Ethereal Vintage Cz.17 Riley
Patrzyłem, jak kulki newtona obijają
się o siebie i wydają ciche brzęknięcia na biurku szefowej. Ja bawiłem się
ołówkiem i analizowałem, jak najbezpieczniej do niej podejść i uzyskać wolne na
nadchodzący tydzień. Będąc dokładnym drugi i trzeci czerwca. Potrzebowałem
długiego weekendu, ale wiedziałem też, że nie zostawię redakcji w ciężkich
chwilach. Największe imprezy były za nami lub dopiero miały nadejść za kilka
tygodni. Do tej pory moglibyśmy co najwyżej zrobić standardowe artykuły,
ewentualnie o głośnych wydarzeniach, które działy się na żywo. Nic wyjątkowego
nie było zaplanowanego, nie powinienem mieć komplikacji ze swoją prośbą. Mimo
to coś trzymało mnie przykutego do tego krzesła obok Jihonga, który wyjątkowo
tego dnia nie pragnął uprzykrzyć mi życia. Wszyscy pracowali w ciszy, tylko ja
skończyłem swoją robotę zaraz po pierwszej.
W końcu wstałem i zebrałem w sobie
całą odwagę. Nie lubiłem prosić o urlop, zazwyczaj go nie potrzebowałem, a kasę
już tak. Nie chorowałem zbyt często, miałem solidną odporność organizmu,
większość swojego życia spędzałem w tym miejscu, więc chyba mi się należało
trochę odpoczynku, prawda? Odrobinę... to nie tak, że planowałem za jakiś czas
kolejne wolne.
Zastukałem delikatnie w szklaną
półściankę, aby zwrócić na siebie uwagę szefowej. W uszach miała utkwione białe
słuchawki, ale i tak bez problemu mnie usłyszała. Wyjęła jedną i popatrzyła na
mnie wyczekująco. Wyglądała na wyjątkowo zmęczoną tego dnia.
– W skali od jeden do dziesięć, jak
bardzo doceniasz moją pracę? – Uniosłem brew, siadając na krześle.
– Zależy od dnia. – Podparła sobie
podbródek na pięści. – Na ostatnim bankiecie chciałam cię zabić, więc...
– Ale tak w skali roku?
– Osiem.
Siliłem się, aby nie wywrócić oczami.
Dałbym sobie solidne dziewięć i pół, ale okej, tego dnia miałem inny cel niż
droczenie się i udowadnianie swojej wyższości i męskości.
– Czy za tę ósemkę dostanę wolne?
Popatrzyła na mnie, jakbym powiedział
słowa kompletnie wyjęte z kontekstu. Jak mówiłem, wiele czasu poświęcałem
pracy, a urlop był tylko wtedy, gdy byłem przykuty do łóżka, czyli może raz w
życiu. Zwykła prośba o wolne była dla niej czymś zaskakującym, dla mnie także,
ale nie miałem zbyt dużego wyboru.
– Ktoś umarł? Nie... – Zrobiła gest
stop ręką. – Nawet wtedy byś nie poszedł. Co się stało?
– Cieszę się, że mimo rozmazanego
podkładu wciąż trzymają się ciebie żarty. – Puściłem jej oczko. – Dostałem
zlecenie na fotografowanie ślubu i z racji, że to dość ważni ludzi, chciałbym
przyjąć tę ofertę. Muszę dać im dzisiaj odpowiedź, więc doceniłbym, gdybyś i ty
mi jej udzieliła.
Zerknęła na lewo, gdzie za ścianką
znajdowała się reszta naszej grupy, być może szukała osób odpowiedzialnych za
moją prośbę, ale nic z tego. Doskonale wiedziała, że ja z tym ludźmi nie mam
więcej wspólnego niż strona w gazecie. Powróciła do mnie oczami i teraz to mnie
badała.
– Kiedy? – dopytała.
– Drugi i trzeci czerwca. – Oparłem
się wygodniej. – Długi weekend, bo wylatuję z kraju.
– Ślub za granicą? – Przechyliła głowę.
– Tak, a robi to różnicę? –
dociekałem.
– Nie, żadnej. Nie mamy żadnych
ważnych wypadów, więc nie widzę problemów... – Nadal obserwowała mnie
niepewnie. Może oczekiwała pranku?
– Super, dzięki.
