Ethereal Vintage Cz.18 Riley


Pieprzony kabaret

Moje plany jedzeniowe musiały poczekać, gdy wbiegałem schodami na piętro. Musiałem mieć pewność, że to nie rudy przebywał z chorą kobietą, musiałem mieć pewność, że to Minyoon pije nawarzone piwo. Ucieszyłem się na widok szarych włosów. Nawet postanowiłem nie zwracać uwagi kobiety i zszedłem po cichu na dół. Wuj pozostał na miejscu, jakby wiedząc, że ja tam tylko na kontrolę wpadam. Zrzuciłem z ramion kurtkę i odwiesiłem ją na haczyk. Buty zsunąłem i  odstawiłem na przymałą już wycieraczkę. Postanowiłem najpierw umyć dłonie w kuchennym zlewie, a dopiero potem zając się przyrządzaniem jakiejś  kawy. Na trzeźwo nie mógłbym znieść jej pierdolenia.

– Do picia? – spytałem, nie zerkając na wuja.

Czułem jego obecność za sobą, więc na pewno chciał porozmawiać lub po prostu wolał nie być świadkiem kolejnego czarowania swojej żony.

– Wystarczy herbata – odpowiedział.

Zasypałem oba kubki i odwróciłem się do mężczyzny. Stał z dłońmi w kieszeniach spodni i uśmiechał się niemrawo do mnie. Powróćmy do moich teorii; na pewno chciał o czymś porozmawiać. Współczułem mu żony, ona nie chciała urodzić im dzieci, których tak bardzo pragnął. Nie rozumiałem jednak, jak mocno musiał ją kochać, aby pozwalać sobie na taką wieczną gonitwę za jej wybujałą wyobraźnią.

– Nadal nie jest w ciąży? – sarknąłem, opierając się tyłem o szafkę.

– Ostatnio nawet zaproponowałem jakąś adopcję. – Pokręcił z dezaprobatą głową. – Przez chwilę się wahała, a potem stanowczo zaprzeczyła. Nie wiem... to niby nie jest choroba, ale...

– Zamknąłbym ją w Świeciu na twoim miejscu – skwitowałem.

Wuj uśmiechnął się delikatnie, ale nie postanowił tego skomentować. Zamiast tego dalej mi się przyglądał, a ja zaczynałem mieć powoli dość.

– Przepraszam za nią... wiem, że bliżej tobie jeśli chodzi o pokrewieństwo, ale i tak czuję, że powinienem cię za nią przeprosić. – Podrapał się w kark.

– Przestań – uniosłem się delikatnie. – Robisz to za każdym razem, gdy w drzwi pukają wściekli klienci twojej żony. Nie musisz się też kajać w jej imieniu przede mną. Rozjebała mi małżeństwo? – prychnąłem. – Być może, ale w takim razie to Yunhee nie miała wystarczająco oleju w głowie, żeby uwierzyć w jej brednie. Było minęło.

Przetarłem nos, jakby tam gromadziła się moja złość, którą wypadałoby zetrzeć z mojego ciała, zanim znajdzie ujście w innych kończynach. Nie chciałem uderzyć wuja, a skąd! Ale nie miałem pewności, czy siłą nie wypchnę tej wariatki przez okno. Kusząca wizja, musicie mi przyznać.

Woda w końcu się zagotowała, a ja zalałem naczynka delikatne poniżej obręczy. Było podejrzanie cicho, dlatego kątem oka zerknąłem na starszego. Wyglądał na podenerwowanego, a ja od razu pojąłem, że wcale nie przepraszam za akcje na ślubie. Odwróciłem się do niego frontem.

– Co zrobiła Minyoonowi? – spytałem, będąc przekonanym, że to o niego chodzi.

– Nie, jemu nic – pośpiesznie wyjaśnił.

