Ethereal Vintage Cz.16 Minyoon
Przeszukiwałem swój instagram w celu
odnalezienia dawnej inspiracji w moich obserwowanych. Dziewczyna miała talent i
własny zakład krawiecki. Gdyby nie fakt, że trochę wstydziłem się swojego hobby
i zamiłowania, to pewnie sam pracowałbym w jakimś. Poznałem już wiele osób na
swoim profilu, którzy mieli styl mocno podobny do mojego. Wyobrażacie to sobie?
Nie byłem zjebem, więcej ludzi lubiło szmaty, które ja kreowałem w swojej
głowie, a potem scalałem za pomocą maszyny do szycia. Co do tego; zaczęło mi
brakować już białej nici, więc musiałem w końcu zrobić zamówienie na więcej
produktów. Może kilka lepszych materiałów, aniżeli te z lumpeksów? Brzmiało jak
dobry plan.
W końcu zerknąłem na zegarek w prawym
górnym rogu ekranu i zakląłem, jak późno już było. Zablokowałem urządzenie i
chwyciłem swoją dżinsową kurtkę z fotela. Zerknąłem przelotnie na siebie w
lustrze. Wyglądałem znośnie, nikt nie podejrzewałby mnie o pedalskie robótki po
godzinach. Na nogach granatowe rozciągliwe spodnie, bluzka była zwykłą szarą koszulką.
Normalny styl nastolatka w dzisiejszych czasach, no, przynajmniej w małym
stopniu.
Zbiegłem po schodach, wsuwając
telefon do kieszeni spodni. Pochyliłem się przed drzwiami, aby ubrać białe
wiązane buty. W domu panowała cisza ze względu na nowy tydzień. Poniedziałek.
Dwudziesty drugi maja gwoli ścisłości. Nie mogłem uwierzyć, że kolejny miesiąc
mojego życia mijał dokładnie tak samo jak poprzedni. Nie byłem typem, który
lubił zmiany w swoim życiu, ale kurwa, nudno się zaczynało robić. Co prawda
moja kłótnia z Rileym w sobotę była trochę nieprzewidywalna. Gdy doszedłem do
siebie, zrozumiałem, że szkło pod drzwiami należało do rozbitej butelki. Ona
naprawdę wzbiła się w powietrze, naprawdę minęła ledwo co głowę starszego i
naprawdę rozbiła się o ścianę. Mogła go zabić. Wkurwił mnie, więc zadziałałem
pod wpływem chwili. Może i go
nienawidziłem, ale nie chciałem zabić, bez przesady.
Nasunąłem na nos okulary
przeciwsłoneczne i pewnym krokiem szedłem do pobliskiej restauracji na swoją
zmianę. Praca jak praca, nie zachwycała, ale przynajmniej dawała dochód. To
było najważniejsze. Byłem samodzielny i nie musiałem podporządkowywać się woli
matki. Swoją drogą bardzo chciałem, żeby znalazła sobie wreszcie jakiegoś
faceta i ułożyła życie, bo ciągła kontrola, gdy ja byłem już dorosły, sprawiała
niemały niepokój. To już można było zaliczyć do jakieś choroby psychicznej,
prawda?
Wszedłem do knajpy, gdzie od razu
uderzył we mnie zapach jedzenia. Kilku klientów siedziało przy stolikach i
popijało kawę z jakimś delikatnym śniadaniem. No tak, wszyscy byli w szale
pracy i nikt nie miał czasu na skonsumowanie czegoś w domu. Lub jak mój brat,
nie potrafili gotować.
– Szef chce z Tobą mówić – kiwnął
kelner, który stał za lada wyprostowany ja struna.
