By Your Side Cz.7 Alec
Przewróciwszy się na drugi bok, swoją
ręką dotknąłem czegoś puszystego i ciepłego. Przez chwilę delikatnie macałem ów
rzecz, marszcząc czoło w głębokim rozmyślaniu. Przez sen musiało wyglądać to
komicznie, ale w końcu dotarło do mnie, że dotykam czegoś dużego, żywego i
ciepłego. Poderwałem się do siadu, słysząc głośny syk i dostrzegając bardzo
szybki ruch na łóżku.
Zamrugałem oniemiały, aż dotarło do
mnie, że to był kot, który teraz stał przy ciemnych, drewnianych drzwiach od
pokoju i wręcz błagał, by się otworzyły i mógł spierdolić.
Rozejrzałem się po pomieszczeniu i
już wiedziałem, że stało się coś złego. Po raz kolejny nie spałem we własnym
domu, ale to nie było nic nowego; nowym było, że miejsca nie znałem. Było mi
kompletnie obce. Żaden z moich bliskich znajomych nie posiadał kota ani takiej
sypialni.
Dotknąłem swojej głowy, gdy przeszył
ją silny ból. Moje syknięcie było bliskie tego kota, ale w końcu postanowiłem
sprawdzić stan swojego ubioru. Miałem na dupie jedynie bokserki, a ciuchy
odszukałem na krześle od ciężkiego brązowego biurka. Po raz kolejny rozejrzałem
się po pomieszczeniu, tym razem zwracając uwagę na każdy detal i mebel.
Wszystko tu było tak cholernie... ciepłe. Duszące wręcz. Wnętrze miało się
nijak do tego, jakie znajdowało się w moim domu. Moje było industrialne, a te
bardziej... vintage? Czułem się jak w mieszkaniu jakiejś staruszki.
Zgwałciła mnie jakaś
stara baba?!
Nic mnie jednak nie bolało ani nie
czułem się w żaden sposób dziwnie... oprócz bólu głowy, ale wiedziałem, że to
zwykły kac. W końcu postanowiłem wstać i ubrać się w ciuchy z dnia
poprzedniego. Musiałem w końcu zorientować się, w jakim miejscu jestem.
– Proszę. – Wypuściłem kota, który
trochę ochłonął po bliskim kontakcie z moją ręką i wyszedł z pomieszczenia z
gracją i kitą w górze. – W sumie... Ashkore nie miał kota?
Zacząłem się zastanawiać, ale nie
byłem u nich tak dawno, że ten mały fakt wyleciał mi z głowy. Byłem jednak
pewien, że te dwa zwierzaki różniły się rasami i raczej nie były tymi samymi.
Ba! Mieszkanie Asha tak nie wyglądało. Ich też przypominało styl bardziej
nowoczesny niż... staromodny.
Po plecach przeszedł mnie dreszcz na
kolejne wyobrażenie starszej kobiety, która postanowiła przenocować moją osobę.
To było trochę obrzydliwe. Trochę nawet bardzo.
Wychyliłem głowę z sypialni, by
spotkać się z ciemnym korytarzem, na którym znajdowały się dwie pary drzwi.
Przeszedłem po cichu na sam koniec, gdzie znajdowało się przejście do salonu, a
następny łuk prowadził do kuchni. Lokal nie wydawał się ogromny, choć spora
ilość pomieszczeń mogła mylić; każde było raczej średnich rozmiarów i ledwo
mieściło podstawowe umeblowanie. Pierwsze wrażenie? Wszystkiego pełno.
Nie było przestrzeni, która była
niewykorzystana. Ciepła, skórzana kanapa, a naprzeciwko niej meblościanka
również rodem z lat dwudziestych. Przez chwilę przez głowę przemknęła mi myśl,
że cofnąłem się jakimś cudem w czasie i czułem silną potrzebę odnalezienia
lustra; w końcu mogłem obudzić się w obcym ciele!
Zacząłem szukać wzrokiem jakiegoś
przedmiotu, w którym mógłbym zobaczyć chociaż zarys swojej mordy i odetchnąć z
ulgą. Przez to i ból głowy, potknąłem się o pstrokaty dywan w dziwne ślaczki i
wyrżnąłem prosto na stolik.
– Ała – usłyszałem za sobą, więc w
panice odepchnąłem się od mebla i z przerażeniem spojrzałem na kobietę stojącą
za mną.
