Claws of Love Cz.18


    – Na zdrowie. – Westchnąłem ciężko, gdy pies wydał z siebie głośne kichnięcie.

    Sięgnąłem z lodówki sok pomarańczowy i zaczynałem znowu wariować. Siedzenie w domu dwadzieścia cztery godziny siedem dni w tygodniu przyprawiało o mdłości. Kurwa, ile można oglądać ekran telewizora, laptopa czy wertować książki? No przecież to jest bardziej męczące niż mój ojciec z nakazami i zakazami! Pomińmy fakt, że po naszym zbliżeniu Theo zaczął mnie unikać... jak wychodził rano, tak wracał przed północą. No cudownie. Ale żebym samotny jednak nie był; był pies. Atos. Zaczynałem się zastanawiać, czy nie zadzwonić do Świecia, bo może lepiej zapobiec niż leczyć?

    – Dobrze się czujesz? – Spojrzałem na Stev, która właśnie stała przede mną.

    – Rewelacyjnie, dlaczego pytasz? – sarknąłem. Dziewczyna jedynie wywróciła na to oczami i pogłaskała psa. – Gdzie Theo?

    – A nie wiem, ostatnio chodzi swoimi ścieżkami. – Wzruszyła ramionami.

    Nie wyglądało mi to na kłamstwo. Przeczuwałem, że starszy coś ukrywa i ewidentnie coś go trapi, ale nawet nie miałem kiedy z nim o tym pogadać.

    – Po co przyszłaś? – spytałem, siadając na sofie.

    – Pomyślałam, że towarzystwo dobrze ci zrobi. – Usiadła obok. – Co...

    – Błagam cię, nie pomaga mi towarzystwo. – Spojrzałem na nią zirytowany. – Urwę temu facetowi łeb, jeśli tylko raczy wrócić.

    – Ała? – Usłyszałem za sobą dobrze znany mi głos. – Za co znowu?

    – Wrócił, to ja spadam.

    Jak powiedziała, tak zrobiła i po chwili jej nie było. Miałem wrażenie, że Stev i Theo nie potrafią na siebie patrzeć, ale może tylko mi się zdawało?

    – Za to, że zostawiasz mnie w tym mieszkaniu samego i dostaje już pierdolca. – Już chciał coś powiedzieć o psie, na którego przeniósł wzrok, ale mu nie pozwoliłem. – Pies mi, kurwa, nie odpowie!

    Mężczyzna usiadł obok mnie, chwytając moje łydki i umieszczając je na swoich udach. Wciąż miał skórzaną kurtkę na sobie, ale najwidoczniej mu nie zawadzała.

    – Mam coś do załatwienia – powiedział z trudem, jakby te słowa ważyły tonę. – Tęsknisz za mną? – Poruszał zabójczo brwiami, więc wybuchłem śmiechem.

    – O tak, mam syndrom Sztokholmski i błagam o więcej. – Uśmiechnąłem się podle, za co Theo zdusił mi nogę w kostce. – To boli, kutasie!

    – Przebywanie ze mną sprawia, że twoja kultura słowa poszła się jebać. – Zaśmiał się.

    – O proszę cię. – Prychnąłem. – Ja nigdy nie miałem kulturalnej wypowiedzi.

    – Idę pod prysznic. – Ziewnął szeroko i zniknął z salonu.

    Ja w tym czasie postanowiłem odpalić telewizor, by sprawdzić, może puszczali jakiś ciekawy film. Skakałem po kanałach jak pojeb i pewnie osoba z epilepsją by przy mnie umarła, ale na szczęście nikt jej nie miał. W końcu trafiłem na kanał, na którym nadawano wiadomości z całego świata i to właśnie na nim się zatrzymałem. Moje usta lekko się rozchyliły ze zdziwienia. Mój ojciec... w telewizji.

    – Proszę powiedzieć więcej, co się stało?

    – Nie będę udzielał wielu informacji, po prostu, jeśli ktoś widział tego chłopca, mojego syna, proszę o jak najszybszy kontakt.

