Ethereal Vintage Cz.24 Riley
Następny dzień zaczął się ciężko. Do
tej pory nie miałem problemu ze wstawaniem przed czasem, ale po tym jetlagu
byłem kompletnie rozstrojony. Pragnąłem pospać kolejną dobę, bo być może wtedy
odzyskałbym stracone pół dnia. Wiadomym było, że nie, ale tym właśnie karmił
mój organizm mózg, jako powód do spóźnienia. Szefowa spojrzała na mnie krzywo,
ale zaraz wyluzowała. Najwidoczniej musiałem wyglądać tak samo koszmarnie jak
się czułem. Mimo to pracowałem na wysokich obrotach, aby odrobić straty i
nadgonić nowości z wydawnictwa. Jieun zawołała mnie do siebie po drugiej czyli
krótko przed końcem zmiany. Czułem, że sobie nagrabiłem, chociaż nie miałem
pojęcia czym.
Podszedłem do jej biurka, cierpliwie
czekałem na jej słowa. Usiadła wygodnie na krześle, zarzucając nogę na nogę i
wygodnie się opierając.
– Jak urlop?
– Pracowicie – odparłem bez trudy. –
Jetlag trochę trzyma, ale daję radę.
– Mogłeś zadzwonić, przedłużyłabym ci
o ten jeden dzień – odparła ze znudzeniem. – Rano wyglądałeś jak trup. Może
chcesz jakieś witaminy?
– Nie, dzięki. – Pokręciłem stanowczo
głową. – Wypiłem dwie kawy i czuję się lepiej. Poza tym wolne przyda mi się
jeszcze w przyszłości, więc nie przesadzajmy z dobrocią.
– Planujesz kolejny wyjazd?
– Nie, ale skąd mam wiedzieć, czy nie
wpadnę pod pociąg? Lepiej wtedy wykorzystać zaległy urlop.
– Mogłabym ci wymienić całą gammę
powodów, dla których byś wtedy został zwolniony, ale i tak w twoim stanie by to
do ciebie nie dotarło. Innym razem. – Uśmiechnęła się z wyższością.
– Innym razem – powtórzyłem.
Wróciłem do swojego stanowiska pracy
na ostatnie minuty. Chwilę po trzeciej opuściłem redakcje. W międzyczasie
napisałem wiadomość do Pouli o końcu zmiany. Do kafejki był kawałek drogi, ale
skorzystałem z autobusu i dojechałem tam w dosłownie pięć minut. Czułem lekkie
zniecierpliwienie. To takie dziwne, wcześniej podczas spotkań z Poulą było...
normalnie. Bez jakichś rewelacji, po prostu rozmawialiśmy i było dobrze, ale
teraz miałem wrażenie, jakbym miał spotkać się z kimś nowym. Może to ja byłem
tym nowym? Może miałem spotkać dzięki temu nowego mnie? Tak, to mogłoby być
porywające.
Usiadłem przy stoliku i zamówiłem espresso,
czekając cierpliwie na przyjaciółkę. Przeglądałem telefon, a raczej Internet,
żeby jakoś zabić czas. Zamówienie zostało dostarczone, więc wziąłem pierwszy
łyk. Z czymś słodkim postanowiłem się wstrzymać, ale kawy to ja potrzebowałem
na już.
– No hej.
Paula pochyliła się nade mną i
pocałowała w policzek. Chciałem wstać, ale nakazała mi siedzenie gestem dłoni.
Posłuchałem jej i poczekałem, aż zdejmie płacz i powiesi na oparciu krzesła.
Wyglądała dobrze. Ubrała się w większy pomarańczowy sweterek, który zapewne
zrobiła sama oraz w biało-szare spodnie w paski. Styl to ona zawsze miała kosmiczny i odważnie
łączyła style, choć dla mnie wyglądało to po prostu średnio. Tym razem nawet
miało to jakiś urok z tym szarym płaszczem. Gdy podwinęła rękawy dostrzegłem
pod jej bluzką przewijającą się jeszcze jakąś białą.