– Clara? – Uniosłem brew, trzymając
się za nadgarstek, który bolał niemiłosiernie.
– Powinnam dać ci jakiś lód? A może
powinien zobaczyć to lekarz? – Podeszła do mnie zaalarmowana, przyglądając się
bacznie mojej ręce. – Ty też jesteś urodzonym kaleką, czy może to przez kaca?
– Kaleka – pokiwałem z lekkim
rozbawieniem.
Naprawdę mi ulżyło, gdy okazało się,
że jestem – w powiedzmy – w miarę znanych stronach. Co prawda dziewczynę
poznałem dopiero kilka godzin temu, ale tak dobrze nam się rozmawiało, że nie
odczuwałem już takiej paniki. Wciąż było to dziwne, ale mniej niż mogło.
– Jesteśmy u ciebie? – Spytałem,
próbując wstać z klęczków i usadawiając się w tej starej kanapie.
Clara przyniosła mi z kuchni jakąś
maść, którą zaczęła wsmarowywać w mój obolały nadgarstek, siadając obok mnie.
– Tak – odpowiedziała. – Nie znałam
twojego adresu, a byłeś już w tak agonalnym stanie, że zostawienie cię samego w
tym barze, byłoby bardzo złym pomysłem. Może znamy się krótko, ale ty nie
jesteś aż tak paskudny, ani ja nie jestem aż tak okrutna.
– Niczego nie obrzygałem? – Spojrzała
na mnie zdziwiona, by zaraz się roześmiać.
– Masz szczęście. Wszystko całe i
czyste – poklepała mnie po ramieniu, po raz kolejny idąc do kuchni. – Coś do
picia? Tabletki jakieś?
– Nie, obejdzie się bez chemii –
zaprotestowałem. – Ale wody napiłbym się z ogromną przyjemnością.
– Robi się.
Znów rozejrzałem się po ciasnym
saloniku, by natrafić na ścianie masę zdjęć rodzinnych. Przynajmniej tak mi się
zdawało. Wstałem więc, aby móc się im przyjrzeć. Kilka było czarnobiałych, a
kilka kolorowych. Mogłem spokojnie stwierdzić, że Clara była prawdziwą duszą
dawnych lat. Tapety, które w tych czasach raczej mało kto miał w domach, meble,
które lata świetności miały za sobą i dywany, które widziałem tylko w starych
filmach. Byłem w jakimś antykwariacie czy muzeum zabytków?
– Proszę. – Odwróciłem się, gdy
usłyszałem jej głos tuż obok.
Odebrałem od niej szklankę i niemalże
wypiłem całą jej zawartość duszkiem.
– To twój dom? – Spytałem, by się
upewnić.
– Raczej mamy – wzruszyła ramionami,
które zaraz zaplotła na piersiach. Spojrzała z rozczuleniem na zdjęcia. – Nigdy
go nie sprzedała, a gdy ja w końcu przeniosłam się do Anglii, to przepisała go
na mnie. Więc prawnie; mój. Ale emocjonalnie jej.
– Wow, to wyjaśnia ten styl –
rozejrzałem się, aby pokazać jej sens moich słów.
– Hej, mi nie przeszkadza –
szturchnęła mnie. – Czuję się tu jak w prawdziwym domu. Nawet jeśli nie ma ich
obok mnie, to tutaj zawsze czuję, że jestem jakoś bliżej nich. To mój azyl i
nigdy go nie zmienię, nawet jeśli nowoczesność pożrę wszystkie sklepy i ludzi.
– No cóż... – westchnąłem. – To nie
mój styl, ale nie mam zamiaru się wypowiadać. Ludzie mają różne dziwactwa.
– Nazywasz mój dom dziwactwem? –
Spojrzała na mnie spode łba. – A chcesz kopa w dupę?
– Przepraszam, pani wojskowa –
uniosłem ręce w górę wraz ze szklanką. – Tylko nie strzelaj, jutro mam ważną
rozmowę z klientem.
– Właśnie – usiadła przy stoliku, by
zaraz z niego zabrać swój telefon. – Twój telefon dzwonił od rana, więc się
wkurwiłam i go wyciszyłam.
Chwila, to nie jej
telefon, tylko mój!
Podszedłem do niej i zabrałem
urządzenie z ręki. Z zaciekawieniem sprawdzałem, kto tak za mną tęsknił. Wcale
nie zdziwił mnie fakt, że był to Noah. Cordian pisał wiadomości i nigdy nie
zawierały treści w stylu „co robisz?". Więcej upierdliwych znajomych nie
miałem, to ja musiałem być tym pierwszym.
