Claws of Love Cz.5
– Powinienem? – Podparłem sobie podbródek na wnętrzu dłoni, gdy z piętra zerkałem na parter, gdzie to mój ojciec odbywał ważne spotkanie z jednym ze swoich informatorów.
Uznałem, że jest to o tyle ciekawe, że powinienem posłuchać. Moje plecy już cierpiały przez to garbienie się nad balustradą, ale to było raczej małoistotne. Z ciekawszych informacji był chociażby wyjazd mojej matki wraz z Eleanor. Tak, zostałem w domu z Charlesem i Theo. Przeczuwałem, że mój ojciec lada moment dostanie swoje ważne informacje i również skupi się na pracy. Takim oto sposobem zaplanowałem sobie nocowanie u Mikaela. Postanowiłem zmienić swoją taktykę i zacząć brać garściami co daje życie.
– Wiem, co mam robić, Max. – Zerknąłem w lewą stronę, gdzie Theo najwidoczniej również toczył batalię z kimś przez telefon. – Wszystko idzie zgodnie z planem, więc nie mów mi... Zamknij się, bo uszy mi gniją.
Mimowolnie prychnąłem na jego słowa. Mężczyzna raczył wreszcie zwrócić na mnie uwagę i niemal od razu zakończył rozmowę.
– Co tu robisz? – Spojrzał na mnie podejrzliwie.
Kiwnąłem głową w stronę ojca, który był piętro niżej. Theo nieznacznie odetchnął, jakby oczekiwał dużo gorszej prawdy.
– Czy nocowanie u kumpla to także... no wiesz... czy ty też musisz tam być? – Jego usta przybrały paskudny uśmiech, więc postanowiłem jednak nie drążyć.
Zszedłem na parter, by znów odwiedzić pracownice w kuchni i wrzucić coś lekkiego na ruszt. Wszedłem tak raptownie, że kilku kobietom wszystko wyleciało z rąk. Nie zdążyłem zauważyć niczego więcej, bo Stepha dobiegła do mnie ze ścierką, którą zaczęła mnie okładać.
– Tyle razy mówię, masz wołać, a nie tu wchodzić! – Zaśmiałem się lekko.
– Chcę zjeść coś zdrowego. – Wyprostowałem swoje zgniecione ubranie. – Owoce?
Stepha westchnęła ciężko i spełniła moją prośbę. Usiadłem przy blacie, kradnąc jakieś małe kawałeczki warzyw spod noża jednej z kucharek. Kobieta posłała mi lekki uśmiech, co odwzajemniłem, gdy nagle coś huknęło mi pod nosem. Stepha położyła talerz z takim impetem, że przełknąłem ślinę. Ta kobieta była straszniejsza niż ci bandyci, którymi zajmował się Charles.
Po skończonym posiłku zadzwonił do mnie Mika. Ustaliliśmy szczegóły mojego nocowania u niego. Dowiedziałem się, że chłopak zaprosił kilku kumpli, ale tylko na wspólne granie. Ucieszyłem się, bo chyba jednak wolałem wchodzić w ten świat małymi krokami. Tak zamyśliłem się tym wszystkim, że na zakręcie na kogoś wpadłem. Poczułem mocne objęcie i niesamowite ciepło drugiego ciała. Chwila, co?!
Odepchnąłem się od mężczyzny, od razu rozpoznając perfumy Theo. Ten tylko patrzył na mnie z uniesionymi brwiami i rękoma w bezruchu.
– Czy ty właśnie... – Odchrząknąłem, więc przerwał.
– Nie wiem, co sobie ubzdurałeś, ale nie idziesz ze mną na nocowanie. Ojciec idzie do firmy, więc ja mam zamiar to wykorzystać, rozumiemy się? – Spojrzałem na niego, grożąc mu palcem.
Ten kiwnął tylko nieznacznie, a ja czym prędzej poszedłem do swojego pokoju. Musiałem przygotować się jakoś mentalnie na nocowanie poza domem.
~*~
– Jesteś pewien, że mnie nie potrzebujesz? – Spojrzałem na Theo z politowaniem.
Pakowałem się do samochodu, a ten usilnie próbował mi wmówić, że nic by się nie stało, gdyby czekał w aucie do rana. Tak, no oczywiście.
– Posłuchaj. – Otworzyłem drzwi od strony kierowcy i usiadłem na utęsknionym fotelu. – Skoro ja jadę na spotkanie z kumplem, to i ty możesz się jakoś rozerwać, wiesz?
– Mógłbym, gdybyś był obok. – Zaplótł ramiona, patrząc na mnie ze śmiertelną powagą.
– Wtedy byś się martwił, czy ktoś mi czegoś do drinka nie dosypuje. – Prychnąłem.
– Moglibyśmy posiedzieć w domu.
– Wkurwiasz mnie, po prostu potrzebuje przestrzeni, jasne? – syknąłem. Chłopak zmrużył powieki w ten sam, mrożący krew w żyłach, sposób. – Wrócę na dwunastą w południe.