Chłopak nie był moim przyjacielem,
bardziej zwykłym starszym kolegą z pracy. Nauczył mnie podstaw, ale szybko
wrzucił w wir pracy. Może liczył, że się potknę i mnie zwolnią, ale zamiast
tego dostałem stałą robotę. Pokiwałem mu w odpowiedzi z dezaprobatą i zdjąłem
okulary. Przeszedłem blat, kierując się na zaplecze. Szedłem długim białym
korytarzem, na którego końcu znajdowały się schody w dół. To właśnie tam szef
miał biuro i przesiadywał większość czasu. Nie lubił zgiełku i nawet nie
udawał, że było inaczej. Dlaczego więc prowadził restaurację? Nigdy nie miałem
poznać odpowiedzi.
Zapukałem do uchylonych brązowych
drzwi, zza których zaraz usłyszałem polecenie wejścia. Pchnąłem je lekko i
stanąłem za krzesłem z rękoma za plecami. Ta forma była oznaka wielkiego
szacunku w tym miejscu i kelnerzy musieli zawsze się tak zachowywać, gdy na
horyzoncie znajdował się pracodawca. Cóż, przywykłem.
Mężczyzna wychylił się zza biurka,
aby zobaczyć mój strój. To było dość niecodziennie, zazwyczaj nie ingerował w
mój wygląd. Jego siwizna na czubku głowy i kilka szarych włosków błąkało się tu
i ówdzie. Wyglądał tak staro, że prościej byłoby oddać komuś z rodziny ten
interes. Nigdy na oczy nie spotkałem kogoś takiego, więc mogłem tylko zgadywać,
że był samotnikiem.
– Wyglądasz zdrowo – zaczął. – Dobrze
się czujesz?
–
Oczywiście, dlaczego miałbym nie? – Uniosłem brew. – Nie chorowałem od
dawna.
– Cudownie! – Klasnął w dłonie, aż
podskoczyłem. Zaraz jego twarz spochmurniała. – Więc wyjaśnisz mi, czemu do
moich uszu docierają plotki o twoim wybuchowym charakterze?
Przełknąłem ślinę. Nigdy nie
sprawiałem problemów w pracy, nawet do opryskliwych klientów zawsze byłem miły,
a potem wracałem za ladę i przełykałem krew z pogryzionych warg. Naprawdę
dawałem z siebie wszystko, aby utrzymać posadę. Nie mogłem jej tak po prostu
stracić, nie w chwili, gdy Riley truł dupę o każdy grosz i każde spóźnienie!
– Szefie, nigdy nie biłem się w
okolicach restauracji ani tym bardziej w jej wnętrzu. Zawsze jestem miły dla
klientów, któż mógł na mnie donieść? – powiedziałem najbardziej łagodnie i
niewinnie jak tylko umiałem.
Pierwsze zagryzienie policzka.
Mężczyzna popatrzył na mnie tym lodowatym spojrzeniem oblanym czekoladą, aż w
końcu wstał.
– To, że nie bijesz się w okolicy,
wcale nie daje ci prawa do bicia się poza nią! – Fuknął. – Klienci są wszędzie,
rozpoznają takiego smarkacza jak ty bez problemu! Nie jesteś gwiazdą, aby
farbować swoje włosy na jakąś platynę! Jesteśmy szanującym się lokalem, jeśli
nie umiesz nieść na barkach dobrego imienia tego miejsca, to nie wychodź z domu!
Przeklęty gówniarz – burknął pod nosem.
Drugie zagryzienie policzka, mocniej,
aż poczułem spływającą ciesz na język. Och, jak bardzo wtedy chciałem, krzyknąć
mu w twarz, że jest starym pierdzielem, ale nie mogłem. Tak bardzo, kurwa, nie
mogłem, że to aż bolało. Znowu.
– Przepraszam, to się więcej nie
powtórzy.
Schyliłem się, aby się ukajać. W
głowie miałem setki scenariuszy, jak zajebałby tego starego pryka i pławił się
w luksusie. Całe szczęście, potrafiłem odgradzać fikcję od prawdy i po prostu
cieszyłem się wyobrażeniem, będąc trąbą w realu.
– Ostatnia szansa, Sung!
