By Your Side Cz.43 Alec KONIEC
– Mam nadzieję, że wygodnie ci w
hotelu będzie, kurwiu – bąknąłem, wysiadając z samolotu.
– Mam nadzieję, że twój tyłek wróci
ze mną, bo gdzie znajdę taki?
Posłałem mu długie zażenowane
spojrzenie, ale zaraz oboje się zaśmialiśmy. Riley, mój koreański przyjaciel, z
którym w gruncie rzeczy rozmawiałem po angielsku i który akurat drugiego lutego
postanowił załatwiać swoje sprawy w Londynie i przylecieć ze mną na weekend.
– Blodni, powodzenia.
Zarzucił torbę na ramię i z szerokim
uśmiechem poszedł w swoją stronę. Dostrzegłem tylko, jak wyciąga telefon i
dzwoni do swojego przyjaciela, z którym miał się tutaj spotkać. Gdy ktoś na
niego spojrzał, widział bardziej amerykańskie rysy niż koreańskie. Zasługą były
geny po ojcu, które zauważalnie przeważyły na karnacji chłopaka.
Mieszkałem przez raptem miesiąc z
nim, jego psem i bratem. Nie wiem, kto z tej trójki był najbardziej
pierdolnięty. W każdym razie nauczyłem się czegoś od nich; żyje się raz. Nie
żałowałem wyjazdu ani przez chwilę, gdy tylko przekroczyłem próg ich pięknego
domu. Riley był osobą, która ukrywała swoją prawdziwą naturę pod cholernie
grubą skórą zimnego skurwysyna. Jednego dnia potrafił dać żebrakowi kilka wonów,
aby następnego kupić narkotyki i sprzedać je młodszemu bratu. Na szczęście
mieściłem się w granicach jego przyjaciół, a nie wrogów. Szczerze powiedziawszy,
wolałbym nigdy mu nie podpaść. Przerażał mnie momentami.
Jego brat wydawała się pierdolnięty
we własnym stylu. Naburmuszony i wulgarny nastolatek, który z równą
częstotliwością wracał do domu posiniaczony i zakrwawiony, aby w te
spokojniejsze dni chodzić wkurwionym i żebrać od brata zioło. Na moje oko był
uzależniony, ale gdy dowiedział się, że jestem gejem, to odpalił mu się syndrom
homofoba. Rozczulało mnie, gdy mówił rzeczy w stylu „przestańcie się jebać, bo
chcę spać”. Naprawdę, przeuroczy chłopak.
Zaśmiałem się, kręcąc głową.
Postanowiłem wreszcie ruszyć się z miejsca i zajść do nowego mieszkania taty.
Znałem adres, ale i tak skorzystałem z opcji taksówkarza i po prostu jemu
kazałem się z tym użerać. W ten krótki weekend planowałem spotkać się z każdym,
ale nie wiedziałem, czy to mi się uda.
Mężczyzna wywoził nas z centrum
pięknego i tłocznego miasta, na obrzeża. Czyli tak, jak od początku planował
tata. Zapłaciłem szybko i wyskoczyłem z pojazdu, zabierając mały bagaż.
Spojrzałem na starą kamienicę, w której teraz żył tata. Oby wnętrze było
lepsze, pomyślałem na widok obskurnej budowli. Niby mieszkanie Noah i Asha też
do pięknych budowli nie należało, ale tak je zagospodarowali, że to była perła
pośród syfu.
Wszedłem do środka i na piętro, gdzie
pod czwórką mieszkał mój staruszek. Zapukałem głośno, aby z całą pewnością mnie
usłyszał. Po chwili usłyszałem szczekanie, na co kompletnie się zszokowałem. O
tym to mi nie wspominał.
Drzwi się otworzyły, a moim oczom
ukazał się tata, który wcale się nie zmienił przez ten miesiąc. Zaraz za nim
dostrzegłem małego psiaka, którego rasa była mi obca, więc wybaczcie.
Wiedziałem tylko, że Riley posiadał huskiego i nie wolno mi było zapomnieć tej
rasy.
– Hej, tatuś.
Uśmiechnąłem się, a tata zaraz mnie
do siebie przytulił. Kołysał nami, jakby chcąc uspokoić nerwy.
