Claws of Love Cz.24 KONIEC
W moim pokoju rozległ się dźwięk zamka od torby podróżnej. To był jedyny bagaż, jaki planowałem ze sobą zabrać. Wstałem, pocierając swój kark. Wciąż odczuwałem małe skutki wypadku, ale było ze mną na tyle dobrze, że planowałem wyruszyć w podróż. W końcu wszystko się zakończyło. Ethan dostał planowaną karę dożywocia, choć nie ukrywam, prawie udało mu się wywinąć, mówiąc, że tak naprawdę jest Nathanielem. Cóż, prawie. Po niespełna pół roku od wypadku w końcu mogłem odetchnąć pełną piersią, która nie bolała.
Zszedłem na parter, gdzie czekała na mnie matka ze łzami w oczach.
– Co to za ciecz na policzkach? – zakpiłem.
– Och! – Przytuliła się. – Dopiero co cię odzyskaliśmy, a ty już wyjeżdżasz!
– Dobrze wiesz, że chcę studiować po swojemu... – Potarłem ją po plecach. – To nie tak, że teraz mam zamiar się ukrywać. Mam serdecznie dość chowania się.
– Wiem. – Odsunęła się na odległość ramion. – Teraz będziemy w kontakcie, prawda?
– Jasne, mamo – zapewniłem.
– Wrócisz kiedyś? – Znów w jej oczach stanęły łzy.
– Tu jest mój dom. – Uśmiechnąłem się szeroko, szczypiąc ją w policzek. – Zawsze będę pamiętał drogę do domu.
– Mimo wszystko trochę za szybko zdecydowałeś się na wyprowadzkę – wtrącił ojciec z kubkiem kawy w dłoniach.
– Chcesz się kłócić? – Uniosłem brew. Mężczyzna podszedł do swojej żony.
– Nie, rób, co chcesz – powiedział bez entuzjazmu. – Jak zatrzymam cię siłą, to będziesz mnie nienawidzić, będziesz wkurzony albo uciekniesz, bo jesteś pełnoletni, a ja mogę tyle, co nic.
– Więc akceptujesz moją decyzję?
– Nie jestem z niej dumny, ale... wiem, że potrzebujesz tego. – Poklepał mnie po ramieniu. – Wiem też, że musisz iść swoją drogą, nawet jeśli próbowałem pomóc ci obrać zupełnie inną.
– Tato...
– Spokojnie, przecież mówię, że rozumiem. – Za gestykulował to dłonią.
– A co ze mną? Halo! – Ela przytuliła się do mnie.
– Boże, ty jesteś za wysoka, laska. – Zmierzwiłem jej krótkie włosy, które to sięgały jej teraz do ramion.
– A ty za chudy – Uszczypnęła mnie w bok. – Pamiętaj, że masz siostrę, która wymaga czasem braterskiego wsparcia.
– Och, pamiętam. – Zrobiłem minę myśliciela. – Jakby jakiś kutas cię zaczepiał, to powiedz, że twój brat przyjedzie mu wpierdolić.
Eleanor znów się do mnie przytuliła, a ojciec chrząknął, co miało mnie upomnieć. Słownictwo.
– Myślę, że nie tylko mój brat by wtedy przyjechał. – Mrugnęła do mnie. – Ktoś ma u mnie dług.
– O, proszę cię! – Odepchnąłem ją. – Nic nie jest ci dłużny.
– A chcesz się założyć? – Wyjęła telefon. – Zgarnęłam jego numer.
Chciałem wyrwać jej telefon, ale uciekła, wytykając na mnie język.
– O kim ona... – Ojciec próbował dopytać, ale widząc moją znudzoną minę, nawet nie chciał dokończyć. – Powodzenia.
Pożegnałem się z nimi i ruszyłem na lotnisko. To właśnie tam spotkałem osoby, których się nie spodziewałem.
– Mika? Nora? Co wy tutaj robicie? – Przybiłem sobie z nimi piątkę.
– Nie mieliśmy zbyt wielu okazji do spotkań, a ty już uciekasz. – Zaśmiał się mój pierwszy crush, tak sądze.
– Och, wybacz, że wolę świat niż was. – Mika mnie szturchnął.
– Wypraszam sobie!
– Dzięki... za wszystko. – Spojrzałem na niego z powagą, którą przebił gromkim śmiechem.