Odprawił mnie machnięciem ręką, a ja
bezzwłocznie się ulotniłem. Nigdy nie widziałem go tak wściekłym na któregoś z
pracowników, ale najwidoczniej dziś musiał paść ten pierwszy raz. Akurat na
mnie, bo jakżeby inaczej.
Wszedłem po schodach na parter, aby w
szatni móc się przebrać w strój kelnera. Nie był on wymyślny, biała koszula z
logiem, czarny fartuch na biodrach, który regularnie był prany przez naszą
praczkę w budynku. Zamknąłem szafkę z hukiem, gdy za jej drzwiczkami spotkałem
niską kucharkę po trzydziestce. Przekląłem na jej widok.
– Słownictwo, chłopcze – upomniała
mnie, choć zaraz się uśmiechnęła. – Więc to na ciebie ostrzył pazury?
– Wiedziałaś? – zdziwiłem się.
Kobieta pracowała tutaj od dobrych
dziesięciu lat i znała szefa od podszewki. Może nie powinno mnie dziwić, że
spodziewała się jego wyładowania na kimś, ale jednak zdziwiło. To była jedna z
przyjaźniejszych tutaj osób. Zawsze rozmawiała ze mną lub próbowała, gdy ja
uporczywie starałem się stronić od kontaktów z resztą. Nie byłem jak oni, nie
lubiłem ich. Chciałem też ukryć swoje plany w kieszeni, a zawsze starsi pytali,
co zamierzam robić po studiach. Tia, szkoda, że na żadnych nie byłem. Większość
odkryła mój sekret, bo żaden nastolatek nie brał tylu pełnych zmian, aby wydoić
jak najwięcej się dało. Każdy pracował tutaj tylko po to, aby móc co jeść. No i
nie tak długo, jak ja. Mimo wszystko nigdy otwarcie nie zadawali mi pytań o
moje plany życiowe, gdzieś wewnątrz to doceniałem.
– Oczywiście. Pytał od rana, gdzie
jesteś, jakby zapomniał swój własny grafik – zaśmiała się, siadając przy starym
stoliku. – Kilka razy fuknął na nas w kuchni, to było pewne, że wybuchnie.
– Nienawidzę go. – Stanąłem obok
niej. – Masz przerwę?
– Tak, muszę zażyć leki – wyznała. –
Leć, bo znów ci się oberwie.
Pożegnałem się z nią i poszedłem za
ladę. Wymieniłem się spojrzeniami z kolegą i w milczeniu wyczekiwaliśmy
klientów. Większość rzeczy zrobił sam, więc mi nie pozostało do roboty zbyt
wiele.
Praca szła jak zwykle całkiem
normalnie. Klienci tego dnia o dziwo nawet nie byli aż takim wrzodem na dupie i
wszystko zwiastowało lepszy koniec niż początek dnia w pracy. A potem
powróciłem za ladę i nalałem sobie soku do szklanki pod czujnym okiem Soobina.
W końcu nie wytrzymałem, zaciskając mocniej palce na szkle i zwróciłem ku niemu
wzrok.
– Masz mi coś do powiedzenia, czy o
chuj ci chodzi?
– Co się z tobą ostatnio dzieje,
człowieku? – spytał z dozą wyższości.
– Co ma się dziać?
– Łazisz wkurwiony, wszczynasz bójki
i... – Westchnął. – Masz jakieś problemy?
– Jak każdy – wytknąłem.
Wiedziałem, że tylko go tym
rozjuszyłem. Nie miałem ochoty dyskutować z kimkolwiek o moim życiu prywatnym.
Taemin nie znał wielu jego aspektów, a co dopiero jakiś wypierdek z pracy. Bez
przesady, to nie jego sprawa.
Jego upomnienie mnie przerwał
piskliwy głos, który znalazł się przed ladą. Dziewczyna uśmiechała się do
Soobina z wielką miłością, a on to odwzajemnił. Do porzygu, pomyślałem. Ów
kobieta była oczywiście jego partnerką. Długie blond włosy zaplecione w
warkocza. Mocny makijaż, który kompletnie ją szpecił, niż upiększał oraz te
sztuczne cycki. Chryste, co im się stało? Powoli zaczynałem rozumieć upodobania
Rileya, a to był cholernie zły znak.