– Jesteś.
– Jestem – oparłem. – I na razie
zostaję, bo muszę zamknąć sprawy.
Odsunął się ode mnie i zmierzył
wzrokiem.
– Dobrze wyglądasz. Przybrałeś na
masie? – Zaczął macać moje ramiona, a potem brzuch. To było komiczne.
– Musiałem, wiesz? – Zabrałem jego
dłonie, gdy zaczęły mnie łaskotać. – Taniec to sport. Ale to nie są mięśnie z
siłowni, po prostu trochę powróciłem do formy utraconej sprzed lat.
Nie skłamałem. Moje szkolenie było
wymagające, ale głównie pod względem teoretycznym. Żeby wykładać, sam musiałem
się nauczyć podstaw. Co prawda stwierdzono, że i tak świetnie sobie radzę w
teorii jak i w praktyce, ale nauczyli mnie wielu nowych tematów, o których nie
zdążyłem nauczyć się na studiach.
– Masz kartę?
Przeszedłem do rzeczy, zdejmując
odzienie wierzchnie i odstawiając torbę na podłogę.
– No wiesz? Ledwo przyjechałeś. –
Udał żachnięcie, ale poszedł po nią.
Ja w tym czasie kucnąłem i dałem się
obwąchać psiakowi. Gdy do mnie wrócił, wręczył mi mały plastik, a ja nie mogłem
się powstrzymać, aby nie spytać:
– Od kiedy masz psa?
– To sąsiadki. Wyjechała na tydzień i
poprosiła o opiekę. – Wziął pupila na ręce. – Jest uroczy i zastanawiam się,
czy naprawdę jakiegoś nie adoptować.
– A jak w pracy? Nie jest ci za
ciężko?
Martwiłem się od chwili, gdy
powiedział mi, że znalazł pracę w magazynie. Miał już swoje lata i nie powinien
się przemęczać w ten sposób. Mój tata był uparty i miałem to po nim.
Przetłumaczenie nie wchodziło w grę.
– Radzę sobie. – Westchnął, głaszcząc
zwierzaka. – No już, dzwoń do nich. Mamy wiele czasu, a wiem, że piątek to
dogodny dzień na spotkania. Poczekam.
– Nie jesteś zły? – pytałem,
wymieniając karty.
– A czy obchodzi cię moje zdanie?
Spojrzałem na niego z uniesioną
brwią.
– Pijesz do Rileya?
– Nie pasuje mi, że żyjesz z takim
człowiekiem pod jednym dachem. Jest bezczelny i ordynarny.
Wiedziałem, że tata bardzo denerwował
się na zachowanie mojego współlokatora. Wisienką na torcie było, gdy
rozmawiałem z tatą na kamerkach internetowych, a Riley postanowił zrobić sobie
dowcip i pocałować mnie w szyję przelotnie. Już wtedy tata dostał białej
gorączki, że pozwalam się dotykać takiemu człowiekowi. No cóż... nie ukrywałem,
że sypiałem z Rileym. Nie łączyła nas miłość, raczej przyjemność płynąca ze
znajomości potrzeb, podczas gdy w normalnych chwilach potrafiliśmy przegadać
kilka godzin o duperelach. Jak mówiłem, Riley miał dwie strony i tej drugiej
wolałem się nie sprzeciwiać, nawet jeśli nie byłem jego więźniem.
Postanowiłem nie wchodzić w dyskusję
o moim partnerze do łóżka, bo mogło zrobić się niekomfortowo. Zamiast tego
włączyłem telefon i poczekałem aż się załaduje. Tata kazał usiąść mi w salonie,
więc zrobiłem to od razu. Wszystko tutaj wyglądało na nadgryzione zębem czasu,
ale tata najwidoczniej czuł tu prawdziwe wnętrze, nie to, co w apartamentowcu.
Rozumiałem go w pewnym stopniu.
Potem powróciłem do telefonu i
doznałem zawału. Było od groma nieprzeczytanych wiadomości, kilka nagrań na
poczcie głosowej... wszystko to od niego.
