Ethereal Vintage Cz.20 Riley
– Fiesta, zostaw! – krzyknąłem, gdy
zaczął swoje polowanie na jakieś leśne stworzenie.
Żeby się zrelaksować, weekend
spędzałem na odwiedzaniu miejsc ze swojej listy: ‘wypada wpaść i zrobić
klimatyczne zdjęcia’. Niektóre zapisałem z poleceń innych, niektóre sam
wyszukałem. Dwa pierwsze nie były daleko od domu, więc rower wreszcie dostał
drugą szansę od życia. Odkurzyłem go i dla urozmaicenia wziąłem ze sobą Fiestę.
Był na tyle usłuchany, że mogłem mu zaufać, choć nie zabierałem go na takie
eskapady i na dodatek nie puszczałem wolno jak w tamtej chwili. Martwić się
miałem, gdyby ktoś lub coś pojawiło się w zasięgu wzroku czworonoga. Jak ta
wiewiórka... czy co to tam ganiał.
Pstryk. Odsunąłem aparat od twarzy i
przyjrzałem się staremu budynkowi osadzonemu na skraju małego lasu. Wyglądał wiekowo,
być może każdy, kto o nim pamiętał, zdążył już zapomnieć. Obdrapane mury
krzyczały ostrzegawczo do bezdomnych, aby uważali, w każdej chwili mogą runąć.
Ja jednak nie przejąłem się ostrzeżeniem, jednego idioty mniej na tym świecie,
pomyślałem. Odetchnąłem głęboko tym świeżym powietrzem z dala od drogi i
cywilizacji. Nigdy nad tym nie myślałem, ale mieszkanie na farmie czy w lesie musiało
dawać spokój ducha. Dziadek zawsze mi wbijał do głowy, abym sprzedał mieszkanie
po matce i przeniósł się do nich, pomógł na wsi, ale traktowałem to, jak żart.
Może wcale nie było to tak głupie?
Zerknąłem kątem oka, gdzie Fiesta
dumnie trzymał w pysku jakiś badyl i podszedł z nim do mnie. Przez chwile
odczuwałem dumę, że mój pies wreszcie zrozumiał ideę aportowania, więc
schyliłem się, cały czas widząc dzikość w jego oczach. Och, oczywiście, że coś
planował. Ręka zmierzała do odsłoniętej części drewna, gdy pies nagle zawrócił,
pokazując mi dupsko i warknął. Czekał, odwracając głowę w celu sprawdzenia, czy
dalej chce mu zabrać jego własność. Wywróciłem oczami i postanowiłem zostawić
go samemu sobie. Wyminąłem go i podszedłem bliżej. Mała weranda zaskrzypiała
pod naporem mojego ciężaru, ale nawet to mnie nie zraziło. Niektórzy mogliby
nazwać moje eskapady urbexem, teoretycznie bym się z nimi zgodził, ale ja tylko
byłem zainteresowany zdjęciami. Och, zdjęcia wychodziły cudowne! Uwiecznienie,
być może, ostatnich tchnień starych miejsc. Nie tylko zniszczonym budowlom je
robiłem. Czasem wystarczyło chmurzaste niebo lub piękny zgiełk miasta, abym
wyjął aparat z poszewki i strzelił zdjęcie.
Dzisiejsze modele aparatów były
ciężkie i jakościowe, ale posiadałem też stary polaroid, który sprawiał mi
najwięcej radości. Wciąż udawało dorwać mi się paczki wkładów i to tylko
udowadniało, że ten aparat wciąż żyje. Akurat nim robiłem bardzo
charakterystyczne ujęcia. Nie mogły być przypadkowe jak jakiś dom w lesie. W
kartonie, który skrywałem w szafie na dnie, pochowałem klisze, na których byłem
ja lub ludzie mi bliscy. Mama nauczyła mnie korzystać z polaroida, był on
pierwszym aparatem, jaki dostałem do ręki. Przy wielu możliwych okazjach,
chwytała go w dłonie i pstrykała pod moim krzykiem „mamo, wyglądam jak gówno!”.
