Ethereal Vintage Cz.10 Riley


Koszmar ojcostwa

Patrzyłem na mojego towarzysza i nie dowierzałem. Czy aby na pewno mój słuch mnie nie mylił? Co prawda Alec za bardzo nie mówił o swojej rodzinie, wiedziałem tyle, ile musiałem. O rodzicielce nie mówił nic, ani słowem. Jedynie raz ogólniko stwierdził, że posiada tylko ojca. W pewnym sensie brałem to za „zmarła mi”, ale nigdy nie przypuszczałem, że spotkam ją osobiście. Ten dzień był coraz gorszy. Nie dość, że musiałem coś udawać, siedzieć w nielubianej restauracji, to jeszcze moją dobrą zabawę z Griggiem miała zaprzepaścić jego żona... była? Nawet tego nie wiedziałem! Byłem balastem, czułem to cholernie już od progu.

– To ja spadam – rzuciłem, odwracając się.

Poczułem szarpnięcie Aleca za ramię, więc wpadłem na niego.

– Ani się waż! – wycedził przez zaciśnięte zęby. – Obiecałeś mi!

– Pierdol się, Alec – prychnąłem. – Nie pisałem się na piątkowy obiadek z twoimi starymi i byłym. Spójrz – wskazałem na twarz – nie jestem zainteresowany graniem dobrego chłopca. Radź sobie sam, nie interesuje mnie to.

Chłopak rozluźnił uścisk, więc wziąłem to za przyzwolenie, ale wtem odezwał się ktoś po angielsku i wiedziałem, że to do nas, bo padło imię blondi. Zacząłem liczyć do dziesięciu, stając tak blisko wyjścia i to jeszcze twarzą do niego. Kilka kroków dzieliło mnie od zerwania się stąd daleko, jak najdalej, ale zamiast tego po prostu stałem.

– Hej.

Właściciel głosu znalazł się obok i zapewne już wymieniał czułościami z moim dawnym współlokatorem. Doliczyłem dziesięciu i odwróciłem się z uśmiechem. Pierwszy i ostatni raz kogoś zgrywałem. Jeśli miało się to nie udać, to chociaż zniszczę tej czwórce życia i Alec pożałuje, że jednak mnie zatrzymał.

Za mną stał Cordian, który mierzył przyjaciela wzrokiem i zmarszczył brwi. Coś go zastanawiało, a mnie miał w poważaniu. Zjebałem.

– A ty co tu robisz? – Za chłopakiem stał Grigg, a mój uśmiech stał się nawet szczery.

Zarzuciłem ramię na barki Aleca, co go lekko zdziwiło, ale przecież to on kazał nam grać.

– Dostałem zaproszenie, teściu! – Udałem poruszenie. – Miło cię wreszcie spotkać osobiście.

Mężczyzna spojrzał na syna, szukając jakiegoś poparcia czyichś słów, więc chłopak ostatecznie się poddał. Wyglądał konserwatywnie, choć na karku zapewne już wisiało mu pięć dyszek. Był starszy od mojego ojca o kilka lat, ale po moim wcale nie było widać wieku. Wciąż zachowywał się jak casanova i czerpał z życia garściami. Facet przede mną nie dość, że był sypiącym się staruszkiem, to jeszcze ubiór go pogrążał. Nie były to najnowsze rzeczy, strzelałbym na porządnie znoszone.

– Tak, zaprosiłem Rileya. Usiądźmy i nie róbmy zamieszania.

Dotychczas wiele par oczu było skoncentrowanych na nas. Zapewne nie wszyscy na sali znali angielski, którym cała nasza grupa się biegle posługiwała, ale i tak byli zaaferowani. Geje na środku, jakaś aferka. Rozlew krwi był w cenie, wszyscy chcieli obejrzeć spektakl przed jedzonkiem!

Znacie to uczucie, gdy idziecie do pracy, odbębnicie dwie godziny, po czym zwalniacie się z szarmanckim uśmiechem u szefowej, a potem znajdujecie się po środku cyrku? Nie? Zazdroszczę wam, skurwysyny i życzę takiej sytuacji.