Cierpiał, przynajmniej tak to wyglądało przez pierwsze pięćdziesiąt wiadomości.
Czułem gorycz, ale jednocześnie nie żałowałem. Mogłem się tylko modlić, że Cor
ostatecznie wyszedł na prostą.
– Regularnie mnie odwiedzał i
odwiedza.
Usłyszałem głos taty nad sobą, a
chwilę później usiadł obok mnie. Wiedział, co zastanę w telefonie.
– Nic o nikim nie mówiłeś, gdy rozmawialiśmy...
– Uznałem, że nie chciałeś słyszeć. –
Popatrzył z widocznym wyrzutem. – Cordian bardzo źle znosił twoje odejście i
ostatecznie pluł sobie w brodę, że nawet się z Tobą nie pożegnał. Teraz...
chyba sobie radzi. Widuję go rzadziej, ale za to w lepszej kondycji. Na pewno
chcesz się z nim spotkać?
– Obiecałem mu to – przypomniałem. –
Zasługuje na odpowiedzi i nie będę dalej uciekał.
– Obyś wiedział, co robisz.
~*~
Dwunasta wybiła, a ja wyszedłem z
mieszkania ojca i wsiadłem do swojego starego auta, które teraz odziedziczył tata.
Mi nie było potrzebne w Korei. Zapoznałem się ze swoim starym przyjacielem z
niewyobrażalnym sentymentem, a minął raptem miesiąc... Zdusiłem w zarodku
nawrót wspomnień i ruszyłem w drogę. Włączyłem nawigację, aby doprowadziła mnie
do kawiarni w centrum.
Większość ludzi mogła dodać dwa do
dwóch i mniej więcej spodziewać się mnie na początku lutego. Było wielu, którym
winny byłem przeprosiny. Noah... byłem ciekaw, co u niego. Clara, która
myślała, że wróci do kraju i będzie mogła ze mną poplotkować. Joe, który nagle
stał się dojrzały. Kai, który z dnia na dzień stracił swój obiekt drwin. Ivan,
który miałem nadzieję, dalej pracował u boku Cordiana. Wszyscy, których znałem
i lubiłem, zasługiwali na wyjaśnienia.
Po kilkunastu minutach zaparkowałem
auto i dalszą część drogi już znałem. Przemierzyłem ją na pieszo z dłońmi w
jednej dużej kieszeni bluzy. Wszedłem do ciepłego pomieszczenia, a nade mną
zadzwonił dzwonek. Rozejrzałem się po sali i zobaczyłem Philipa z nosem w
telefonie. Mijałem chwilę temu to okno i byłem ślepy. Siedział dosłownie przy
nim. Podszedłem do niego i usiadłem naprzeciwko. Spojrzał na mnie zszokowany.
– Hej.
Uśmiechnąłem się szeroko na jego
widok. To był chłopak, który nie wyglądał na smutnego ani zdołowanego miesiącem
oczekiwania. Nie, to był przyjaciel, który przyszedł, aby usłyszeć prawdę.
Czekał na nią latami.
– Hej... wyglądasz... inaczej.
Prawda była taka, że wcale się nie
zmieniłem. Wciąż uwielbiałem biel, wciąż ona dominowała w mojej garderobie.
Włosy miałem może bardziej skrócone i wymodelowane. Kolczyków się nie
nabawiłem, sygnetów również. Co ludzie widzieli nowego?
– Wszyscy mi to mówią, ale nie bardzo
wiem, czy to prawda – zażartowałem.
Podeszła do nas kelnerka, ale ja
tylko pokręciłem głową i podziękowałem. To nie mogło trwać długo.
– Poprosiłem cię na spotkanie, aby
dać ci prawowitą odpowiedź, na którą zasługiwałeś jeszcze na studiach. –
Odetchnął głęboko, opierając się wygodniej na kanapie. – Jesteś cudowny
chłopakiem, który otworzył swoje serce na moją osobę. Potraktowałem cię
okrutnie wtedy i... pod koniec roku.
– To nie praw...
– To prawda, Phil. – Kiwnąłem głową.