Takim sposobem miałem z dwa nagie, kilka zaspanych, kilka ujebany sosem, bo to
idealne okazje do uwiecznienia. To przez to z czasem doceniłem ten stary sprzęt
i uwieczniałem dziwne, czasem głupie momenty. Oczywiście, były też takie, jak
na przykład zwykłe przytulenie z żoną czy pocałowanie mamy w policzek. Tak,
najbardziej troszczyłem się o te osobiste zdjęcia z polaroida niż te tworzone
aparatem o najwyższej jakości.
Podskoczyłem przy otwieraniu drzwi,
które nie były zabezpieczone, gdy mój telefon wydał z siebie wibracje w
kieszeni. Syknąłem pod nosem, sięgając go z płaszcza. Tego dnia było chłodniej,
aniżeli powinno. Na wyświetlaczu pojawiło się imię wuja, wahałem się, czy chcę
rozmawiać. Wyszedłem z budynku i przymknąłem drzwi, aby Fiesta pod moją nieuwagę
nie pęszył i nie zrobił sobie krzywdy. Weź potem tarmoś tego psa rowerem.
– Wuju – odezwałem się pierwszy,
zawieszając wzrok na Fieście.
Pies przechylił łeb, jakby próbując
zrozumieć nową komendę.
– Riley... wiem, że nasze ostatnie
spotkanie było dosyć burzliwe, ale ja właśnie w tej sprawie.
– Nie przeproszę – odparłem od razu.
– Nie żałuję tych słów tak samo jak kazania Minyoonowi wyrzucić ją z mojego
domu. Nie ma tam wstępu, pamiętaj o tym.
Zapadła długa cisza, przez chwilę
nawet zastanawiałem się, czy połączenie nie zostało zakończone, ale gdy miałem
odsunąć telefon i sprawdzić, wuj przemówił:
– Rozumiem. To znaczy... Wolałbym nie
żyć z tobą w konflikcie. Twoja ciotka i tak ma więcej wrogów niż przyjaciół, ciągle
nabawia się nowych. Wiesz, że nawet twój dziadek zabronił jej przyjeżdżać na
farmę, dopóki nie skończy z czarami?
W jego głosie słyszałem gorycz.
Naprawdę miał jej dość, a ja naprawdę nie rozumiałem, czemu wciąż tkwił w tym
gównie.
– Przed czy po wizycie u mnie? –
zadrwiłem.
– Po. – Uśmiech zniknął z mojej
twarzy. – Zadzwoniła do teściowej, aby to ona spróbowała przemówić ci do
rozumu. Nie wiem, jeszcze nigdy nie widziałem jej tak zdesperowanej, aby
zapobiec jakiejś wizji. Babcia oczywiście podeszła do tego sceptycznie, więc
powiedziała, że jesteś dorosły i nie będzie ci prawić morałów, z kim masz się
przyjaźnić. Wtem wkroczył twój dziadek i powtórzyła to do niego. Oburzył się.
Powiedział słowa, których pewnie potem żałował... – Odchrząknął. – Rzucił też
coś o tym, że dopóki nie przestanie siać ziarna niezgody w tej rodzinie, to nie
ma nazywać go ojcem i ma zapomnieć ich adres. Twój także.
– Dziadek coś takiego powiedział?
Z jednej strony brzmiało to bardzo
prawdopodobnie. Nawet do mnie potrafił rzucić przesadnie chamskimi tekstami,
ale wystarczyło jedno spojrzenie, aby dowieść, że wcale tak nie myśli, a bycie
wrednym ma wpisane w harmonogram dnia. To specyficzny człowiek, który zamiast
mówić spokojnie, drze mordę. Kochałem go. Tylko czy na pewno tak potraktowałby
ostatnie dziecko, jakie mu pozostało żywe?
– Możesz nie wierzyć, ale ten
człowiek zezłościł się na nią o to, co wydarzyło się w twoim domu. Powiedziała
im o wszystkim, słowo po słowie. Chyba nie mógł tego znieść podobnie jak ty.