– Grubiej się nie dało? – spytałem
sarkastycznie.
– Przecież rano było zimno –
usprawiedliwiała się, gdy podszedł do nas kelner.
Zamówiła dla siebie latte waniliowe i
dla nas obu ciasto z truskawkami.
– No więc, jak tam wyjazd? –
zagadnęła, czekając na swoje zamówienie.
– Ślub był przyzwoity, goście mili, a
cała atmosfera była bardzo... rodzinna. Przyjemnie się pracowało. – Uśmiech sam
wtargnął na moje usta.
– Harry był? – Zaciekawiła się. – No
opowiadaj konkretnie, bo aż zżera mnie ciekawość. – Poprawiła się nerwowo na
krześle. – Kiedy ja ostatni raz na weselu byłam? Chyba tylko we Włoszech.
Opowiedziałem jej większość weekendu.
Nie omieszkałem też wspomnieć o Alecu i od razu przypomniałem sobie, żeby
spytać go o wizytę w szpitalu. Odpisał mi prawie od razu, że był i czeka na
wyniki. Obiecał też poinformować o nich, gdy tylko sam je odbierze. Odetchnąłem
z ulgą, ale denerwujący głosik w głowie kazał mi mu nie ufać. Zignorowałem to,
w końcu teraz poświęcałem pięć minut Pouli.
– No a co z tymi anglojęzycznymi
dziewczynami? – Pociągnąłem temat, który zaczęła przez telefon.
Mruknęła podczas picia kawy i zaraz
otarła usta.
– Odebrały dziś sukienki i nawet
zapłaciły więcej! – Ucieszyła się. – To było mimo wszystko opłacalne zlecenie.
– Cieszę się – wyznałem szczerze.
Dziewczyna zaraz delikatnie się
zmieszała, spoglądając na swoje oplecione palce na kubku kawy. Wiedziałem po
tym geście, że było coś jeszcze, o czym chciała mi powiedzieć. Wahała się, a ja
nie chciałem jej poganiać. Zjadłem kawałek ciasta.
– Pamiętasz jak ci mówiłam o chęci
spróbowania z kobietami?
Zamarłem z widelczykiem w ustach.
Kiwnąłem jedynie głową w akcie potwierdzenia, a ta nabrała powietrza w usta i
znów zerknęła w dół.
– W zasadzie to poszłam do klubu i
poznałam pewną kobietę – zaczęła, a ja aż odstawiłem talerzyk na bok, aby móc
się skupić na jej podbojach. – Wszystko spoko, może nawet by było erotycznie,
ale zaraz przy stole pojawił się jej nawalony brat i zaczął mnie obrażać. Był
chyba starszy i na pewno silniejszy, bo ciało miał nieźle zbudowane i jeszcze
te tatuaże... – Pokręciła głową. – Typowy macho z telenoweli.
– Niech zgadnę, chciał trójkąta? –
Uniosłem brew.
– Wręcz przeciwnie. – Zaśmiała się
ponuro. – Twierdził, że jego młodsza siostrzyczka powinna spotkać faceta a nie
grubaskę. Nie chciała mu podpaść, więc też zaczęła mnie obrażać. No cóż.
Zapomniałam, że kobiety potrafią być gorsze od mężczyzn.
– Kurwa – syknąłem jedynie w
odpowiedzi.
Z każdym niewypałem w jej życiu
miłosnym coraz bardziej to przeżywałem i czułem się zirytowany. Okej, ludzie
woleli chude kobiety, które dbają o siebie, rozumiałem to. Ale dlaczego ludzie
czuli chorą satysfakcję z obrażania sylwetek innych? Bo co, bo ktoś lubił
zjeść? Albo był chory i mało miało to wspólnego z winą tej osoby? Miałem
wrażenie, że w najbliższym otoczeniu tylko ja mogłem pojąć jej ból wynikający z
rasizmu. Bo przecież jakby było tego mało, była włoszką w Korei. Na mnie
reagowali całe życie szeptami, drwiną i agresją. W stosunku do kobiet też nie
było lepiej. On rozumiała mnie, ja ją. Transakcja wiązana na lata, pewnie
dlatego tyle ze sobą wytrzymaliśmy mimo odmiennych zdań w praktycznie każdej
dziedzinie.