– Liczyłem, że dam radę przerzucić swoją frustrację na nasze życie i dzięki
temu będę mógł się w tobie zakochać, ale
nie mogę. – Widziałem, jak delikatnie się wzdrygnął. – Nie dam rady odwzajemnić
twoich uczuć. Kocham cię jak przyjaciela, nie jak kochanka. Nauczyłem się, że
seks nie idzie w parze z miłością. – Zaśmiałem się na wspomnienie Rileya. –
Dlatego pojawiłeś się w chwili, gdy potrzebowałem bliskości, niekoniecznie
zobowiązań. Przepraszam, że cię wykorzystałem.
Zapadła chwilowa cisza między naszą
dwójką. Patrzyłem prosto w jego oczy, w których po chwili pojawiła się
sympatia, nie nienawiść.
– Wydaje ci się, że mnie wykorzystałeś,
ale jesteś w błędzie. – Uniosłem brwi. – Dałeś mi szansę spróbować. Teraz mogę
wreszcie sobie odpuścić z myślą, że dałem z siebie wszystko. Nie żałuję tych
chwil spędzonych razem, nawet jeśli nazywasz to niezobowiązującą relacją.
– Naprawdę nie masz żalu? – spytałem.
Ten pokręcił tylko przecząco głową, więc postanowiłem kończyć tę rozmowę. –
Wierzę, że pewnego dnia spotkasz pisaną ci osobę, która pokocha cię
bezwarunkowo. Żałuję, że nie mogę być to ja, ale to wcale nie musi być
mężczyzna. Jesteś pan, Philip. Po prostu musisz o mnie zapomnieć.
– Dziękuję, że się spotkaliśmy i
życzę ci jak najlepiej. Jak mam być szczery, spodziewałem się tego w dniu, gdy
zerwaliśmy. – Uśmiechnął się serdecznie.
Byłem oszołomiony szczęśliwym
zakończeniem tej historii. Byłem taki do momentu, aż nie wyszedłem z kawiarni i
nie zobaczyłem przez szybkę, jak wyciera swoje oczy od łez. Udawał silnego,
udawał zrozumienie, chociaż tak naprawdę rozrywał go od środka ból, który tak
dobrze znałem. Nie mogłem nic dla niego zrobić, nic lepszego niż do tej pory.
Odwróciłem się i po prostu wróciłem do auta. Wiedziałem, że powrót będzie
ciężki, ale to jedno spotkanie przeciążyło mnie dostatecznie.
Posiedziałem chwilę w ciszy, aż w
końcu zebrałem w sobie odwagę na najcięższe spotkanie. Odpaliłem silnik i
pojechałem pod dobrze znany mi biurowiec. Nic się nie zmienił. Zaparkowałem
nieopodal i podobnie jak w przypadku kawiarni, przebyłem kawałek na piechotę.
Wszedłem do budynku, gdzie oczy znajomych twarzy nagle skierowały się na mnie.
Sekretarka wstała gwałtownie, ochroniarz prychnął w swoją kawę. Nie oczekiwali
mojego powrotu.
– Alec! – Nagle poczułem na sobie
silne ramiona i mocny zapach perfum.
– Clara, dusisz! – Zaśmiałem się,
tuląc ją równie mocno.
W końcu odsunęła się ode mnie i
podobnie jak ojciec, zmierzyła wzrokiem.
– Dobrze wyglądasz!
– Dzięki, dziś ciągle to słyszę.
Nagle jej wzrok skupił się na moich
oczach. Widziałem, że ogarniają ja różne emocje. Radość, smutek, rozżalenie,
złość. Zareagowała gwałtownie, ale dopiero zrozumiała, co musiała przeżywać po
powrocie do Anglii.
– Przepraszam, że ci nie
powiedziałem... – odezwałem się. – Żałuję, że nie mogłem cię wcześniej w to
wtajemniczyć, ale nie miałem czasu, a ty byłaś za granicą. Wybacz. Jeśli nadal
to aktualne, z chęcią umówię się z Tobą na wyjazd karmienia kóz.
Dziewczyna w końcu roześmiała się
szeroko z zaszklonymi oczami. Nie sądziłem, że aż tyle moja osoba dla niej
znaczyła. Przyciągnąłem ją do siebie i przytuliłem.