Poszliśmy z Aleciem do stolika, gdzie już usadowił się Cordian po mojej lewej, a naprzeciwko znajdowali się państwo Grigg. Chyba... a może kobieta nosiła inne nazwisko? Starsi popatrzyli na nas dziwnie, może nawet trochę ze wstrętem, ale panowali nad sobą, więc skierowałem się w stronę Cordiana.

– Yo – przywitałem się. – Jestem Riley Lee i wiele o tobie słyszałem.

– Serio? – Spojrzał zaskoczony na Aleca. – Ja o tobie tylko przelotnie i to jeszcze bez rewelacji o byciu w związku. Ale miło poznać.

– Nie tylko ty jesteś zaskoczony – szepnąłem, ale blondyn najwidoczniej postanowił mnie skarcić.

– Riley, a czy ty możesz? – powiedział po koreańsku. – Zostałeś, więc panuj nad słowami.

Popatrzyłem na niego z drwiną i odpowiedziałem mu w swoim ojczystym języku.

– Nawet nie wiesz, że nie siedzę przy tobie jako towarzysz, tylko wróg – zniżyłem głos. – Nadepnąłeś mi na odcisk, blondi i pożałujesz.

Chłopak przełknął ślinę. Bał się, ale zaraz spojrzał na swoją matkę z furią wypisaną na twarzy.

– Co ty tutaj robisz?

Domyślił się, że to ona najbardziej mnie zirytowała swoją obecnością i brak podstawowej wiedzy o jej istnieniu? Najwidoczniej. Trudno mi to dziś ocenić, wybaczcie.

– Alecu, to ja zaprosiłem tutaj mamę... – wsparł żonę. Czy kogoś.

– Po co? – spytał, nie odrywając wzroku od kobiety. – Mieliśmy spotkać się sami.

– Mógłbym rzec to samo – odparł, kiwając na mnie.

To nie było wybitnie subtelne jak na mój gust.

– Przyprowadziłem go jako swojego partnera! – oburzył się. – A z matką ledwo zaczęliśmy kontakt, spotkanie miało poczekać!

– Dobrze wiesz, że nie akceptuję waszej znajomości, a również chociaż o jego obecności nie uprzedziłeś!

Miałem wrażenie, że wraz z Cordianem bierzemy udział w ciekawym wydarzeniu. Oglądanie kłótni tej dwójki było czymś... nowym. Wszystkie ich rozmowy były bardzo czułe i ciepłe, nigdy na siebie nie krzyczeli. Dodatkowo Alec kochał ojca ponad życie. Aż sam nie wiedziałem, czy powinienem dorzucać swoje pięć wonów. Na razie postanowiłem milczeć i po prostu ukradkiem zerkać na Cora.

Chłopak wyglądał na równie zszokowanego, a może nawet bardziej. Najwidoczniej sam widział, że coś tu ostro było nie tak, jak powinno. Jego idealnie przystrzyżone brązowe włosy wyglądały na delikatnie mokre od potu przy nasadzie. Ubrany w zwykłe ciuchy, żadnego garnituru, w którym najczęściej podobno go widywano.

– Alec... – odezwała się kobieta, przecinając nieme spojrzenia męża z synem. – Nie przyszłam tutaj, żeby się kłócić i słuchać kłótni. Może coś zamówimy i zaczniemy od nowa to spotkanie?

– Jestem za – poparł Cordian. – Alec, uspokój się.

– Właśnie, ja też jestem za. – Potarłem dłonie. – Panie, Grigg, proszę się uspokoić i rozmawiać ze mną, jeśli ma pan jakiś problem.

Zgromił mnie spojrzeniem, ale ja swoim wcale nie uciekłem. Przyszedłem tu z zamiarem rozjuszenia tego starca i ani mi się śniło odpuszczać. Co więcej, po tej całej spinie nawet się nie wahałem.

– Riley, nie dolewaj oliwy do ognia – ostrzegł Alec po koreańsku.

– Jeszcze nawet nie zacząłem! – odpowiedziałem ze śmiechem.

– Płynnie mówisz po koreańsku – zagaił Cordian. – Nawet nie wątpiłem, że się go nauczysz.

