By Your Side Cz.8 Alec
Wpadłem do firmy niczym huragan,
witając się z każdym po drodze. Ten dzień zapowiadał się tak dobrze, że nie
mogłem zachowywać się inaczej, gorzej. Nawet widok Kaia, nie zepsuł niczego.
Uśmiechnąłem się do niego szeroko, salutując w akcie powitania na odległość.
Mijałem pomieszczenia, jedno za drugim, aż w końcu trafiłem do gabinetu
Cordiana, do którego wszedłem pewnym i dumnym krokiem. Z uśmiechem od ucha do
ucha przywitałem się ze starym przyjacielem, siadając na krześle naprzeciwko
niego. Posłał mi zdziwione spojrzenie z uniesionymi brwiami.
– Coś się stało? – Spytał w końcu.
– Kocham życie – westchnąłem z
rozczuleniem.
– Dobrze się czujesz? – Zaśmiał się
dźwięcznie. – Może powinienem dać ci tydzień zwolnienia?
– Jeszcze czego! – Oparłem się
łokciami biurko, zaplatając ze sobą palce. – Ale dzień wolnego na poniedziałek
poproszę.
– Och – zwilżył wargi, gdzie
zatrzymał się mój wzrok o kilka sekund za długo. – Czyżby działo się wtedy coś
dobrego?
– Cholernie! – Odepchnąłem się od
biurka, opadając na oparcie krzesła.
– Muszę cię tak za język ciągnąć czy
sam mi wreszcie powiesz? – Westchnął, również opierając się o krzesło.
– Mój ojciec... w końcu zapragnął się
ze mną zobaczyć! – Cichy pisk opuścił me usta.
Byłem w tak rewelacyjnym nastroju, że
zapominałem, w jakim miejscu się znajduję i jak powinienem się zachowywać.
Zamiast tego wstąpił we mnie duch małego dziecka, które skacze w miejscu z
powodu dostania swojej wymarzonej zabawki. No taki, kurwa, byłem, przepraszam.
– O... Ok – znów się zaśmiał, tym
razem dłużej, podpierając sobie dłonią głowę. – Gratuluję, długo na to
czekałeś. Jeśli się spotkacie, pozdrów go ode mnie i powiedz, że wciąż czekam
na poznanie go osobiście.
– Jasne! – Zagryzłem wargę, by po raz
kolejny nie pisnąć. – Mój ojciec wiele razy mi pisał, że musisz być super
człowiekiem i że chciałby z Tobą porozmawiać.
– Serio? – Zaciekawił się. – Cholera,
może powinienem przygotować na ten dzień jakieś szczególne miejsca?
– Ty planujesz poznanie mojego ojca
czy teścia? – Uniosłem brew, dopiero po chwili się orientując, że rozmawiam ze
swoją miłością, a nie Noah czy Clarą.
Zakryłem usta dłonią, co nie umknęło
uwadze starszego.
– A jaka jest różnica? – Droczył się
i doskonale zdawałem sobie z tego sprawę. – W końcu znamy się na tyle długo, że
mógłbym go własnym ojcem nazywać. Zresztą... z chęcią bym zamienił swojego ojca
na twojego.
Odetchnąłem z ulgą, gdy Cordian
odebrał moje słowa zupełnie w inny sposób, niż je wypowiedziałem. Owszem, nie
lubił się ze swoim ojcem, a mojego zawsze szanował i zawsze powtarzał, że jest
po jego stronie. Naszej stronie. Tata był mu za to wdzięczny, raz nawet się
wzruszył z tego powodu... że poznałem kogoś tak wspaniałego i dobrego. Od lat
pragnął go poznać i może niebawem mogło się to ziścić? Kto wiedział.
– Naprawdę... mam nadzieję, że
wszystko przebiegnie tego dnia dobrze – powiedział, uśmiechając się kącikiem
ust. – Będę trzymał kciuki.
– Mówimy o dzisiejszym spotkaniu czy
moim ojcu? – Zażartowałem z przypływu euforii, co znów rozbawiło mojego
towarzysza.
Byłem rozczulony, ile razy dziś
potrafiłem zostać obdarzony tym widokiem. Wtedy pomyślałem, że może to była
moja wina, że się od siebie oddaliliśmy i powinienem częściej mu pokazywać tę
stronę swojej osoby?
Odgoniłem szybko tę myśl i wstałem,
by znów powrócić do swojego służbowego ja. Odchrząknąłem.