    W rogu ekranu pojawiło się moje zdjęcie sprzed dwóch lat, a mi jeszcze bardziej kopara opadła. Mój ojciec mnie szukał? Wiedziałem, że był restrykcyjny, ale nigdy nie dał mi poczucia, że liczę się dla niego bardziej niż „syn szefa FBI". Zamrugałem, gdy moje oczy wyschły na wiór.

    – Jestem tak zmęczony. – Znów usłyszałem, gdy Theo pojawia się obok mnie. Jednak od razu ucichł, gdy dostrzegł spektakl odgrywany na ekranie.

    Wyłączyłem urządzenie, będąc coraz bardziej rozdarty i zdenerwowany. Gdy na wizji pojawiła się mama z siostrą... po prostu nie mogłem tego oglądać. Czułem na sobie palący wzrok Theo, ale milczałem...

    – Nic nie powiesz? – odezwał się pierwszy.

    – A co mam powiedzieć? – Potarłem czoło, jakby to miało pomóc rozładować mój stres. – Wolałbym, byś to ty w końcu coś powiedział. Wkurwia mnie to Theo.

    – Niby co?

    – To! – Spojrzałem na niego z furią. – Ta cała, jebana, sytuacja! Jestem pomiędzy tobą a matką i siostrą, które w sumie nie zasługują na to, co się teraz dzieje! – Wciąż siedziałem.

    – Chcesz uciec? – Zaplótł ramiona na klatce piersiowej, która teraz przydziana była w szarą koszulkę.

    – Po pierwsze, jakby to w ogóle było możliwe. Po drugie, nie.

    – Chyba nie rozumiem. – Westchnął.

    – Tak? – Zaśmiałem się z ironią. – To popatrz, ja mam z dwadzieścia razy gorzej! Facet, dla którego poświęcam wszystko, woli milczeć, bo wciąż nie potrafi mi kurwa zaufać. Olałem dla tej chwili wszystko i wszystkich, a ty jedyne co mi powiesz w takiej chwili to to, czy chcę uciec? Myślałem... – Przymknąłem powieki. – Myliłem się.

    Wstałem, by iść do sypialni, bo miałem go dość na kilka następnych godzin, dni, tygodni. Oplótł mnie palcami w nadgarstku, ale wyrwałem go i poszedłem. Rzuciłem się na łóżko, zakrywając oczy ramieniem. Naprawdę czułem się okropnie. Czułem ból w klatce piersiowej, gdy zauważyłem smutek w oczach matki i siostry. Kochałem je, oddałbym dla nich wszystko, nawet własne życie i nigdy nie sądziłem, że znajdzie się konkurencja w postaci faceta na dodatek. Teraz wahałem się pomiędzy sprzedaniem go a kroczeniu u jego boku. Co miałem zrobić?

    – Rapha...

    Theo usiadł w nogach łóżka, ale ja naprawdę miałem ochotę zajebać mu kopa, by wyjebał przez okno i się zabił. Śmiertelnie. Najlepiej wypierwiastkował z równania.

    – Powiedz coś – poprosił, a ja nie mogąc się powstrzymać, prychnąłem.

    – Kpisz czy idiotę udajesz? – Podniosłem się na łokciach. – Mam ci przeliterować, że chcę teraz posiedzieć sam? Zazwyczaj nie ma cię od rana do wieczora, więc idź załatwiać te swoje sprawy i daj mi święty spokój!

    Popatrzył w moje oczy ze smutkiem, by w końcu ruszyć się z miejsca, ale nie po to, by wyjść, lecz po to, by zbliżyć się do mnie i pocałować.

    – Ał... – zasyczał, gdy ugryzłem jego wargę, aż pojawiła się krew.

    – Spierdalaj – warknąłem. – Jeśli myślisz, że takim zachowaniem mnie udobruchasz, to jesteś w cholernym błędzie. Może i mam jebane siedemnaście lat, ale nie jestem takim idiotą, by dać się oszukać!

    – Nie chcę cię oszukiwać, Rapha! – Usiadł okrakiem na moich udach.

    – No tak, bo niemówienie całej prawdy to nie kłamstwo, racja – zakpiłem.

