Ethereal Vintage Cz.13 Riley


Zwierzyna i potwór

Pozwólcie, że teraz zrobimy sobie hop do przodu i pominiemy kilka naprawdę nudnych dni. Nie, żeby moje życie w ogóle ciekawe było, ale rozumiecie aluzję. Chyba. W każdym razie zapraszam was na dwudziestego maja, czyli sobotę. Tydzień minął mi dość szybko, a gdy wleciałem w wir pracy, to nawet czasu pomyśleć nie miałem. Yunhee milczała, było mi to na rękę. Powróciłem do dawnego trybu życia pt. „wcale nie mam syna” i wszystko znów było super. Zanim wyrobicie sobie o mnie zdanie, tak, jestem gorszy od własnego ojca i nawet nie musicie nic mówić, robię to teraz za was. Widzicie, jaki ja wyrozumiały? Dostrzegam swoje wady! Kto powiedział, że trzeba je poprawiać?

Do rzeczy! Tego dnia wszystko było znacznie lepsze. Miałem w końcu iść na bankiet służbistów, słuchać o nowym kontrakcie dwóch zwaśnionych firm. Spełnienie marzeń w sobotni wieczór, czyż nie? Stanie pod krawatem, posiadanie aparatu przy dupie oraz piękną szefową u boku. No po prostu nikt mi nie wmówi, że nie można się uśmiechnąć. Chodziłem od rana z parszywym uśmieszkiem na ustach.

Co u moich współlokatorów? Nic nowego. Minyoon dostał upragniony towar, ja kasę. Wciąż pracował, szlajał się i wszczynał burdy, o czym świadczyły dwa sińce na twarzy. Że jeszcze go nie zwolnili to aż dziw. Jinwook również się ze mną mijał. Nie widziałem go więcej niż z dwa razy, a to stosunkowo mało. Z jednej strony się cieszyłem, a z drugiej chciałem znów poczuć ten przyjemny dreszczyk na ciele! No cóż, toksyczna walka samym ze sobą między sercem a rozumiem. Mimo wszystko miałem gdzieś zakorzeniony czujnik, który palił się na czerwono, gdy rudy był w pobliżu. Jego apatyczność się skądś brała. Dodajmy do tego opinię moich znajomych i mamy dziwny wynik. Co więcej, nawet Minyoon bardziej go akceptował, a wszystko, co akceptował ten dzieciak, było jebnięte.

Co do mojego psa to bez zmian. Wciąż tak samo mocno energiczny jak zawsze. Moje zdrowie psychiczne nienaruszone, wręcz polepszone dzięki niemu.

– Jeśli ubierzesz jakiś worek, to sama cię osobiście do jednego wpakuję – odparła ze stoickim spokojem.

– Spotkamy się na miejscu? – zmieniłem temat.

– Tak, skoro nie masz prawka.

Słyszałem tę uszczypliwość w jej komentarzu, ale postanowiłem nie rozpoczynać drażniącego tematu. Tak, nie wstydziłem się braku auta pod domem, ale też nie lubiłem za bardzo o tym dyskutować. W dwudziestym pierwszym wieku nieposiadanie prawa jazdy przez dorosłego mężczyznę było uwłaczające, ale wiecie gdzie to miałem? W poważaniu. Chcieliście mnie złapać, prawda? W dupie to ja nic nie mam, wybaczcie. Swoją drogą uważałem, że przejście się pieszo lub wsparcie komunikacji miejskiej było ciekawszymi opcjami. Na pewno oszczędniejszymi niż tankowanie i naprawa pojazdu. Ubezpieczenie go... tak, zdecydowanie nie chciałem w to inwestować. Szanujmy się.

– Gdyby ktoś płacił mi więcej... – sarknąłem, licząc, że tego nie usłyszy.

– Masz mi coś do powiedzenia? – Pomyliłem się.

– Że jesteś cudowną szefową, a cóżby innego?

