Ethereal Vintage Cz.22 Riley
Tego wieczoru darowałem sobie
odwiedziny pary młodej z racji na mój podły nastrój. Dodajmy do tego ból głowy
i mieliśmy przepis na porażkę murowany. Alec zrozumiał i poszedł sam. Ja
postanowiłem się dobrze wyspać na następny dzień, który był już znacznie
lepszy. Od rana z Aleciem dyskutowaliśmy o naszych planach. Okazało się, że
Ashkore zaprosił Cordiana. To był niemały szok, ale blondyn twierdził, że ci
znają się z przeszłości, tylko mieli pewne zgrzyty i nie utrzymywali kontaktu.
Ja przypuszczałem, że został zaproszony bardziej jako szef Noah i osoba, która
wiele znaczy dla Aleca, aniżeli Ashkora, ale kimże byłem, aby wypowiadać się na
tematy ich relacji? Nie znałem ludzi praktycznie wcale.
Koło dwunastej odwiedziłem mieszkanie
panów młodych, aby uzgodnić najważniejsze kwestie. Mężczyźni wyglądali na
spokojnych, wręcz zbyt spokojnych, jak na ludzi, którzy za cztery godziny złożą
sobie przysięgę. Ich mieszkanko było małe, ale bardzo przytulne. Oprócz nich
były też dwa koty, jeden na udach długowłosego mężczyzny, a drugi spokojnie
leżał na posłaniu, które znajdowało się pod stołem. Ciekawe miejsce, ale nie
pytałem.
– Nie wstawaj – poleciłem, gdy Ash
chciał się przywitać w bardziej kulturalny sposób niż z małą kulką sierści.
Przywitałem się z nim uściskiem dłoni
i zająłem miejsce obok. Alec w tym czasie dyskutował o czymś z Noah w kuchni.
Starszy wybrał styl, w którym miały być wykonane zdjęcia, a ja już wiedziałem,
że zna się na rzeczy. W ich przypadku naprawdę mogło wyjść pięknie. Po
dziesięciu minutach rozległo się głośne miauknięcie, a Noah z westchnieniem
zeskoczył z krzesełka barowego i podszedł do okna balkonowego. Otworzył je i
wypuścił białego kota, który do tej pory spał pod stołem.
– Nie jesteś uczulony na sierść,
prawda? – spytał Ash, opierając się wygodnie na kanapie.
– Nope, mam psa – zapewniłem. – Jest
strasznie głośny i atencyjny, zawsze trzeba się nim zajmować, więc nie dziwi
mnie widok dwóch kotów.
– Elly jest najstarsza. – Wskazał na
kotkę, która właśnie ułożyła się między doniczkami i zerkała w dół. – A potem
adoptowaliśmy Rio.
– Planujecie hodowlę – rzuciłem
sarkazmem, który od razu pochwycił i się uśmiechnął, patrząc na drugiego kota.
– Jasne, jak będą małe, to otworzymy
przytułek dla kotów.
Zaśmiałem się, a pozostała dwójka
zaciekawiona spojrzała w naszą stronę.
– Skończyliście? – dopytywał Alec.
– Tak.
– Może zamówimy jakieś żarcie? – Noah
znów zszedł z krzesełka i podszedł do szafki w kuchni. – Zgłodniałem.
– Jak będziesz się objadał ze stresu,
to zrezygnuje z tego – sarknął starszy.
– Też mógłbym to powiedzieć, gdy
zobaczyłem twoje rozmyślania na temat ścięcia twoich zajebistych włosów –
wytknął, podchodząc i biorąc kota z ud chłopaka. – Wybacz, zakochałem się w
szympansie, a nie modelu.
– Racja, inaczej to Joe byłby numer
jeden na liście – dodał Alec, na co Noah mu przytaknął energicznie.
Moje przysłuchiwanie się przerwał
dzwoniący telefon. Zdziwiłem się na widok imienia ojca, ale kulturalnie ich
przeprosiłem i odebrałem, przechodząc na koreański.
– Jestem w pracy – powiedziałem na
dzień dobry.
– Nie, nie, ja nie w tej sprawie. –
Zaśmiał się głośno. – Pamiętasz, wspominałem o moim przyjeździe do ciebie.
– Coś było takiego.