    – Twój ojciec zabił dwie najważniejsze osoby w moim życiu, więc ja chciałem zabić ciebie! – krzyknął na cały pokój. Moje usta rozchyliły się delikatnie, a Theo w tym czasie usiadł normalnie.

    – O czym ty...

    – W centrum handlowym, gdzie to odbył się jakiś wielki skok, twój ojciec dowodził akcją i właśnie wtedy, mój chłopak i siostra zginęli, ale nigdy nie dotarło to do opinii publicznej, sprawę zamietli pod dywan. Nie przypisali sobie, że ich śmierć to wina FBI, a sprawców, którym udało się uciec! – Zaśmiał się, zagryzając zaraz wargę. – Odebrał mi ich i nikt nie poniósł za to winy.

    Byłem tak zszokowany, że nawet nie wiedziałem, jak odpowiedzieć. Usiadłem w siadzie skrzyżnym i patrzyłem na niego dalej w milczeniu. Ten spojrzał na mnie zaszklonymi oczami.

    – Nie mogłem cię zabić... Zdałem sobie sprawę, że będę gorszy niż on. Zabije niewinnego dzieciaka, który ma swoje własne cele i marzenia, który również jest przez niego raniony... Ja... – Zamknął oczy. – Im bliżej cię poznawałem, tym bardziej nie mogłem pociągnąć za spust. To miała być prosta robota, miałem się tam zjawić, miałem cię po prostu zabić i zostawić kartkę... A teraz jestem tu, uciekam razem z tobą i nie wiem, czy możliwym jest w ogóle uciec.

    – Theo... – Przysunąłem się do niego, by objąć ramionami.

    Przez moją głowę przepływało tysiące myśli, jak mogę mu pomóc, jak mogę pomóc nam. Każda opcja wydawała się kosmiczna albo bezsensowna, aż w końcu znalazłem tę, której szukałem.

    – Theo, załatw mi nową kartę SIM. – Odsunąłem się od niego, a ten spojrzał na mnie zdziwiony.

    – Co? Po co?

    – Bo jeśli ty masz swoje pięć minut szczerości, to ja też. – Uśmiechnąłem się lekko.

    Wyszedłem z pokoju, by dotrzeć do łazienki i spod pralki wysunąć mój telefon. Wróciłem do sypialni i uniosłem urządzenie do góry, by ten przeżył chyba największy szok, jaki miałem okazję zaobserwować.

    – Uprzedzając twoje zmartwienia; nie, nie mam starej karty. Nie, nie dzwoniłem do nikogo od tygodni i nie, nie trzymałem go, by cię sprzedać.
    
    – To po co go miałeś? – Znów włączył mu się syndrom ostrożnego.

    Tym razem to ja podszedłem do niego bliżej, pochyliłem się i pocałowałem go.

    – Bo czułem, że pewnego dnia może się przydać. Załatw kartę, pomogę ci dowiedzieć się, jak to było w tym centrum.

    – Jak? – Wstał.

    – To akurat będzie skomplikowane, ale zrobię, co będę mógł na odległość.

    – Ale do kogo... – Znów złączyłem nasze usta. – Teraz ty próbujesz mnie zwieść?

    – Kto wie? – Wzruszyłem ramionami. Delikatnie uderzyłem pięścią w pierś, gdzie kryło się jego serce. – Zaufaj mi, pomogę ci tak, że nie narażę przy okazji. Po prostu czekaj i zaufaj, proszę.

    Theo wpatrywał się w moje oczy, jakby doszukiwał się wskazówek, co planuję i czy to na pewno bezpieczne. Koniec końców przyłożył swoje czoło do czubka mojej głowy.

    – Zwariowałem, że oddaje swój los w ręce jakiegoś gówniarza. – Zaśmiałem się głośno.

    – Proszę cię, jestem najlepszym gówniarzem, jakiego mogłeś poznać. – Oboje wybuchliśmy gromkim śmiechem.

    – O tak, cholernie pociągającym do tego.



~awenaqueen~


Komentarze

Popularne posty