Już miałem dopytać, ale drzwi wejściowe trzasnęły. Nagle dotarło do mnie, że przecież w domu nie dostrzegłem psa. Absurdalnym wydała mi się myśl, że kobieta byłaby bezczelna do tego stopnia, aby wyrzucić psisko na ulicę. Nie mogłem jednak odeprzeć wrażenia, że to zrobiła. Wybiegłem na korytarz i dostrzegłem Jinwooka, który właśnie odpinał smycz od obroży. Odetchnąłem z ulgą. Pies na mój widok szybko do mnie podbiegł z jęzorem na wierzchu.

– Było ją mocno ugryźć – powiedziałem do niego podczas głaskania.

Jinwook również do mnie podszedł, ale wyglądał jak zwykle apatycznie. Nie mogłem rozgryźć, czy chciał coś powiedzieć, czy zrobić, ale zaraz za nim dostrzegłem ciotkę. Przekląłem pod nosem, bo i ona mnie dostrzegła. Energicznym krokiem do mnie doskoczyła i przytuliła. Wuj spiął się nieznacznie, naprawdę obawiał się mojej samokontroli. Klienci musieli okazywać względem jego żony ogromną agresję, że nawet mi nie ufał.

– Riley, słońce najdroższe! – Odsunęła się na długość ramion i zmierzyła mnie wzrokiem. – Jesteś podobny do matki.

– Chcesz mnie wkurwić na dzień dobry? – sarknąłem, strzepując jej ramiona w bardzo niekulturalny sposób. – Skończyłaś sesję?

– Z Minyoonem? – dopytała, choć nie czekała na odpowiedź. – Tak, a skoro jesteś w domu, to z chęcią przeprowadzę ją z tobą!

– Po moim trupie! – odparłem z przedrzeźniającym ją głosem.

Wróciłem do kuchni po kubek, nie fatygując się, aby podać drugi wujowi. Wkurwiony już byłem dostatecznie i jakoś formy kultury poszły w zapomnienie. Tak samo jak obecność rudego. Widziałem go, widziałem jego zirytowane spojrzenie, jakim obdarzył kobietę. Prychnąłem w kawę, przez co kilka kropelek wyleciało na podłogę.

I wtedy także kobieta wyczuła negatywne wibracje. Spojrzała za siebie, gdzie o ścianę opierał się rudy. Może niedane mi było jeszcze zobaczyć jego koegzystencji z obcymi, ale teraz jawnie pałał niechęcią do kobiety. Przypomniałem sobie dziwne zachowanie wuja w sekundę i odstawiłem trochę zbyt energicznie kubek na blat.

– Kochanie... – odezwał się wuj ostrzegawczo.

– Riley, powinieneś pozbyć się tego chłopca... – Wskazała niegrzecznie na niego palcem. – Ten człowiek...

– Ten człowiek płaci za mieszkanie w tym miejscu – wtrąciłem. – To ty jesteś nieproszona w moim mieszkaniu. – Zrobiłem krok w jej stronę. – Jeśli powiesz jeszcze jedno słowo, przypierdolę ci.

– Riley, spokojnie. – Wuj nie dopuszczał do siebie takiego obrotu spraw, ale i tak wyglądał jak dzikie zwierzę, gdy skakał wzrokiem po każdym.

– Nie – warknąłem. – Albo szanujesz panujące zasady w moim domu, bo moja matka jest martwa, więc się za tobą nie wstawi – przypomniałem – albo wypierdalaj w tej chwili, zanim to ja będę gorszy od wszystkich osób, przed którymi mnie ostrzegasz. Wybieraj, wariatko.

Kobieta nie miała nawet cienia skruchy, nawet jej to przez głowę nie przeszło. Patrzyła na mnie wzrokiem, który był zarazem pusty jak i przepełniony chęcią wkurwienia mnie jeszcze bardziej. Nienawidziłem jej. Jak coś takiego mogło wyjść z tak cudownej kobiety, jaką była moja babka?

– Ty nigdy mnie nie słuchasz, a ja zawsze mam rację – odparła ze spokojem, choć dłoń męża powędrowała na jej ramię. – Minyoonowi przewróżyłam groźny wypadek!

