Claws of Love Cz.2


    – Czemu to robisz? – Zacząłem grzebać w szafie, szukając odpowiedniego stroju na domówkę. Właściwie, jak powinienem wyglądać?

    – Niby co? – Spojrzałem za siebie, gdzie to na łóżku siedział Theo, który nie raczył się stamtąd ruszać.

    – Pierwszy dzień, a ty planujesz postawić się szefowi FBI. Czemu to robisz? Jesteś głupcem czy idiotą? – Zamknął powieki, opierając się o ścianę z zaplecionymi rękoma na klatce piersiowej.

    – To nie jemu mam się przypodobać w pierwszej kolejności, choć on już jest w raju – odpowiedział. – Żeby móc cię dobrze strzec, muszę być po twojej stronie, a nie być twoim wrogiem. Dopóki działa to na zasadzie zaufania, dopóki twój ojciec mi ufa, nie widzę przeciwwskazań.
    
    Przez dłuższą chwilę milczeliśmy. Ten koleś wzbudzał we mnie niepokój wraz z ciekawością. Przysłany przez królową? Mój ojciec tak po prostu mu zaufał? Tak o, potrzebował dla mnie ochroniarza po szesnastu latach? Coś w tej całej układance nie pasowało, a ja z pewnością musiałem dowiedzieć się, co to takiego.

    – Czy ty przypadkiem nie masz dziś treningu? – wtrącił, a ja spojrzałem na niego zszokowany.

    – Skąd wiesz? – Zaśmiał się lekko.

    – Przez te pięć dni musiałem się sporo o tobie dowiedzieć. Twój ojciec naprawdę nie jest łatwym pracodawcą. Znam twój grafik na pamięć, twoje zainteresowania, hobby. Wiem nawet, że nie lubisz plastyki.

    W jego głosie słychać było dumę, jakby żadna z moich tajemnic nie była dla niego zagadką. Znał wszystko, każdy detal z mojego życia, a ja stałem przed nim niczym pusta kartka. To było przerażające, bo wiedział o mnie o wiele za dużo. Przełknąłem ślinę, nie chcąc kontynuować tej rozmowy.

    – Więc co z treningiem? – Spojrzałem w górę, prosząc o łaskę.

    – To ty zaproponowałeś wymknięcie się, więc napisałem sms'a do mojego trenera. – Wzruszyłem ramionami.

    Chwyciłem w dłonie czarne obcisłe rurki i biały t-shirt. Kierowałem się do łazienki, a ten oczywiście wstał z łóżka. Zatrzymałem się gwałtownie przed drzwiami od pomieszczenia, gdy ten stał o krok za mną. Odwróciłem się do niego z mordem w oczach.

    – Chyba kpisz, jeśli myślisz, że wejdziesz tam ze mną. – Przechylił głowę na bok, jakby moje słowa były niezrozumiałe.

    – Wybacz, ale pytałem o to twojego ojca i kazał mi wchodzić. – Rozłożył ręce. – Nie marudź.

    – Po moim trupie! – wrzasnąłem.

    – Bo nigdzie nie pójdziemy. – Zmrużył powieki, a po moim kręgosłupie przeszedł dreszcz zaniepokojenia. Coś w tym spojrzeniu było nie tak, jak w całej jego osobie. Coś było owiane tajemnicą, która nie chciała zostać odkryta. Znów przełknąłem ślinę, a ten wypuścił powietrze ze świstem.

    – Okej, droczyłem się tylko. – Wbił mi palec w policzek. – Poczekam tutaj. W razie co wołaj.

    – O tak, na pewno zajdzie taka potrzeba – prychnąłem, wchodząc do środka.

    To był jakiś nieśmieszny żart, że musiałem mieć własnego ochroniarza, który o mało co nie wlazłby mi do łazienki! Naprawdę czułem się poirytowany, bo skoro w domu się tak zachowywał, to co działoby się w szkole? No właśnie, to był temat do dyskusji.

    O odpowiedniej godzinie zeszliśmy do garażu, upewniając się, że ojciec jest pochłonięty rozmową ze swoimi ludźmi. Cieszyłem się, że jego gabinet był na drugim końcu domu. Niechętnie oddałem swoje auto w ręce Theo, by nie stracić okazji poznania więcej rówieśników. Byłem podekscytowany, a moje dłonie zaczęły pocić się ze stresu. Czy ja w ogóle pasowałem w takie miejsca?
    
    – Tak mnie zastanawia. – Spojrzałem na Theo, gdy ten zaczął jechać pod wskazany przeze mnie adres. – Do której planujesz tam balować?

    – Ech, jeszcze nie wiem, jak się tam zaklimatyzuje. – Oparłem podbródek na wnętrzu dłoni, wgapiając się w świat za szybą. – Pierwszy raz będę na imprezie ludzi z mojej szkoły. Zazwyczaj były to jakieś przyjęcia organizowane przez matkę.