Chłopak był spostrzegawczy; wyczuwał kolejną burzę w powietrzu, więc wolał przerwać naszą intymną wymianę zdań w obcym dla nich języku i po prostu zrzucić ją na inny tor.

– Och... – speszył się. – Riley mnie sporo nauczył, ale wziąłem też korki. On często się nabija, zamiast mnie poprawiać.

– Bo często mówisz zabawne rzeczy!

W końcu pojawił się kelner i zaoferował nam napoje na dobry start. Wszyscy spoglądali w menu w milczeniu, a ja zamiast tego poprosiłem do siebie bibimbap. Wszyscy spojrzeli na moje zamówienie, jakbym rzucił zaklęcie. Dopiero do mnie dotarło, że niezbyt starsze państwo rozumieją, co znajduje się w tej karcie. Pamiętałem, że jest ona po angielsku, ale same nazwy pozostały koreańskie z fonetycznym zapiskiem obok dla obcokrajowców.

– Nawet nie spojrzałeś do karty... często tu bywasz? – zagadnął Cordian, gdy kelner odszedł, dając reszcie więcej czasu.

– Bywało się tu i tam.

– I ty się dziwisz, że nie masz kasy.

Alec doskonale wiedział, gdzie wbić szpile i to w taki sposób, aby każdy przy stole wiedział, co mówi.

– Och, przerzucamy się na angielski, kotku? Na pewnego tego chcesz? – rzuciłem mu jawne wyzwanie.

Znów przełknął ślinę, sprawiając, że nieufność została zasiana w każdym.

– Kłócicie się... – Cordian bardziej stwierdził, aniżeli spytał. – Coś się stało?

– Nie wiem, spytaj Aleca – poleciłem. – Blond manipulator.

Napiłem się łyk wody, która uprzednio została przyniesiona przez kelnera. Na tacy znajdowały się też inne napoje dla reszty, bardziej „europejskie” mógłbym rzec.

Chłopak spojrzał na swoje przyjaciela z ciekawością.

– Rileymu zmienia się humor dość często – odparł ze wzruszeniem ramienia. – Chociaż może gryzie go jego nowy współlokator. Ja wiem, że będą z nim problemy, ale on jest ślepy.

– No co mi jeszcze powiesz, panie ucieknę do innego kraju przed przyjacielem? – Odwróciłem się do niego frontem, a plecami do Cordiana.

Alec rozszerzył na mnie powieki, jakbym tym razem zadał śmiertelny cios w tę napiętą atmosferę.

– Jak możesz teraz tak mówić? – powiedział na powrót po koreańsku.

– Zdecydujesz się, czy twoi goście mają słyszeć naszą rozmowę, czy jednak ojebiemy im dupy za plecami? – sarknąłem po angielsku. – Alec, to ty kazałeś mi tutaj przyjść, ja mogę wyjść, z czego niezmiernie ucieszy się staruszek.

– Za grosz nie masz kultury – wtrącił Grigg, więc to na nim teraz skupiłem uwagę. – O cokolwiek pokłóciliście się poza naszymi uszami, powinno tam pozostać.

– Mam grać miłego? – Zaśmiałem się, akcentując to słowo, aby trafiło do blondyna. – Mam ciekawsze rzeczy do robienia, mogę milczeć.

– To zamilcz! – Zacisnął dłoń w pięść.

Pokazałem gestem, jak zapinam swoje usta na suwak i opadłem na oparcie krzesła. Alec odetchnął głęboko, aby na pozór przybrać spokojny wyraz twarzy.

– Mogę wam coś zamówić, jeśli się nie znacie. Wiem, co mniej więcej powinno wam zasmakować.

– Zdam się na ciebie. – Uśmiechnęła się do syna, zamykając kartę i odstawiając ją na bok. – To może powiesz, jak idzie ci w szkółce? Tata opowiadał, że przygotowujesz młodzież do konkursu, to prawda?

Alec popatrzył na ojca z wyrzutem, ale nie zignorował próby nawiązania rozmowy przez matkę.

– Tak. Dobrze nam idzie, to wyczerpujące, ale sprawia satysfakcję.

