Claws of Love Cz.17


    Podrzucając owoc, szedłem z kuchni do salonu, które de facto były ze sobą połączone. Usiadłem w rogu kanapy, zaczynając swój posiłek. Na stoliczku czekała już na mnie lektura, którą wypożyczyła Stev na swój rachunek w bibliotece. Raczej nie miałem możliwości wychodzenia z domu Theo, chociaż minęły już grubo dwa tygodnie od naszej ucieczki. Nudziłem się i to niemało. Jedynymi osobami, z jakimi mogłem wymienić parę słów byli Max i Stev. A i tak ta druga nadal chyba nie wiedziała, że jestem tu trochę jakby... więźniem? Cóż, mi to odpowiadało.
    
    Poznałem każdy zakamarek domu, dzięki czemu mogłem ukryć w nich telefon wraz z bronią. Nie sądziłem, że szybko mi się przydadzą, a raczej nie wyskoczę jak Filip z Konopi „ej, Theo, w zasadzie to mam gnata i smartphona". No, także nie oceniać.

    Przewróciłem kolejną stronę „Piekło z Nieba" Amillio Walla i nawet musiałem przyznać, że gościu miał smykałkę do pisania. Zdania były pisane bardziej w stylu łamigłówek, niż jasnego przekazu, ale na szczęście kto przystawał z twórczością Williama, ten chyba nie powinien się dziwić. Ja się nie dziwiłem przynajmniej.

    - Cześć, gówniarzu. - Przytrzymałem jabłko zębami, gdy dotarł do mnie głos Maxa. - Ja tylko na chwilę.

    Postanowiłem więc go zignorować i kontynuować przerwaną czynność, ale przecież ten facet nie byłby sobą, gdyby jednak nie wrócił do mojej osoby.

    - Szukam portfela Natha, widziałeś? - Zaczął zaglądać za telewizor stojący na komodzie.

    - Może on go ma? - zakpiłem.

    - Geniusz. - Klasnął w dłonie. - Szkoda, że to on mnie tu przysłał. Serio nie wiesz?

    - Czy ja mam na czole napisane „wszystkowiedzący"? - Wypuściłem sfrustrowany powietrze, a Max, klnąc pod nosem, wyszedł z mieszkania. - Krzyżyk na drogę.

~*~

    Po trzech godzinach sam Theo wrócił do domu i usadowił się na kanapie ewidentnie zmęczony. Ja natomiast byłem jakiś zirytowany i dopiero po czasie to stwierdzam, naprawdę. Podszedłem do niego i usiadłem na stoliku, czego nauczyła mnie Stev. Mężczyzna dalej miał zamknięte oczy, więc przez chwilę miałem wrażenie, że śpi, ale jednak ja chciałem porozmawiać.

    - Mam kilka pytań. - Szturchnąłem go, na co tylko zmarszczył czoło.

    - Jestem zmęczony, zgubiłem portfel, szukałem go godzinami, a ty nie dasz mi nawet odpocząć. - Westchnął ciężko.

    - Czemu właściwie chciałeś zemsty na Charlesie? - Przeszedłem do sedna mojego ciekawstwa. Mężczyzna spojrzał na mnie jakby lekko przestraszony, ale zaraz znów się wkurzył.

    - Nie muszę ci się tłumaczyć.

    - Porwałeś mnie. - Zaśmiałem się ironicznie. - Skoro rzekomo zaczynamy sobie ufać, to czemu nie zdradzisz mi motywu?

    - Bawisz się w detektywa? - Teraz to on się zaśmiał. - Zabronię Stev wypożyczania dla ciebie książek, bo idiociejesz.

    - Theo, ja chcę wiedzieć, czym ci on podpadł? Nie, żeby mój ojciec miał mało wrogów, ale wciąż. - Wzruszyłem ramionami, ale ten mnie zignorował i znów zamknął oczy.

    Poczułem nagłą chęć zrobienia mu na złość albo przynajmniej podroczenia się z nim tak, jak on ze mną. Usiadłem na nim okrakiem, co tylko wywołało u niego kolejny atak zdziwienia, ale nic nie mówił. Pod wpływem chwili pochyliłem się i zacząłem delikatnie muskać jego szyję.
    
    - Rapha, co ty wyprawiasz? - spytał cicho.