– Mógłbym w piątek? Jeśli się plany
nie zmienią to za dwa tygodnie w piątek.
– Powinienem się bać?
– Synu, nie rozbrajaj mnie. –
Usłyszałem w tle, jak ktoś do niego krzyczy. Przerzucił się na angielski: –
Zaraz, kończę rozmowę z Rileyem!
– No, no, leć do macochy – zadrwiłem.
– Kiedyś przestanę sponsorować twoje
latanie, wiesz?
– Kiedyś, tato, kiedyś.
Zakończyliśmy rozmowę w dość miły
sposób. On wiedział, że już nie pałam do niego nienawiścią, ale wciąż był dość
powściągliwy. Czasem upominał mnie za złe odzywki, a czasem mi na nie pozwalał.
Możliwe, że sam nie znał naszego położenia i zachowywał się wedle zachcianek.
– Ale ładnie mówisz po koreańsku.
Zerknąłem na Noah, która siedział w
fotelu i bawił się z kotem, który delikatnie przygryzał jego palce. Alec
przysiadł się na podłokietnik i najwidoczniej czekali, aż skończę rozmowę, co
wprawiło mnie trochę w dyskomfort.
– Przepraszam, to mój ojciec.
– Co chciał? – zaciekawił się Alec.
– Chce nas odwiedzić. Już widzę euforię
Minyoona, gdy go zobaczy.
– Kurwa, też chcę przy tym być! –
Zaczął się śmiać.
Pozostała dwójka nie miała pojęcia, o
czym my mówimy, a w naszych głowach powstała piękna symulacja spotkania ojca z
synem. Byłem pewien, że może polać się krew, więc aby nie stracić ostatniego z
rodziców, powinienem przy tym być. Dla bezpieczeństwa obu.
~*~
Śluby braci kontrastowały ze sobą
bardzo mocno. Harrego odbywał się w plenerze natomiast Ashkora, w większości,
miały miejsce w budynku. Harry postawił na minimalizm i bardziej rodzinną
atmosferę, natomiast młodszy uszczypnął trochę więcej luksusu i większość gości
była znajomymi znajomych. To ciekawe, jak na osobę, która skrywała swoją sławę
pod pseudonimem. Niektórzy z gości zerkali na mnie dwojako, zapewne doszukując się
we mnie pokrewieństwa z którymś z panów młodych, ale niestety – lub stety? –
byłem tylko fotografem. Siłą rzeczy poznałem ich rodziny. Państwo Martin byli
pierwszymi ludźmi, którym zrobiłem zdjęcie rodzinne. Spora rodzina i całkiem
głośna, gdy wzięło się pod uwagę dwójkę bliźniaków, ich młodszą siostrę oraz tę
starszą, która starała się nad rodzeństwem zapanować.
Najbardziej skupiłem się na rodzinie
mojego przyjaciela, gdy ci stanęli w kadrze. Byli inni, niż sobie ich
wyobrażałem. Od pana Endicotta biła niesamowita energia, duma i chęć do
świętowania z synem. Od jego żony wyczuwałem powściągliwość, choć uśmiech był
najszczerszym dowodem na to, że nie mogłaby przegapić tego wydarzenia z powodu
uprzedzeń. Być może nie miała już żadnych, a ja sam nie byłem tego świadom z
racji na brak kontaktu z Harrym. Oczywiście nie zabrakło go na ślubie brata, a
na mój widok wyszczerzył się głupio. Po zdjęciach nie odpuścił i podszedł, aby
się prawidłowo przywitać.
– Riley! Co ty tu robisz? – spytał.
– No wiesz, pracuję. – Poruszyłem
aparatem. – Nie sądziłem, że zobaczę cię takim szczęśliwym na ślubie gej-brata.
Widziałem, jak powstrzymuje się przed
wywróceniem oczami. Odeszliśmy kawałek, gdzie chwycił w dłoń szklankę z
napojem. Jego żona i córka gdzieś zniknęli z pola widzenia, ale też chciałem
się z nimi przywitać, więc musiałem potem ich jakoś odszukać.
– Gej czy nie to wciąż mój brat. –
Upił trochę soku, patrząc mi prosto w oczy. – Tak samo, jak ty jesteś moim
przyjacielem.
– Och, czuję zaszczycenie. – Złapałem
się za serce. – Wciąż pamiętam tę wiadomość o byciu szczęśliwym! Jaki ty się
ckliwy na starość robisz.