– Gdyby nie Noah, nie wiedziałabym,
czy żyjesz. Kai ci tego nie powie, ale pocieszał mnie, że jesteś za głupi na
umieranie. Na pewno się odezwiesz, a wtedy da ci w pysk, że byłeś osobą, przez
którą odchodziłam od zmysłów.
– Mam poszukać Kaia i dać mu się
uderzyć? – zapytałem żartobliwie.
– Twoje dwie lewe nogi na prostej
drodze odmawiają posłuszeństwa, nie potrzebujesz większych siniaków.
Nawet jeśli tak powiedziała, uderzyła
mnie z pięści w łopatkę. Kochałem ją jak siostrę, szanowałem jej odmienne
podejście do świata i nie chciałem stracić tej relacji.
– Muszę spotkać się z Corem... Ivan
wciąż dla niego pracuje? – spytałem, odsuwając się.
Pociągnęła nosem i zmarszczyła brwi.
– Tak, dobrze się dogadują i z tego
co wiem, nawet się zaprzyjaźnili. – Popatrzyła na mnie niepewnie, ostrożnie
dobierając słowa. – Poznałam go i również wydał mi się sympatyczny.
– Cieszę się, że zagrzał tu miejsce.
Naprawdę byłem z niego dumny.
Podniósł wór obowiązków, który rzuciłem mu pod nogi. Nawet jeśli robił to dla
siebie, byłem mu ogromnie wdzięczny. Nigdy nie przypuszczałem, że chłopak
poznany na jakiejś imprezie, okaże się osobą, której nagle powierzę całe swoje
zaufanie w pełni. A jednak.
W końcu pożegnałem się z Clarą i
pojechałem na dobrze znane mi piętro. Drzwi się otworzyły, nikt nie śmiał
stanąć mi na drodze i kazać odejść. Czułem na sobie spojrzenia ciekawskich, jak
zawsze. Zatrzymałem się w połowie drogi, gdy przed sobą zobaczyłem wyłaniającą
się trójkę ludzi. Cordian uśmiechał się szeroko w obecności Ivana oraz Remiego.
To był Cordian, którego liczyłem spotkać. Mogłem obserwować tak w
nieskończoność, ale w końcu Ivan zwrócił na mnie uwagę. Uśmiechnąłem się do
niego, a on jak po omacku, próbował szturchnąć Cordiana, aby zwrócił na mnie
uwagę.
Chłopak spojrzał na asystenta
zdziwiony i dalej rozbawiony, a w końcu poszedł za jego spojrzeniem i spotkał
się z moim. Remi oczywiście zrobił tak samo i pobladł.
– Alec... wróciłeś – powiedział Ivan,
podchodząc.
Przybiliśmy sobie piątkę.
– Cieszę się, że cię widzę w miejscu,
w którym miałem nadzieję cię spotkać.
– Kurwa, naprawdę we mnie wątpiłeś.
Zaśmialiśmy się oboje. W końcu
podszedł również Cordian i zrobiło się na nowo dziwnie. Patrzyliśmy na siebie w
ciszy i z lekką obawą.
– Może pogadajcie w gabinecie, a ja
przypilnuję, aby nikt wam nie przeszkadzał – zwrócił się do przełożonego, który
skinął głową i odwrócił się do mnie plecami.
Poszedłem za nim, spodziewając się
jakiejś kąśliwej uwagi od Remiego, gdy jego ręka zagrodziła mi drogę.
– Uważaj i daj mu czas. Czekał na ten
dzień.
Potem odszedł w kierunku windy,
wymieniając z Ivanem kilka słów. Wziąłem głęboki oddech i wkroczyłem do biura
po raz ostatni w swoim życiu. Zamknąłem za sobą drzwi i podszedłem do Cora,
który stał przed oknem. Nie do końca wiedziałem, co oznaczało „danie mu czasu”,
ale może wcale nie było to kilka minut ciszy? Może ten miesiąc to było za mało?
W końcu Cordian się odwrócił i
zaszczycił mnie uśmiechem, szczerym i ciepłym. Moje serce pamiętało uczucia do
niego, nie zniknęłyby w przeciągu trzydziestu dni, ale zdecydowanie rozłąka je
osłabiła. Cel osiągnięty.