W jego uśmiechu było bardzo mało sympatii, więcej napięcia i złości.

– Wpadniesz kiedyś do Londynu? – Grigg odchrząknął, zanim przemówił. – Na pewno wszyscy tęsknią.

– Och, jasne! – zapewnił ochoczo. – Słyszałem, że Noah i Ash szykuję wesele, więc na pewno wpadnę przedtem z wizytą.

– Tak, to prawda – zaśmiał się Cordian. – Joe ćwierka w firmie, że wreszcie jego ukochany przyjaciel się statkuje.

– Ciekawe kogo zaproszą. – Alec oparł się niekulturalnie o stół łokciami, kompletnie pochłonięty rozmową. – Harry podobno już nie ma problemu do ich związku, ale i tak zapewne ukrywa pod skórą prawdę. Nigdy go nie poznałem, ponoć straszny chuj z niego był.

– Nie nazwałbym tak tego – wtrąciłem, co przykuło ich uwagę.

– Jak to? – Alec zmarszczył brwi. – Chwila, wiesz, o kim mówimy?

– Harry Endicott, starszy brat Ashkora.

Usta blondyna rozchyliły się delikatnie z oszołomienia, ale to nie on pierwszy zadał pytanie, na co liczyłem.

– Ashkora też znasz? – drążył Cor. – On aż tak popularny?

– Nigdy nie poznałem go osobiście – odpowiedziałem. – Znam go z opowieści Harrego, jako cudownego chłopaka z talentem do pisania. Być może wiele się od tego czasu zmieniło, w końcu słyszałem to jakieś... – zacząłem dumać – sześć lat temu. Ale czas leci!

– Świat jest cholernie mały – skwitował. – To ja znam tylko Ashkora, a jego brata z opowieści mojego ojca, który to twierdził, że chłopak ulotnił się w wygodnym dla siebie momencie.

– Och, to prawda. – Przybliżyłem się do stolika. – Harry był bardzo specyficzny, ale i tak poznałem go dopiero po siedmiu latach od tego incydentu. Co więcej – uniosłem palec – facet już wtedy był homofobem i gdyby nie fakt, że wtedy jeszcze byłem nawet kulturalny – spojrzałem na Grigga – to pewnie sam lałbym pedałów na ulicy.

– Nie jesteś gejem od wtedy? – Cordian zmarszczył brwi, by zaraz się poprawić. – Chodzi mi, że dopiero niedawno odkryłeś swoją seksualność?

– Jakieś trzy lata temu... plus minus. Wcześniej byłem szczęśliwym mężem cudownej kobiety.

Akurat w tym momencie wrócił kelner po resztę zamówień, więc Alec otrząsnął się z oszołomienia i złożył je po koreańsku. To chyba zaimponowało kelnerowi, ponieważ posłał mu szeroki uśmiech i z pewną dozą radości odszedł.

Facet przerwał Cordianowi poznawanie mojej osoby. Trudno mi było określić, czy robi to szczerze, czy może chciał być po prostu miły i rozładować napięcie. Aż dziw brał, bo do tej pory miałem go raczej za oziębłego. Alec twierdził, że przez lata pracy w biurze nabawił się lodowatej służbistości, a tu proszę, był zupełnie inny.

– Jak tutaj ludzi łatwo zachwycić.

Najwidoczniej nawet pani Grigg to dostrzegła, skoro tak to skomentowała. Wyglądała na zmęczoną, choć dość łatwo spod tej maski wydobywało się zirytowanie. Może największe pozory stwarzała właśnie ta kobieta? Niby chciała pojednanie i spokoju, ale to ona najwięcej miała do powiedzenia? Próbowałem jakoś sobie wytłumaczyć, dlaczego Alec nigdy nie wspominał o mamie, a na jej widok był roztrzęsiony. Musiała się mu czymś zrazić, a ja nie miałem dość egoizmu, żeby spytać od razu o to.

– Przepraszam, że tak wprost – zwróciłem się do niej, na co Alec spiął się jak struna – jak się pani nazywa? Alec nigdy nie mówił o mamie, jedynie o ojcu.