– O kurwa, a to nowość! – zaśmiałem się w głos. – Średnio raz w tygodniu jest w gorszym stanie. Na pewno go zaskoczyłaś, nie ma co!

– A gdy postawiłam tarota na tego chłopca – znów niekulturalnie na niego wskazała, nie zaszczycając spojrzeniem – wyszło nieszczęście i morze krwi!

– Może przewróżyłaś jego stosunek seksualny, idiotko – prychnąłem.

Zacząłem na nowo drgać ze złości. Nim się spostrzegłem, jedną z dłoni chciałem sięgnąć do kobiety, ale to rudy był szybszy. Podszedł do mnie i objął mocno w pasie. Popatrzyłem na niego zaskoczony, a on dalej nie spuszczał z oczu kobiety.

– Dość! – Wkurzył się wuj. – Wychodzimy, a ty musisz ochłonąć. – Wskazał na mnie palcem.

– Nie wkurwiaj mnie! – wydarłem się, a dzięki silnemu uściskowi Jinwooka, nie zrobiłem choćby najmniejszego kroku. – Zamiast zajmować się moim życiem, rozłóż nogi i ingeruj we własnego bachora! Nie jesteś moją matką i nie masz prawa więcej się wtrącać w moje życie! – Szarpnąłem się, gdy emocje brały górę.

Jesteś niewdzięczny. – Pokręciła niewzruszona głową. – Twoja matka była moją przyjaciółką, wspierała mnie i wypytywała o twoje zdrowie przez telefon. Gdyby o tym teraz słyszała, dostałaby zawału. Gdy przychodziłeś pobity, to do mnie najpierw dzwoniła! – uniosła się, a siwa czupryna zawitała w końcu przy nas. – Za każdym razem pytała, czy wreszcie skończy się twoje prześladowanie i będziesz mógł wieść normalne życie! Gdy powtarzałam jej, że to o siebie powinna się martwić, to zawsze odpowiadała, że to nieistotne i najważniejszy jesteś ty i sposób, w jakim mogłaby ci pomóc!

Trząsłem się. Nie miałem pojęcia czy z szoku, wściekłości czy ogarniającej mnie paniki. Chciałem, żeby zniknęła, potrzebowałem jej odejścia bardziej niż tlenu. Nie. Jej bycie tutaj blokowało mi dostęp do tlenu. Dokładnie. Dlaczego wciąż stała przede mną, dlaczego ten kretyn jej stąd nie zabrał, choć widział, jak Jinwook mocno musiał mnie powstrzymywać. Błagałem w myślach, aby ją stąd zabrali, a być może w końcu te słowa wydostały się z moich ust.

– Zabierz ją, Minyoon... – Przełknąłem podchodzące do gardła rzygi.

Brat bez słowa chwycił kobietę pod ramię i zdecydowanym ruchem pociągnął ją w głąb korytarza. Jej mąż nawet nie zdołał tego zarejestrować i ze sporym opóźnieniem ruszył za nimi. Zniknęli i ja odepchnąłem się od rudego i szybkim susem zawisnąłem nad kiblem. Zwymiotowałem, choć w zasadzie nie miałem czym. Nie jadłem tego dnia śniadania, gdy zbyt późno się obudziłem i musiałem pędzić do redakcji. Nie jadłem też lunchu, żeby przygotować się na błaganie szefowej o urlop. Nie jadłem obiadu, bo w domu czekała niemiła niespodzianka. Byłem głodny, nawet podczas rzygania żołądek przypominał, że chciałby mieć co zwracać.