– Nie wkurwiaj mnie, skunksie. –
Delikatnie uderzył mnie z pięści w bark. – Dorosłem, okej?
– Jasne, zawsze się tak mówi, a potem
głupota zostaje.
Nancy podeszła do nas z Seleną za
rączkę. Oczywiście przytuliłem ją na przywitanie, to samo robiąc z dziewczynką.
– Fajnie cię tutaj widzieć –
stwierdziła, gdy wstałem.
Wyglądała pięknie. Jej turkusowa
sukienka do kolan zwiewnie powiewała przy wentylacji pomieszczenia. Włosy
upięła w wysokiego koka, tak samo zrobiła córce. Mała za to miała na nogach
białe rajstopy oraz różową sukieneczkę.
– Mam wrażenie, że moje życie
bardziej lub mniej się splata z jego rodziną. – Wskazałem palcem na Harrego.
– A ja mam wrażenie, że to geje mnie
otaczają – jęknął. – Spójrz, na parkiecie są dwie pary homo! Co jest z tym
światem?
– Moja para gdzieś uciekła. –
Skrzywiłem się udawanie. – Dołączyłbym do nich, abyś miał więcej powodów do
stękania.
Rozmawialiśmy i wspominaliśmy stare
czasy. Wszystko wydawało się dobrze układać, a ja nawet nie miałem czasu na
wracanie myślami do własnego ślubu. Cały czas czułem potrzebę uwieczniania tych
krótkich ulotnych chwil. Rodzice Ashkora nawiązywali kontakt praktycznie z
każdym, choć zapewne większości nie znali. W kadrze niespodziewanie dostrzegłem
Cordiana z... partnerką? Odsunąłem aparat od twarzy, będąc kompletnie
zmieszanym. Chłopak obejmował kobietę ramieniem. Wyglądała na jego
rówieśniczkę. Brunetka, której delikatnie fale opadały na plecy, uśmiechała się
pogodnie. Fioletowa sukienka miała sporo falbanek, co nadawało jej uroku i
podkreślało delikatność. Była naprawdę piękna i nawet ja to dostrzegłem.
Wiedziałem jednak, że jeśli Alec to
zobaczy, będzie źle. Zacząłem szukać go wzrokiem, a gdy dostrzegłem... było za
późno. Chłopak stał z kieliszkiem szampana obok jakiegoś chłopaka i z
rozchylonymi ustami patrzył na swój obiekt westchnień. Wziąłem głęboki wdech i
podszedłem do blondyna.
– Alec? – zawołałem go, ale on nie
zwracał na mnie uwagi. – Alec!
Wzdrygnął się, wreszcie przerzucając
smutne oczy na mnie. Wiedział, dlaczego podszedłem. Odchrząknął i zwrócił się
do swojego towarzysza.
– Przepraszam, Sylv. Riley się
stęsknił. – Uśmiechnął się do niego.
Chłopak tak średnio na jeża mu chyba
uwierzył, ale kiwnął nieznacznie głową. Blondyn odszedł ze mną w stronę bufetu
i wyglądał, jakby stracił wszystkie kolory. Albinos przede mną stał, a ja byłem
ślepy.
– Oddychaj – poleciłem.
– Nic mi nie jest – odparł z chrypką.
– To tylko... nie wiedziałem, że przyjdzie z kimś. Noah mówił, że dostał
zaproszenie, ale... Zdziwiłem się, to wszystko.
– Jakiś czas temu powiedziałeś, że
wciąż go kochasz – wypomniałem, dotykając jego ramienia. – Nie musisz przede
mną udawać, wiesz? Przykro mi.
– Co to ma za znaczenie? – Zaśmiał się
sztywno, nadal patrząc na stolik, a nie na mnie. – Ma prawo do szczęścia.
Przedstawiłem cię jako swojego chłopaka. Byłbym chujem, gdybym robił mu
problem.
– Wciąż jestem twoją przykrywką.
– Nieprawda. – Spojrzał na mnie
trochę spokojniejszy. – Jesteś teraz w seks-relacji z Jinwookiem. Znam te
zasady.