– Skoro o tym mowa, gotów na
dzisiejsze spotkanie? – Spytałem.
– Tak. – Odparł z pewnością. – Jeśli wszystko
dobrze pójdzie, reklama tego produktu jest w naszych rękach. Poza tym... liczy
na to mój ojciec. Podobno kiedyś już razem pracowali, więc jeśli udałoby mi się
przekonać tego faceta do mnie, byłoby rewelacyjnie – posłał mi ironiczny
uśmiech.
Wiedziałem, że za nim krył się pewny
swego Cordian, który za wszelką cenę udowodni ojcu, że jest lepszy i zasługuje
na to stanowisko. Oczywiście zawsze i wszędzie zamierzałem mu w tym pomagać,
ponieważ ten facet nie należał do najmilszych osób, a utarcie mu nosa zawsze
sprawiało satysfakcję. Wręcz chorą. Dlatego doskonale rozumiałem bruneta.
– To bądź w gotowości, za około
godzinę wychodzimy – ostrzegł, więc tylko przytaknąłem i wyszedłem z gabinetu.
W wolnym czasie postanowiłem
porozmawiać z niektórymi pracownikami, żeby dowiedzieć się, co ciekawego u nich
słychać. Tego dnia Noah nie miał żadnych obowiązków, zresztą musiał też skupić
się na studiach, więc nie przesiadywał w firmie codziennie. Zazwyczaj dzwoniłem
do niego i ściągałem do firmy, zlecałem roboty na kilka dni, a potem miał
wolne. Wszystko z serwerami mógł sprawdzać zdalnie i bardzo rzadko musiał
przyjeżdżać na miejsce.
Idąc korytarzem w dziale aktorskim,
natrafiłem na Joego, który najwidoczniej ostatnimi czasy się cholernie nudził i
brakowało mu zleceń. Nie mogłem przejść obok tego obojętnie, więc z przekąsem
zacząłem go zagadywać.
– Już nie potrzebują starych modeli
do swoich sesji czy po prostu stałeś się wybrednym celebrytą? – Uniosłem brew.
– Ha, ha, żarcik się młodemu
wyostrzył – skrzywił się.
Co prawda byłem młodszy od Joego i to
o całe pięć lat, ale nie obchodziło mnie to, ponieważ stanowiskiem i tak byłem
wyżej niż on, nawet jeśli nie ten dział.
– Ale ja się poważnie martwię o twój
stan konta w banku – chwyciłem się za serce. – Mógłbyś wykazać więcej
zrozumienia, a nie tylko mnie atakujesz.
– Bo ja ci za grosz nie ufam –
zmrużył gniewnie powieki. – Asha możecie z Noah bujać, ale ja wiem, że wy
flirtujecie ze sobą.
– O tak, a gdy nie patrzycie, to
robimy sobie loda – zaśmiałem się w pięść. – Ile razy my już... – zacząłem
dumać.
– Joe – usłyszeliśmy srogi głos Kaia.
– Jeśli masz zamiar się opierdalać cały dzień i znów zawracać głowy innym, to
lepiej wypierdalaj do domu – warknął na niego, stając obok. – A już tym
bardziej nie trać czasu swojego ani Aleca.
– O kurwa, bronisz mojego czasu? –
Rozchyliłem szczerze zdziwiony usta.
– Nie? – Jego mina ukazywała głębokie
zdegustowanie. – Ale oboje jesteście w pracy, więc jeśli chcesz marnować swój
czas, marnuj go w swoim dziale i nie zawracaj dupy moim ludziom.
– Od kiedy wielki Kai pokazuje tak
wredną stronę siebie w firmie? – Zaciekawiłem się.
Ten facet zawsze zakładał maskę
niewzruszonego i potrafił dogryzać, ale było to raczej na przyzwoitym poziomie,
a nie tak wulgarnym.
– Chuj cię to – syknął, znów zwracając
się do Joego. – Jeśli za pięć minut nie znikniesz z firmy, to osobiście
wystosuję ci pismo.
– Sorry, szefie – uniósł ręce.
– Nie zwracajcie na niego uwagi. –
Usłyszawszy dobrze znany mi głos, wręcz znów napłynęła do mnie euforia.
Clara pojawiła się przy Kaiu,
obejmując go w pasie i patrząc mu głęboko w oczy. Byli prawie tego samego
wzrostu, a ja wcześniej nawet nie zwróciłem uwagi, jak wysoka to dziewczyna
była!