– Było minęło. – Zbyła moją troskę
machnięciem dłoni i kolejnym łykiem kawy. Widziałem, jak stara się zachować
pozory.
– Nieprawda – wtrąciłem. – To się
powtarza i wiem, że to cię boli. Byłaś do tego stopnia... zraniona, że
postanowiłaś spróbować już z kobietą. – Przymknąłem powieki. – Gdybym tam wtedy
z tobą był, nie wiem, czy najpierw zdzieliłbym te france czy jej brata.
– Riley! – Zdzieliła mnie dłonią,
wyciągając ją przez stół. – Kobiet się nie bije, nawet tak nie mów.
– Dla niej zrobiłbym wyjątek. –
Wytknąłem język.
– To samo powiedziałeś w dniu, gdy
zrobiłeś siniaka tej dziewczynie na ulicy, bo szepnęła do koleżanki obelgę –
wypomniała. – Ciesz się, że była na tyle przerażona, że nie wniosła oskarżenia,
bo gadalibyśmy teraz przez szybkę a nie przy kawusi i ciasteczku.
Musiałem przyznać jej rację. Nie
byłem co prawda damskim bokserem, daleko mi było do niego, ale zdarzyły się
incydenty, gdy zbyt impulsywnie broniłem siebie czy Poulę przed rasizmem. W
zasadzie pierwszy raz zrobiłem kobiecie krzywdę w wieku czternastu lat. Moja
mama została wtedy wezwana do szkoły, rodzice mojej ofiary także i koniec końców skwitowali to „pewnie ją zaczepiał, bo
mu się podoba”. Ani ona w to nie wierzyła, ani ja. Doskonale wiedziała, że
oberwała ode mnie podłożeniem nogi na ostatnim schodku, bo wcześniej nazwała
mnie dziwadłem. Mimo to ona wolała nie wyprowadzać rodziców z błędu, a ja
przynajmniej miałem spokój. To znaczy tak mi się wydawało, bo mama od razu
wiedziała, że ja i zaczepianie koleżanek poprzez popychanie na schodach to nie
brzmiało jak sposób na podryw. Wtedy czekał mnie długi monolog o tym, że
kobiety trzeba doceniać i się o nie troszczyć, a nie je bić. Jakbym wcześniej o tym nie wiedział.
– Bo baby wcale nie są takie słabe –
mruknąłem niczym naburmuszone dziecko, bawiąc się serwetką pod kawą.
– A to prawda. To podstępne żmije,
coś o tym wiem. – Zarzuciła swoją burze loków na plecy, a uśmiech zdradzał, że
od razu miała lepszy humor. Cel osiągnięty. – Masz jakieś plany na nadchodzące
dni?
– Pracować – sarknąłem, na co
odpowiedziała mi wywróceniem oczu. Wiedziałem, że chciała usłyszeć więcej. –
Zadzwoniłem do Yunhee.
Tym razem rozchyliła powieki, dziwiąc
się moim słowom. Otworzyła nawet usta, chcąc coś powiedzieć lub o coś spytać,
ale ostatecznie nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Zamknęła je i wyczekiwała
na moją dalszą opowieść. Robiłem kółeczka na krawędziach kubka, chcąc się jakoś
zebrać do kupy. To dziwne, że nawet rozmowa o tym z przyjaciółką była trudna.
Ona o tym wiedziała, bo teraz tylko cierpliwie czekała.