    Ja niewzruszony jego pytaniem kontynuowałem. Dłońmi zacząłem wolno wodzić po jego torsie, który zakrywała zwykła czarna koszulka, za duża na niego. Dlatego właśnie chciałem się jej pozbyć, ale z jego leżącym ciałem raczej mało mogłem zdziałać. Podwinąłem ją za to trochę wyżej, by dotknąć jego całkiem zgrabnego brzucha. Wiedziałem od początku, że był znacznie lepiej zbudowany niż ja, ja to tylko kości i skóra, jak to mawiała moja matka.

    Przerwałem na chwilę całowanie jego skóry, gdy przed oczami stanęła mi moja rodzina. Tęskniłem za nimi, ale nie mogłem pozwolić się rozpraszać, w końcu to Theo miał być rozproszony! Zjechałem dłońmi do paska od jego spodni i nawet go rozpiąłem, ale mężczyzna chwycił mnie mocno za nadgarstki. Spojrzałem w jego ciemne oczy, które teraz ostrzegawczo wgapiały się w moje podstępne.

    - Cokolwiek planujesz, przestań - nakazał.

    Szybko przywarłem do jego ust, by przestał gadać. Zatraciłem się w jego smaku. Tęskniłem za tym rodzajem bliskości, tęskniłem za Theo, który „uczył mnie" miłości. Teraz nasza relacja zdecydowanie zeszła do zwykłej znajomości, a to on sprowadził mnie na tę chujową drogę, na której wcale być nie chciałem. Od początku wiedziałem, że miłość to same problemy i utrapienie, i co? Miałem racje.

    Mężczyzna w końcu puścił moje ręce, swoje umieszczając na moich biodrach. Najwidoczniej zrezygnował ze stawiania oporu, co w sumie wyszło mi na dobre. Tak wtedy sądziłem. Gdy przycisnął moją osobę do siebie, zaczynając wędrówkę łapami po moich plecach, wręcz czułem przypływ podniecenia. Miałem się z nim tylko podroczyć, a koniec końców byłem kompletnie uzależniony od jego bliskości i dotyku. Theo zdjął moją koszulkę i odrzucił za sofę, by zaraz przejść do moich spodni, którymi rzecz jasna były dresy, bo nawet do sklepu wyjść nie mogłem! No i w taki sposób frustracja połączyła się z podnieceniem. Nasze pocałunki stały się zachłanniejsze, miałem ochotę wydrapać mu na piersi obrażający napis, ale zamiast tego to ja poczułem ból. Teraz to on był nade mną, ale nie byliśmy już na sofie, lecz pomiędzy nią a stolikiem. Theo uśmiechnął się chytrze, odgarniając mi z czoła kilka kosmyków włosów. Oboje mieliśmy nierówne oddechy.

    - Z czego się cieszysz? - spytałem zirytowany.

    - Leżysz na wpół nagi pode mną, na podłodze. To jest troszkę zabawne. - Smuchnął mi w twarz ciepłym oddechem.

    Zdarłem z niego koszulkę i również odrzuciłem, by samemu odczuć satysfakcje.

    - Teraz chyba jesteśmy na WPÓŁ kwita. - Mrugnąłem, przycinając jego usta do swoich.

    Okay, podroczyliśmy się, ale ja miałem poważny problem w gaciach i potrzebowałem go rozwiązać. Zresztą, odczuwałem przez bliskość naszych ciał, że nie tylko ja. Naprawdę niczego tak nie potrzebowałem w życiu, jak tego, by ta chwila mogła trwać. Skąpani w swoich pojedynczych jękach, tysiącach drapieżnych pocałunków, nieodpartej potrzeby drugiej osoby... Szkoda tylko, że gdy już wręcz puchłem od potrzeby zajęcia się moim penisem, to właśnie wtedy Theo „otrząsnął" się z „amoku".

    - Rapha, nie możemy... - Schował twarz w zagłębieniu mojej szyi.

    Byłem tak rozpalony i podniecony, że nawet nie miałem miejsca na złość i wkurwienie.

    - C-Co ty...? - ledwo powiedziałem. - Żartujesz?

    - Jestem od ciebie dziesięć lat starszy, porwałem cię... przepraszam. Po prostu... nie możemy.

    Jego słowa chyba tylko w połowie do mnie docierały albo nie chciałem, by dotarły w całości. Chwyciłem go za podbródek, by wreszcie spojrzał w moje oczy.

    - Ty myślisz, że ja coś ćpałem, że mi stanął? - spytałem już trochę zirytowany. - To twoja wina, więc weź kurwa za to odpowiedzialność!

    Theo prychnął, by zacząć się niepohamowanie śmiać. Nagle jednak spoważniał, a przynajmniej próbował i musnął delikatnie moje usta.