Odpuściła, więc przeszliśmy do uzgadniania godziny spotkania i dalszego rozwoju sytuacji. Bankiet nie miał trwać długo, bowiem to był jeden z tych stonowanych aniżeli głośnych. Mieliśmy wejść, pogratulować, chwilę podyskutować, zebrać materiał i porobić kilka zdjęć. Na wszystko mieliśmy zezwolenie, ale uprzedzono, aby przyodziać się w stroje wizytowe. Wiedziałem jedynie, że kobieta ma zamiar ubrać suknie w kolorze lazurytowym. Próbowałem oczami wyobraźni sobie to zwizualizować, ale z marnym skutkiem. Artystą to ja nigdy nie byłem, więc nie będę tego przed wami ukrywał.

Po piątej wyszedłem ze swojego pokoju względnie zadowolony, że mój garnitur nadal pasuje. Względnie, bo to oznaczało, że wcale się nie zmieniłem. Niech świat jeszcze bardziej mi pokaże, że wszystko się zmienia, a ja jestem taki sam, śmiało!

– Wow.

Wzdrygnąłem się na głos Minyoona. Leżał na fotelu z nogami zwisającymi spod łokietnika. Wychylał łeb, aby dobrze mnie widzieć. W pomieszczeniu panował zaduch, a mały dymek unosił się zza fotela. Palił. Jednak po swądzie wnioskowałem, że była to zwykła nikotyna.

Podszedłem do niego bliżej, aby się na wszelki wypadek upewnić. Na stoliku stała butelka po soju.

– Na imprezę idziesz? Ty? – Nadal kpił, choć teraz odchylił głowę do tyłu.

Uśmiechnąłem się do niego.

– Tak, z kobietą, dasz wiarę?

Mina mu zrzedła, a po chwili usiadł normalnie i teraz mierzył mnie od stóp po czubek głowy. Nie wierzył mi, to pewne.

– Pierdolisz.

– Może się uda.

Wzruszyłem nonszalancko ramionami, co tylko zasiało w nim dodatkowej niepewności. Nie chciałem kazać mojej partnerce czekać, więc pozostawiłem brata w tym stanie i bez wyjaśnień. Po kilkudziesięciu minutach pod jednym z prestiżowych lokali w samym centrum Seul spotkałem się z JiEun. Wyglądała olśniewająco i musiałem to przyznać z ciężkim bólem. Już wcześniej mi się podobała ze swoim charakterkiem, ale teraz jeszcze bardziej pociągała fizycznie. Sukienka była do kolan, ale tak dokładnie ją opinała, że idealnie wyeksponowała jej atuty i zgrabne długie nogi. Jej proste włosy teraz były spięte z tyłu. Na stopach spoczęły sandały na wysokim koturnie z cienkimi paseczkami za kostkę. Na sukienkę przyodziała czarną marynarkę, ale ta zdecydowanie była dopasowana do kobiety. Krótsza i z rolą ozdobnika.

– Seksi – mruknąłem, stając obok niej.

– Nie najgorzej, buntowniku. – Poklepała mnie po policzku. – A teraz idziemy.

Podaliśmy ochronie nasze legitymacje, tym zajęło chwilę, aby zweryfikować nasze zaproszenie. Ostatecznie znaleźliśmy się w środku, a z moich ust wydał się cichy gwizdy. Kobieta zdusiła moje ramię, pod którym się opierała. Bankiet był bogatszy, niż przypuszczałem. Myślałem, że dwie zwaśnione grupy technologiczne nie dojdą do porozumienia. Tymczasem wszystko wyglądało... sztucznie. Więc wcale się nie pomyliłem.

– Jak można to aż tak podkreślać, żeby przekreślić? – szepnąłem na jej ucho.