– Jestem zajebisty – powiedział do Nory. – Podziękował mi już setny raz, a ja nie mam dość!
– Raczej narcystyczny, ale jak wolisz. – Uniosłem ręce.
Pogadaliśmy chwilę, a potem ruszyłem do odprawy. To prawda, dziękowałem Mikaelowi chyba setkę razy, ale to było za mało, by wyrazić, ile mu zawdzięczałem. Podczas mojej miesięcznej śpiączki podziało się sporo, a w tym czasie Ethan mógł już się schować albo przerobić wszystko na winę Natha. Mój ojciec i Mika odegrali główne role, a ja tylko spałem i czekałem jak jebana księżniczka. No cóż, książę przy mnie był, ale pocałunek nie działał.
Zaśmiałem się na swoje własne irracjonalne myślenie. Z Theo nie miałem kontaktu. Kazałem mu czekać. Oczywiście napisałem do niego obszernego maila, gdzie oznajmiłem, że już się wybudziłem i ma na mnie czekać. Chciałem zamknąć sprawę z Ethanem, a drugi w tym czasie musiał uważać. Naprawdę ojciec uparł się na zeznania Nathaniela, a ja skutecznie wyperswadowałem mu to z głowy. Koniec końców liczyłem na to, że Theo mi ufał na tyle, że grzecznie poczeka. Oczywiście w tym czasie mógł znaleźć sobie nowy obiekt westchnień, ale ja i tak chciałem się z nim spotkać. No i go odbić. Komuś. Przecież za dużo z nim przeszedłem, by go teraz sobie odpuszczać, no proszę was! Jeśli czegoś chcę, dostaję to.
Po kilku godzinach podróży dotarłem w dobrze znane mi miejsce. Kamienica, którą już rzygałem. Liczyłem jednak, że nadal się tu ukrywał, bo jeśli nie, to miałem srogi problem z niespodzianką. Wszedłem na odpowiednie piętro i zapukałem w drzwi, które powinny być już wymienione, tak między nami mówiąc.
Długo czekałem na jakąś reakcję, a gdy westchnienie opuściło moje usta, a ciało prawie skręcało na powrót, drzwi się otworzyły. W nich ujrzałem zaspanego Theo, który z niedowierzaniem na mnie patrzył.
– No hej. – Uśmiechnąłem się szeroko.
Tęskniłem za nim. Od ponad pół roku go nie widziałem, ale ten prawie wcale się nie zmienił. Może lekko ułożenie włosów i delikatny zarost, który powinien był zgolić.
Chłopak po chwili wciąga mnie do mieszkania i zatrzaskuje drzwi, by następnie zamknąć mnie szczelnie w uścisku.
– Okay...
Klepnąłem go w plecy, gdy uścisk trwał zbyt długo i przestawał mi się podobać. Przyszedłem pogadać, a teraz nawet jego twarzy nie widziałem!
– Theo, kurwa, puścisz mnie?
– Jak cię puszcze to znowu gdzieś uciekniesz i zapadniesz w jebaną śpiączkę, każąc mi czekać, aż do mnie wrócisz. A potem nie wrócisz, a ja będę umierał z niepewności każdego pieprzonego dnia! – warczał w bok mojej szyi.
Jeśli tak patrzyć na sprawę, to miał rację, ale rozbawiło mnie to.
– Obiecałem, że wrócę. – Choć miałem wątpliwości czy w ogóle przeżyję, ale to przemilczę.
– Długo kazałeś na siebie czekać. – Odsunął się, ale tylko na tyle, żeby pocałować mnie w czoło.
–„Jak kocha, to poczeka" – zakpiłem.
– Chcesz mnie wkurwić? – Wreszcie mogliśmy patrzeć sobie w oczy.
– C'mon, ja zawsze cię wkurwiam. Taka moja rola w tej relacji. – Mężczyzna w końcu się zaśmiał.
– Na jak długo cię mam? – Posmutniał.
– A na ile chcesz? – Uniosłem brew.
– Na zawsze. – Spojrzał na mnie z czułością.
Gdy zobaczyłem jego prawdziwe zmęczenie, zrozumiałem, jak bardzo męczyło go to czekanie. Martwił się moim wypadkiem, a potem pewnie sprawą z moim milczeniem. Popełniłem błąd.
Przytuliłem się do niego.
– Przepraszam. Powinienem się odezwać, ale chciałem się skupić na tej sprawie z Ethanem.