    - Masz rację, przecież od tygodni się zabawiałem twoimi uczuciami, a teraz przeze mnie czujesz się niespełniony... - Zagryzł moją wargę, a ze mnie wydobyło się westchnięcie, gdy ręką przejechał po moim nabrzmiałym członku. - Pomogę ci.

    Pozbył się moim bokserek, by zacząć wolno poruszać ręką po moim penisie. Czułem, że zwariuję, jeśli zaraz nie przyspieszy, dlatego właśnie sam chciałem go dotknąć, ale odgonił mnie drugą ręką. Chytry uśmiech już chyba przerodził się w ten od samego diabła. Przyspieszył, nieznacznie, ale zawsze. Drażnił się ze mną, choć to ja miałem z nim. Byłem się na przegranej pozycji chyba od chwili, gdy zacząłem żywić do niego jakieś głębsze uczucia. Nigdy nie sądziłem jednak, że dotyk drugiej osoby może mnie jeszcze bardziej podniecać i sprawiać przyjemność. Czy to właśnie dlatego ten cały szał na bycie w związku? Bo ta druga osoba sprawia taką kurewską przyjemność? W takim razie się nie myliłem; miłość to niesamowite problemy.

    Zagryzł moją skórę na szyi, a ja nie mogłem się powstrzymywać od jęków. Prosiłem go, by pozwolił mi dojść, ale jego ewidentnie cieszył obecny stan rzeczy, bo spełnił moją prośbę po chyba jej setnym powtórzeniu. Złączył nasze usta ze sobą, a ja wiedziałem, że teraz moja kolej. Pchnąłem go lekko, by znalazł się na podłodze obok mnie, przez co stolik przesunął się, robiąc nam więcej miejsca. Ściągnąłem z niego spodnie z taką prędkością, żeby nie zdołał mnie powstrzymać, co już widziałem, że planuje. Nadal się uśmiechał, ale najwidoczniej chciał uprzykrzać dogadzanie samemu sobie.

    - Rapha, nie musisz - powiedział przez szeroki uśmiech.

    - Albo mi się wydaje, albo twój problem jest chyba moją winą?

    Dość mocno chwyciłem jego przyrodzenie przez materiał. Zassał powietrze, jakby miał się zaraz zachłysnąć. No, teraz wiedziałem, jak się czuł, gdy mnie torturował. Całkiem fajna zabawa. Postanowiłem jednak obrać zupełnie inną drogę niż on. Zdjąłem ostatnie odzienie, w jakim był i chwyciłem penisa w dłoń. Oddech Theo przyspieszył, a on sam przymknął oczy. Tym razem uśmiechnąłem się rozczulająco; fajnie wiedzieć, że tak na kogoś działasz.

    Nachyliłem się nad nim, by przejechać językiem po całej jego długości, co spowodowało, że Theo podniósł się na łokciach, patrząc na mnie zdezorientowanie, ale i zarazem jego oczy były zamglone. Ciekawe... wyglądałem podobnie czy sto razy gorzej?

    - Zwariowałeś? - Przełknął ślinę, a ja zamiast odpowiedzi słowami, dałem mu językiem.

    Znów przymknął powieki. Nigdy nikomu nie robiłem słynnego „loda", ale przecież skoro już byłem gejem, to chyba kiedyś pierwszy raz być musiał, nie? Theo wplótł palce w moje włosy, a sapnięcia wydobywały się z jego ust.

    - Boże, Rapha - Zagryzł wargę na tyle mocno, że miałem wrażenie, jakby miała zaraz zacząć sączyć się z niej krew.

    Ja jednak nie przestawałem, chciałem to dokończyć, a widząc jego reakcje na moje usta, czułem, że mi się to uda. Byłem w tym dokładny, może nawet mógłbym to nazwać powolnym, ale jego westchnienia były rozkoszą dla moich uszu. Chciałem tego słuchać, napawało mnie to radością w pewnym sensie; że jednak nie tylko mi się podobało dogadzanie drugiemu. Nie trwało to jednak zbyt długo, mam wrażenie, że Theo doszedł szybciej niż ja, ale z drugiej strony on mnie torturował, a ja raczej chciałem po prostu zrobić to dobrze. Byliśmy brudni od swoich sperm, ale to był detal tej minionej chwili...

    Mężczyzna przyciągnął mnie do swoich ust i pocałował z taką namiętnością, jakiej jeszcze u niego nie czułem.

    - Jak na pierwszy raz... byłeś świetny, Alex. - Zaśmiał się w moje usta, na nowo na nie napierając.



~awenaqueen~


Komentarze

Popularne posty