– Liczyłeś na szczerość tego pojednania? – odpowiedziała, szukając kogoś wzrokiem. – Techma i RO nigdy nie będą sojusznikami. Jedni i drudzy tworzą sprzęt do esportu, ale obie mają podpisane kontrakty z wrogimi drużynami. Wszystko przemawiało na niekorzyść, nawet odwieczna wojna gamerów.

– Brzmi jak szambo, w które właśnie wdepnęliśmy – stwierdziłem.

Popatrzyła na mnie, jakby zawiedziona moim późnym odkryciem. Co mogłem poradzić, że o grach wiedziałem tyle, ile samemu grałem na konsoli? Drużyny esportowe nie były może mi obce, ale nie śledziłem ich poczynań z zaciekawieniem. Grali, wygrywali, przynosili chwałę. Lub odwrotnie. Moje życie nie uległo dzięki temu zmianie.

– Słyszałeś o tym ostatnim pożarze w RO? – dopytała, gdy stanęliśmy na uboczu. Najwidoczniej musieliśmy poczekać na odpowiednie osoby.

– Obiło mi się o uszy, ale zakazałaś o tym pisać. Dlatego? – Wskazałem głowa na tłum.

– Starałam się wtedy wkupić w łaski Techma – potwierdziła. – To głównie z jego polecenia tutaj jesteśmy, RO nie chciało dopuścić prasy. Doskonale wiedzą, że cały ten pożar to szwindel.

– Jak to? – Teraz byłem jawnie zaintrygowany.

Kobieta westchnęła z politowaniem.

– Przespałeś rok, czy co? RO celowo podpaliło swoje fabryki.

– Skąd ta pewność? Dochodzenie mówiło, że to seryjny podpalacz i to na dodatek został złapany. Okazał się nim być ktoś z Techma – przypomniałem jej, choć ta zdawała się doskonale o tym pamiętać.

– Spójrz na to z ekonomicznego punktu. – Odwróciła się do mnie frontem. – Samo podpalenie dla RO wygenerowało straty, jak myślisz, jak zareagowało na to Techma? – Wzruszyłem ramieniem. – Wyszczerzyli usta w uśmiechu. RO było nic nieznaczącym przeciwnikiem i dzięki temu, że ogłosiłoby upadłość, mogliby przekazać swoje kontrakty Techma.

– No tak... więc dalej nie widzę szwindlu.

– A gdzie jesteśmy teraz, Riley? – Wskazała niekulturalnie dłonią na pomieszczenie. – Po co Techma miałby podpisywać ugodę z RO, gdy ci i tak upadną i można mieć wszystko za darmo? W tym momencie Techma obiecuje wsparcie swoich konkurentów na rynku, po co? Tylko dlatego, bo jeden z nich podpalił konkurentów?

– RO się ugięło i poprosiło o pomoc skoro to z Techma winy?

– Dobrze. – Pstryknęła palcami przed moją twarzą. – A teraz poskładajmy części układanki. Jeśli RO celowo podpaliło swoje fabryki, pokazało swoją klęskę, mogli przyjść do Techma po odszkodowanie. Ci za drobną opłatą zgodzili się pomóc, ale w tym momencie kto ma większy zysk, skoro kontrakty wciąż są pod RO, a ci nie przynależą do Temcha, tylko podpisują ugodę i wsparcie?

– To bez sensu – zaśmiałem się. – RO wydyma Techma na każdym możliwym gruncie, wierząc twojej teorii. Techma są ślepi czy głupi?

– Techma są przede wszystkim zachłanni – przypomniała. – Założę się, że drobnym druczkiem oczekują od RO swoich przepisów na sukces, aby ci mogli odnieść go podwójnie. Techma chce wydymać RO na swój sposób, a RO od początku planuje obalić Techma.

– To jest popierdolone... nigdy więcej nie idę na takie bankiety. Wolę pstrykać zdjęcia zawodowcom po finałach, a nie konkurentom pod krawatem.

