Claws of Love Cz.22
Naciągnąłem kaptur na swoją głowę, by zminimalizować kolejne zauważenia. Wszystko miałem już zaplanowane, każdy najmniejszy detal i rozdroże. W końcu musiałem być przygotowanym na wszystko, a jeśli moja teoria miała się potwierdzić, to tym bardziej musiałem uważać na Ethana. Ten człowiek mógł być niezrównoważony psychicznie. Dla bezpieczeństwa Theo nadal nic nie wiedział o całej akcji, bo by kategorycznie zabronił lub, co gorsza, wziął sprawy w swoje ręce. Obiecałem, że mu pomogę. Nam.
Wyszedłem z budynku, rozglądając się na boki. Miałem wrażenie, jakby cały czas coś mnie obserwowało, a to niemożliwe. Chyba.
Powolnym krokiem przemierzałem drogę do kawiarni, w której umówiłem się z bliźniakiem. Nie miałem konkretnych wizji tego, jak przebiegnie rozmowa, bo chłopaka nie znałem dłużej niż pięć minut. Publiczne miejsce wydawało się odpowiednie na spotkanie jednak i tak na wszelki wypadek wziąłem broń. Ten plan awaryjny miałem opanowany do perfekcji.
Stojąc na pasach i czekając na zielone światło, dostrzegłem chłopaka, który już pił kawę najprawdopodobniej. Serce nieznacznie przyspieszyło pracy. Wyglądał prawie jak Theo, a jednak był zupełnie inny. Miał kilka kolczyków na twarzy, włosy i ich kolor to zupełnie kwestia do zmiany, ale może się na to nabiorą.
Podszedłem do stolika i bez ogródek usiadłem naprzeciwko. Mężczyzna spojrzał na mnie z uniesioną brwią.
– No co? – spytałem.
– Naprawdę wyszedłeś z nory – zakpił. – Czego nowa zabawka braciszka chce ode mnie? Bo skąd masz numer, to mi zapewne nie powiesz.
– Nie. – Oboje posłaliśmy sobie uśmiechy pełne ironii. – I już ci to mówiłem albo nie, więc powiem raz jeszcze; Nathaniel mnie nie porwał.
– A jednak w mediach jest o tobie głośno. Dobra, do rzeczy, dzieciaku. – Napił się kawy, gdy do mnie podeszła kelnerka.
Zamówiłem cappuccino, a gdy pracownica odeszła, wziąłem głęboki wdech i zacząłem.
– Czemu ty i twój brat nie żyjecie w zgodzie?
Wiedziałem, że nie mogę zacząć od "czy zabiłeś jego chłopaka i waszą siostrę?" bo to nic by nie wniosło. Musiałem wybadać jego osobę. Chciałem poznać, kiedy się waha, kiedy jest pewien, kiedy kłamie, a kiedy rzeczywiście nie zna odpowiedzi. Miałem na to wszystko tylko kilka minut rozmowy, ale nie miałem wyjścia. Musiałem poprowadzić rozmowę na tyle dobrze, by poznać każdą jego możliwą reakcję.
– Meh, my po prostu jesteśmy swoimi przeciwieństwami. – Wzruszył ramionami.
Poznałem pierwszą; omijanie tematu. Mógł powiedzieć konkret, sytuację, od której się nienawidzą. Wolał jednak powiedzieć na tyle ogólnie, bym koniec końców prawdy nie poznał.
– Był lepszy? – Zmrużyłem lekko powieki. – Był lepszym synem?
Na jego twarzy przemknął grymas i przez ułamek sekundy widać było żyłkę, świadczącą o irytacji najprawdopodobniej. Bingo, Rapha.
– Rozmawiałeś z nim o mnie? – Po raz kolejny wyminął moje pytanie. – Nie, nie sądzę. Nie jest na tyle głupi, by o mnie rozmawiać.
Na usta wlazł mu cwanacki uśmiech. Jest pewny siebie. Kolejna do kolekcji, choć ta akurat była oczywista.
– Och, więc miałeś problemy psychiczne przez rówieśników. – Uśmiechnąłem się do kelnerki, która podała mi kawę.
Upiłem łyk napoju, by wieszcie sprawdzić reakcję. Kamienna twarz. Trafiłem go w punk.
– Skąd o tym wiesz? – wyszeptał, jakby bał się, że jeśli powie głośniej, to nie da rady się opanować.
– Słyszałem ploty – zakpiłem, a ten zacisnął szczękę.
Wszystko, co robiłem, działało i to z rewelacyjnym skutkiem. Znałem większość jego reakcji. Oparłem się o stolik łokciami.
– Wiem też, że byłeś wtedy w centrum handlowym – powiedziałem spokojnym głosem.
Bałem się, że akurat tę kartę wyciągnąłem za szybko, ale moja niecierpliwość dała o sobie znać.
– Jakim centrum? – oparł się nonszalancko na krześle. Strugał durnia.
– Obaj wiemy, że to byłeś ty. – Splotłem swoje palce ze sobą na blacie. – To nie mógł być Nath, bo myślę, że nie plułby sobie w brodę za ich śmierć tamtego dnia... Poza tym widziałem nagranie z kamer, byłeś tam.
– Co chcesz osiągnąć tą rozmową? – spytał, gdy przestał rozumieć moje intencje.
– Chcę znać prawdę. Jakakolwiek by ona nie była. – Prychnął i już wiedziałem, że to koniec rozmowy. – Był lepszy.
Ethan wstał od stołu, ale zmroziło go, gdy tylko usłyszał moje słowa.
– Zabiłeś ich, bo on miał wszystko, czego nie miałeś ty? – Spojrzałem w jego oczy, ale nie miałem zamiaru przestać. Stąpałem po cienkim gruncie i doskonale zdawałem sobie z tego sprawę. – Miał kochającego chłopaka, najprawdopodobniej wasza siostra też wolała jego, a nie...