Wiem, że już się na mnie o to złościłeś, ale przepraszam za to, że nie
wyprowadziłem jej wcześniej. Została o kilka zdań za długo.
– Nie jestem zły na ciebie, wujku. –
Przymknąłem powieki. – Czasami mam wrażenie, że moją nienawiść z ojca
przeniosłem na nią. Nie potrafię być dla niej tak wyrozumiały jak ty, ja po
prostu nie potrafię tego zaakceptować, wiesz? Nie chcę więcej o niej słyszeć,
chyba że nagle pójdzie po rozum do głowy. Ty jesteś mile widziany u mnie, ale
bez niej.
– Lepiej się już czujesz?
Miałem przeczucie, że spyta o mój
stan, który pierwszy raz widział tamtego dnia.
– Tak... Gdyby nie Jinwook, naprawdę
bym ją uderzył, zdajesz sobie z tego sprawę?
– Owszem... – Coś u niego
zaszeleściło. – Byłem zbyt zdumiony, aby w to jawnie wkroczyć. Naprawdę mi
przykro... twoja ciotka nie zdawała sobie sprawy i zapewne dalej nie zdaje, co
się wtedy z tobą działo.
– Byłem po prostu wściekły. Nic się
nie działo – poprawiłem go.
– Riley... przecież widziałem. Pod
koniec miałem wrażenie, jakby ten chłopiec nie trzymał cię już przez samym
sobą, ale jakbyś się rozpadał i stracił grunt pod nogami. Opierałeś się o
niego, nie szarpałeś. Bądź ze mną szczery, potrzebujesz pomocy? Mogę
porozmawiać z teściową, może...
– Nic mi nie jest – wycedziłem przez
zaciśnięte zęby. – Nie potrzebuję żadnej pogadanki, potrzebuję świętego spokoju
od tej wariatki!
Fiesta na mój krzyk zareagował swoim
zawyciem, więc spojrzałem na niego z agresją, a ten się oblizał i patrzył
wprost w moje oczy. Odetchnąłem głęboko. Nie mogłem znów reagować złością na
czyjąś troskę. Wuj nie był niczemu winien, chciał dobrze w ten prawidłowy
sposób. Przesadzałem.
– Przepraszam... Jeśli będę
potrzebował pomocy, na pewno poproszę.
– Polemizowałbym, ale trzymam za
słowo – zaśmiał się nerwowo.
Skończyliśmy rozmawiać, gdy wszystko
zostało powiedziane. Przez chwilę tępo wgapiałem się w telefon, jakby w nim
kryła się odpowiedź na moje pytania. Nie zastanawiałem się nad tym wcześniej,
ale naprawdę wyglądałem tak koszmarnie tamtego dnia? Już wiedziałem, że byłem w
amoku, ale jak to musiało wyglądać w oczach czekających na mnie Minyoona i
Jinwooka? Mój brat, który nigdy nie interesował się moim zdrowiem i chłopak,
który wcale nie miał dobrych powodów do troski... Może potrzebowałem pomocy,
ale nie potrafiłem znaleźć w tym celu. Na pewno nie było aż tak źle, jak się
niektórym zdawało. Z takim nastawieniem schowałem telefon i powróciłem do
oględzin budynku.
Do domu zawitaliśmy dopiero po
dwudziestej. Pies ledwo żył, choć zabrałem ze sobą wodę i miskę, aby mógł się
nawodnić. Myślę, że nigdy nie miał tak dalekiej i długiej wyprawy poza dom. O
tyle dobrze, że ufał mi i był świadomy powrotu ze mną. Padł niczym myśliwski
dywan 3D na podłogę i chłonął zimno paneli. Zaśmiałem się, odwieszając jego
smycz i swój płaszcz. Plecaczek ze sprzętem odstawiłem na półkę, aby potem
zabrać go na piętro. Odstawiłem też od razu jego miskę i napełniłem, aby miał w
razie potrzeby. Następnie umyłem dokładnie dłonie, gdy dotykanie różnych
starych rzeczy mogło być niebezpieczne, zwłaszcza gdyby naszła mnie nagle ochota
na kolację. Nie naszła, ale przezorny ubezpieczony.