Jak długo musiałem udawać, że nic mnie nie rusza i że wszystko jest dobrze. Jak długo musiałem nosić na mordzie przyklejony uśmiech, choć chciałem wyć z ból. Nic nie bolało, a jednak wnętrze wydawało się rozdarte i puste. Najpierw tracąc matkę, potem żonę. Wydawało mi się głupim i śmiesznym, że po rozwodzie nawet nie czułem się źle. Tak jakby miało być. Trzymałem się tej myśli, przecież nic nie czułem. Dlaczego więc dziwna pustka dała o sobie znać, gdy kobieta miała zawahanie wypisane na twarzy? Tęsknotę wpisaną w życie. Może nigdy nie było ze mną dobrze, a rozmowy z nikim nie dawały prawdziwej ulgi? To wyjaśniałoby moje zachowanie, ale kurwa, nigdy nie miałem takich ataków paniki! Skąd to się, kurwa, wzięło? Bywałem czasem przestraszony, normalna sprawa, ale nie do tego stopnia. Nawet nie wiedziałem, czego się bałem!

Pochylałem się nad ubikacją, ręką wciskając spłuczkę. Czekałem na kolejny kasły, z których nie wydobywało się nic więcej poza problemem z łapaniem tchu. Zacisnąłem mocno powieki, czując, jak coś mokrego zaczęło pojawiać się na moich policzkach. Płakałem? Najwidoczniej. Dlaczego? Nie rozumiałem.

Czy matka naprawdę dzwoniła do tej idiotki po porady? Co miało mi, kurwa, pomóc medium? Rzuciłaby czar z fusów na moich prześladowców? Czary mary twój chuj jest mały? Wydawało mi się to zabawne do tego stopnia, że śmiałem się histerycznie w tym kiblu. Kobieta zawsze drwiła z tych harry potterskich popędów siostry i nagle miałem uwierzyć, że w nie wierzyła? Bo tak mówiła ta świrnięta baba? Niesamowicie bezczelna! Rasizm istniał i ja byłem tego namacalnym dowodem, gdy po czasie nawet matka nie mogła znieść mojej słabej strony i ciągnęła za ucho, gdy po raz kolejny miałem zwichnięty nadgarstek, zakrwawione ubrania i rozcięta brew. Nie byłem słaby, byłem równie agresywny. Ja nie z tych, którym naplujesz w twarz i przejdą. Ja plułem na nich dwa razy więcej, a oni oddawali. Błędne koło.

Wstałem i oparłem się o umywalkę. Przemyłem twarz lodowatą wodą, nie patrząc w swoje odbicie. Nie miałem żadnych blizn po walce z ciotką, a czułem się, jakbym stoczył najbrutalniejszą w swoim życiu. Jedno było pewne, moja matka sprałaby mnie za wulgarne słowa w stosunku do kobiety. To nie podlegało dyskusji i podważaniom. Umyłem dokładnie zęby i wyszedłem z pomieszczenia. Na mój niemały szok, o stół opierał się Minyoon z zaplecionymi ramionami, a Jinwook siedział na krześle na lewo. Oboje na mnie spojrzeli.

– Komitet powitalny? Gdzie kwiaty? – Rozłożyłem ręce.

Minyoon pokręcił głową i westchnął. Zostawił nas samych, idąc na piętro. Rudy od razu poderwał się z miejsca i stanął ze mną twarzą w twarz. Gdyby nie okoliczności, może i bym go wziął do sypialni, ale tego dnia nie miałem ochoty. Spojrzałem na zegarek za nim i zszokowałem się.

– Jak to, kurwa, szósta?! – Jinwook wzdrygnął się na mój podniesiony ton.

Zarejestrowałem to. Zobaczyłem dopiero teraz, jak niepewny był moich poczynań. Bał się. Przeklinałem w duchu na swój zjebany charakter, ale nie chciałem go utwierdzać w przekonaniu, że jestem aż tak niebezpieczny. Dotknąłem jego policzka i uśmiechnąłem się.

– Dziękuję, że mnie przytrzymałeś. Nie musiałeś ingerować, jak zawsze, a jednak to zrobiłeś, więc... dziękuję.

– Wiesz, czemu to zrobiłem? – Zmrużył powieki. Pokręciłem głową. – Mnie też wkurwiła i dlatego wyszedłem z Fiestą.

Odsunąłem się i zacząłem śmiać. Och, to było takie oczywiste.

