Ethereal Vintage Cz.24 Riley


Nowy-stary Riley

Następny dzień zaczął się ciężko. Do tej pory nie miałem problemu ze wstawaniem przed czasem, ale po tym jetlagu byłem kompletnie rozstrojony. Pragnąłem pospać kolejną dobę, bo być może wtedy odzyskałbym stracone pół dnia. Wiadomym było, że nie, ale tym właśnie karmił mój organizm mózg, jako powód do spóźnienia. Szefowa spojrzała na mnie krzywo, ale zaraz wyluzowała. Najwidoczniej musiałem wyglądać tak samo koszmarnie jak się czułem. Mimo to pracowałem na wysokich obrotach, aby odrobić straty i nadgonić nowości z wydawnictwa. Jieun zawołała mnie do siebie po drugiej czyli krótko przed końcem zmiany. Czułem, że sobie nagrabiłem, chociaż nie miałem pojęcia czym.

Podszedłem do jej biurka, cierpliwie czekałem na jej słowa. Usiadła wygodnie na krześle, zarzucając nogę na nogę i wygodnie się opierając.

– Jak urlop?

– Pracowicie – odparłem bez trudy. – Jetlag trochę trzyma, ale daję radę.

– Mogłeś zadzwonić, przedłużyłabym ci o ten jeden dzień – odparła ze znudzeniem. – Rano wyglądałeś jak trup. Może chcesz jakieś witaminy?

– Nie, dzięki. – Pokręciłem stanowczo głową. – Wypiłem dwie kawy i czuję się lepiej. Poza tym wolne przyda mi się jeszcze w przyszłości, więc nie przesadzajmy z dobrocią.

– Planujesz kolejny wyjazd?

– Nie, ale skąd mam wiedzieć, czy nie wpadnę pod pociąg? Lepiej wtedy wykorzystać zaległy urlop.

– Mogłabym ci wymienić całą gammę powodów, dla których byś wtedy został zwolniony, ale i tak w twoim stanie by to do ciebie nie dotarło. Innym razem. – Uśmiechnęła się z wyższością.

– Innym razem – powtórzyłem.

Wróciłem do swojego stanowiska pracy na ostatnie minuty. Chwilę po trzeciej opuściłem redakcje. W międzyczasie napisałem wiadomość do Pouli o końcu zmiany. Do kafejki był kawałek drogi, ale skorzystałem z autobusu i dojechałem tam w dosłownie pięć minut. Czułem lekkie zniecierpliwienie. To takie dziwne, wcześniej podczas spotkań z Poulą było... normalnie. Bez jakichś rewelacji, po prostu rozmawialiśmy i było dobrze, ale teraz miałem wrażenie, jakbym miał spotkać się z kimś nowym. Może to ja byłem tym nowym? Może miałem spotkać dzięki temu nowego mnie? Tak, to mogłoby być porywające.

Usiadłem przy stoliku i zamówiłem espresso, czekając cierpliwie na przyjaciółkę. Przeglądałem telefon, a raczej Internet, żeby jakoś zabić czas. Zamówienie zostało dostarczone, więc wziąłem pierwszy łyk. Z czymś słodkim postanowiłem się wstrzymać, ale kawy to ja potrzebowałem na już.

– No hej.

Paula pochyliła się nade mną i pocałowała w policzek. Chciałem wstać, ale nakazała mi siedzenie gestem dłoni. Posłuchałem jej i poczekałem, aż zdejmie płacz i powiesi na oparciu krzesła. Wyglądała dobrze. Ubrała się w większy pomarańczowy sweterek, który zapewne zrobiła sama oraz w biało-szare spodnie w paski.  Styl to ona zawsze miała kosmiczny i odważnie łączyła style, choć dla mnie wyglądało to po prostu średnio. Tym razem nawet miało to jakiś urok z tym szarym płaszczem. Gdy podwinęła rękawy dostrzegłem pod jej bluzką przewijającą się jeszcze jakąś białą.

– Grubiej się nie dało? – spytałem sarkastycznie.

– Przecież rano było zimno – usprawiedliwiała się, gdy podszedł do nas kelner.

Zamówiła dla siebie latte waniliowe i dla nas obu ciasto z truskawkami.

– No więc, jak tam wyjazd? – zagadnęła, czekając na swoje zamówienie.

– Ślub był przyzwoity, goście mili, a cała atmosfera była bardzo... rodzinna. Przyjemnie się pracowało. – Uśmiech sam wtargnął na moje usta.