Zamknąłem okno i odpaliłem silnik. Cholera, w tej swojej złowrogiej minie naprawdę mnie przerażał. Już nieraz mi udowadniał, że jego słowo i zdanie jest na wierzchu, więc powinienem się dostosować. Coś czuję, że pewnego dnia będzie bardziej trzymał z moim ojcem, a nie ze mną. Może jednak powinienem bardziej zacieśnić z nim relacje?
Nie chciałem się nad tym długo zastanawiać, bo zaraz dopadłyby mnie jakieś dziwne wyrzuty sumienia, dlatego skupiłem się na drodze, która nie była długa. Po jakichś dziesięciu minutach zaparkowałem swoje auto na podjeździe domu Mikaeli. Wziąłem jeden duży wdech, by jakoś się przygotować do nadchodzącej zabawy. Wysiadłem i ruszyłem do drzwi. Chciałem zapukać, ale gdy moja dłoń była już w powietrzu, nagle drzwi zostały otwarte przez właściciela.
– Nie, żebym czekał, co nie? – Zaśmiał się i wciągnął mnie do środka.
Rozpoznałem w dwójce obecnych chłopaków przyjaciół Mikaela. Przywitałem się z nimi na luzie, choć wewnątrz wszystko mnie ściskało. Cholera, zdecydowanie nie czułem się tego dnia najlepiej.
Po godzinie dołączyło jeszcze dwóch chłopaków, którzy byli starsi od nas o dobre cztery lata – podwójny stres dla mnie. Na szczęście, gdy wypiłem jedno piwo przez nich przyniesione, od razu się rozluźniłem. Najwidoczniej musiałem przywyknąć do tych ludzi... albo wypić coś procentowego.
Zabawa trwała w najlepsze i sam nie wiem, kiedy na zegarku wybiła północ. Było mi już wszystko jedno czy będę tu nocował sam, czy razem z wszystkimi. Każdy z osobna okazał się bardzo fajnym człowiekiem, a niektórzy mieli zbliżone poglądy do moich.
Nagle poczułem na sobie czyjeś ramie, więc spojrzałem na twarz Davida, który był nieźle podpity.
– Gdybyś był bardziej otwarty, to miałbyś lasek na pęczki, ty wiesz? – Wszyscy zaczęliśmy się śmiać z jego bełkotu.
Ja dodatkowo czułem się rozbawiony faktem możliwego posiadania większej adoracji. Co za żart.
– Oho, to pewnie Nora! – Mika klasnął w dłonie i poderwał się na równe nogi, gdy usłyszał dzwonek do drzwi.
Poczułem, jak zasycha mi w gardle, ale zignorowałem ten fakt. Bardziej byłem zaciekawiony wizytą kolejnej osoby.
– Kto to kurwa Nora? – Zirytował się David.
– To nie czasem najlepszy przyjaciel Miki z podstawówki? – wtrącił jeden z chłopaków.
Nikt nie zdążył potwierdzić lub zaprzeczyć, bo w pokoju pojawiła się dwójka brakujących. Moje usta lekko się rozchyliły, gdy zobaczyłem Norę. Jeśli David był cztery lata starszy, to Nora musiał mieć z czternaście lat.
– Dobra, to mój przyjaciel Nora – przedstawił go. – Nora, to moi kumple.
Zaczął każdego z nas przedstawiać, zostawiając mnie na koniec. Blondyn, bo nowoprzybyły był blondynem, przywitał się z nami krótkim „hej", dołączając do zabawy. Nigdy nie przypuszczałem, że czas może tak szybko płynąć, ale może. Żaden z nas nie był zmęczony, żaden nie narzekał na brak alkoholu, a tematy się nie kończyły.
Moja suchość w gardle stała się tak upierdliwa, że musiałem skoczyć do kuchni i napić się zwykłej wody z kranu. Przy okazji postanowiłem sprawdzić telefon, gdyby ktoś jednak odkrył, że jestem bez Theo. Na ekranie wyświetlało się powiadomienie o wiadomości właśnie od mężczyzny. Zrobiłem harmoszkę z ust przy wypuszczaniu powietrza i niechętnie zajrzałem w treść. Nie zdążyłem jednak odczytać, gdy nad sobą zobaczyłem długą rękę, sięgającą coś z szafki. Serce przyspieszyło bicia, a suchość się nasiliła. Co.To.Ma.Kurwa.Znaczyć.?!
– Tęsknisz za kimś? – zażartował Nora. Spojrzałem na niego z rozbawieniem, ale gdy tylko się zorientowałem, że jest bliżej, niż powinien, to od razu się cofnąłem.
Czułem się cholernie dziwnie, jakby moje wnętrzności zrobiły sobie gimnastykę, a serce było ich trenerem. Nasze gapienie się na siebie przerwał charakterystyczny dźwięk odbezpieczania broni. Spojrzałem przerażony w stronę wejścia do kuchni i zmarłem, gdy zobaczyłem Mikę z bronią wycelowaną w naszą stronę. Jego mina wskazywała powagę, niemalże śmiertelną.
Nim się zorientowałem, chłopak pociągnął za spust...



Komentarze
Prześlij komentarz