– Udawanie to udawanie – poprawiłem
go. – Nie muszę wskakiwać ci do łóżka, żeby nam wierzyli. Przyjechałem tu
dzięki tobie, więc nie przeszkadza mi dalsze ciągnięcie tego gówna.
– Co się zmieniło? – Zaplótł ramiona.
– Ostatnim razem chciałeś mnie wypatroszyć, a teraz chętnie się przyłączasz. Co
jest?
– Wtedy były inne okoliczności. Nie
chcę, żebyś na ślubie swoich przyjaciół był smutny tylko dlatego, że Cordian
bez uprzedzenia wpadł z jakąś kobietą. Baw się, a jakby co to jestem tu.
Alec uśmiechnął się i przytulił do
mnie. Prawda była taka, że chciałem mu trochę wynagrodzić mój chujowy charakter
i częsty wybuch na jego troski. Wszyscy mieli się za ekspertów, chcieli
pomagać, ale nie chciałem tego. Alec był innym przypadkiem, on cierpiał i być
może w całej tej sali pełnej gości wiedziałem o tym tylko ja i Noah. Być może,
trudno było mi to stwierdzić. Czułem się podobnie na ślubie Harrego, gdy
zamiast świętować, traktowałem to profesjonalnie, a gdy przychodził moment na
rozmyślenia, bolało mnie serce, bo w dniu mojego ślubu tylko ciotka zwiastowała
rychły koniec. Wszystko miało być dobrze, ale wewnątrz mnie nie było nic
dobrze. Mogłem dla dobra Harrego mówić, że jest okej, ale on też nie dał się
zwieść, wiedziałem o tym. Tego dnia było inaczej, emocje po rozwodzie opadły, a
obserwowanie, jak skłócona rodzina nagle ze sobą rozmawia i szczerze się u
uśmiecha... to było cudowne. Wszystko było tym razem lepsze, dlatego nie
chciałem, aby Alec cierpiał jeszcze bardziej.
Odsunął się ode mnie, wyglądał
lepiej. Może te słowa jakoś mu pomogły się uporać z krwawiącym sercem, a może
po prostu wiedział, że nie jest sam przeciwko całemu światu.
Po dziesiątej wieczorem siedziałem
przy stole i przeglądałem zdjęcia. Czułem, że brakuje mi jakiegoś ważnego, choć
mogłem przysiąc, że zrobiłem wszystkie możliwe kombinacje. Coś było nie tak i
denerwowało mnie to. Niespodziewanie dosiadł się do mnie Ashkore i patrzył na
mnie wyczekująco.
– Jakieś zlecenie? – spytałem, gdy
zaczynało być irytująco.
– Nie. – Pokręcił głową. – Ale Harry
mi wyjaśnił, że to miły zbieg okoliczności, aby jego stary przyjaciel również i
na moim ślubie robił za fotografa.
No i pies pogrzebany. Mogłem już się
tylko domyślać, czego oczekiwał ode mnie starszy mężczyzna.
– Nie pamiętasz mnie z jego ślubu? –
spytałem, odkładając sprzęt na stół i obserwując tańczące pary.
– Wtedy byłem trochę zajęty analizą
własnego życia, aby zwracać uwagę na kogoś poza rozmówcą. Przepraszam.
To było szczere, choć nie czułem
potrzeby, aby musiał mnie przepraszać. Kto zwraca uwagę na fotografa? To po
prostu usługa, za którą się płaci, ktoś wykonuje i tyle. Nie mógł wiedzieć, że
byłem tam też jako ktoś ważny, nikt tak nie myśli o fotografie.
– Spoko.
Zapadła cisza, ale czułem na sobie
jego wzrok. Swój ulokowałem w Harrym, który z czułością patrzył na Nancy i
obracał ją właśnie w tańcu. Ich córka niespodziewanie znalazła się w rękach
pani Martin. Dziwne były te powiązania rodzin... Mimo to postanowiłem pomóc
jeszcze bardziej tej relacji braterskiej.
– Tamtego dnia... Harry naprawdę był
szczęśliwy, że przyjechałeś.
– Tamtego dnia było bardzo źle i nie
było szans, aby ślub to naprawił – stwierdził bez emocji. Zdenerwowało mnie to.
– Wiem, co myślisz o Harrym z
przeszłości. – Noah spojrzał w naszym kierunku, kończąc taniec z jakąś młodą
kobietą. – Ale czy znasz prawdę o Harrym z przeszłości?