– Po rozmowie z Harry... zapragnąłem
spotkać się z Nielem. – Uniosłem na nią oczy, trochę to wyglądało jak patrzenie
spod byka z opuszczoną głową, ale ja po prostu potrzebowałem ujrzeć jej
reakcję. Ta wyrażała jeszcze większy szok.
– Och... i co? W sensie zgodziła się?
– Ona tak, ale jeszcze chciała
wypytać Niela – odparłem, kiwając głową jak figurka w aucie. – Może się nie
zgodzi. Chciałem zabrać go na weekend do dziadków. Myślisz, że...
– Oczywiście! – weszła mi w słowo, aż
wycofałem się delikatnie twarzą. – Jestem pewna, że chłopiec za tobą tęsknił, a
była nie będzie sprawiać problemów.
– Może i masz rację.
Chwilę milczeliśmy, ale czułem na
sobie jej czujne spojrzenie. Stawało się ono niekomfortowe, jakby starała się
przeczytać to, co do tej pory skrywałem głęboko w sobie. Teraz wydawałem się
przy niej taki mały.
– Jestem z ciebie dumna, Riley. –
Wzięła moją dłoń w swoją, a gdy na nią spojrzałem, uśmiechała się z ogromnym
ciepłem. – Widzę, co chcesz zrobić i nawet jeśli wczoraj wydawało mi się to
dziwne, to teraz bardzo cię podziwiam. Czekałam na dzień, w którym spojrzę w
twoje oczy i zobaczę swojego prawdziwego przyjaciela, a nie podróbkę, która
powstała przez rozwód.
– Chcesz powiedzieć...
– Tak. – Kiwnęła. – Odnalazłeś
siebie, prawda? Na tym wyjeździe musiałeś trafić na spory kamień, który
wreszcie pomógł ci przejrzeć na oczy. Boże, uścisnęłabym Harrego teraz!
Powiedziała to tak skrzecząco, że
zaraz zaczęła kaszleć. Przejąłem się, bo w jej oczach stanęły łzy, ale pokazała
mi gestem dłoni, że nie mam się martwić. Popiła szybko suchość letniawą kawą i
odetchnęła głęboko.
– Przepraszam, resztki przeziębienia
się mnie trzymają. Wieczorem biorę ostatni antybiotyk i od jutra powinno być
normalnie – odpowiedziała na moje nieme pytanie. – Mówiłam, ten wieczór w
klubie kompletnie mi nie posłużył.
– Aż mam ochotę spakować cię na mój
wyjazd – jęknąłem, opierając się na dłoni. Ta spojrzała na mnie z wysoko
uniesionymi brwiami.
– Riley, Boże przenajświętszy, jesteś
tak inny, że aż nie wiem, czy to ty.
– Bo chcę cię porwać na wieś?
– Nie, bo zachowujesz się tak...
swobodnie. Ostatni raz miał miejsce...
– Z Yunhee. – Uśmiechnąłem się, bo
dokładnie pamiętałem tamten czas. Dziewczyna nieśmiało mi przytaknęła. –
Mieliśmy być i byliśmy małżeństwem, nie czułem się wtedy skrępowany i mogłem
sobie pozwolić na głupoty. Co nie oznacza, że zawsze taki będę. Mam dziś dobry
humor.
– Oby się utrzymał. – Dokończyła tort
i popiła resztkami kawy. – Nie musisz mnie porywać na wieś, nie będę kradła ci
czasu z synem i dziadkami, to po pierwsze. – Uniosła palec z średniej długości
pazurem pomalowanym na ciepły brąz. Zaraz do niego dołączył drugi. – A po
drugie, jeśli będę doszczętnie zdesperowana, a powoli zaczynam być, to zapiszę
się na siłownie.
– Nigdy nie chciałaś mieć figury
modelki – zaznaczam, na co delikatnie się krzywi. Skrzyżowała ręce, łokciami
opierając się o blat, a dłonie chowając pod niego.