– Też ci powiedziała, że przyniesiesz nam pecha?

– Gorzej – przyznał. – Stwierdziła, że mam na rękach krew i przede mną wielkie niebezpieczeństwo, czy coś. – Wzruszył ramieniem. – Nie wierzę w takie gówna, ale zaraz powiedziała do Minyoona, żeby trzymał się ode mnie z daleka i najlepiej przemówił ci do rozsądku i się mnie pozbył. Pozbędziesz się mnie?

– A czy moja kłótnia z tą kobietą dała ci takie sygnały? – spytałem zadziornie. Teraz on pokręcił głową, a ja schyliłem się i pocałowałem go w żuchwę. – Więc jesteś wśród swoich, bo oboje z braciszkiem mamy krew na rękach.

Minąłem go i poszedłem do swojego pokoju. Nie mogłem uwierzyć, że była taka godzina, zegar musiał mieć słabe baterie. Przecież wróciłem o czwartej, a kłótnia nie trwała dwóch godzin! Idiotyzm, który potwierdził mój telefon. Rozchyliłem usta z szoku. Dławiłem się w kiblu przez godzinę? Że co? Starałem się to jakoś pojąć, ale nie mogłem. Czy przez te wszystkie ataki traciłem rozum? Ostatnim razem również nie potrafiłem sobie przypomnieć, kiedy spaliłem, a raczej rozpocząłem, trzeciego skręta. Czułem się otumaniony, ale zrzuciłem to na narkotyk. Teraz? Co tym razem? Byłem w stu procentach trzeźwy, a wyrzyganie śliny wcale nie dawało tego efektu. Musiałem nauczyć się nad sobą panować, bo perfidnie organizm sobie stroił żarty. Te jednak odstawiłem na bok i usiadłem na łóżku, dzwoniąc najpierw do ojca. Istniała szansa, że staruszek był w innej strefie czasowej – co w sumie było pewne – i u niego mógł być środek nocy.

– Riley! – przywitał się z mocnym akcentem. – Co u ciebie?

– Stara bida. – Wziąłem głęboki oddech, przecierając skronie. – Mam prośbę.

– Dokąd i kiedy?

Uśmiechnąłem się, gdy po raz kolejny znał powód mojego telefonu. Nie wydawał się urażony, z pewnością mu to pasowało. Nie płaci na mnie, nie dawał prezentów, więc może w jakiś sposób czuł rekompensatę w dostarczeniu mi biletów?

– Londyn, drugi czerwca – odpowiedziałem. – Będzie problem?

– Dobrze wiesz, że nie – zaśmiał się. – Ale zanim zakończymy rozmowę, czy będzie problemem, jeśli odwiedzę was w przyszłym miesiącu?

– Stęskniłeś się? – zażartowałem.

– Oj no daj spokój. – Mlasnął językiem. – Ojciec chce odwiedzić dwójkę synów!

– Pamiętaj, że jeden z nich cię doszczętnie nienawidzi.

Porozmawiałem z nim chwilę, głównie z grzeczności i się rozłączyłem. Zawahałem się, zanim zadzwoniłem do Ashkora. Na myśl o wizycie ojca robiło mi się lepiej. W tym roku go jeszcze nie widziałem. To zabawne, jak bardzo nie pomógł mi po śmierci matki, a jak bardzo samoczynnie zmieniło się moje zachowanie względem niego. Za jej życia rzucałem w jego osobę obelgami i życzyłem najgorzej, najlepiej sczeźnięcia w kanałach, a potem wziąłem sobie do serca okrutne obietnice złożone matce. „Jeśli coś mi się stanie, musisz wiedzieć, że masz tatę. On ci pomoże, jeśli tylko poprosisz, rozumiesz? Nie traktuj go jak wroga”. Tak brzmiała jedna z nich. Z czasem nawet przywykłem do myśli bycia miłym i weszło mi to w nawyk. Już nie czaiły się na końcu języka okrutne słowa, już nie miałem chęci uduszenia dziada gołymi rękoma. Zamiast tego widząc go w zdrowiu, coś wewnątrz dawało mi poczucie ulgi. Nie kochałem ojca, ale mimo wszystko nim był. Może beze mnie mama ułożyłaby sobie życie w inny sposób, a może opuściłaby pełną rodzinę, którą założyłaby z kimś innym. Może osierociłaby więcej dzieci niż jedno, to z mordą krzyczącą „Amerykanin!”. Całego go powinienem nienawidzić, ale gdzieś w głębi zaczynałem go szanować. Wróć, to za mocne słowo! Tolerować.