– Ten miesiąc dał ci nowe wiatry w
żagle... wyglądasz zdrowiej i na pewnego siebie... a może to ja już
odzwyczaiłem się od twojej osoby. – Spuścił wzrok, nadal się szczerząc. – W
każdym razie... cieszę się, że cię widzę.
– Ja również. Jak z twoją psychiką?
Wiem, że nie da się streścić wszystkiego do tego jednego spotkania, ale chcę
znać prawdę... nawet najgorszą. Przyjechałem tu w głównej mierze dla ciebie.
Nie szczędź słów.
Popatrzył na mnie zaciekawiony, aby
zaraz usiąść na swoim krześle i oprzeć głowę o zagłówek.
– Ivan dobrze sobie radzi, więc
uszczęśliwiłeś mojego ojca. – Posłał mi spojrzenie kątem oka. – Dogadujemy się,
bo mamy podobne wizje tego miejsca.
Chciałem mu przerwać i dopytać
stricte o jego osobę, ale przerwał mi, mówiąc ton wyżej.
– Poszedłem na terapię. Zacząłem
więcej rozmawiać z innymi i wracać do życia. Cały czas uczęszczam na wizyty, bo
nie da się tego naprawić w kilka tygodni, gdy zaniedbywałem siebie latami.
– Ulżyło mi, że sobie radzisz.
Odetchnąłem głęboko, siadając na
krześle przed biurkiem. Naprawdę ta jedna wypowiedź sprawiła, że cały stres
tego dnia ze mnie zszedł. Chłopak popatrzył na mnie z uniesionymi brwiami.
– Przepraszam za moje zachowanie tamtego
dnia... – Odchrząknął. Wiem, że zachowałem się niesprawiedliwie, a ty jak
zwykle miałeś rację. Żałuję, że nie dostrzegłem twoich uczuć, że różnią się od
moich, bo są potężniejsze.
– Hej, nie nazwałbym ich większymi –
szybko wtrąciłem. – To, że kochałem cię w ten szczególny sposób, nie oznacza,
że były cenniejsze od twoich. Wiem, że nie chciałeś dla mnie źle, ale w pewnym
momencie obaj się pogubiliśmy.
– A jak w Korei? – Usiadł bliżej
blatu, aby podeprzeć sobie podbródek na dłoni. – Jak twoje szkolenie, bo jeśli
potrzebujesz zaświadczenia, to mogę wystawić je w każdej chwili.
– Cóż, zdałem z oceną celującą. –
Wytknąłem język. – Za tydzień zaczynam swoje pierwsze zajęcia z dzieciakami i
już nie mogę się doczekać. Korea jest zupełnie innym krajem, a ludzie tam są
znacznie sympatyczniejsi, niż myślałem. Doceniają, że uczę się języka i staram
się posługiwać ich, choć i tak większość rozmów oficjalnych prowadzę po
angielsku. Może w przyszłym roku będę umiał już mówić płynniej, jeśli Riley
przestanie się nabijać i zacznie mnie poprawiać, gdy się przejęzyczam.
Wywróciłem oczami na samo wspomnienie
jego szczerzącej się mordy, gdy zamiast powiedzieć jedno, powiedziałem coś
idiotycznie głupiego. Uwielbiał mnie testować, ale coraz rzadziej karcił mnie
za złą tonację.
– Znalazłeś przyjaciół... chłopaka? –
Widziałem w jego mimice, że to pytanie było szczere.
A może sobie wmawiałem, tak samo jak
bezproblemowe pogodzenie się Philipa? Może widziałem, co chciałem widzieć?
– To nie mój chłopak, ale tak,
znalazłem tam ciekawych ludzi.
– Zmienili cię.
– Wyjaśnisz mi, co to znaczy? –
Rozłożyłem ręce. – Każdy mi dziś mówi, że się zmieniłem, a ty tylko dodałeś, że
wyglądam pewniej. Rozwiniesz?
Zastanawiał się dłuższą chwilę,
obserwując moje ciało od pasa w górę. Czułem się trochę skrępowany, jakby
naprawdę badał zmiany, chociaż nie stałem przed nim nago. W końcu nie
zmieniając pozycji, powrócił do moich oczu.