– Misiu, o której kończysz? –
spytała, gdy wymienili się już czułościami.
– Och, dopiero za kilka godzin... –
Skrzywił się. – Wrócę do domu, to wyskoczymy do kina.
– Super pomysł! – Ucieszyła się, a
potem zwróciła uwagę na mnie. – Cześć.
– Witam – odparłem z kultury.
– A swoją drogą, co z twoją
dziewczyną? – Soobin uradowany, że odkrył czuły punkt, uderzył w niego i
zaplótł dumnie ramiona. – Dawno jej u nas nie było.
– Masz tak nudne życie ze swoją, że
pytasz o moją? – odparłem bez chwili zastanowienia.
– Powtórz – nakazał.
– Misiek, daj spokój.
Próbowała jakoś uspokoić rozjuszonego
już chłopaka. Jej ręka sięgała nad bar, aby chwycić go za ramię i sprowadzić do
pionu. Spojrzałem na niego spod byka, gdyż jako idiota roku, nie potrafiłem dwa
razy kajać się tego samego dnia.
– Powtórz to! – warknął przez
zaciśnięte zęby.
– Soobin, proszę cię.
Niemal mogłem dostrzec w jej oczach
łzy. Nie wiedziałem, czy spowodowane moimi słowami, czy atmosferą, która robiła
się coraz gęstsza. Klienci zwrócili na nas uwagę, a ja po każdej twarzy z
osobna przeleciałem wzrokiem. Robiło się grubo, a już miałem naganę.
Uniosłem ręce w geście poddania na
wysokość twarzy, ale nie planowałem się odezwać. To on pierwszy się do mnie
przysunął i szarpnął za ramię.
– Soobin! – Usłyszałem po prawej głos
szefa. – Do mnie w tej chwili!
Gdy zerknąłem na przełożonego, ten
kipiał ze złości. Za nim stali kucharze, zaaferowani zamieszaniem. Ktoś musiało
go zawołać, nigdy nie wyłaniał się ze swojej nory zbyt często, a teraz był
gotowy spotkać to, co widział.
Chłopak puścił mnie i z pokorą
poszedł za starszym. Ja zostałem sam na sam z jego dziewczyną, która też nie
wiedziała, co ze sobą zrobić. W końcu stwierdziłem, że kobiet tak się nie
powinno traktować – chyba że były moją matką – i nalałem jej soku na swój
koszt. Postawiłem jej szklankę przed twarzą, a ta spojrzała na mnie zmieszana.
– Przepraszam, nie chciałem cię w to
mieszać. Nic do ciebie nie mam.
– Nie, to ja przepraszam za Soobina.
– Uśmiechnęła się przyjaźnie, gdy cały stres z niej uszedł. – Wiem, jaki
potrafi być zgryźliwy.
Porozmawialiśmy chwilę, aby
faktycznie zażegnać spinę, dopóki nie wrócił jej inicjator. Chłopak przybrał
kamienny wyraz twarzy, ignorując moją osobę w całości. Skupił swoje puste słowa
w stronę dziewczyny:
– Wyjdź już. Zobaczymy się w domu.
Nawet ja czułem szorstkość tych słów,
a wzdrygniecie blondynki uświadomiło mnie, że nigdy takiego tonu u ukochanego
nie słyszała. Czy ja YiHyun też tak raniłem? Też podniosłem na nią kiedyś głos
lub powiedziałem coś nieprzyjemnego? Nie miałem lekkiego charakteru, ale dla
niej zawsze starałem się na uśmiech i miły ton. Często Taemin żartował, że przy
niej staję się sztuczny, ale to nie tak... Przy niej zapominałem, że istnieje
mój pedał brat. Że moja rodzina to jeden wielki żart i jeśli komuś o niej
opowiadam, zawsze kończy się ocenianiem. Mogłem zapomnieć, że nie mam studiów.
