Claws of Love Cz.12


    Przekroczyłem próg szkoły, przeciągając się szeroko. Byłem potwornie zmęczony po zawodach. Wszystko mnie bolało, a sam powrót do szkoły jakoś mnie nie cieszył. Oprócz tego ostatnią noc spędziłem z Theo. Stwierdził, że skoro ja wpakowałem mu się do łóżka, to on też ma prawo i postanowił spać ze mną. Mam wrażenie, że chce mnie uczyć czegoś więcej, a to raczej wykracza poza normę. W zasadzie... to, co do tej pory robił, nie wykraczało?

    – Co ty taki czerwony? – Nora zarzucił mi ramię na barki. Od razu od niego odskoczyłem z oczami wielkości piłeczek.

    – Co ty wyprawiasz? – Zdzielił go Mika.

    Zauważyłem, że chłopak ciągle był speszony. Na zawodach starał się udawać, że wszystko jest okay, ale ja wciąż miałem z tyłu głowy jego słowa.

    – Dobra, mieliśmy pozbyć się jakichś plot. – Poprawiłem ramiączko plecaka. – Co jest?

    Nora uniósł pytająco brwi, więc byłem już przekonany, że nie został w nic wtajemniczony.

    – To dość delikatna sprawa i może pogadamy za szkołą? – Spojrzał na mnie z takim wyrazem twarzy, jakby chodziło o Voldemorta.

    – Zaczynasz mnie przerażać. – Westchnąłem.

    – Mnie też. – Stanął przy mnie, jakby chciał wywrzeć na przyjacielu presję.

    – Dobra. – Chłopak pociągnął mnie za łokieć, by nie mówić tego przy Norze. Zwilżył wargi i upewnił się, czy nikt nie zamierza podsłuchiwać. – Chodzą plotki, że... Znaczy, ja nic takiego nie zauważyłem i twierdzę, że zachowujesz się normalnie, ale wciąż...

    – No wyduś to z siebie. – Uśmiechnąłem się, by mu pomóc się przełamać.

    – Niektóre laski szepczą, że zachowujesz się dziwnie w stosunku do Nory.

    – Co? – Zaśmiałem się, ale wewnątrz wręcz paliła mnie panika.

    Serio było to aż tak widoczne? Przecież to Nora zawsze robił dziwne gesty... No i znowu aż tyle czasu nie spędzaliśmy razem...

    – Nie wierzę w plotki, ale jeśli tak jest, to możesz to teraz potwierdzić albo zaprzeczyć, bo nie daje mi to spokoju.

    Uchwyciłem się za nasadę nosa, by jakoś zebrać myśli i nie wyjść na ciotę.

    – Zaczynam się bać, okay? – zawołał zniecierpliwiony Nora.

    – To prawda? – Mika rozszerzył lekko powieki. – Nie, żebym miał coś do gejów, po prostu wiesz, chcę wiedzieć, czy mam komuś obić mordę za wyśmiewanie... Znaczy... I tak bym obił, jakbyś nim był i by cię zaczepiali. – Zrobił zamyśloną minę. – W sumie dochodzimy do sedna, że nie ma to znaczenia.

    – Mika, to nie tak. – Przełknąłem ślinę.

    Nie mogłem nic więcej dodać, gdyż przerwał nam dzwonek. Czułem się dziwnie. Nie potrafiłem temu zaprzeczyć i nawet nie wiedziałem, czy chciałem. W końcu prościej jest, gdy twoi znajomi znają prawdę o tobie, ale z drugiej jednak strony to chyba nie w tym leżał problem.

    Siedząc na lekcji, głęboko rozmyślałem o przyjaciołach. Jeśli Nora by się dowiedział, czy zacząłby mnie unikać? W sumie czy by mnie to w ogóle obeszło? Zacząłem się gubić w swoich uczuciach. Jeszcze nie tak dawno temu płonąłem żywym ogniem na myśl, że Nora jest w pobliżu, a dziś było mi to obojętne... Przecież nawet Theo uczył mnie uczuć, więc chyba powinno się to spotęgować. Przygotowywałem się do wyznania uczuć, gdzie zboczyłem z drogi?