    – Rozumiem. – Spojrzałem na niego kątem oka, ale ten nie wydawał się tym faktem zbyt zainteresowany. Zupełne przeciwieństwo Mikaela, pomyślałem.

    – Nie zadawaj pytań, na które odpowiedzi cię nie ciekawią. – Westchnąłem i usiadłem w fotelu normalnie.

    – Interesuje mnie każda odpowiedź. Jeśli cię to pocieszy, nie jesteś jeden w świecie, który ma problemy z rówieśnikami. – Spojrzałem na niego ciekaw. – Akurat na to ma wpływ wiele czynników; u jednych jest to bieda, u innych wygląd. Myślę, że młodzież może znaleźć byle pretekst, by wyłączyć kogoś z towarzystwa i zrobić z niego kozła ofiarnego.

    Słuchałem go z zaciekawieniem. Mówił tak, jakby znał żywe przykłady takiej sytuacji i to wcale nie chodziło o mnie. Może i przestudiował moją osobę dokładnie, ale te słowa na pewno nie były wzięte z mojego życiorysu.

    – Gapisz się, Rapha. – Kącik jego ust poszybował do góry.

    – Och, mi scusi (Wybacz). – Speszony odwróciłem wzrok.

    – Non è necessario (Nie ma takiej potrzeby). – Spojrzałem na niego z szeroko rozchylonymi ustami.

    – Znasz włoski?

    – Co w tym dziwnego? Znam też japoński i może z deczka norweski. – Zatrzymał się nagle, a ja zacząłem rozglądać się po okolicy.

    – Gdzie my jesteśmy?

    – Podałeś mi adres, więc dowiozłem nas dokładnie w to miejsce. – Wyłączył silnik i zaczął patrzeć w dom, gdzie drzwi były otwarte na oścież. – Chyba to tutaj.

    – Masz racje. – Wziąłem głęboki oddech. – Dzięki.

    Wysiadłem z auta, ale nie sam, jak oczekiwałem. Mężczyzna śmiał się, kręcąc przy tym głową. Najwidoczniej miał ze mnie niezły ubaw, gdy ja zaczynałem zgrzytać zębami ze złości. Szedłem do domu, a ten od razu dorównał mi kroku. Wbiłem mu łokieć w brzuch, na co lekko się zgiął.

    – Za co? – szepnął.

    – Nie przyznaję się do ciebie to po pierwsze – oznajmiłem, odwracając się do niego przodem. – Po drugie nie mam ochroniarza, a ty jak już musisz, to obserwuj mnie z daleka. Rozumiesz?

    Kiwnął głową, więc znów poszedłem w kierunku drzwi. Muzyka stawała się coraz bardziej słyszalna, ale nawet to nie zagłuszyło słów, które padły z ust Theo;

    – Co za zadziorny dzieciak.

    Uśmiechnąłem się pod nosem na komplement. Myślę, że wiedziałem o swojej wrednej stronie, ale zawsze usłyszeć to z ust kogoś innego... było miłe.

    – Rapha! Jesteś! – Poczułem na sobie czyjeś ramię, więc spojrzałem na osobę odpowiedzialną za to.

    – Mika, czy ty się już uwaliłeś? – Uniosłem wysoko brwi. Bardzo rzadko widywałem pijaków, a co dopiero pijanych nastolatków.

    Za moimi plecami do środka prześlizgnął się Theo. Nie obdarzył mnie nawet jednym spojrzeniem, zabrał tylko od kogoś piwo i poszedł w głąb domu. Czyli prowadzić musiałem ja, zgadywałem.

    – Hej! Na mnie patrz, ze mną mów! – Mika chwycił mój podbródek w palce i zmusił do patrzenia na siebie. Okej, pijani ludzie bywali naprawdę dziwni.

    – Myślę, że starczy ci procentów. – Próbowałem go gdzieś przetransportować, gdy nagle odskoczył ode mnie i zaczął się śmiać.

    – Żart z tym nawaleniem.– Chwyciłem się u nasady nosa. – Sorry no!

    – Poznaję twoje gorsze strony. – Zaplotłem ręce na klatce piersiowej, kręcąc z dezaprobatą głową.

    – Daj spokój, to dopiero pierwszy dzień. – Posłał mi oczko. – Chodź, przedstawię cię gospodarzowi.

    Poszedłem za nim, starając się zapomnieć o czujnym oku Theo. W sumie, jeśli zawsze zachowywałby się tak jak teraz, to naprawdę mogłem do tego przywyknąć. Chodziłem niemal wszędzie za moim nowym kolegą i poznawałem każdego, kogo i on znał. Nawet zapamiętałem kilka imion, które były tego warte. To śmieszne, ale naprawdę czekałem na tę jedną osobę, która pchnie mnie w świat nastolatków, bo sam tego nie potrafiłem zrobić.