– Harry był? – Zaciekawiła się. – No opowiadaj konkretnie, bo aż zżera mnie ciekawość. – Poprawiła się nerwowo na krześle. – Kiedy ja ostatni raz na weselu byłam? Chyba tylko we Włoszech.

Opowiedziałem jej większość weekendu. Nie omieszkałem też wspomnieć o Alecu i od razu przypomniałem sobie, żeby spytać go o wizytę w szpitalu. Odpisał mi prawie od razu, że był i czeka na wyniki. Obiecał też poinformować o nich, gdy tylko sam je odbierze. Odetchnąłem z ulgą, ale denerwujący głosik w głowie kazał mi mu nie ufać. Zignorowałem to, w końcu teraz poświęcałem pięć minut Pouli.

– No a co z tymi anglojęzycznymi dziewczynami? – Pociągnąłem temat, który zaczęła przez telefon.

Mruknęła podczas picia kawy i zaraz otarła usta.

– Odebrały dziś sukienki i nawet zapłaciły więcej! – Ucieszyła się. – To było mimo wszystko opłacalne zlecenie.

– Cieszę się – wyznałem szczerze.

Dziewczyna zaraz delikatnie się zmieszała, spoglądając na swoje oplecione palce na kubku kawy. Wiedziałem po tym geście, że było coś jeszcze, o czym chciała mi powiedzieć. Wahała się, a ja nie chciałem jej poganiać. Zjadłem kawałek ciasta.

– Pamiętasz jak ci mówiłam o chęci spróbowania z kobietami?

Zamarłem z widelczykiem w ustach. Kiwnąłem jedynie głową w akcie potwierdzenia, a ta nabrała powietrza w usta i znów zerknęła w dół.

– W zasadzie to poszłam do klubu i poznałam pewną kobietę – zaczęła, a ja aż odstawiłem talerzyk na bok, aby móc się skupić na jej podbojach. – Wszystko spoko, może nawet by było erotycznie, ale zaraz przy stole pojawił się jej nawalony brat i zaczął mnie obrażać. Był chyba starszy i na pewno silniejszy, bo ciało miał nieźle zbudowane i jeszcze te tatuaże... – Pokręciła głową. – Typowy macho z telenoweli.

– Niech zgadnę, chciał trójkąta? – Uniosłem brew.

– Wręcz przeciwnie. – Zaśmiała się ponuro. – Twierdził, że jego młodsza siostrzyczka powinna spotkać faceta a nie grubaskę. Nie chciała mu podpaść, więc też zaczęła mnie obrażać. No cóż. Zapomniałam, że kobiety potrafią być gorsze od mężczyzn.

– Kurwa – syknąłem jedynie w odpowiedzi.

Z każdym niewypałem w jej życiu miłosnym coraz bardziej to przeżywałem i czułem się zirytowany. Okej, ludzie woleli chude kobiety, które dbają o siebie, rozumiałem to. Ale dlaczego ludzie czuli chorą satysfakcję z obrażania sylwetek innych? Bo co, bo ktoś lubił zjeść? Albo był chory i mało miało to wspólnego z winą tej osoby? Miałem wrażenie, że w najbliższym otoczeniu tylko ja mogłem pojąć jej ból wynikający z rasizmu. Bo przecież jakby było tego mało, była włoszką w Korei. Na mnie reagowali całe życie szeptami, drwiną i agresją. W stosunku do kobiet też nie było lepiej. On rozumiała mnie, ja ją. Transakcja wiązana na lata, pewnie dlatego tyle ze sobą wytrzymaliśmy mimo odmiennych zdań w praktycznie każdej dziedzinie.

– Było minęło. – Zbyła moją troskę machnięciem dłoni i kolejnym łykiem kawy. Widziałem, jak stara się zachować pozory.

– Nieprawda – wtrąciłem. – To się powtarza i wiem, że to cię boli. Byłaś do tego stopnia... zraniona, że postanowiłaś spróbować już z kobietą. – Przymknąłem powieki. – Gdybym tam wtedy z tobą był, nie wiem, czy najpierw zdzieliłbym te france czy jej brata.

– Riley! – Zdzieliła mnie dłonią, wyciągając ją przez stół. – Kobiet się nie bije, nawet tak nie mów.

– Dla niej zrobiłbym wyjątek. – Wytknąłem język.

