trzęsąc głowa, zrobił krok w tył. To był moment, w którym pierwszy raz poczułem piekielny ból w klatce piersiowej. Wiedziałem, że kilka takich i po prostu się złamię, dlatego nie chciałem doprowadzić do tej konwersacji wcześniej. Bałem się wpływu, jaki na mnie miał.

– To jakiś żart? Spotykasz się z moim ojcem za moimi plecami, wybierasz mi pracowników... jakim, kurwa, prawem robisz to akurat z tym człowiekiem?! – Wrzasnął, a ja kątem oka spojrzałem na własnego ojca, który dalej bacznie się nam przyglądał. – Ty jedyny wiedziałeś, że podpisywanie z nim jakichś umów, to jak strzelenie mi w pysk! Jak mogłeś, Alec?! Dlaczego to zrobiłeś?!

– Bo wiedziałem, że będziesz właśnie w takim stanie ze mną rozmawiał! – przekrzyczałem go. – Co mam ci powiedzieć? Przepraszam, dobra?! – Zacząłem się trząść. – Przepraszam, że nie miałem odwagi spojrzeć tobie pierwszemu w oczy i powiedzieć „nie dotrzymam słowa, musimy się od siebie odizolować już teraz”! Jestem pieprzonym tchórzem, który załatwił wszystko na ostatni guzik, ale nie potrafił poradzić sobie z rozmową ze swoim najlepszym przyjacielem!

– Bo mi nie ufałeś! – W jego oczach stanęły łzy.

Drugi ścisk w klatce piersiowej. Przełknąłem ślinę, bojąc się swojej pozycji coraz bardziej. Tata zamknął drzwi i zostawił nas samych.

– Ufałem, Cor... Ufam...

– Nie... – Mrugnął, odganiając łzy, które i tak powracały. – Nie powiedziałeś mi, że jesteś gejem... od lat tego nie mówiłeś, a swojemu ojcu powiedziałeś w ciągu pierwszych dwóch tygodni...

Zamarłem. Nawet dreszcze dały sobie spokój, gdy ciało owładnął szok i przerażenie. W mojej głowie zaczęły kotłować się pytania; od kiedy wiedział? Akceptował to czy się zmuszał? Był gejem?

– Ukrywałeś przede mną to, jak i wiele innych rzeczy, prawda? – Podszedł bliżej. – Nie ufałeś na tyle, aby powiedzieć, że cię duszę...

– To nie prawda, nie mów tak... – Teraz to mną zaczynały targać emocje rozdarcia. – Kochałem cię... jak miałbym ci nie ufać, oddając ci wszystko? Bałem się o ciebie, bałem się zranienia twoich uczuć, ale wiedziałem, że to po raz ostatni, gdy to zrobię.

– Wyjeżdżasz, bo mnie kochasz? – Dotknął mojego policzka, a mnie przeszedł dreszcz podniecenia. – Uciekasz od uczuć?

Kciukiem zjechał na moją dolną wargę, rozchylając ją lekko. Byłem jak szmaciana lalka, którą wreszcie ktoś chwycił i zaczął się bawić po latach czekania. Byłem gotowy przywrzeć do jego ust i kochać się z nim do nocy... ale nie mogłem. Nawet gdy pochylał się, żeby urealnić moje liczne fantazje, ja po prostu zakryłem jego usta dłonią.

Popatrzył w moje oczy, a ja poczułem ostatni ścisk w klatce piersiowej. Ostateczne postanowienie.

– Nie rań mnie, Cor... Nie oszukuj sam siebie, nie jesteś gejem... – Zaśmiałem się smutno. – Nie rób czegoś, czego nie da się cofnąć. Nie zatrzymuj mnie przy sobie, dając mi fałszywą nadzieję kochanków. Nie okazuj mi łaski, nie próbuj się zmienić, aby mnie przy sobie zatrzymać. Miej dla siebie i dla mnie więcej szacunku... kocham cię od lat, obserwowałem tyle samo, ty wolisz kobiety.

Zmarszczył czoło, pozwalając łzom wypłynąć z oczu. Poczułem wilgoć na dłoni, którą wciąż trzymałem na jego ustach.

– Pozwól mi odejść, Cor... – Niemal błagałem. – Nie duś się więcej, nie każ dusić się mi. Zacznij żyć, abyśmy kiedyś się spotkali i wspominali wspólne lata przyjaciół i braci... Błagam, nie dawaj mi swojej miłości, której będziesz żałował. Chcę cię zapamiętać jako dobrego człowieka... nie chcę wierzyć, że stoi przede mną człowiek, który gotów był się ze mną przespać, bylebym go nie zostawiał... Nie sprzedawaj się w ten sposób, nie mi...

Zabrałem dłoń, a Cordian wyglądał na coraz bardziej zagubionego. Miałem rację, bo nawet nie zaprzeczał. Doskonale zdawał sobie sprawę, że działał za pomocą swojej ostatniej karty przetargowej. Ranił mnie tym i nawet nie widział. Niczego tak nie pragnąłem jak jego, ale on pragnął mnie w innym znaczeniu. On naprawdę był uzależniony, nie zakochany. Co stałoby się z nami po pierwszych tygodniach tej dziwnej relacji? Niby kochanków. Kiedy obudziłby się z amoku, że to nie działa?