– Owszem, ale chcę być też matką,
okej? Prawie mam trzydziestkę, fajnie byłoby przed nią urodzić chociaż jedno
dziecko. Kolejne już mogłyby lub nie musiały się pojawiać.
Patrzyłem na nią nadal w tej pozycji
pół leżącej na blacie i nie mogłem uwierzyć, jakim ignorantem byłem do tej
pory.
– Skarbie, dwadzieścia siedem
kończysz dopiero w grudniu. Zdążysz zajść w ciąże. Szukanie na siłę dupka ci
nie pomoże, a może zostawić tylko samotnie wychowującą dziecko.
Spojrzała na mnie z pretensją, a ja
poczułem się jeszcze mniejszy. Powiedziałem przesadnie wtrącając się w jej
życie i dramatyzując? Zapewne. Chciałem ją przeprosić, ale postanowiła mi
najpierw odpowiedzieć.
– Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że
takie zagrywki mogą się źle skończyć, bo gdy partner dowie się o mojej
otyłości, to mnie rzuci. Tylko że mam dość słuchania obelg i ciągłych
uśmiechów. Jasne, zajść w ciąże mogę zawsze. – Zaśmiała się. – Chcę mieć po
prostu więcej czasu na poznanie się z tym drugim człowiekiem, wybadanie, czy
możemy być rodziną... nie miej mnie za aż taką desperatkę, która schudnie,
rozłoży nogi a potem będzie miała pretensję, że wychowuje dziecko samotnie.
– Poula, dobrze wiesz, że nie o to mi
chodziło. – Poprawiłem się na krześle. – Nie chcę, abyś cierpiała tak jak moja
mama. – Skrzywiła się, ale postanowiła mi nie przerywać. – Kochała mnie i
doskonale o tym wiem, niemniej marnowała sobie najlepsze lata życia. I jasne,
jesteś od niej starsza, ale to nie zmienia faktu, że faceci to chuje.
– To też mówisz z autopsji, tato
roku? – zadrwiła, ale wiedziałem, że nie chciała mnie urazić.
– Tak. – Roześmiałem się. – Kocham
cię jak siostrę i będę wspierał w walce o upragnioną wagę, ale twojego faceta
to ja muszę poznać. Wyjść na piwo, obić mordę, spytać o rodowód...
– Riley! – znów jęknęła i widziałem,
jak korciło ją uderzenie mnie przez stół.
– No co? Może nie w tej kolejności,
ale wszystko jest ważne.
Skończyliśmy nasze pogaduchy dopiero
koło szóstej. Poczułem się jeszcze lepiej dzięki niej, zwłaszcza gdy życzyła mi
powodzenia z synem. Wracałem do domu w uśmiechem na ustach, co ludzie musieli
uznać za chorobę psychiczną, ale nie obchodziło mnie to. To, co ludzie o mnie
mówili już dawno przestało. Ach, jakież zdrowe podejście! Szkoda, że dopiero co
je sobie uświadomiłem.
Wszedłem do mieszkania i znów
krzyknąłem na znak powrotu. Fiesta energicznie mnie przywitał, choć mniej niż
dnia poprzedniego. Spodziewałem się obecności Jinwooka, ale o dziwo jego butów
nie było na szafce. Na pewno były te należące do brata. Zignorowałem to i
postanowiłem wziąć tylko wodę z lodówki, aby po tych trzech kawach opłukać
żołądek czymś innym, zdrowszym. Wtem rozdzwonił się telefon. Sięgnąłem go z
kieszeni spodni i prawie wyplułem ciecz, gdy na ekranie wyświetlił się imię
byłej żony. Z niemałym ociąganiem się odebrałem.
– H-Halo? – odezwałem się pierwszy,
cicho odchrząkując.
– Hej – odpowiedziała mi. – Czy twoje
plany z Nielem wciąż są aktualne, czy jednak byłeś wczoraj pijany?
– Jasne, że aktualne.