– To samo powiedziałeś w dniu, gdy zrobiłeś siniaka tej dziewczynie na ulicy, bo szepnęła do koleżanki obelgę – wypomniała. – Ciesz się, że była na tyle przerażona, że nie wniosła oskarżenia, bo gadalibyśmy teraz przez szybkę a nie przy kawusi i ciasteczku.

Musiałem przyznać jej rację. Nie byłem co prawda damskim bokserem, daleko mi było do niego, ale zdarzyły się incydenty, gdy zbyt impulsywnie broniłem siebie czy Poulę przed rasizmem. W zasadzie pierwszy raz zrobiłem kobiecie krzywdę w wieku czternastu lat. Moja mama została wtedy wezwana do szkoły, rodzice mojej ofiary także i koniec końców skwitowali to „pewnie ją zaczepiał, bo mu się podoba”. Ani ona w to nie wierzyła, ani ja. Doskonale wiedziała, że oberwała ode mnie podłożeniem nogi na ostatnim schodku, bo wcześniej nazwała mnie dziwadłem. Mimo to ona wolała nie wyprowadzać rodziców z błędu, a ja przynajmniej miałem spokój. To znaczy tak mi się wydawało, bo mama od razu wiedziała, że ja i zaczepianie koleżanek poprzez popychanie na schodach to nie brzmiało jak sposób na podryw. Wtedy czekał mnie długi monolog o tym, że kobiety trzeba doceniać i się o nie troszczyć, a nie je bić. Jakbym wcześniej o tym nie wiedział.

– Bo baby wcale nie są takie słabe – mruknąłem niczym naburmuszone dziecko, bawiąc się serwetką pod kawą.

– A to prawda. To podstępne żmije, coś o tym wiem. – Zarzuciła swoją burze loków na plecy, a uśmiech zdradzał, że od razu miała lepszy humor. Cel osiągnięty. – Masz jakieś plany na nadchodzące dni?

– Pracować – sarknąłem, na co odpowiedziała mi wywróceniem oczu. Wiedziałem, że chciała usłyszeć więcej. – Zadzwoniłem do Yunhee.

Tym razem rozchyliła powieki, dziwiąc się moim słowom. Otworzyła nawet usta, chcąc coś powiedzieć lub o coś spytać, ale ostatecznie nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Zamknęła je i wyczekiwała na moją dalszą opowieść. Robiłem kółeczka na krawędziach kubka, chcąc się jakoś zebrać do kupy. To dziwne, że nawet rozmowa o tym z przyjaciółką była trudna. Ona o tym wiedziała, bo teraz tylko cierpliwie czekała.

– Po rozmowie z Harry... zapragnąłem spotkać się z Nielem. – Uniosłem na nią oczy, trochę to wyglądało jak patrzenie spod byka z opuszczoną głową, ale ja po prostu potrzebowałem ujrzeć jej reakcję. Ta wyrażała jeszcze większy szok.

– Och... i co? W sensie zgodziła się?

– Ona tak, ale jeszcze chciała wypytać Niela – odparłem, kiwając głową jak figurka w aucie. – Może się nie zgodzi. Chciałem zabrać go na weekend do dziadków. Myślisz, że...

– Oczywiście! – weszła mi w słowo, aż wycofałem się delikatnie twarzą. – Jestem pewna, że chłopiec za tobą tęsknił, a była nie będzie sprawiać problemów.

– Może i masz rację.

Chwilę milczeliśmy, ale czułem na sobie jej czujne spojrzenie. Stawało się ono niekomfortowe, jakby starała się przeczytać to, co do tej pory skrywałem głęboko w sobie. Teraz wydawałem się przy niej taki mały.

– Jestem z ciebie dumna, Riley. – Wzięła moją dłoń w swoją, a gdy na nią spojrzałem, uśmiechała się z ogromnym ciepłem. – Widzę, co chcesz zrobić i nawet jeśli wczoraj wydawało mi się to dziwne, to teraz bardzo cię podziwiam. Czekałam na dzień, w którym spojrzę w twoje oczy i zobaczę swojego prawdziwego przyjaciela, a nie podróbkę, która powstała przez rozwód.

– Chcesz powiedzieć...

– Tak. – Kiwnęła. – Odnalazłeś siebie, prawda? Na tym wyjeździe musiałeś trafić na spory kamień, który wreszcie pomógł ci przejrzeć na oczy. Boże, uścisnęłabym Harrego teraz!

Powiedziała to tak skrzecząco, że zaraz zaczęła kaszleć. Przejąłem się, bo w jej oczach stanęły łzy, ale pokazała mi gestem dłoni, że nie mam się martwić. Popiła szybko suchość letniawą kawą i odetchnęła głęboko.