Że jestem głupim chłopakiem, który interesuje się modą w tajemnicy. Tak
naprawdę, przy niej byłem zdrowym sobą, bez udawania i trosk.
Może nie doceniałem tego, dopóki się
nie odsunęła a ja, patrząc z boku na związek Soobina, nie dostrzegłem, że łatwo
tonacją słów zadać cios. Jak można nie rozmawiać tylko z tego powodu? Dlaczego
nie wykrzyczała mi, że coś zrobiłem źle? Czemu jej telefon milczał od tak
dawna? Chciałem wyć ze złości i bezradności. Znów chciałem się nachlać, naćpać
i poczuć, że wyżycie się daje upust wszystkiemu. Jak Riley mógł tak po prostu
funkcjonować bez swojej rodziny? Jak udało mu się poskładać elementy układanki
po rozstaniu? Ze mną jeszcze nie zerwała, a już czułem się, jakbym przegrał tę
walkę.
Po pracy wróciłem prosto do domu. Nie
miałem ochoty chodzić po sklepach i patrzeć za nowymi materiałami Zdecydowanie
wolałem zrobić zamówienie online niż teraz użerać się z załatwianiem
wszystkiego osobiście. Przekręciłem klucz w drzwiach, a raczej próbowałem, ale
te były otwarte. Zazwyczaj to ja pierwszy wracałem do domu, nawet przed
Jinwookiem. Wszedłem do środka i sprawdziłem obuwie. O dziwo to właśnie nasz
współlokator był w domu. Ze wzruszeniem ramion zamknąłem drzwi i zdjąłem buty.
Fiesta przybiegł do mnie zadowolony,
że widzi kogoś nowego, a ja wyjątkowo się schyliłem i pogłaskałem go czule.
– Może to w tobie tkwi sekret? –
szepnąłem.
Riley całą swoją troskę, którą
wcześniej zapewne oblewał żonę i dziecko, przelał na psa. Kupował mu pojebane
rzeczy, gadał do niego, bawił się z nim i uczył jeszcze żałośniejszych komend.
Czy mój brat oszalał, czy to swego rodzaju kuracja dla niego?
– Mamo, on tego nie zrobi. –
Usłyszałem głos dobiegający z pokoju Jinwooka. Nie wiem czemu, ale instynkt
kazał mi schować się za rogiem i posłuchać.
– Fiesta, gdzie kusiek? – szepnąłem
dwa razy do psa, aż ten pobiegł do góry się bawić. – No dobra, nie są aż tak
bezużyteczne – przyznałem szczerze do siebie.
– Jeśli cię zwolni, to się tobą
zaopiekuję – powiedział pewny swego. – Wezmę prawdziwe usługi, a wtedy będzie
nas stać... Mamo, nie jestem już dzieckiem. Mogę to robić, to nie jest takie
złe... Tak, wiem, co mówię. Tak, zrobiłem to. Nie zmusił mnie, sam chciałem.
Mamo... dlaczego? Ale... Dobrze. Tak,
jasne. Do usłyszenia.
Zmarszczyłem brwi. Gdy miało się
świadomość, gdzie pracuje, to mogło się odpowiednie słowa podpiąć pod ich
wymianę zdań. Ale... kurwa, to obrzydliwe.
Moje podsłuchiwanie przerwało pukanie
do drzwi. Zresztą, nie było co dalej podsłuchiwać, bo chłopak zakończył
rozmowę. Szybkim krokiem podszedłem do drzwi, ale na tyle naturalnym, aby o nic
mnie nie mógł podejrzewać. Kątem oka dostrzegłem, jak na końcu korytarza
pojawia się jego sylwetka, ale musiałem to zignorować. Otworzyłem drzwi na
oścież i zamarłem.
– Pani Yoori?
Komentarze
Prześlij komentarz