Uśmiechnęła się na moje słowa i wskazała ręką, aby iść się z kimś przywitać. Cała sprawa moim zdaniem nie była tak zawiła, jak wydawało się Jieun. Szwindel? Może, a nawet na pewno jakiś istniał, zazwyczaj pokojowe rozwiązania między grupami nie były czymś, co podpisywało się od tak. Złamanie się jednej grupy, bo rzekomo ktoś od nich był odpowiedzialny za podpalenie... niby dobry bajer, ale jeśli to wszystko kłamstwo, to w przyszłym roku szykowała się afera na skalę krajową.

Postanowiłem nie zaprzątać sobie głowy głupotami. Byłem tutaj głównie jako fotograf, to Jieun zajmowała się wywiadem. Przechodziliśmy od grupki ludzi do innej, starając się wywrzeć dobre wrażenie. Niektórzy na start wiedzieli, że rozmawiają z prasą, a inny brali nas za jakieś szychy, skoro weszliśmy na taką uroczystość. Prezesi dwóch firm na oczach wszystkich uścisnęli sobie dłonie, co od razu sfotografowałem. Po dziewiątej na sali pojawił się ktoś, kogo wielu się nie spodziewało. Serce zabiło mi szybciej, a usta rozchyliły się ze zdziwienia. Ten człowiek... był gwiazdą esportu, a przynajmniej takie głosy dobiegły zza mnie. Na moje nieszczęście, moja szefowa postanowiła zaczepić gwiazdę i podyskutować o zbliżających się jesiennych rozgrywkach. Przełknąłem ślinę, byle nie panikować w takim miejscu i czasie.

Chłopak podszedł do nas i obdarzył redaktorkę szerokim i szczerym uśmiechem. Miałem wrażenie, że pod moją nieobecność urósł z dwadzieścia centymetrów, w końcu teraz był ponad dwumetrowym gościem, a to ja miałem metr dziewięćdziesiąt! Zgolona głowa po prawej stronie, reszta włosów ułożona do góry na żel. Mały kolczyk w dolnej wardze, a oczy dalej bystre i przenikliwe. W końcu mnie dopadły. Zmierzył mnie wzrokiem, marszcząc brwi, jakby skądś zaczynał mnie kojarzyć. Po chwili się rozluźnił i już wiedziałem, że sobie wszystko przypomniał.

– Riley! – Przymknąłem na chwilę powieki, słysząc jego energiczny głos. – Nie widziałem cię typie od dobrych dziesięciu lat!

– O dziesięć za szybko, żeby znów się widzieć – skwitowałem.

Jieun popatrzyła na mnie z mordem, ale nie miałem teraz czasu się na niej skupiać. Liczyła się moja kolejna walka z przeszłością.

– Daj spokój! – Rozłożył ręce, jakbyśmy mieli zaraz sobie paść w ramiona. Widząc mój brak reakcji, opuścił je. – Zesztywniałeś.

– Mówi to koleś, który poszedł w najbardziej przyjemną pracę – wypomniałem. – Mogłeś zostać zawodowym bokserem.

– Szkoda szpecić moją twarz, wiesz? – Zaśmiał się. – Oj Riley, Riley... Pracujesz jako prasa? – Wskazał na aparat.

– Wybrałem zawód, aby łatwo zniszczyć twoje życie. – Uderzyłem go palcem w klatkę piersiową.

– Riley, przestań – upomniała mnie.

– Spokojnie, my się znamy ze szkoły. – Chłopak szybko wstawił się za mną, jakby zależało mu na mojej dobrej reputacji. – Dawniej mieliśmy na pieńku, ma prawo mnie nie lubić, chociaż... minęło dziesięć lat.

– Na wybaczenie trzeba zapracować. Czas nie zrobi tego za ciebie, a skoro tego nie rozumiesz, to jesteś tak samo głupi, jakim cię zapamiętałem.