– Przepraszam, resztki przeziębienia się mnie trzymają. Wieczorem biorę ostatni antybiotyk i od jutra powinno być normalnie – odpowiedziała na moje nieme pytanie. – Mówiłam, ten wieczór w klubie kompletnie mi nie posłużył.

– Aż mam ochotę spakować cię na mój wyjazd – jęknąłem, opierając się na dłoni. Ta spojrzała na mnie z wysoko uniesionymi brwiami.

– Riley, Boże przenajświętszy, jesteś tak inny, że aż nie wiem, czy to ty.

– Bo chcę cię porwać na wieś?

– Nie, bo zachowujesz się tak... swobodnie. Ostatni raz miał miejsce...

– Z Yunhee. – Uśmiechnąłem się, bo dokładnie pamiętałem tamten czas. Dziewczyna nieśmiało mi przytaknęła. – Mieliśmy być i byliśmy małżeństwem, nie czułem się wtedy skrępowany i mogłem sobie pozwolić na głupoty. Co nie oznacza, że zawsze taki będę. Mam dziś dobry humor.

– Oby się utrzymał. – Dokończyła tort i popiła resztkami kawy. – Nie musisz mnie porywać na wieś, nie będę kradła ci czasu z synem i dziadkami, to po pierwsze. – Uniosła palec z średniej długości pazurem pomalowanym na ciepły brąz. Zaraz do niego dołączył drugi. – A po drugie, jeśli będę doszczętnie zdesperowana, a powoli zaczynam być, to zapiszę się na siłownie.

– Nigdy nie chciałaś mieć figury modelki – zaznaczam, na co delikatnie się krzywi. Skrzyżowała ręce, łokciami opierając się o blat, a dłonie chowając pod niego.

– Owszem, ale chcę być też matką, okej? Prawie mam trzydziestkę, fajnie byłoby przed nią urodzić chociaż jedno dziecko. Kolejne już mogłyby lub nie musiały się pojawiać.

Patrzyłem na nią nadal w tej pozycji pół leżącej na blacie i nie mogłem uwierzyć, jakim ignorantem byłem do tej pory.

– Skarbie, dwadzieścia siedem kończysz dopiero w grudniu. Zdążysz zajść w ciąże. Szukanie na siłę dupka ci nie pomoże, a może zostawić tylko samotnie wychowującą dziecko.

Spojrzała na mnie z pretensją, a ja poczułem się jeszcze mniejszy. Powiedziałem przesadnie wtrącając się w jej życie i dramatyzując? Zapewne. Chciałem ją przeprosić, ale postanowiła mi najpierw odpowiedzieć.

– Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że takie zagrywki mogą się źle skończyć, bo gdy partner dowie się o mojej otyłości, to mnie rzuci. Tylko że mam dość słuchania obelg i ciągłych uśmiechów. Jasne, zajść w ciąże mogę zawsze. – Zaśmiała się. – Chcę mieć po prostu więcej czasu na poznanie się z tym drugim człowiekiem, wybadanie, czy możemy być rodziną... nie miej mnie za aż taką desperatkę, która schudnie, rozłoży nogi a potem będzie miała pretensję, że wychowuje dziecko samotnie.

– Poula, dobrze wiesz, że nie o to mi chodziło. – Poprawiłem się na krześle. – Nie chcę, abyś cierpiała tak jak moja mama. – Skrzywiła się, ale postanowiła mi nie przerywać. – Kochała mnie i doskonale o tym wiem, niemniej marnowała sobie najlepsze lata życia. I jasne, jesteś od niej starsza, ale to nie zmienia faktu, że faceci to chuje.

– To też mówisz z autopsji, tato roku? – zadrwiła, ale wiedziałem, że nie chciała mnie urazić.

– Tak. – Roześmiałem się. – Kocham cię jak siostrę i będę wspierał w walce o upragnioną wagę, ale twojego faceta to ja muszę poznać. Wyjść na piwo, obić mordę, spytać o rodowód...

– Riley! – znów jęknęła i widziałem, jak korciło ją uderzenie mnie przez stół.

– No co? Może nie w tej kolejności, ale wszystko jest ważne.