– To tylko Noah – poinformowałem
zaciekawioną panią domu.
– Ach, ten twój kumpel gej –
spojrzałem na nią ze zdziwieniem.
– Pijesz do gejów? – Droczyłem się.
– Ja? – Dotknęła swojej klatki
piersiowej w akcie wielkiego szoku.
Po chwili wstała i podeszła do
regału, który mieścił się w meblościance i wyjęła z niego jakąś książeczkę.
Podała mi ją, a jej okładka wręcz rozbawiła mnie do łez.
– Yaoi?
– Jestem fujoshi, kurwa. – Oburzyła
się. – Jak mogłabym mieć coś do gejów oprócz miłości?
To była bardzo dziwna sytuacja; ja
trzymający w ręku mangę o gejowskim porno i dziewczyna, którą poznałem
minionego dnia i już pokochałem.
Los potrafił płatać figle i doskonale
zdawałem sobie z tego sprawę. Czasem zrzucał nam na drogę totalnie randomowe
osoby i kazał się z nimi przyjaźnić. Okazywały się naszymi najdroższymi
skarbami, z którymi dzieliliśmy wiele wspaniałych chwil, ale nie obyło się też
bez tych paskudnych. Z wieloma musieliśmy się rozstawać, z innymi planować
przyszłość. I właśnie to kochałem w życiu; możliwość poznawania tak wielu
różnych charakterów. Poważnych i lekkoduchów, którym sam byłem. Idiotów, jak i
intelektualistów.
– Mogę cię o coś spytać? – Spojrzałem
na nią lekko zdezorientowany, gdyż moje rozmyślanie najwidoczniej wyłączyło
mnie na trochę dłużej.
– Jasne, o co chodzi? – Usiedliśmy
razem.
– W nocy... po tym, jak już wcześniej
płakałeś w barze... – Odwróciłem wzrok, gdyż czułem rosnące zażenowanie. –
Często zaglądałam do ciebie w nocy, czy aby na pewno nie dusisz się rzygami.
Wtedy też przyłapywałam cię na płakaniu przez sen i mamrotaniu pojedynczych
słów jak „przepraszam" i „nie odchodź". – Rozszerzyłem powieki do
granic możliwości, ale wciąż bałem się na nią spojrzeć. Tym razem powód był
zupełnie inny. – Cordian... aż tak cię skrzywdził?
– Nie, absolutnie nie! – Przełknąłem
ślinę, gwałtownie odwracając się w stronę jej twarzy i zaintrygowanego
spojrzenia.
– Masz koszmary senne... może... –
zagryzła wargę. – Może powinieneś z kimś o tym porozmawiać. Naprawdę bardzo
smutno wyglądałeś, aż miałam ochotę cię obudzić i przytulić. Nie znamy się
praktycznie wcale, ale to był paskudny widok. Nie chcę myśleć, że w ciągu dnia
widzę cię uśmiechniętego, a nocami płaczesz i wręcz niemo błagasz o pomoc.
Zamrugałem, aby odgonić łzy, które
zaczynały sączyć się w kącikach moich oczu. Clara była drugą osobą, od której
usłyszałem te słowa, była drugą, która widziała tę słabą stronę mnie i to
kompletnie bez mojej wiedzy. Nie chciałem, aby obce osoby musiały się o mnie
martwić. Zawsze liczyło się dla mnie niesienie pomocy innym, uśmiechania się,
aby czyjś dzień stał się lepszy. Wygłupiania, by ktoś mógł się roześmiać.
Dlaczego więc nie mogłem pozbyć się niesienia bólu i zmartwień?
„Zawsze będę po twojej
stronie, Alec. Przejdziemy przez to razem, ja ci wierzę."
Zakryłem usta i nos dłońmi, czując,
jak pojedyncze krople wydostały się spod powiek, które zaciskałem, i formowały
ścieżkę ku brodzie. Poczułem silny zapach perfum Clary, a zaraz jej ramiona
oplatające się wokół moich ramion.
– Co ci się takiego śniło, Alec? –
Ledwo słyszalnie wyszeptała, prawie tak, jakby nie chciała o to pytać
bezpośrednio mnie... raczej zadała to pytanie samej sobie.