Do końca dnia w pracy nie wydarzyło
się nic ciekawego. Dalej wszyscy pracowali w ciszy, czasem wymieniając się
komentarzami na temat artykułu. Ja nudziłem się cholernie, ale postanowiłem nie
załatwiać swoich prywatnych spraw w pracy. Pewnie jesteście ciekawi tego ślubu,
na którym miałem pracować. To nie był pierwszy raz, gdy zatrudniono mnie w
takiej roli. Ostatni raz byłem fotografem u Harrego. Co do tego, ciekawiło
mnie, czy pojawi się na weselu swojego brata. Harry nigdy nie był osobą, która
lubiła i tolerowała gejów. Najbardziej przeżył traumę, gdy miłość mu wyznał
jego dawny przyjaciel z Anglii. Nigdy nie podejrzewał go o homoseksualizm lub
może był zwyczajnie ślepy na ukradkowe spojrzenia i uśmiechy. Z doświadczenia
wiedziałem, że ludzie potrafią doskonale się kryć ze swoimi uczuciami, ale nie
mogło to trwać wiecznie... w sumie, to nie mój problem.
Harry zamieszkał ze mną, gdy miałem
dziewiętnaście lat. Jakieś pół roku po śmierci matki. Junhee pozbierała mnie do
kupy i sama pomieszkiwała już u mnie bardziej na stałe. Kto wie, może gdyby nie
Harry, nigdy nie podniósłbym się w pełni? Był przyjacielem, którego ceniłem za
szczerość i chęć życia. Walczył o każdy dzień, choć porzucił własnego brata,
którego kochał. Wyznał mi, że wstydził się i bał myśli, że zawiedzie
oczekiwania młodszego, nie podoła. Ostatecznie wolał przekreślić całą ich
relację na rzecz usamodzielnienia chłopaka. Ciągle powtarzał, że Ashkore jest
od niego mądrzejszy i silniejszy, więc poradzi sobie w pojedynkę. Na moje to
była zwykła wymówka, aby jakoś usprawiedliwić się samemu przed swoim sumieniem,
które z pewnością go pożerało. Kilka razy po pijaku zaczynał się pakować i
chciał wracać do Anglii. Zazwyczaj w takich chwilach byłem trzeźwiejszy od
niego i go powstrzymywałem, a on płakał i oczerniał siebie. Czy był dupkiem? A
może to ja go takim uczyniłem?
Przyjąłem go pod dach, gdy miał
dwadzieścia pięć lat, oznaczało to, że z takimi myślami bił się już od bitych
siedmiu. Porzucił swoją rodzinę w wieku osiemnastu. Jakim cudem nie zdołał
wrócić szybciej? Odpowiedź wcale nie była trudna; wracał. Za każdym razem, gdy
stał na ulicy, gdzie znajdował się jego dom, z daleka obserwował rodzinę.
Żartował często, że czuł się jak stalker własnego brata, a może jak
niezrównoważony. Raz bez namysłu rzuciłem, że może tak brzydzi się gejów, bo
sam jest zakochany w bracie. Pierwszy i jedyny raz widziałem u niego taką furię
i obrzydzenie w jednym. Przeraził mnie. Byłem gotów na poćwiartowanie, ale o
dziwo tylko przechylił swojego drinka i z hukiem odstawił szkło na blat.
Władczym tonem przemówił, a ja nigdy tych słów nie zapomniałem.
– Nigdy więcej nie mów
czegoś tak ohydnego. To mój brat, kocham go jak brata i nigdy mi do głowy coś
tak obrzydliwego nie przyszło! Bycie pedałem to jedno, ale bycie zboczeńcem to
druga sprawa!
Dla mnie oczywistym było, że sobie
żartuję, ale on potraktował to bardzo poważnie. Widziałem przez kilka dni, jak
chodzi naładowany, a potem kompletnie odciął się od brata grubą krechą. Już o
nim nie mówił, już po pijaku przestał wracać wspomnieniami. Nie wiem, czy
zadałem mu ból, czy uleczyłem z wiecznej mordęgi. Czy jego brat zdawał sobie
sprawę, jak bardzo Harry latami przeżywał konsekwencje podjętej decyzji? Czy
żyli w zgodzie?
Odpowiedź na to pytanie pojawiła się trzy
lata temu. Chyba? W każdym razie na ślubie Harrego. Zatrudnił mnie jako swojego
fotografa, a ja z przyjemnością przyjąłem ofertę. Może nie mieszkaliśmy już
razem, może dzieliły nas godziny siedzenia w samolocie, ale gdy znów
spotkaliśmy się na żywo, przyjaźń wciąż istniała. Właśnie na tej imprezie
zobaczyłem pierwszy raz w życiu Ashkora. Harry był bardzo podekscytowany i mało
brakowało do pisku, gdy pojawił się przy mnie i wskazał ręką brata. Zrobiłem im
zdjęcie rodzinne. Trudno było mi uwierzyć, że na jednym urywku znajdowała się
zwaśniona rodzina. Kobieta z mężem z uśmiechem patrzyli w obiektyw i jawnie
byli zadowoleni ze swojej obecności. Ashkore również zdawał się zadowolony,
choć jego oczy wydawały się zamglone, jakby tylko ciałem tutaj był. Nie byli do
siebie podobni.