Dosłownie ledwo opuściłem łazienkę, a
usłyszałem pukanie do drzwi. Fiesta nawet siły nie miał unieść łba, dalej leżał
plackiem na środku korytarza, dupą do drzwi. Przekroczyłem go i otworzyłem je.
– No hej! – przywitała się Poula,
całując mnie w policzek. – O starych przyjaciółkach się zapomina, co?
– Stara to jeszcze nie jesteś, ale
trochę zapomniałem – wyznałem szczerze, zamykając za nią drzwi. – Chcesz coś do
picia?
– Gdzieś ty był? – Zmierzyła mnie
wzrokiem. – Wyglądasz na zmęczonego. Twój pies też...
– W lasku. Poszliśmy się zrelaksować
i porobić zdjęcia. Ponowię pytanie; chcesz coś do picia?
– Mrożona kawa.
Odwróciłem się na pięcie i podszedłem
do szafki. Wyjąłem z niej kawę, a następnie zalałem zimnym mlekiem. Dorzuciłem
jej cztery kostki lodu i podałem do ręki. Spojrzała na napój z politowaniem,
ale nie chciałem słuchać zażaleń. Naprawdę byłem zmęczony, nie kwestionowałem
jej słów. Poszliśmy na piętro, gdy ja jeszcze zabrałem z lodówki butelkę wody i
plecak z szafki. Zasiedliśmy razem na kanapie. Dziewczyna od razu poprosiła
mnie gestem dłoni o podanie sprzętu. Zawsze lubiła przeglądać moje prace, a ja
lubiłem się nimi dzielić. Tym razem, zamiast podawać jej aparat, wyjąłem z
niego kartę i wsadziłem do swojego tabletu, który leżał na stoliku. Przeglądała
zdjęcia głównie w ciszy, czasem o coś dopytując.
– Wow, gdyby dodać tutaj filtr, to
byłoby super klimatyczne – skomentowała zdjęcie frontalne domu. – Że się nie
boisz jeździć w takie miejsca.
– Był mój super agresywny pies, na
pewno by mnie obronił.
Zaśmialiśmy się z moich słów.
Brakowało mi przy sobie kogoś, kto wcale nie reagowałby na moje zachowanie
dwojako. Poula wiedziała o mnie sporo, ale to chłopacy widzieli te podupadłe
strony mnie. Rudy zadawał niewygodne pytania, Minyoon dziwnie stawał się
uprzejmy, wujek twierdził, że się rozpadam. Chociaż ktoś, kto nie analizował i
po prostu rozmawiał jak z człowiekiem. Nie zdawałem sobie sprawy, jak bardzo
potrzebowałem spotkania z Poulą.
– Masz faceta? – spytałem, opierając
głowę na oparciu kanapy.
– Zadajesz durne pytania, kochasiu.
Nie dziwiło ją, dalej zawzięcie
przeglądała album. Zasługiwała na kogoś porządnego, ale ciągle trafiała na
niesamowitych dupków, którym zazwyczaj obijałem mordę za nazywanie ją
kaszalotem lub piłką lekarską. Czy tylko ja byłem kimś, komu nie zawadzała jej
waga? Lubiłem z nią przebywać i rozmawiać, przecież miała cudowną duszę. Jak
ludzie mogli tego nie zauważać?
– Co z tym ostatnim? Jak on miał...
– Nic nie było z ostatnim – odparła
bez emocji. – Zastanawiam się, czy tak jak ty nie przejść na kobiety.
– Orientacji nie można zmienić, amore mio.
– Ty nie zmieniłeś? – drażniła się ze
mną. – A ciekawe kto nagle z pochwy skoczył na odbyt.
– Po prostu po głębszych i
dokładniejszych badaniach doszedłem do wniosku, że nie ma dla mnie znaczenia
płeć. – Zabrałem ze stolika cukierka i włożyłem do ust. – Nigdy nie
wspominałaś, że pociągają cię cycki.