Ja... pamiętałem, co mi się śniło.
Miałem około dwunastu
lat, gdy wracałem ze szkoły do domu. Tego dnia wszystko układało się świetnie.
Zgarnąłem dwie wysokie oceny za sprawdziany, a i koledzy umówili się ze mną na
wspólne wyjście. Aaron w końcu należał do grona moich przyjaciół, a nie wrogów.
Wszystkie spory zostały zażegnane.
Przekroczyłem próg domu,
chciałem jak najszybciej pochwalić się moimi sukcesami mamie i tacie. Rzuciłem
niechlujnie plecaczek pod ścianę, wparowując do kuchni. Tam jednak zastałem
pustkę. To był szok, w końcu o tej godzinie mama i tata zawsze siedzieli w tym
samym miejscu, czasem zajmując się innymi rzeczami.
Nie spocząłem jednak i
zaraz zajrzałem do salonu nieopodal. Stamtąd dochodziły śmiechy i rozmowy. Na
kanapie siedziała obca dla mnie kobieta, która żwawo dyskutowała o czymś z moją
mamą. Zmarszczyłem czoło, gdyż to było dla mnie czymś nowym. Nie zapraszaliśmy
do domu obcych, a przynajmniej tak mi się wydawało.
– Mamo? – Zawołałem.
– Och, wróciłeś.
Przepraszam, straciłam rachubę czasu. – Otarła kąciki oczu, bo najwidoczniej
świetnie się bawiła ze swoją przyjaciółką.
– To twój syn? –
Spytała ją, spoglądając na mnie.
– Tak, to Alec.
Kochanie, to Cloe, nasza niedaleka sąsiadka – położyła jej dłoń na plecach.
– Witaj, miło cię
poznać – przywitała się, a ja przełamałem swą niechęć i również to zrobiłem.
– Gdzie tata? –
Spytałem w końcu.
– Dzisiaj musiał zostać
dłużej w pracy... zresztą, pewnie znowu będzie tam spędzał całe dnie... –
powiedziała z przekąsem.
Mama nie lubiła, gdy
ojciec chwytał się dodatkowych zleceń. Był ochroniarzem w centrum handlowym,
ale czasem się zdarzało, że znajomi załatwiali mu dodatkowe zlecenia na
pilnowanie jakichś ludzi albo miejsc. Przywykłem, ale dla mojej mamy zawsze
było to powodem do sprzeczek.
– Kochana, to chyba
dobrze, że zarabia na wasze utrzymanie? – Cloe postawiła się w obronie taty.
– Nie potrzebuję jego
pieniędzy! – Fuknęła. – Całe życie przesiedzimy w jednym miejscu, bo mój mąż
zawsze będzie pracował. Jeszcze potrafi składać puste obietnice.
– Mam wrażenie jakbyś
go wcale nie doceniała, tylko krytykowała. Czy aby na pewno między wami wszystko
w porządku?
Chwyciłem brzegi swoich
rękawów, zaciskając dłonie w pięści. Bałem się odpowiedzi mojej mamy, ale ta
kobieta przynajmniej potrafiła zapytać głośno o to, o co ja nie mogłem, albo
byłem oszukiwany. Czy teraz też zamierzała kłamać?
Jej surowe spojrzenie
spoczęło na mnie, aż w końcu westchnęła cierpiętniczo.
– Starczy –
powiedziała. – Podam obiad, więc myj ręce i siadaj do stołu.
– Lepiej? – Clara wybiła mnie z
rozmyśleń. Odsunęła się ode mnie, wycierając i tak suche już policzki z łez.
– Przepraszam... to... trochę słabo
się ostatnio czuję – zaśmiałem się sztucznie. – Nie chciałem, byś musiała to
oglądać.
– A Noah może? – Spojrzałem na nią
trochę zirytowany.
– Pójdę już, muszę wykuć ofertę dla
klienta na blachę. – Wstałem, szykując się do wyjścia, aż nie usłyszałem
wkurwiającej melodyjki, oznaczającej nową wiadomość. – Boże, po co włączałem
dźwięki? – Fuknąłem, odczytując.
Krew przestała płynąc w moich żyłach,
serce zamarło, a oczy nie mogły uwierzyć w to, co odczytują z literek na
ekranie.
– Co tym razem? – Spytała zatroskana
i trochę zirytowana.
– M-Mogę... spotkać się z tatą...
Komentarze
Prześlij komentarz