– Przepraszam... – wyszeptał, chowając twarz w dłoniach i osuwając się na ziemię.

Padłem zaraz przy nim, przytulając go do siebie.

– Nigdy nie byłbym na ciebie zły...

– Nie chcę cię stracić, Alec... dlaczego tak z dnia na dzień... nie chcę tego...

Zacisnął dłoń na mojej bluzie, a ja zacisnąłem mocno powieki, żeby jeszcze bardziej się nie rozkleić. Czułem, że tak będzie wyglądać nasze pożegnanie. Błagania, abym został, słone łzy w akcie dezaprobaty... Ale to był koniec, nie było odwrotu.

– Nigdy nie stracisz... Nawet na drugim końcu świata, ale zawsze będę. Wrócę za miesiąc i wtedy się spotkamy, obiecuję.

Odsunąłem się od niego, aby patrzeć mu prosto w zaszklone oczy. Ten widok bolał; człowiek, którego kochałem, był w rozsypce z mojego powodu.

– Ja zadbam o siebie, ty zadbaj o siebie. – Dotknąłem jego dłoni. – Spotkajmy się jako lepsze wersje nas. Spotkajmy się ze świeżym umysłem. Jeśli wtedy powiesz mi, że kochasz mnie w ten sam sposób, w który ja ciebie... zostanę już na zawsze. Jeśli nie, pozwól mi podążać własną ścieżką. Pozwól nam zostać przyjaciółmi, a nie zniszczonymi ludźmi. Zobacz, co się z tobą stało... co stało się z naszą relacją. Zawalcz o siebie i swoje życie, obiecaj mi, że to zrobisz.

Zacisnął mocno usta, jakby walcząc ze skrajnie różnymi emocjami. Tymi, które kazały mu odpuścić i tymi, które kazały mu mnie uwięzić.

– Miesiąc... – powiedział cicho. – Mam tyle żyć bez ciebie?

– Tak – oparłem prosto z mostu, co go zdziwiło. – I nie waż się iść na skróty w tym czasie. Pracuj i lecz się z nałogu. Doceniaj Ivana, jak ja go doceniłem. On nie zawiedzie cię, nawet jeśli będzie potrzebował czasu w drążenie się w system pracy. Nie zostawiam cię z niczym, nie mógłbym. – Uśmiechnąłem się. – Nie zostawiłbym na pastwę losu osoby, która nie zostawiłaby mnie.

Ten jeden miesiąc miał być decydujący dla każdego. Ja miałem mieć nowy numer, który znałby tylko ojciec. Stary zostałby tutaj, w Londynie, aby nigdy nie korciło mnie wymienienie kart. Chciałem być uczciwy względem siebie po tym wszystkim, co robiłem. Zostawiałem za sobą tylko cierpiących ludzi i bolesne wyrzeczenia. Wiedziałem, że dla Cora to nie była kwestia doby czy kilku dni, on nie był w stanie tego zrozumieć tak szybko. Ale obiecałem mu, że mój ojciec zawsze będzie częścią również jego rodziny i jest mile widziany w jego domu. Naprawdę dobrze się dogadywali, więc nie miałem wątpliwości, że zostawiam go w dobrych rękach.

Czyżby Elronowi sprawiło chorą satysfakcję, że może zranić syna? Dlatego mu o tym powiedział? Bo oczywiście nie było innej osoby, która mogła to zrobić. Tata był równie zszokowany jak ja, gdy ten wparował do domu. Philip tym bardziej nie mógł tego zrobić. Noah nawet nie przychodził w czasie świąt do firmy, bo wszyscy mieli wolne. Nie było innej możliwej osoby.

Ostatnie dni spędziłem w bardzo nerwowy sposób. Cordian po naszej obietnicy – bardziej jednostronnej, bo on nawet się nie odezwał – wyszedł z mojego mieszkania i przepadł jak kamień w wodę. Przeszło mi nawet przez myśl, aby wynająć Philipa za ochroniarza na tym lotnisku, ale to byłoby idiotyczne. Dlatego tak mnie bawił sam pomysł.

Zanim wyjąłem kartę ze swojego telefonu, wysłałem ostatnią wiadomość do chłopaka.

 

Do: Cordian

Pamiętaj, co sobie obiecaliśmy. Za miesiąc cię odszukam i przeproszę poprawnie.

 

Wyłączyłem urządzenie i podałem kartę ojcu. Patrzył na mnie niepewnie, jakby zastanawiając się, czy to dobry pomysł pozbawiać się kontaktu z innymi. Przypomniałem mu wtedy, że żyliśmy w dobie Internetu i nawet bez karty mogłem prosić o pomoc znajomych. Pożegnaliśmy się na zatłoczonym lotnisku o siódmej rano. Czułem gotowy jetlag, gdy tylko wyląduję w Korei Południowej. Osiem godzin strefy czasowej brzmiało jak cholernie źle dobrany żart, ale no trudno, musiałem się przestawić, że będę miał krótszy dzień.

Ostatni raz odwróciłem się za siebie i pomachałem do ojca. Nie potrzebowałem na lotnisku więcej osób, ckliwe pożegnanie by tylko mi zaszkodziło. Czas odejść.



~awenaqueen~


Komentarze

Popularne posty