– Ty upodlasz mój autorytet – zganił
ją. – Masz przestać.
– A ty masz w tej chwili zmienić tampona,
bo się kurwa spinasz gorzej niż baba z podpaską. – Wywróciła oczami. – Jeśli
nie przestaniesz warczeć, jak rozjuszona suczka, to sama ci pismo wystosuje, do
twojego przełożonego.
– Nienawidzę cię, wiesz? – Westchnął.
Widziałem, jak nagle całe napięcie z
niego uchodzi. Posłał nam pojedyncze spojrzenie i odszedł, a ja patrzyłem na
naszą wybawicielkę z wielką miłością. Podszedłem do niej powoli i przytuliłem,
policzkiem opierając się o jej klatkę piersiową.
– Przyjaźń z tobą będzie jedną z
lepszych rzeczy w moim życiu. – Zarechotała, klepiąc mnie po głowie.
– To wy się znacie? – Joe wyglądał na
nieźle zaskoczonego tym faktem.
– Cóż... – odchrząknęła, a ja od razu
sobie przypomniałem, że moja nowa psiapsi buja się w naszym wspólnym znajomym.
Zmierzyłem faceta wzrokiem od stóp po
czubek głowy, zastanawiając się, co ona w nim serio mogła widzieć? Do
inteligentnych nie należał, na żartach też zbytnio się nie znał, ambicji za
grosz nie posiadał, a jego jedynym dobrym wyborem w znajomych był Ashkore. Tyle
plusów w nim widziałem. Jeden.
– Zazdrosny? – Poruszyłem brwiami. –
Nie odbiję ci jej, bo jak wiesz – wskazałem na siebie – jestem gejem. Więc
bierz ją i podrywaj.
– Dzięki, hieno – uszczypnęła mnie w
ramię tak mocno, że wiedziałem, że kolejnego dnia będzie siniak jak skurwysyn.
– Żesz ja pierdolę! – Chwyciłem się
za to miejsce, odchodząc kawałek dalej. – Za co?
– Za jajco! – Fuknęła. – Od kiedy
masz mnie w swojej ofercie na sprzedaż?
– Ale Joe to swój facet, jemu mogę
cię oddać za darmo – cmoknąłem, a Clara zrobiła nagły krok w moją stronę, przez
co błyskawicznie się cofnąłem.
– Ale... ja? – Spojrzeliśmy na niego,
niezbyt rozumiejąc.
– Co? – Zamrugałem. – O co ty pytasz?
– No bo... – zamyślił się. – Zgubiłem
się. Chcecie mnie oddać?
– Boże, serio, Clara? – Spojrzałem na
nią z politowaniem.
Ta tylko rozłożyła ramiona w akcie
dezaprobaty, a moje usta opuściło westchnienie. Naprawdę nie rozumiałem, co ona
w nim widziała. Na dodatek był głupszy, niż myślałem.
Prawdę powiedziawszy, nie
przyjaźniliśmy się. Nawet nie byłem pewien, czy można nas nazywać znajomymi.
Joe i ja byliśmy raczej jak „znajomi wspólnego przyjaciela". Znałem go
tylko dlatego, bo kręcił się przy Noah i vice versa. Nie wiedziałem o nim za
dużo, nawet nie pozwoliłby mi na to. Wiedziałem, że bardzo często nie żartował
z tekstami, że mi nie ufa. Czułem to. Nie dawałem mu powodu do ufności, wręcz
odwrotnie. Widział we mnie zagrożenie dla jego przyjaciela, chociaż ten pewnie
go w jakiś sposób zapewnił, że nim nie jestem. Wkurwiał mnie swoim zachowaniem,
ale nie każdy musiał mnie lubić, ani ja nie miałem takiego obowiązku.
To był też powód tego, by nie wtrącać
się w relację Clary i Joego. Jak miałaby się potoczyć, tak się potoczy. Jeśli
maczałbym w tym swoje paluchy, to wyszłoby z tego gówno, bo tylko jedną stronę
znam i to raczej dopiero w fazie początkowej. Druga za mną nie przepadała.
Tak czy siak, tego dnia nikt ani nic
nie mogło mi zepsuć. Ba! Tego weekendu! Uśmiech ukochanego dodał trochę punktów
do mego szczęścia, czy mogłoby być coś piękniejszego? Owszem, podpisanie
kontraktu! Zack, nadchodzę!
Komentarze
Prześlij komentarz