    Nie, żebym narzekał. Może jednak byłem hetero?

    – Co ty taki zamyślony znowu? – Nora klepnął mnie w ramie, siadając naprzeciwko w bibliotece. Rzadko tu przesiadywał, ale teraz przyszedł razem z Miką.

    – Gryzie cie to, co powiedziałem? – Westchnął ciężko, siadając obok Nory.

    – Nie... – Potarłem oko. – Po prostu zacząłem się zastanawiać nad swoim zgubieniem.

    – Że co? – zakpił blondyn. Mikael delikatnie dał mu znać, że ma przestać.

    – Minęło raptem kilka dni, no może z dwa tygodnie, a ja czuję się, jakbym coś przegapił. – Zmarszczyłem czoło. – Mieliście kiedyś tak, że byliście o czymś święcie przekonani, ale nagle dostajecie obuchem w łeb i kapniecie się, że w sumie już tego nie chcecie? – Spojrzałem na nich wyczekująco.

    Naprawdę właśnie tak się poczułem. Słowa Mikaela zburzyły moje fałszywe przekonania i w tym momencie już sam nie rozumiałem, czego chciałem.

    – O, zaczęło padać – zauważył Nora.

    – Raczej tak nie miałem – odpowiedział mi.

    – Świetnie, więc zapowiada się długi dzień. – Zacząłem patrzeć na lufcik.

    Niestety biblioteka była w piwnicy, wiec taki widok z okienka przy chodniku był raczej smętny. Jeszcze dodajmy do tego moje głębokie rozterki i mamy scenariusz na katastrofę.

    – Dobrze się czujesz? – upewniał się Mika, gdy kilka razy musieli mną potrząść, bym odpowiedział.

    – Tak, po prostu muszę na nowo znaleźć sedno... problemu. – Zamknąłem podręczniki i wstałem, by iść na kolejne lekcje.

    Lekcja wuefu przebiegła całkiem miło. Na chwilę odciągnięto mnie od mojego amoku i mogłem wreszcie skupić się na czymś innym. Oczywiście przez pierwsze kilka minut gratulowano mi miejsca na podium, a potem przeszliśmy do rozgrzewki i biegów. Deszcz nie padał zbyt długo, więc ucieszony tym faktem nawet się uśmiechnąłem.

    – Chcesz do mnie wpaść? – Mika zaczepił mnie, gdy wychodziłem z szatni. – Pogadamy, moich rodziców nie ma dziś w domu do późna, więc. – Wzruszył ramionami.

    W sumie w normalnych okolicznościach zgodziłbym się jeszcze szybciej, ale po naszej wcześniejszej rozmowie nie bardzo miałem na to ochotę. Ostatecznie jednak kiwnąłem głową. Musiałem się dowiedzieć, czy naprawdę mu nie przeszkadza moje rzekome gejostwo, czy zwyczajnie udaje.

    Napisałem krótką wiadomość do Theo, żeby za mną nie czekał tego dnia, bo wpadnę do przyjaciela. Jak się pewnie domyślacie, mężczyzna jakoś specjalnie zachwycony nie był. Czasem miałem wrażenie, że traktuje mnie jak pięciolatka, a nie szesnastolatka...
    
    – Cholera... – Rozchyliłem lekko usta, gdy dotarło do mnie, co jest za jakieś dwa tygodnie.

    – Co jest? – Zaniepokoił się mój towarzysz.

    – Już za dwa tygodnie moje urodziny. – Mika wyszczerzył się i pokręcił głową. – No co?

    – Jak można zapomnieć, że będzie się starszym? Jeszcze ludzi po czterdziestce rozumiem, ale ciebie? – Teraz to śmiał się do rozpuku.

    – Ha, ha, no zabawne w chuj. – Zmrużyłem powieki.

    Do jego domu dotarliśmy dopiero na piętnastą. Rozsiadłem się wygodnie w salonie i czekałem, aż przyniesie nam coś do picia. Nie do końca wiedziałem, jakie miał plany tego dnia, ale z drugiej strony chyba byłem przygotowany na najgorsze. W końcu zjawił się z dwiema szklankami i zakomunikował, że idziemy do jego pokoju. Gdy przechodziliśmy korytarzem, zwróciłem uwagę na uchylone drzwi, na których było napisane „gabinet".