– Wydaje mi się, że stałeś się
szczery i przestałeś się bać. Rozmawiasz ze mną z pewną dozą dystansu... może
nawet chłodu, żeby starać się nie przekraczać pewnej granicy, którą nam
narzuciłeś. Rozumiem to, sam nie chcę jej przekraczać po tym, jak na siłę
próbowałem cię zatrzymać, grając na fair. To jednak coś zupełnie innego. Jesteś
silniejszy, bije od ciebie pewność, że to, co robisz, jest słuszne i nie wahasz
się przed wypowiedzeniem niezbędnych słów.
Rozchyliłem usta ze zdziwienia. To
mieli wszyscy na myśli, mówiąc, że dobrze wyglądam? Mój wygląd był zdrowszy?
Cieszyło mnie to w jakimś stopniu. Nie wróciłem przegrany tylko z podniesioną
głową. Osiągnąłem to, czego nie mogłem osiągnąć wcześniej. Może z pomocą osób
trzecich, ale nigdy nie miałem zamiaru o tym zapomnieć.
– Chcę wierzyć, że ty również stałeś
się prawdziwie silny – odpowiedziałem. – Że brak mojej obecności dodał ci
sił...
– Nie dodał – skwitował, znów mnie
szokując. – Jeśli myślałeś, że twoje zniknięcie z mojego życia nie spowoduje
pustki, to byłeś głupcem.
– Cor...
– Może nie jestem gejem, ale jestem
kimś, kto szaleńczo cię szanuje i tęsknił. Terapia terapią, ona nigdy nie
wyperswaduje mi z głowy twojej osoby całkowicie. Może dać lek, ale nie zapełni
twojego braku.
Nie wiedziałem, co powiedzieć, ale
zrozumiałem już danie mu czasu. Otworzył się ze skorupy, którą budował przez
ten miesiąc. Był szczery i to nawet do bólu, a czułem, że to dopiero
wierzchołek góry lodowej. Wewnątrz kryło się znacznie więcej.
Poprawiłem się na krześle.
– Wróciłem, Cordian. – Zaplotłem
palce u swoich dłoni i to na nich skupiłem uwagę. – Nawet jeśli nie będę
mieszkał w Londynie, już nie mam zamiaru się odcinać od waszego istnienia. Nie
obchodzi mnie, czy będziesz w stanie mi wybaczyć mój egoizm przez te trzydzieści
jeden dni... – Uniosłem wzrok. – Ale mówię ci, że mój numer i media
społecznościowe stały się otwarte na wszelki kontakt. Nie będę tym samym
Aleciem, a ty nie będziesz tym samym Cordianem, ale co w tym złego? Wciąż
będziesz osobą najbliższą mojemu sercu. Nie odezwę się do ciebie pierwszy,
niech będzie to oznaką dla naszej przyszłości jako przyjaciół.
– O czym ty pierdolisz w ogóle? –
Zamrugał zirytowany. – W którym miejscu mojej wypowiedzi usłyszałeś, że nie
chcę cię znać? Chcę wciąż wiedzieć, czy u ciebie wszystko w porządku, czy
zwyczajnie porozmawiać o pogodzie!
– Po prostu daję ci szansę, nie chcę
narzucać swojego zdania zaraz po powrocie! – Wstałem gwałtownie. – Myślisz, że
mi ciebie nie brakowało? Nie da się w pełni zapomnieć o drugiej osobie w jebany
miesiąc, nawet mając faceta w łóżku! Przyleciałem do Londynu z Rileym, bo bałem
się, że nie dam sobie rady stawić wam wszystkim czoła. Nazywaj mnie tchórzem,
egoistą, ale nie waż się mówić, że ja nie pragnę mieć z tobą kontaktu!
Cordian wstał od biurka, obszedł je i
złamał bariery, które oboje sobie narzuciliśmy. Zamknął mnie w szczelnym
uścisku, a ja w powolnym tempie go odwzajemniłem.
– Wreszcie przestałeś recytować
przygotowane wcześniej formułki... – Odsunął się ode mnie ze szczerym uśmiechem.