Usłyszałem szmer po drugiej stronie
słuchawki i jakieś krzyki, aż zaraz stały się wyraźniejsze.
– Z kim rozmawiasz? – spytał Niel, a
mi serce podskoczyło do gardła.
– Z tatą.
– Daj, ja też chcę! – krzyczał co
chwilę, w ogóle nie słuchając Yunhee, że ma się uspokoić.
– Dobrze już, czekaj – powiedziała do
niego zirytowana.
– Tata! – krzyknął, aż odstawiłem
słuchawkę od ucha.
– Hej, synek. – Uśmiech sam wtargnął
na moje usta, choć jeszcze chwilę temu odczuwałem lęk na sam dźwięk jego głosu.
– Jak u ciebie?
– Super, ale może być superowiej, bo
teraz gadamy! – Nie widziałem go, ale doskonale mogłem sobie wyobrazić, jak
szeroko się teraz uśmiechał. Radość docierała do mnie przez zwykły telefon.
– A może być jeszcze lepiej, bo
chciałbym cię zabrać do dziadków na wieś. Chciałbyś...
– Ja cię panie! – pisnął w dziwny
sposób głosem. – Chcę, chcę, chcę! Kiedy, kiedy? Pobawimy się wtedy?
– Oczywiście.
Dziwne ciepło rozchodziło się po
mojej klatce piersiowej. Harry miał rację, Niel wciąż mnie potrzebował w swoim
życiu i żaden ojciec zastępczy mu nie da tego, co ja. Drugi raz mi udowodnił,
jak bardzo łaknął kontaktu i zapewne mocno musiał męczyć Yunhee, aby ta w końcu
go do mnie zabrała. Czułem się koszmarnie. Mój syn zostawiony na lata samemu
sobie. Bez telefonów, bez najmniejszego zainteresowania z mojej strony.
Naprawdę naśladowałem swojego ojca i to chyba w tym wszystkim było najgorsze.
– Mogę już z tatą porozmawiać? –
spytała go.
– Nie! Ja teraz mówię!
– Niel! – uniosła się, ale raczej w
ten rodzicielski sposób niż okrutny.
– Mamo! – odpowiedział jej tym samym,
aż zacząłem się cicho śmiać.
– Jak nie oddasz mi telefonu w tej
chwili, to uziemię cię w domu i nie pojedziesz z tatą – zagroziła, zrobiło się
poważnie, co sugerowało głośne wciągniecie powietrza przez małego. Co
powinienem powiedzieć?
– Ty. Mnie. Nie. Szataruj! – fuknął,
a ja ryknąłem śmiechem.
– Szantażuj co najwyżej, kochanie, i
oddaj telefon.
– Nie! Musisz mnie złapać, a wujek
mówi, że się ulałaś jak kula śniegu i tylko się toczysz, więc mnie nie
złapiesz!
Szmery dochodziły z drugiej strony
słuchawki, a ja nie mogłem przestać się śmiać. Powinienem go upomnieć, że takie
zwracanie się do kobiety a przede wszystkim do mamy jest bardzo nieodpowiednie,
ale... Boże, jaki on miał podobny do mnie charakter. Gdyby nie mama i jej silna
ręka, to pewnie byłbym rozpuszczony jak dziadowski bicz.
– Tato? – szepnął do mnie.
– Tak? – odpowiedziałem, opanowując
się już. Szmery ucichły.
– Naprawdę mnie zabierzesz? Nie
kłamiesz? – Poczułem ścisk żołądka, gdy tak cicho wymawiał słowa, których
pewności nie miał.
– Tak, Niel. Obiecuję, że przyjadę po
ciebie w piątek i pojedziemy na wieś. Będziemy się bawić, aż nie zachcesz spać,
rozmawiać, aż nie zacznie boleć cię buzia i robić cokolwiek zapragniesz.
Zapadła cisza, którą zaraz przerwało
pukanie. Przez chwilę zastanawiałem się czy to do nas, ale chłopiec musiał się
gdzieś zamknąć przez Yunhee.