– Cycki są wkurwiające. – Prawie
wyplułem słodycz. – Jak tak ostatnio analizowałam, to powinnam spróbować. Nie
dowiem się inaczej, nie?
– Jak zaczniesz spotykać się z
kobietą, to będę miał problem, żeby obić jej mordę, gdy cię obrazi, wiesz? –
Cmoknąłem. – Chyba wole facetów.
– Mówisz o swoich preferencjach czy
nadal moich? – Uniosła zadziornie brew. – Kocham cię.
– Mów mi tak jeszcze.
Pacnęła mnie dłonią, powracając do
wyświetlacza. Ten krótki wieczór, który spędziłem na rozmowie z Poulą, bardzo
mnie zrelaksował. Do tego stopnia, że po pojawieniu się o jedenastej rudego,
byłem zbyt senny, aby zarejestrować jego stan. Siedziałem na kanapie w
okularach na nosie, gdy wcześniej postanowiłem za pamięci zdjąć soczewki.
Ostatnio zdarzało mi się zbyt często w nich zasypiać, a potem męczyłem się z
bólem oczu. Nogi miałem w jednym końcu kanapy, a plecy utkwione w narożniku i
oglądałem jakąś dramę na netflixie. Podszedł do mnie i nagle dostrzegłem, jak
przerzuca sobie jedną nogę nad moje ciało i siada na mnie okrakiem. Uniosłem
zaskoczony brwi, w końcu szykowałem się do spania prawie że, a tu jakaś
niespodziewana atrakcja seksualna się szykowała. Popatrzył na mnie w ciszy, aż
w końcu sięgnął do moich okularów i zdjął je delikatnie. Odstawił na stolik i
powrócił do mojej twarzy, ujmując ją w obie dłonie i zaczynając delikatnie
muskać moje usta. Przez chwilę miałem wrażenie, że to mi się śni, w końcu nie
byłem w pełni trzeźwy. Umieściłem swoje dłonie na jego udach, sunąc w górę aż
do brzucha pod koszulką. Nie, zdecydowanie to nie był sen.
– Jinwook, co tak nagle? – spytałem,
gdy pocałunkami zaczął schodzić niżej.
– Nie chcesz? – ominął moje pytanie
swoim.
– Cóż... nie odmówię, ale... – Zatkał
mi usta swoimi.
Uśmiechnąłem się, a on wykorzystał
okazję i wsunął swój język do moich ust. Gdzieś z tyłu głowy kotłowało się „zaraz
wyjdzie Minyoon i nas obu zajebie z zimną krwią”, ale to też jakiś dodatkowy
dreszczyk podniecenia! Ta krótka myśl i igraszka sprawiły, że w pełni się
obudziłem. Przycisnąłem go do siebie, napierając na jego wargi brutalniej i
gwałtowniej. Spodobało mu się to po chwilowym otępieniu. Nie był subtelny, a mi
to odpowiadało. Mogliśmy spróbować czegoś ostrzejszego, czegoś, co mogłoby
wywrzeć na nim większy wpływ niż powolne gry wstępne i jego powolne
podniecanie. Ach, jak bardzo chciałem poznać tego przyczynę!
Ta noc była jedną z bardziej
interesujących, jakie przeżyłem. Bez jego zbędnych pytań, rozdrapywania starych
ran. Tylko posapywania, jęki i ciche szepty. Wyjątkowa relacja, którą
doceniałem. Z Aleciem również potrafiliśmy się zabawić, ale mając teraz takie
porównanie, wiedziałem, że to były zupełnie dwa inne światy. Jinwook się uczył,
aby z każdym kolejnym razem mnie zaskakiwać coraz bardziej, a ja coraz to
odważniejsze kroki podejmowałem. Nie protestował, co więcej, onieśmielał mnie
swoimi pomysłami. Był inny. Był wyjątkowo pociągający.
Komentarze
Prześlij komentarz