– Ta suka nie była naszą siostrą. – Uderzył dłonią w stół, aż inni goście kawiarni zwrócili na nas uwagę. – Była niczym innym jak adoptowanym psem, zupełnie niepotrzebnym, zwykłym śmieciem w naszym domu.
– Zabiłeś ją, bo jej nie akceptowałeś? – Prychnąłem z pogardą, a ten usiadł na brzegu krzesła, pochylając się w moją stronę.
– Takie śmiecie tylko szkodzą. – Uśmiechnął się przebiegle.
– Nie potrafiłeś tego pojąć, że twój brat ją zaakceptował. – Zauważyłem, opierając się na krześle. Chciałem zwiększyć dzielący nas dystans.
Chłopak zaśmiał się, jakby to, co powiedziałem, było żartem.
– Mój, pożal się Boże, brat jest na czele listy śmieci. Zdradzę ci pewien sekret; nienawidzę go.
– Nie zdziwiłeś mnie. – Uśmiechnąłem się z przekąsem. – Skoro tak go nienawidziłeś, to czemu zabiłeś niewinnego chłopaka?
– O proszę cię. – Westchnął, opadając na oparcie krzesła. – To obrzydliwe.
– To, że twój brat mógł kogoś pokochać? – Zmarszczyłem brwi.
– Nie... To też – poprawił się. – Sam fakt, że mój brat był pedałem i nawet tego nie ukrywał. Uwierzysz, że rodzice to zaakceptowali? – Prychnął. – A jak przyprowadził tę ciotę do domu i przedstawił go im, myślałem, że się porzygam. To nie jest normalne.
– Co cię obchodzi, gdzie wsadzał fiuta? – Uniosłem brew, co go rozjuszyło jeszcze bardziej.
– To, że mamy takie same twarze! – Znów uderzył w stolik. – Zawsze nas mylono, zawsze to ja dostawałem wiadro pomyj za to, że to on się pedalił. Nawet jak już ktoś zrozumiał, że jestem tym drugim, to i tak krzyczeli, że ja też pewnie jestem gejem. A to nieprawda!
W mojej głowie zaczęło się to układać w jedną całość. W poprawczaku miał rozmowy z psychologiem z powodu swoich niekontrolowanych wybuchów gniewu, z powodu mylenia go z Nathem. Współczułbym my, gdyby nie fakt, że zabił dwie osoby.
– Skoro tak go nienawidziłeś... czemu jego nie zabiłeś? – Spojrzał na mnie, by po chwili uśmiechnąć się podle.
– Ponieważ chciałem, by cierpiał tak jak ja przez całe dzieciństwo. Chciałem patrzeć, jak osoby, które kocha, odchodzą. Jak osuwa mu się grunt pod nogami. Jak wariuje. Uwielbiam ten widok. Fantazyjny.
Przełknąłem ślinę. Był świrem i wiedziałem już; nie daruje mi tego. To była jedna możliwa opcja z kilku, na które byłem przygotowany.
– Chciałeś, by go zamknęli? – ciągnąłem mimo wszystko.
– Tak, ale o dziwo wtedy miała miejsce jakaś rozróba i cała sprawa trafiła pod dywan, co mnie nieziemsko wkurwiło – syknął.
– Okej. – Wstałem od stolika i rzuciłem na blat banknoty. – Wystarczy mi to. Dzięki, Ethan.
Ethan nic nie odpowiedział. Odwróciłem się na pięcie i wyjąłem telefon, by wyłączyć nagrywanie. Czym prędzej wysłałem maila z załącznikiem do Miki z treścią „reszta w twoich rękach". Wybrałem od razu też numer do Natha, musiałem go ostrzec. Po trzech sygnałach odebrał, a ja już czekałem przy pasach na zielone światło.
– Hej, gdzie jesteś? – spytał poważnym głosem.
– Powiedział ci? – Wiedziałem, że to sprawka Maxa.
– Tak! Co ty sobie, kurwa, myślałeś, idąc do Ethana?! Czemu mi nie powiedziałeś, że był w naszym mieszkaniu!
Naszym brzmiało fajnie. Wręcz bajecznie, ale mimo ciepła na sercu, wiedziałem, że nie mam czasu.
– Posłuchaj mnie, nie szukaj mnie i nie wychodź z ukrycia, rozumiesz? – powiedziałem, rozglądając się za bliźniakiem. – Obiecuję, że wrócę.
– Co...? – Zapadła chwila ciszy. – Dokąd idziesz? Rapha, proszę... nie...
– Kocham cię, Theo. – Zamknąłem powieki. – Obiecałem ci, że rozwiąże sprawę, którą mój ojciec zamiótł pod dywan, tak samo, jak obiecuję ci, że do ciebie wrócę. Musisz mi ufać.
– Wiesz, że ufam – szepnął. Wiedziałem, że tak jest. – Co ci zrobił?
– Jeszcze nic. – Zaśmiałem się słabo, a nade mną pojawiło się zielone światło. – Ale wiem, że zrobi. Nie martw się, ja jemu też. Mój ojciec będzie w mieście za kilka godzin. Jeszcze nigdy na niego nie liczyłem tak bardzo, jak w tej chwili. Ironia, co?
Znów się zaśmiałem, idąc na drugą stronę, ale właśnie w tej chwili to poczułem...
Silne uderzenie i ciemność. Nie lubiłem być na łasce innych, ale postawiłem wszystko na jedną kartę...
Nie przewidziałem tylko faktu, że mogę już nigdy nie otworzyć swoich oczu.
Kocham cię, Theo.
Komentarze
Prześlij komentarz