– Wiesz, jaka jest różnica między tym mną a dawnym? – Skrócił dzielący nas dystans do granic możliwości. Nie cofnąłem się, a ten tylko się uśmiechnął. – Ten nie rozwiązuje problemów siłą. Rolę się odwróciły, co? Dawniej zrobiłbyś paniczny krok w tył, a teraz patrzysz na mnie jak dzikie zwierzę na zwierzynę... zmieniłeś się.

Cofnął się, dalej mając uśmiech na ustach. Nie widziałem w tym nic parszywego ani obrzydliwego. Naprawdę zachowywał się jak swoja lepsza wersja sprzed dziesięciu lat.

– To życie mnie zmieniło... jeśli mam dostać po mordzie to chociaż będę starał się zostawić podobne rany u napastnika.

– Kurwa, z takim tobą to bym się na soju wybrał! – Zaśmiał się w głos, wystawiając w moją stronę otwartą dłoń. – Tak jak mówiłeś, na wybaczenie za wcześnie, ale na zawieszenie broni... chyba najwyższa pora. – Patrzyłem na kończynę z wahaniem, aż nie dotarło do mych uszu zakończenie: – Przepraszam za gnojenie i wyzywanie twoich rodziców.

Byłem zaskoczony to za mało powiedziane. Chłopak wyglądał na kompletnie szczerego, aż robiło mi się na powrót niedobrze. W innych okolicznościach naplułbym mu w twarz, bo to, jakie miałem lata szkolne, były złem... nie był pierwszą ani ostatnią osobą, która uprzykrzyła mi życie. Nie zmienia to faktu, że niektórych rzeczy nie da się wybaczyć i zapomnieć.

Bez słowa uścisnąłem dłoń, a on zdawał sobie sprawę, że na tym nasza znajomość się kończy. Nie będzie wspólnego picia, pogadanki czy żalów. Nic nas nie łączyło i nie połączy.

Gładko powrócił do Jieun, dzięki czemu kobieta mogła przeprowadzić z nim wywiad. Pozwolił nawet zrobić z sobą zdjęcie i uwiecznić jego pojawienie się na pokojowym bankiecie w artykule. Sam stwierdził, bardziej towarzysko niż dla wywiadu, że przyszedł tutaj ze względu na Techma, z którym jego grupa miała kontrakt. Po dwudziestej drugiej w końcu mogliśmy opuścić te toksyczną imprezę. Szefowa nie wypytywała o moją przeszłość, albo niezainteresowana, albo z grzeczności. Zamówiłem dla nas taksówkę. Najpierw poleciłem odwieźć Jieun, a dopiero potem kazałem jechać pod moją kamienicę. Całość drogi w obie strony zajęła kierowcy do trzydziestu minut. Przed jedenastą byłem wreszcie w ciepłym mieszkaniu. Fiesta mnie nie witał, za to otwarte drzwi mówiły, że ktoś w domu jeszcze nie spał.

Poszedłem na piętro, gdzie to Fiesta na plecach spał na własnym posłaniu. Uśmiechnąłem się na ten widok, bo ten tylko leniwie otworzył na mnie oczy, a potem na powrót zamknął. Dziwny pies.

– Czy my jesteśmy twoimi sługusami od psa?

Usłyszałem głos brata, więc uniosłem wzrok. Chłopak siedział dokładnie na tym samym fotelu, na którym zastałem go przed wyjściem. Zapuścił korzenie, tak sobie mówiłem. Podszedłem do niego. Na stoliku był jeszcze większy bałagan w butelkach. Jakiś instynkt braterski kazałby spytać, co się dzieje, ale nie posiadałem go. Zamiast tego przy nas pojawił się rudy i zaczął mnie obserwować, przystając w miejscu. Fiesta o dziwo przyszedł z nim, choć to mój pies. Mogłem stwierdzić, że złapali jakąś silną więź porozumienia, ale nie zwracałem na to aż takiej uwagi, jaką powinienem. Przed chwilą spał, a teraz wstał dla rudego...

– Ktoś umarł? – spytał, co rozbawiło Minyoona do łez.