– Ale musisz być grzeczny i miły dla
mamy, bo nam nie pozwoli wyjechać – starałem się go przekonać do rozważnych
działań.
– Dobrze...
Moje powieki drgnęły, gdy dotarł do
mnie łamiący się głos. Płakał. Przeze mnie. Oczywiście, przecież nie przez
mamę. Był tak poruszony wizją wspólnej zabawy, że nie mógł nic powiedzieć tylko
błagać, żeby to nie okazało się snem. Znam ten stan aż za dobrze. Raz jeden
jedyny raz, gdy zadzwonił mój ojciec wieczorną porą, bo w kraju, gdzie był
akurat panował ranek, obiecywał mi złote góry a ja chciałem tylko go zobaczyć.
Nie przyjeżdżał długo po tej rozmowie, a ja straciłem wierzyć, że on mi jest w
ogóle potrzebny.
– Kocham cię, więc wyjdź do mamy i
oddaj jej telefon.
– Mhm.
– Co się stało? – spytała go, gdy ten
wreszcie stanął przed nią. – Co mu powiedziałeś? – syknęła do mnie.
– Nic – zapewniłem. – Tylko
poprosiłem, żeby był grzeczny, bo naprawdę go nie puścisz ze mną.
– Tylko to? – niedowierzała. – No
dobrze. – Westchnęła. – Podrzucę ci go do mieszkania, żebyś nie musiał spotykać
się z moim ojcem. Ostatnim razem i tak nie był zadowolony, że rozmawiałam z
tobą w restauracji. Lepiej go unikaj.
– Niech zgadnę, był przeciwny
zabierania Niela?
– Jeszcze jak! Dla jasności, ja nie
mam nic przeciwko waszym kontaktom. Po prostu...
– Zabrzmię jak dziecko, ale nie byłem
gotowy stawić czoła rzeczywistości i przepraszam cię, że musiałaś tak długo
czekać na moje wsparcie z małym. Teraz, jeśli będziesz potrzebować pomocy,
zawsze mogę się nim zająć.
– Riley... ja rozumiem, naprawdę. Przez
pierwszy rok nie mogło to do mnie dotrzeć, jakim dupkiem jesteś, że odciąłeś
się od Niela, ale potem... potem mi przeszło. – Wiedziałem, że to
niepowtarzalna okazja na szczerość w jej wydaniu. Nie chciałem jej przerywać. –
Musisz wiedzieć, że nigdy nie powiedziałam mu czegoś złego na twój temat. Gdy o
ciebie pytał – ściszyła głos – zawsze odpowiadałam z uśmiechem i pozytywem. Moi
rodzice trochę działali w tę drugą stronę, dlatego jest dziś taki rozdarty. W
sensie dziś, że w obecnym wieku, nie akurat tym dniu.
– Rozumiem – zapewniłem bez
entuzjazmu.
– Cieszę się, że go zabierasz i mam
nadzieję, że zbliżycie się do siebie. Po jego narodzinach byłeś bardzo dobrym
ojcem i wiem, że jest z tobą bezpieczny.
Na usta cisnęły mi się różne pytania.
Skoro tak twierdzisz, dlaczego przekreśliłaś naszą rodzinę? Dlaczego sama się
nie odezwałaś, gdy odnalazłaś spokój? Czego ode mnie oczekujesz, będąc miłą?
Masz kogoś? Czy, gdybym naprawdę odezwał się wcześniej, wróciłabyś? No i jedno
zasadnicze pytanie czy nadal mnie kochała. A ja? Czy ja ją kochałem?
Jak na zawołanie do mieszkania wszedł
rudy z kapturem od swojej kurtki na głowie. Zauważył mnie i machnął ręką, aby
nie przeszkadzać w rozmowie. No więc, czy warto było wracać do punktu wyjścia?
Komentarze
Prześlij komentarz