Odwróciłem głowę w jego stronę. On
również wcześniej musiał spoglądać na parkiet, bo moje słowa i poruszenia
kazało mu na mnie spojrzeć. Wyglądał trochę na zaciekawionego, choć skrywał to
pod maską obojętności.
– Nigdy jej nie poznam. Harry uciekł,
a ja dorosłem bez jego pomocy... nie oczekiwałem, że zrozumie mój
homoseksualizm, dlatego mniej zabolało, gdy to ja tym razem odwróciłem się od
niego plecami.
– Nie uciekł, bo chciał zrobić ci na
złość, Ash. – Zaśmiałem się ponuro. – Był dzieciakiem, który obiecał młodszemu
bratu, że wyciągnie go z tego koszmaru, choć samemu nie wiedział, jak to
zrobić.
– Co? – Zmarszczył brwi.
– Nie wiem, jak przeżywał wasze
rozstanie przez siedem lat, ale gdy wylądował pod moim dachem, był strasznie
rozbity. – Przełknąłem ślinę, znów odwracając wzrok. – To ja powstrzymywałem go
przed powrotem do domu. Twierdziłem, że skoro przez siedem lat się ukrywał, to
powrót nie będzie dobrym pomysłem. Pomyślicie, że mu się nie udało, w końcu raz
był w tym miejscu, a potem w innym. Nie miał stałej pracy, nie miał kobiety.
Miał tylko potworne wyrzuty sumienia, że cię zdradził.
– Tak ci mówił?
– Kilka słów po pijaku. – Wzruszyłem
ramieniem. – Nie wiem, co siedzi w głowie twojego brata, nigdy się nie dowiemy,
ale to, jakim go poznałem... wiem, dlaczego wierzyłeś w jego słowa. Kochał cię
i przerażała go myśl, że może cię zawieść... że zamiast pokazać ci, czym jest
wolność i życie według własnych zasad, pokaże ci ten okropny świat, gdzie sam
nie radzi sobie z samodzielnością.
Cisza. Nie chciałem na niego
spojrzeć, za to Noah ewidentnie odczuwał potrzebą podejścia do nas, gdy co
chwile posyłał nam zaniepokojony wyraz twarzy.
– Powiem ci coś, co może sprawi, że
spojrzysz na to inaczej. – Odwróciłem się na krześle do niego przodem. Wyglądał
na zmęczonego, ale nie własnym ślubem, tylko kolejną analizą poczynań brata. –
On cię nie porzucił.
Prychnął gwałtownie. Nie wierzył.
– Skoro tak mówisz. Nie
zabieram ci więcej czasu.
Wstał, a ja wiedziałem, że to ostatni
dzwonek, powinienem się zamknąć, Harry mówił mi to w zaufaniu. Nie mogłem tego
zrobić. A jednak.
– Przez pierwsze lata stał na końcu
ulicy i cię obserwował.
Zatrzymał się w pół kroku, plecami do
mnie. Wstałem.
– Nie wiedział, czy powinien wrócić,
ale wiedział, że musi mieć pewność. Czy sobie radzisz, czy masz większe kłopoty
z jego braku. Wierz mi, że jeden nieodpowiedni ruch wtedy, a pierwszą osobą,
która by cię uratowała, byłby Harry. Myśl o tym, co chcesz, powiedziałem coś,
co powiedział mi pijak, ten sam, który chwilę później pobiegł do pokoju się
pakować. Fakt, że zaczął tolerować gejów, zawdzięcza tobie.
– I tobie. – Zszokowałem się.
Odwrócił się do mnie. – Harry mówił, że poznał przyjaciela, któremu wiele
zawdzięcza. Nie przypisuj wszystkiego tylko więzi braterskiej. To, że teraz
jest taki, jest zasługą wielu czynników.
Odszedł, zostawiając mnie z oniemieniem.
Byłem jednym z czynników? Mogłem dać sobie rękę uciąć, że to tylko i wyłącznie
zasługa Ashkora, że Harry, zamiast zerwać przyjaźń, starał się mnie
zaakceptować. Nie mogłem uwierzyć w inne okoliczności. Byłem tylko przystankiem
na drodze do zmiany, nie środkiem transportu od punktu a do b... prawda?
Komentarze
Prześlij komentarz