W końcu zabrałem się za wybranie numeru pana młodego. U nich powinna być jedenasta, więc dobra pora. Nie za późno, ani nie za wcześnie. Poczekałem dłuższą chwilę, dziękując za wykupione rozmowy międzynarodowe. Ach, nienawidziłem swojego portfela.

– Halo? – Usłyszałem po drugiej stronie głęboki głos.

– Hej, dzwonie w sprawie roli fotografa na ślubie. Ashkore? – dopytałem.

– Och, hej – zaśmiał się. – Tak, to ja. Alec uprzedzał, że zadzwonisz, bo wolisz załatwić tę sprawę osobiście. Zgadzasz się?

– Tak, rozmawiałem z szefową i mam już bilet na drugiego, więc praktycznie nie mam prawa się spóźnić.

– No tak, strefy czasowe – przypomniał sobie. – Stawka taka, jaką ustalił Alec?

– Szczerze? – Uśmiechnąłem się. – Zrobię to za darmo.

– Dlaczego? – Nie wydawał się zaskoczony, ale coś w jego głosie uległo zmianie.

– Powiedzmy, że lecimy z Aleciem jako partnerzy, więc wam o mnie powiedział i poprosił, to zrobię to po znajomości. Nie martw się, do zdjęć za darmo czy nie zawsze się przykładam.

– Wiem, widziałem kilka od Noah – wtrącił. – Alec długo z nim o tym rozmawiał i pytał ze sto razy, czy to nie będzie problem. Nie interesuje mnie nic, poza sakramentalnym tak, więc jeśli chcesz, to zapłacę.

Zamyśliłem się na chwilę. Czy dla mnie też było to aż tak ważne w dniu ślubu? Czy może robiłem to bardziej machinalnie, aby zadowolić teściów, że ich córka nie będzie panną z dzieckiem? Dzieckiem... synem, z którym nie miałem żadnego kontaktu.

– Nie, serio, to nie problem. – Odchrząknąłem. – Wyślij mi na maila wszystkie wymogi, które mam spełnić czy to wizerunkowo, czy fachowo.

– Jasne, dzięki.

Opuściłem dłoń z płaskim przedmiotem i po chwili rzuciłem się plecami na materac. Co się ze mną działo? Nie poznawałem siebie, ani mojego otoczenia. Wszystko było jakieś dziwne, nie na miejscu. Alec, który zaczynał dziwnie wyglądać i się zachowywać. Minyoon, który pozornie był taki sam, lecz widziałem zmianę w jego rutynie. Jinwook, który nagle się pojawił, aby intrygować i niepokoić zarazem. Wszyscy dookoła mówili, że z nim jest coś nie tak. Przez niego, miałem takie wrażenie, że Poula była na mnie obrażona! Fiesta, który zmienił właściciela na rudego. Ciotka, której zebrało się na wyjawianie sekretów zmarłej siostry. Pojawienie się byłej, która dawała mi cichą nadzieję, aby rozjebać psychicznie. Ten pierdolony gamer, który z dupy zaczął mnie przepraszać. Minęło kilka tygodni, a wydarzyło się więcej, niż w przeciągu całego roku! Jeszcze nie zapomnijmy o zachowaniu mojego ciała, które łamało każdą ustaloną regułę. Począwszy na seksie, a skończywszy na rzyganiu z nerwów! To był jakiś pierdolony kabaret. 



~awenaqueen~


Komentarze

Popularne posty