Z moich obliczeń wynikało, że w
tamtym roku mieli po dwadzieścia siedem i dwadzieścia dziewięć lat. Ashkore
minimalnie był wyższy od brata, a jego czarne włosy do ramion dbale związał z
tyłu głowy. Harry natomiast musiał odwiedzić fryzjera, bo znacznie skrócił
swoje na może sześć centymetrów i wymodelował. Nie widziałem go tak
szczęśliwym. Mogłem się tylko domyślać, że byłem jedną z niewielu osób, które
znały powód i znały proces, jaki musiał przejść, aby się w takim stanie
znaleźć.
Podszedłem do niego, gdy usiadł z
drinkiem w dłoni i patrzył na bawiących się gości. Zabrałem od niego alkohol i
wypiłem, odstawiając szklankę na stół.
– Lepiej pozostań trzeźwy. Noc
poślubna po pijaku jest chujowa, coś o tym wiem. – Zaśmialiśmy się.
– Dziękuję, że przyjechałeś. –
Patrzył na mnie z dołu. – Wszystkie ważne osoby w jednym miejscu... kurwa,
nigdy mi się to nawet nie śniło.
– Jak to kobieta potrafi wszystko
zmienić, co ojczulku? – Szturchnąłem go, siadając na krześle obok.
– Nie jest ci ciężko? – spytał,
patrząc mi prosto w oczy.
Wiedziałem, o czym mówił.
– To nie ma znaczenia. – Odwróciłem
głowę na gości. – Junhee podjęła tę decyzję za nas oboje.
– Przestań pieprzyć. Przyleciałeś na
mój ślub, podczas gdy nie tak dawno temu miałeś rozwód. Przepraszam, to musi
być niekomfortowe.
– Przygotowałem się do tego rozwodu
dłużej – zapewniłem. – O dziwo nie czuję nic. Może tak miało być? –
zażartowałem. – Może miała być moją szkolną miłostką, a ja po śmierci matki
zmusiłem ją do odegrania tej roli?
– Sam w to nie wierzysz i próbujesz
wmówić nam obu – powiedział. – Wyprowadziłem się, bo mieliście w drodze
dziecko, byliście zakochani do tego stopnia, że patrzyłem na was jak na obrazek
szczęśliwej rodziny. Riley…
– Dość, Harry – przerwałem mu. – To
nie jest moja impreza, tylko twoja i wolałbym z Tobą świętować, niż użalać się
nad moim chujowym losem, okej? – Zerknąłem na niego. Kiwnąłem głową na pannę
młodą. – Nancy dogaduje się z Ashem.
– O tak! – Zaśmiał się. – Obawiam
się, że odbije mi dziewczynę, to jakieś zagrożenie dla mnie, że przyjechał sam.
Niby kogoś ma, ale z niewyjaśnionych powodów jej tu nie zabrał.
– Zakładasz, że to ona? – Uniosłem
zadziornie brew. – Może woli chłopców.
– Nie wkurwiaj mnie, okej? – Pchnął
mnie, choć widziałem nutkę niepewności w jego zachowaniu.
Następnego dnia szybko wyszło na jaw,
że moje słowa rzucane na wiatr wcale nimi nie były. Gdy przyszedłem, aby
wręczyć im zdjęcia, którymi dodatkowo zająłem się w hotelowym pokoju na
laptopie, panowała napięta atmosfera. Nancy jako jedyna szczerze się
uśmiechnęła i zaprosiła mnie do środka, ale nie planowałem zakłócać popołudnia
rodzinnego. Niestety i tak było zakłócone. Harry siedział w rogu pokoju na
pufie z kubkiem w dłoni, który zaciskał tak mocno, że od razu przypomniał mi
się jego atak furii. Coś go potwornie wkurwiło, a skoro nie było w
pomieszczeniu Asha, to mogłem zgadywać.
Nie lubiłem tego robić, dlatego zanim
wyszedłem i odprowadzała mnie Nancy, musiałem dopytać, choć było to przejawem
niegrzeczności. Cóż, daleko mi do dżentelmena było już wtedy.
– Co się stało?
– Nie da się nie zauważyć, co? –
Uśmiechnęła się ponuro. – Ash stwierdził, że nie ma brata. – Zamarłem.
– O co poszło? Wczoraj się dobrze
wszyscy bawili.
– Dziś rano usiedliśmy we trojkę,
czekając na ich rodziców. – Spojrzała na koniec korytarza, jakby oczekując tam
kogoś. – Było dobrze, aż nagle wspomnieli Scotta i od tego się zaczęło. Podobno
to był przyjaciel Harrego, który się w nim zakochał. Tak Ash przekazał bratu,
że jest biseksualny i że nie mogą odnowić kontaktu, skoro Harry się go brzydzi.