Skończyliśmy nasze pogaduchy dopiero koło szóstej. Poczułem się jeszcze lepiej dzięki niej, zwłaszcza gdy życzyła mi powodzenia z synem. Wracałem do domu w uśmiechem na ustach, co ludzie musieli uznać za chorobę psychiczną, ale nie obchodziło mnie to. To, co ludzie o mnie mówili już dawno przestało. Ach, jakież zdrowe podejście! Szkoda, że dopiero co je sobie uświadomiłem.

Wszedłem do mieszkania i znów krzyknąłem na znak powrotu. Fiesta energicznie mnie przywitał, choć mniej niż dnia poprzedniego. Spodziewałem się obecności Jinwooka, ale o dziwo jego butów nie było na szafce. Na pewno były te należące do brata. Zignorowałem to i postanowiłem wziąć tylko wodę z lodówki, aby po tych trzech kawach opłukać żołądek czymś innym, zdrowszym. Wtem rozdzwonił się telefon. Sięgnąłem go z kieszeni spodni i prawie wyplułem ciecz, gdy na ekranie wyświetlił się imię byłej żony. Z niemałym ociąganiem się odebrałem.

– H-Halo? – odezwałem się pierwszy, cicho odchrząkując.

– Hej – odpowiedziała mi. – Czy twoje plany z Nielem wciąż są aktualne, czy jednak byłeś wczoraj pijany?

– Jasne, że aktualne.

Usłyszałem szmer po drugiej stronie słuchawki i jakieś krzyki, aż zaraz stały się wyraźniejsze.

– Z kim rozmawiasz? – spytał Niel, a mi serce podskoczyło do gardła.

– Z tatą.

– Daj, ja też chcę! – krzyczał co chwilę, w ogóle nie słuchając Yunhee, że ma się uspokoić.

– Dobrze już, czekaj – powiedziała do niego zirytowana.

– Tata! – krzyknął, aż odstawiłem słuchawkę od ucha.

– Hej, synek. – Uśmiech sam wtargnął na moje usta, choć jeszcze chwilę temu odczuwałem lęk na sam dźwięk jego głosu. – Jak u ciebie?

– Super, ale może być superowiej, bo teraz gadamy! – Nie widziałem go, ale doskonale mogłem sobie wyobrazić, jak szeroko się teraz uśmiechał. Radość docierała do mnie przez zwykły telefon.

– A może być jeszcze lepiej, bo chciałbym cię zabrać do dziadków na wieś. Chciałbyś...

– Ja cię panie! – pisnął w dziwny sposób głosem. – Chcę, chcę, chcę! Kiedy, kiedy? Pobawimy się wtedy?

– Oczywiście.

Dziwne ciepło rozchodziło się po mojej klatce piersiowej. Harry miał rację, Niel wciąż mnie potrzebował w swoim życiu i żaden ojciec zastępczy mu nie da tego, co ja. Drugi raz mi udowodnił, jak bardzo łaknął kontaktu i zapewne mocno musiał męczyć Yunhee, aby ta w końcu go do mnie zabrała. Czułem się koszmarnie. Mój syn zostawiony na lata samemu sobie. Bez telefonów, bez najmniejszego zainteresowania z mojej strony. Naprawdę naśladowałem swojego ojca i to chyba w tym wszystkim było najgorsze.

– Mogę już z tatą porozmawiać? – spytała go.

– Nie! Ja teraz mówię!

– Niel! – uniosła się, ale raczej w ten rodzicielski sposób niż okrutny.

– Mamo! – odpowiedział jej tym samym, aż zacząłem się cicho śmiać.

– Jak nie oddasz mi telefonu w tej chwili, to uziemię cię w domu i nie pojedziesz z tatą – zagroziła, zrobiło się poważnie, co sugerowało głośne wciągniecie powietrza przez małego. Co powinienem powiedzieć?

– Ty. Mnie. Nie. Szataruj! – fuknął, a ja ryknąłem śmiechem.

– Szantażuj co najwyżej, kochanie, i oddaj telefon.

– Nie! Musisz mnie złapać, a wujek mówi, że się ulałaś jak kula śniegu i tylko się toczysz, więc mnie nie złapiesz!

Szmery dochodziły z drugiej strony słuchawki, a ja nie mogłem przestać się śmiać. Powinienem go upomnieć, że takie zwracanie się do kobiety a przede wszystkim do mamy jest bardzo nieodpowiednie, ale... Boże, jaki on miał podobny do mnie charakter. Gdyby nie mama i jej silna ręka, to pewnie byłbym rozpuszczony jak dziadowski bicz.

– Tato? – szepnął do mnie.