Poczułem, jak chłopak zesztywniał. Odsunął mnie od siebie i spojrzał na mnie z irytacją.
– Co? Co załatwiałeś?
– Przecież ci o tym pisałem... – zdziwiłem się. – Ja i mój ojciec pociągnęliśmy Ethana do odpowiedzialności za zabicie waszej siostry i twojego chłopaka. Plus dostał za porwanie i usiłowanie zabójstwa mojej osoby. Na wszystko to miałem dowody. Byłem głównym oskarżycielem.
– Ach, no tak. – Przypomniał sobie, siadając na podłokietniku. – I jak?
– Dostał dożywocie. Próbował się wymigać, że niby jest Nathanielem, a nie Ethanem, ale mu to nie wyszło. – Podszedłem do niego i wsunąłem palce w jego przydługie już włosy.
– Co znaczy, że... To koniec?
– No chyba nie nasz? – Uniosłem brwi.
– Och, nie, skarbie, nie miałem na myśli nas. – Objął mnie ramionami. – Chodziło mi o Ethana.
– Tsa, raczej koniec. – Uśmiechnąłem się szeroko. – Więc jeśli nikt mi cię przez ten czas nie uwiódł, to mam propozycję.
– A jak ktoś to zrobił? – Zagryzł wargę.
– Musiałbym cię odbić. Nie oddam cię nikomu. – Szarpnąłem go za włosy, na co cicho mruknął.
– W tej chwili żałuję, że nikogo nie znalazłem... Ale jaką masz propozycję?
– Zamieszkajmy gdzieś... w lepszym miejscu niż to. – Zatoczyłem kółko palcem wskazującym. – Mam dość tej rudery.
– Skarbie, nie mamy kasy. – Zaśmiał się.
– Ja mam... – Zamrugał. – Wyjechałem obecnie w podróż dookoła świata, rodzice dali mi sporo kasy na start w życiu, plus dostałem odszkodowanie. Jestem obecnie bogatym dziewiętnastolatkiem.
– Kurwa – syknął, a ja się trochę przestraszyłem. – Niedługo mam trzydziestkę.
Uderzyłem go w tył głowy. Naprawdę myślałem, że za chwilę wykrzyczy, co mu się nie podoba, a jego ruszyło tylko nieuniknione starzenie się.
Już miałem iść do torby, ale ten pociągnął mnie za nadgarstek, przez co na niego wpadłem i oboje wylądowaliśmy na kanapie.
– O, taka wizja mi się podoba. – Zebrał mi włosy z czoła.
– Górowania nad tobą? – Uniosłem się na dłoniach.
– Miałem na myśli coś innego. – Zatopił swoje usta w moich, a ja omal nie straciłem tchu.
Zapomniałem już, jak cholernie przyjemne jest to uczucie. Brakowało mi go, gdy teraz na nowo tego posmakowałem.
– Masz wzwód. – Zauważyłem, sapiąc, bo obu nam zaczęło brakować tchu.
– Teraz rozumiesz moją wizję? – Wyszczerzył się.
– Mógłbym rozważyć jej realizację. – Mrugnąłem.
– Masz pecha, bo ja mam zamiar ją zrealizować właśnie teraz.
– Przestań! – Zacząłem się śmiać, gdy znowu wylądowaliśmy między stolikiem a kanapą. – Mam dość tego miejsca.
– Czemu? Sam się do mnie tutaj dobierałeś – przypomniał.
– Właśnie dlatego nienawidzę tego miejsca, Nath. Wynajmujemy coś nowego, mam dość tamtego życia. Teraz jesteśmy legalni i nie musimy zachowywać się jak szczury. – Westchnąłem, a chłopak zmrużył oczy, oblizując wargi. – Znam tę minę. Co jest?
– Właściwie od dziś naprawdę możesz do mnie mówić „Theo". – Uniosłem brwi, co dało mu do zrozumienia, że ma to wyjaśnić. – Zmieniłem swoje dane w urzędzie. Od teraz nie ma już Nathaniela. Jest tylko Theo. Zostawmy tamto za nami i budujmy coś nowego.
Uśmiechnąłem się do niego.
– Z przyjemnością, Theo.
– Kocham cię, Alex. – Zagryzł moją wargę.
– Zjebałeś, Nath.
Komentarze
Prześlij komentarz