Pochyła się nad swoimi kolanami i zaczął kaszleć, gdy dym nikotyny całkowicie przeżarł mu płuca.

– Tylko jego godność – wskazałem na brata.

Podczas gdy brat walczył o każdy oddech, ja wymieniałem się z Jinwookiem spojrzeniami. Żadne z nas nie chciało odpuścić, aż zaczęło się robić bardzo dziwnie. Minyoon zdąży się uratować, ale nic nie wtrącił, dopiero nastąpiło to po kilku minutach.

– Jak już się rozebraliście w głowie, to idźcie się ruchać do sypialni, bo się zrzygam zaraz.

Pierwszy odpuściłem, strzelając siwego w tył głowy. Odsunął się i próbował mnie kopnąć, ale kiepsko mu to szło z procentami we krwi. Poza tym, jeśli zostawiłby na moich spodniach jakieś zabrudzenie, wypatroszyłbym go.

– Może, zamiast ingerować w moje podboje seksualne, znajdź sobie dupę, co? – odparłem z uśmiechem.

– Skąd wiesz, że nie mam? – Popatrzył na mnie z ignorancją.

– W takim razie musisz być chujowym kochankiem, skoro nie chce cię odwiedzać.

Uchyliłem się gwałtownie, gdy ten rzucił pustą butelką po alkoholu. Ta zderzyła się ze ścianą od jego pokoju i roztrzaskała się w drobny mak. Atmosfera w pomieszczeniu od razu zgęstniała. Nie miałem czasu sprawdzić reakcji naszego współlokatora, bowiem pilnowanie brata przed kolejnym atakiem agresji było pilniejsze.

– Nie każdy stawia seks na pierwsze miejsce, pedale – warknął, wstając z miejsca.

– W ogóle was nie rozumiem...

To jedno zdanie zdołało przełamać narastającą chęć walki między naszą dwójką. Oboje spojrzeliśmy na Jinwooka, który z taką samą obojętnością patrzył na nas. Nawet ta nagła oznaka furii nie przełamała jego chęci do wyrażenia zaniepokojenia zupełnie  tak, jakby się tego spodziewał.

– Nie próbuj – odpyskował mu.

– Jesteście rodziną, chociaż częściej skaczecie sobie do gardeł, niż rozmawiacie w spokoju – zaczął wymieniać. – To pierwsza rzecz, którą zauważyłem, ale jednocześnie coś, co mnie szokuje. Rodziny... powinny trzymać się razem, prawda?

– Pokrewieństwo nas nią nie czyni – prychnął. – To, że ojciec wtyka chuja w pizdę każdej napotkanej baby, nie oznacza, że każda ta baba będzie moją nową matką, wiesz? To, co z niej wychodzi po dziewięciu miesiącach, również nie ma miana rodzeństwa.

– Jak dobrze, że ty wyszedłeś później ode mnie – zauważyłem, za co dostałem ostrzegawcze spojrzenie braciszka. – Z twojej logiki wynika, że tylko ja jestem jego rodziną, a ty pchłą, która wylazła z macicy kurwy, którą spotkał po drodze, racja?

Pchnął mnie mocno, ale zaraz sprawnie chwyciłem jego nadgarstki. Trudniej byłoby go opanować, gdyby nie wlany w niego alkohol. Nie zahamowało to jednak jego chęci mordu mojej osoby i przerzucił swoje wsparcie na nogi. Wyprzedziłem go, z całych sił kopiąc w kolano. Krzyknął wniebogłosy, zaraz mnie puszczając. Z nas dwóch ja miałem ubrane buty od stroju, on był w samych skarpetach. Co to oznaczało? Większy ból zadany przeze mnie niż chęć zadania jego.