    – Heh. – Uśmiechnąłem się rozczarowująco. Stałem pod ścianą i obserwowałem wszystkich. Poznawałem uroki takich imprez i choć alkohol kusił na każdym kroku, ja wzbraniałem się od niego.

    – Rapha, napij się! – Podszedł do mnie koleś, którego wolałem unikać. To był jeden z paczki Stefano i jakoś za bardzo mu nie ufałem.

    – Dzięki, jestem autem. – Odwróciłem wzrok na dziewczyny, które zaczęły się całować. To naprawdę uroki imprez?

    – Oj no weź! – Szturchnął mnie, więc strzepnąłem miejsce, gdzie mnie dotknął. – Ależ ty abstynent – prychnął.

    – A ty alkoholik. – Rozszerzyłem oczy, usłyszawszy znajomy głos. – Jeśli młody nie chce, sam to wypij. – Patrzył na niego wyzywająco. – Chyba że peniasz, mięczaku.

    – Coś ty powiedział? – Miałem wrażenie, że trwa między nimi wojna na spojrzenia. Po chwili chłopak przechylił kubek i wypił całą jego zawartość. Theo poklepał go po plecach i uśmiechnął się szeroko.

    – A teraz lepiej to zwróć, jak nie chcesz wylądować na OIOM-ie.

    Chłopak zakrył usta dłonią i pobiegł najprawdopodobniej do łazienki. Rozchyliłem zdziwiony wargi, posyłając swojemu ochroniarzowi pytające spojrzenie.
    
    – Co to było?

    – Przypuszczam, że ekstazy. – Wzruszył ramionami. – To możesz wypić. – Podał mi czerwony kubek z procentową zawartością, ale nie przyjąłem go. – Serio?

    – Nie pije niczego z wyjątkiem piwa. – Westchnąłem, przymykając powieki i opierając głowę o ścianę. – Nie lubię alkoholi, choć nigdy nie próbowałem niczego innego niż wino, piwo czy szampan. Jakoś nie przemawia do mnie.

    – Ciekawy z ciebie dzieciak, wiesz? – Zaśmiał się lekko. – Myślę, że w twoim wieku wręcz każdy choć raz był pijany.

    – To miało mnie zdołować? – Znów się zaśmiał. – Nieważne zresztą. – Odepchnąłem się od ściany. – Idę poszukać Mikaela...

    – Nie ma za co. – Spojrzałem na niego przez ramię, by zauważyć, jak gapi się na mnie, wypijając zawartość kubka.

    Prawdopodobnie powinienem mu podziękować, ale sam dobrze wiedziałem, że znajomym Stefano ufać się nie powinno. Nie byłem na tyle głupi, więc nie odczuwałem potrzeby dziękowania.

    Po kilku minutach poszukiwań w końcu się poddałem. Tego chłopaka nigdzie nie było, a ja z frustracji usiadłem na jednej z sof. Szczerze mogłem stwierdzić, że nawet imprezy mi nie leżą. Już chyba wolałem siedzieć w bibliotece i czytać nowy kryminał. Wszystko, co działo się w tym domu, było takie nijakie. Ludzie po alkoholu robili różne głupstwa, których potem zapewne mieli żałować. Co fajnego było w upiciu się do nieprzytomności, tak jak to zrobił Louis?

    – Co taki fajny chłopak robi tu całkiem sam? – Obok mnie miejsce zajęła jakaś brunetka.

    – Siedzi – odpowiedziałem, na co zachichotała.

    – Wyglądasz na zirytowanego. – Położyła łokieć na oparciu, by mieć lepszy widok na moją osobę. – Może chcesz się zrelaksować?

    Zaczęła wodzić palcami po moim ramieniu, a ja musiałem przymknąć powieki, by nie osiągnąć limitu wkurwienia. Czy na tej imprezie każdy myślał o tych rzeczach?! Strzepnąłem jej rękę i wstałem.

    – Nie jestem zainteresowany – oznajmiłem i wyszedłem na zewnątrz.

    Usiadłem na schodkach, by wziąć kilka głębszych wdechów. Ja chyba naprawdę nie pasowałem do tego towarzystwa. Zacząłem się zastanawiać, czy wszyscy lepiej by mnie traktowali, gdybym był playboyem i alkoholikiem.

    – Chcesz wracać? – Nawet nie dziwił mnie już fakt, że Theo pojawił się tuż za moimi plecami. Mój ojciec w końcu płacił mu za czujne obserwacje.

    – Forse (Być może). – Westchnąłem, a chłopak zajął miejsce obok mnie.

    – Dlaczego nie skorzystałeś z okazji zaliczenia laski bez konsekwencji? – Spojrzałem na niego z byka.