Widziałem zawód w jej oczach, ale też swego rodzaju uśmiech zdradził, że się tego spodziewała. Musieli mieć koszmarne kontakty, skoro na dzień dobry się pożarł o nią z ojcem, z którym się nie kłócił, aby ówcześnie przez pół roku nie pisnąć o niej słówka.

– Nazywam się Zoey Abbot – przedstawiła się. – Jestem rozwiedziona z ojcem Aleca, mieliśmy sporo konfliktów, więc to pewnie dlatego o mnie nie mówił.

– Nie waż się oceniać, skoro ty też masz złe kontakty z ojcem – powiedział ze znużeniem, gapiąc się w szklankę.

– Co mnie to obchodzi? – odpowiedziałem z przekąsem. – Moja rodzina jest pojebana, nie interesuje mnie twoja.

Zaśmiał się, tym razem bardziej szczerze i z ulgą. Popatrzył na mnie z większym spokojem. Najwidoczniej oboje rozładowaliśmy napięcie, które się w nas kotłowało od samego wejścia. Każdego było spowodowane czymś innym, ale finał był ten sam. Bez rozlewu się nie obyło.

– Już się pogodziliście? – spytała Zoey.

– Kłótnia z Rileym zawsze grozi śmiercią. – Wskazał na mnie kciukiem, gdy się do nie zwracał. – Ten człowiek jest bardzo niebezpieczny, gdy się go wkurwi. Staram się tego nie robić, ale widok waszej dwójki mnie podburzył, więc... Przepraszam za nas.

– Wypraszam sobie, ja nie żałuję swojego zachowania.

– Riley.

– Jestem grzeczny.

Zaczęliśmy się obaj śmiać i widać było też cień uśmiechu u Cordiana. Ewidentnie złapaliśmy jakąś nić porozumienia, choć spodziewałem się większej nieufności z jego strony. Jak mogłem tak go ocenić na spokojnie, to nie wyglądał mi na geja... na Bi również nie. Co prawda nie można tak tego ocenić gołym okiem, bo nie każdy facet ma więcej pierwiastków kobiety w sobie, ale od niego emanowała zupełnie inna aura niż od gejów, których do tej pory spotykałem. O ironio, nawet rudy takową emanował, a znałem go od kilku dni! Trudno byłoby mi uwierzyć w jego nagłą uległość w stosunku do facetów, ale życie bywało przewrotne i coś o tym wiedziałem.

Nasze zamówienia do nas dotarły i wreszcie zajęliśmy się jedzeniem. Moja czujność została uśpiona, zamiast płochliwego i rozdrażnionego zwierzęcia stałem się kulturalny – na miarę możliwości – i dyskutowałem bez konieczności wprowadzania negatywnej atmosfery. Alec również przestał być złowrogi w stosunku do matki i zaczął z nią prowadzić ożywioną dyskusję o tańcu. Przysłuchiwałem się temu z zaciekawieniem, bowiem od dawna nie siedziałem w tak dziwnej i jednocześnie rodzinnej grupie. Państwo Grigg niby po rozwodzie, ale potrafili ze sobą współgrać. Alec również schował urazy do kieszeni, a Cordian stwarzał pozory dobrego przyjaciela i brata. Nawet mnie gdzieś zakuł fakt, że nie czuł się zazdrosny o blondyna. On naprawdę nie kochał go pod tym względem i, tak jak planował Alec, to spotkanie mogło być zwieńczeniem niedomówień w ich relacji. Szkoda, ale życie bywało okrutne.

Skoro o okrucieństwie mowa; po jakichś dwudziestu minutach, gdy siedziałem cicho i tylko się przysłuchiwałem, usłyszałem głos małego dziecka za sobą. Włosy na karku mi się najeżyły, bo znałem ten głos, jego oraz jego matki.

– Tata!

Odwróciłem się zaalarmowany, krzyżując swoje spojrzenie z Yunhee, która trzymała naszego syna za rękę. Rozmawiała ze swoim ojcem, ale przerwali, gdy mały wydarł się w moim kierunku, a chwilę później zerwał z więzów matki i zaczął biec do mnie. To zdecydowanie był koszmar. 



~awenaqueen~


Komentarze

Popularne posty