    – To mojego ojca. – Westchnął Mika, biorąc następnie łyk wody mineralnej. – Możemy tam wejść, ale na chwilę. No i niczego nie dotykaj, on serio ma obsesję.

    Nawet nie zdążyłem zaprotestować, gdy ten pchnął drewnianą powłokę i pewnie wkroczył do gabinetu swojego ojca. Pomieszczenie było znacznie mniejsze od tego, w którym to przesiadywał mój ojciec w naszym domu. Wszystko było poukładane wręcz od linijki, jedynie kilka segregatorów i teczek leżało na biurku.

    – Każdego tak wpuszczasz? – Zaśmiałem się, czytając nazwy dokumentów.

    – Nie, ale twój ojciec robi w FBI, myślę, że mamy sporo wspólnego. – Mrugnął.

    Dopiero sobie przypomniałem, że przecież Mika wie o mnie więcej, niżeli bym sobie tego życzył. Potem mój wzrok skierował się na skrytkę, w której prawdopodobnie była feralna broń. Chłopak powędrował za moim wzrokiem i uśmiechnął się lekko.

    – Chodź, pograjmy w coś, bo sportu mam dość.

    Tym jednym zdaniem zakończyliśmy wizytę w prywatnym pokoju jego ojca i poszliśmy do jego.

    Świetnie się bawiłem, chociaż nie wiem, kiedy minęła pierwsza godzina. Mój telefon rozbrzmiał wesołą melodyjką, która przypominała mi o pewnym osobniku, który miał ten dzwonek na wyłączność. Theo był zły, że nagle zmieniłem plany, ale wiedziałem, że to nie ja go tak rozzłościłem. Mężczyzna zaproponował, że jeśli teraz wrócę, to zabierze mnie na mały pokaz do lasu. Zacząłem się śmiać, co jeszcze bardziej go wkurwiało, ale komizm jego słów był wręcz absurdalny. Ostatecznie zgodziłem się na jego propozycje, bo wizja jakiejś kary mnie jednak niepokoiła.

    – Spadasz? – spytał.

    – Niestety. Dzięki za zaproszenie.

    Już kierowaliśmy się do wyjścia, gdy wpadł mi do głowy dość idiotyczny pomysł. Istniało ryzyko – właściwie jak zawsze – że Theo doniesie mojemu ojcu albo w ogóle skonfiskuje, ale chciałem spróbować.

    – Wiem, że to, co teraz powiem, jest dość... odważne. – Uniósł brwi. – Pożyczyłbyś mi broń?

    Jego szok jeszcze bardziej wzrósł. Czułem, że był to raczej chujowy pomysł, więc od razu chciałem się zaśmiać, ale ten wskazał, że mam poczekać i poszedł w stronę gabinetu ojca. Zrobiło mi się gorąco, jak nie wiem co, gdy wrócił z pistoletem w dłoni.

    – Teraz pytanie; po co? – Oparł się o ścianę.

    – Chciałem postrzelać, ale spoko, nie do ludzi – zażartowałem dość sztywno.

    – Odreagować? – Przez dobre kilka sekund patrzeliśmy sobie w oczy, aż ten wysunął broń w moją stronę. – Tylko błagam, nie zgub, nie zarysuj, nie dawaj nikomu i nie postrzel nikogo, bo mój ojciec mnie zabije.

    – A magazynek? – Uniosłem brwi.

    – Coś ty, często pożyczam jego gnata, ale za jego pozwoleniem, więc teraz i ja ryzykuję, że zmieni kod do skrytki. – Zaczął kląć pod nosem. – W jednym kawałku, jasne? – Zasalutowałem i upewniając się, że broń jest zabezpieczona, schowałem ją za paskiem. – Jaki, kurwa profesjonalista.

    Wywróciłem oczami, by zaraz go zdzielić. Naprawdę Mikael ratował mi dupę, a jeszcze nie zdawałem sobie z tego sprawy...



~awenaqueen~


Komentarze

Popularne posty