    – Ty byś skorzystał? – Uśmiechnął się tajemniczo, by po chwili wyjąć z kieszeni paczkę fajek. Wyciągnął jednego papierosa i opalił.

    – Nie chciałeś zasmakować takiego życia? – Ominął moje pytanie swoim własnym. – Myślę, że w twoim wieku wypadałoby przestać zważać na konsekwencje.

    – Co mnie to obchodzi? – Objąłem swoje kolana ramionami. – Miłość to głupota, a jeszcze większą jest spędzanie nocy z kimś, kogo się nigdy nie darzyło sympatią.

    – Serio? – Zaczął się gardłowo śmiać.

    – Z czego się śmiejesz?! – krzyknąłem na niego, więc od razu się zamknął.

    – Naprawdę nazwałeś seks „spędzeniem nocy"? – Próbował się nie roześmiać na nowo. Nagle poczułem zażenowanie, więc schowałem twarz pomiędzy kolanami. – Jesteś zbyt niewinnym dzieciakiem i zbyt powściągliwym. – Usłyszałem, jak wypuszcza kolejny kłęb dymu.

    – Co złego jest w tym, że nie potrafię kochać? – szepnąłem, licząc, że nie usłyszy.

    – Każdy to potrafi. Kochasz swoją rodzinę, więc... nie mów takich rzeczy. – Spojrzałem na niego, a ten ani na moment nie odwrócił się w moją stronę. Gapił się na moje auto przed nami.

    – Myślę, że jest różnica między kochaniem rodziny a kochaniem kogoś obcego, kto nagle staje się bliski twojemu sercu. – Podparłem sobie podbródek na wnętrzu dłoni i również zacząłem spoglądać w dal. – Ale tak jak mówiłem, nie rozumiem, na czym polega ta różnica.

    – Pewnego dnia z pewnością to pojmiesz. – Zmierzwił mi włosy, by wstać po chwili.

    – Nie mam takiego zamiaru. – Zatrzymał się w bezruchu i spojrzał na mnie z powagą. – Miłość to tylko głupota, która stoi na mojej ścieżce do marzeń. Kto raz się zakocha, jest stracony. – Rozchylił szeroko powieki na moje słowa. – To nieważne. Jedziemy? – Także wstałem.

    Przez chwilę patrzył na mnie w milczeniu, jakby wciąż dokładnie analizował moje słowa, aż w końcu kiwnął głową. Poszliśmy do auta i znów to on usiadł za kółkiem, a to tylko dlatego, że ja nie miałem pojęcia, gdzie się znajdujemy. 

    – Ile masz właściwie lat? – zagadnąłem, gdy radio zaczęło mi ciążyć. Chłopak jechał znacznie wolniej do domu niż na imprezę.

    – Dwadzieścia sześć. – Spojrzał na mnie ponurym wzrokiem. Dziwnie się czułem, gdy przyjmował właśnie tę mimikę. Był dziwnie obcy i przerażający, ale nie mogłem bać się kogoś, kto był moim ochroniarzem. Toś to irracjonalne. – Czemu zapytałeś?

    – Ty wiesz o mnie wszystko, ja też chcę coś wiedzieć. – Spojrzałem na jezdnię przed nami.

    – Wcale nie wiem o tobie wszystkiego – oznajmił ze stoickim spokojem. Bałem się spojrzeć na niego, bałem się, co ujrzę. – Myślę, że jesteś zagadką, którą będę musiał rozwikłać, aż twój ojciec nie zdecyduje, że mnie nie potrzebuje.

    – Mam szesnaście lat, umiem się obronić – żachnąłem się. – To on mi nie ufa.

    – Zaufanie? – Prychnął. – On nie ufa tym, którzy mogliby czyhać na twoje życie, a nie tobie. – Wreszcie odważyłem się przekręcić głowę. Ujrzałem uśmiech tak szeroki, jak kilka godzin wcześniej.

    – Kto nagle chciałby mnie zabić? – Mężczyzna zagryzł wargę, jakby powiedział o kilka słów za dużo. – Jest coś, o czym obaj mi nie mówicie, prawda?

    – To nie leży w moich obowiązkach. – Znów przybrał obojętność. – Wiem, po co się tu znalazłem i zrobię wszystko, by doprowadzić sprawę do końca.

    Przełknąłem ślinę, zamykając usta. Czułem w kościach, że nasze poglądy będą się różnić, zważywszy na różnicę wieku, ale jego dziwne zmiany nastroju wręcz mnie przerażały. Jeszcze nikt nie był dla mnie tak niebezpieczną osobą, jak ten facet. Coś wewnątrz mnie kazało trzymać go na dystans i obserwować każdy ruch, ale z drugiej strony, jeśli chciałem być o krok przed ojcem, to musiałem owinąć sobie go wokół palca.



~awenaqueen~


Komentarze

Popularne posty