– Tak? – odpowiedziałem, opanowując się już. Szmery ucichły.

– Naprawdę mnie zabierzesz? Nie kłamiesz? – Poczułem ścisk żołądka, gdy tak cicho wymawiał słowa, których pewności nie miał.

– Tak, Niel. Obiecuję, że przyjadę po ciebie w piątek i pojedziemy na wieś. Będziemy się bawić, aż nie zachcesz spać, rozmawiać, aż nie zacznie boleć cię buzia i robić cokolwiek zapragniesz.

Zapadła cisza, którą zaraz przerwało pukanie. Przez chwilę zastanawiałem się czy to do nas, ale chłopiec musiał się gdzieś zamknąć przez Yunhee.

– Ale musisz być grzeczny i miły dla mamy, bo nam nie pozwoli wyjechać – starałem się go przekonać do rozważnych działań.

– Dobrze...

Moje powieki drgnęły, gdy dotarł do mnie łamiący się głos. Płakał. Przeze mnie. Oczywiście, przecież nie przez mamę. Był tak poruszony wizją wspólnej zabawy, że nie mógł nic powiedzieć tylko błagać, żeby to nie okazało się snem. Znam ten stan aż za dobrze. Raz jeden jedyny raz, gdy zadzwonił mój ojciec wieczorną porą, bo w kraju, gdzie był akurat panował ranek, obiecywał mi złote góry a ja chciałem tylko go zobaczyć. Nie przyjeżdżał długo po tej rozmowie, a ja straciłem wierzyć, że on mi jest w ogóle potrzebny.

– Kocham cię, więc wyjdź do mamy i oddaj jej telefon.

– Mhm.

– Co się stało? – spytała go, gdy ten wreszcie stanął przed nią. – Co mu powiedziałeś? – syknęła do mnie.

– Nic – zapewniłem. – Tylko poprosiłem, żeby był grzeczny, bo naprawdę go nie puścisz ze mną.

– Tylko to? – niedowierzała. – No dobrze. – Westchnęła. – Podrzucę ci go do mieszkania, żebyś nie musiał spotykać się z moim ojcem. Ostatnim razem i tak nie był zadowolony, że rozmawiałam z tobą w restauracji. Lepiej go unikaj.

– Niech zgadnę, był przeciwny zabierania Niela?

– Jeszcze jak! Dla jasności, ja nie mam nic przeciwko waszym kontaktom. Po prostu...

– Zabrzmię jak dziecko, ale nie byłem gotowy stawić czoła rzeczywistości i przepraszam cię, że musiałaś tak długo czekać na moje wsparcie z małym. Teraz, jeśli będziesz potrzebować pomocy, zawsze mogę się nim zająć.

– Riley... ja rozumiem, naprawdę. Przez pierwszy rok nie mogło to do mnie dotrzeć, jakim dupkiem jesteś, że odciąłeś się od Niela, ale potem... potem mi przeszło. – Wiedziałem, że to niepowtarzalna okazja na szczerość w jej wydaniu. Nie chciałem jej przerywać. – Musisz wiedzieć, że nigdy nie powiedziałam mu czegoś złego na twój temat. Gdy o ciebie pytał – ściszyła głos – zawsze odpowiadałam z uśmiechem i pozytywem. Moi rodzice trochę działali w tę drugą stronę, dlatego jest dziś taki rozdarty. W sensie dziś, że w obecnym wieku, nie akurat tym dniu.

– Rozumiem – zapewniłem bez entuzjazmu.

– Cieszę się, że go zabierasz i mam nadzieję, że zbliżycie się do siebie. Po jego narodzinach byłeś bardzo dobrym ojcem i wiem, że jest z tobą bezpieczny.

Na usta cisnęły mi się różne pytania. Skoro tak twierdzisz, dlaczego przekreśliłaś naszą rodzinę? Dlaczego sama się nie odezwałaś, gdy odnalazłaś spokój? Czego ode mnie oczekujesz, będąc miłą? Masz kogoś? Czy, gdybym naprawdę odezwał się wcześniej, wróciłabyś? No i jedno zasadnicze pytanie czy nadal mnie kochała. A ja? Czy ja ją kochałem?

Jak na zawołanie do mieszkania wszedł rudy z kapturem od swojej kurtki na głowie. Zauważył mnie i machnął ręką, aby nie przeszkadzać w rozmowie. No więc, czy warto było wracać do punktu wyjścia?



~awenaqueen~


Komentarze

Popularne posty