Syczał wyzwiska i starając się jakoś unormować oddech. Wyglądało to groźnie, mogłem złamać mu nogę. Wtedy dopiero zamrugałem i wyciągnąłem rękę, jakby nagle naszła mnie chęć na okazanie współczucia. To dziwne, nie czułem nic takiego. Minyoon wyprostował się, nie dostrzegając moich zamiarów i po prostu mnie wyminął, idąc do siebie. Kulał, ale nie wyglądało to na złamanie. Stałem chwilę z amoku. Czułem, że zrobiłem ten gest instynktownie i bardzo starałem się zrozumieć jego cel. Głosik mówił, że naprawdę zmartwił mnie stan brata, który sam wywołałem, ale to było tak irracjonalne, że nie mogłem tego zaakceptować. Rude włosy, które pojawiły się przy mnie, ocknęły mnie z otępienia. Patrzyłem na niego, jakby na jego twarzy wypisana była odpowiedź.

– Wiesz, czego jeszcze nie rozumiem? – spytał cicho, a ja nie odpowiedziałem. – Jak skrajnie macie różne znaczenia seksu. Czym on jest? Przyjemnością wiążącą się z uczuciem miłości do drugiej osoby i posiadania jej w całości? Zaspokojeniem potrzeb, które buzują w człowieku? A może silnym uczuciem, które okazuje się ukochanym?

Patrzyłem na niego z jeszcze większym osłupieniu. Mówił tak, jakby nigdy nikt mu nie wyjaśnił działania tego stosunku. Wydawał się równie pusty, co i niedoinformowany. Przypomniało mi to jego słowa, w których mówił o braku rodziny i znajomych... ale czy naprawdę było aż tak źle? W cały jego dwudziestoletnim życiu nie posiadł uczucia pożądania? Miłości? Przyjaźni?

Po całym dniu, po wszystkich zgromadzonych emocjach, nie potrafiłem dłużej balansować nad przepaścią. Moje zachowania były niewytłumaczalne, a myśli toczyły ze sobą gonitwę. Chwyciłem podbródek chłopaka w delikatny sposób, zbliżając swoje usta do jego.

– Musisz spróbować, aby posiąść własne znaczenie seksu. Nikt nie powie ci, czym ono ma dla ciebie być – szeptałem w jego usta.

Odpuściłem, cofając się o krok do tyłu. Wyminąłem go, chcąc wreszcie zdjąć ten przeklęty garnitur i ubrać się w coś luźniejszego do spania. Wszedłem do sypialni i zrzuciłem marynarkę. Wylądowała na oparciu krzesła od biurka. Zabrałem się za rozpinanie koszuli, gdy wyrwał mnie głos Jinwooka.

– Zrobisz to ze mną?

Odwróciłem się gwałtownie, niemal zapominając, jak się oddycha. Chłopak stał w progu z czymś, czego jeszcze u niego niedane mi było ujrzeć. Płochliwością. Miałem wrażenie, że jeśli zrobię najmniejszy ruch, to on ucieknie i nie wyjdzie z kryjówki. Stał spięty, podczas gdy dłoń przy jego ciele zdawała się minimalnie drgać. Jak takie słowa mogły przejść mu przez gardło, gdy ciało tak cholernie okazywało strach?

– Żartujesz? – spytałem w końcu. – Wcale tego nie chcesz.

– Co cię powstrzymuje? – drążył. – Dla ciebie to tylko przyjemność, prawda?

– Znajdź sobie osobę, którą pokochasz i z nią to zrób. – Odchrząknąłem, zaprzestając rozbierania. W jednej sekundzie poczułem się niezręcznie we własnym domu.

– Chcę znaleźć własne znaczenie seksu... ofiaruję ci swój pierwszy raz, jeśli ty mi pokażesz, że to wcale nie jest straszne i pozwolisz zrozumieć, dlaczego ludzie gotowi są zapłacić za ciało drugiej osoby na jeden raz.

Byłem w koszmarze, w którym to ja byłem potworem rzucającym się na niewinną istotę.



~awenaqueen~


Komentarze

Popularne posty