– Nie mam zamiaru podcinać ci skrzydeł... już nigdy tego nie zrobię. Ale na
pewno nie pozwolę ci tak po prostu się mnie pozbyć. – Wyszczerzył się, a ja nie
mogłem poradzić nic na to, że również obnażyłem zęby w uśmiechu.
– To dobrze, bo pytanie co chwilę
Noah o ciebie mogłoby być uciążliwe...
Zaśmiał się głośno. Porozmawialiśmy
jeszcze chwilę, umawiając się na kolejne spotkanie w sobotę. Niedzielę
planowałem poświęcić w pełni tacie. W piątek wieczorem chciałem jeszcze chociaż
na chwilę zobaczyć się z Noah i umówić na jakąś godzinne innego dnia, ale jak
zobaczył mnie w progu swojego mieszkania, wciągnął do środka i przytulił. Nie
puszczał przez dobre pięć minut, aż naprawdę miałem dość. Nie dało się streścić
naszych żyć w kilka godzin, ale dowiedziałem się czegoś, czego nie spodziewałem
się dowiedzieć. Wszedłem w głąb mieszkania, gdzie Ash leżał z nowym kotem na
brzuchu i oglądał telewizję. Elly spała grzecznie na fotelu, a ja byłem trochę
oszołomiony. Noah oznajmił mi, że nie obchodzi go moje zdanie, ale skoro już
wróciłem do żywych, to zostaje oficjalnie zaproszony na jego... ślub.
Rozwarłem szeroko powieki, patrząc na
niego, a zaraz na Asha, który z uśmiechem teraz wgapiał się w ekran. Byłem
kurewsko szczęśliwy. Do tego stopnia, że pociągnąłem chłopaka z kanapy i
przytuliłem. Gratulowałem im tak odważnego kroku i cieszyłem się ich
szczęściem. Już twarz starszego nie przejawiała niepewności czy smutku. Może
pogadali od serca, a może to była tylko zasługa oświadczyn? Nie chciałem wtedy
drążyć. Za to dopytałem o dodatkowego lokatora i okazało się, że to ich
przybrane dziecko. Zaśmiałem się, nie powiem, że nie.
Potem przyszła poważna rozmowa z
ojcem na temat mamy. Powiedział, że również już sprawę załatwił i okazało się,
że kobieta pracuje jako opiekunka w żłobku i znalazła swoje szczęście, na które
zasługiwała. Najwidoczniej tę cechę miałem po niej, oddała wszystko w imię
nienarodzonego dziecka. Całe swoje szczęście przełożyła na moje szczęście, a
potem się zagubiła. Nie miałem okazji spotkać się z nią w lutym tego roku,
mogłem tylko skontaktować się z nią listownie. Tak właśnie postanowiłem dać jej
szansę; na odległość. Gdy mieliśmy oboje być gotowi, miało dojść do spotkania.
Ona nie była już paranoiczką, a ja nie byłem już obrażonym gówniarzem.
Cordian... wszyscy mieli rację,
zmieniłem się. Walczyłem o swoje marzenia, stałem się prawdziwym sobą, którego
odebrano mi w wieku dwudziestu jeden lat. Nie obwiniałem o to nikogo, to moje
decyzje doprowadziły mnie na skraj, a potem ręka ojca cofnęła. Czy byłem
zadowolony? Owszem. Czy nabałaganiłem? Niezaprzeczalnie. Czy żałowałem? Ani
trochę.
– Blondi, wracamy? – Poczułem
bliskość Rileya przy sobie.
Popatrzyłem na niego z uniesioną
brwią.
– Wracamy, ale nie dobierzesz się już
do mojej dupy. – Uszczypnąłem go w policzek.
– Trudno, znajdę nową.
Już współczułem nowej, ale co by się nie działo, miałem bliżej do niego niż Anglii. Na pewno dowiedziałbym się wszystkiego... ale czy chciałem? Riley pozostawał zagadką, a ja bałem się ją odgadnąć. Lepiej było pozostać w niewiedzy. I to w niej wsiadłem na pokład lotu powrotnego do domu.
Komentarze
Prześlij komentarz