– Zagryzła mocno wargę. – Nigdy nie wiedziałam, że on ma taki problem z
homoseksualizmem. A już na pewno nie do tego stopnia, że to będzie powodem ich
ponownej rozłąki.
– Kurwa... – syknąłem.
Scotta znałem tylko z kilku opowieści
Harrego, więc imię obiło mi się o uszy, ale nie sądziłem, że powróci to jak
bumerang do starszego. Czy naprawdę był w stanie pogrzebać w swoim sercu brata
przez jego orientację? Wydawało mi się to wtedy idiotyczne i bardzo w stylu
Harrego.
Czas leciał, a ja słyszałem, że
bracia jednak zakopali topór wojenny. Rodzina Endicott starała się zjednoczyć,
co z pewnością nie było łatwe. Często para odwiedzała Anglię, nawet częściej
niż bym przypuszczał przez chujową posadę Harrego. Może
jemu też w głębi zależało na odzyskaniu normalności? Może po tej trzydziestce
był już zmęczony wiecznym strzelaniem focha na pedałów, gdy jednego musiał
nazywać bratem? Ja to inna kwestia, gdy celowo go o tym poinformowałem,
dostałem wiadomość zwrotną:
Od: Harry
Kurwa, litości. Na
świecie jest tyle ludzi, a mnie muszą same pedały otaczać?
Przez chwilę myślałem, że ze mną nie
będzie chciał ratować relacji poprzez usilne staranie się zaakceptować, ale
potem przyszła kolejna wiadomość:
Od: Harry
Jeśli to sprawi, że
ułożysz sobie życie, to cieszę się. Tylko przez pomyłkę nie wysyłaj mi zdjęć
penisa, bo pożałujesz.
Chłopak zaczynał się zmieniać, a ja
go mentalnie w tym wspierałem. Żaden z nas nie był jak za czasów naszego
wspólnego mieszkania. Oboje do pewnych decyzji dojrzeliśmy, a tylko kilka
pozostawało bez zmian. Dlatego byłem cholernie ciekaw, czy Harry Endicott
pojawi się na ślubie swojego brata, gdzie również miałem pracować jako fotograf
już za raptem tydzień. Co prawda tę posadę to akurat mi Alec załatwił, więc
pewnie Ash nawet mnie nie pamiętał, bo nie przedstawiliśmy się sobie te trzy
lata temu, ale mimo wszystko to mogło być ciekawe wydarzenie.
Wróciłem do mieszkania z uśmiechem.
Planowałem zjeść coś na szybko i zadzwonić do Ashkora. Dzieliło nas osiem
godzin strefy czasowej, gdzie to u mnie była obecnie czwarta po południu, a u
niego ósma rano. Z godzinę mogłem się jeszcze wstrzymać dla ich komfortu, taki
ze mnie dobry człowiek, widzicie.
Niestety, mój uśmiech szybko zgasł,
gdy na wycieraczce wewnątrz domu znajdowały się dwie dodatkowe pary butów. Damskie
oraz męskie. Pierwsza myśl to, że Jinwook sprowadził sobie gości, ale zaraz
zostałem brutalnie sprowadzony na ziemie przez głos starszego mężczyzny.
– Riley, witaj w domu.
Upuściłem na podłogę moją torbę z
aparatem i prawie się tym przejąłem, ale nie mogłem uwierzyć, że widzę swojego
wuja przed sobą. Ubrany jak zwykle w garnitur, ale i tak musiałem spytać.
– Kto umarł?
– Nikt, no coś ty.
Zrobił pośpiesznie krok w moją stronę
i zamknął mnie w mocnym uścisku. Ostatni raz tego człowieka widziałem na
pogrzebie mojej matki w takim wydaniu, bo na święta w zeszłym roku pierwszy raz
ubrał się w czerwony sweter i luźne czarne spodnie. Odetchnąłem głęboko,
klepiąc go po plecach na znak, że już się pozbierałem.
– Przyjechałeś z nią, prawda? –
Zerknąłem na kobiece buty.
– Nie puściłbym tej wariatki do
ciebie samej. – Pokręcił zrezygnowany głową. – Pewnym jest, że udusiłbyś ją.
– I tak ją uduszę – zapewniłem. –
Gdzie ta wiedźma?
Wskazał palcem na sufit, więc od razu
zrozumiałem. Zaczynałem się nawet martwić o Jinwooka, bo jeśli to on ją
ugościł, to o bogowie, miejcie go w opiece! Tak się wtedy wymodliłem, ale zaraz
zdałem sobie sprawę, że Bóg nigdy nie był po mojej stronie i nie mogło to
skończyć się dobrze. Ba! Nawet zacząć nie miało prawa.
Komentarze
Prześlij komentarz