Ethereal Vintage Cz.25 Riley


Przepowiednia końca

Czasami się zastanawiałem, czy okulary jednak nie są wygodniejsze od soczewek. Co prawda zsuwały się z nosa, nie można było wykonywać bliżej niepotrzebnych ruchów, ale jednak nie były takim utrapieniem względem podrażnień oczu, gdy się w nich zasypiało. Wiem co mówię, zasypiałem z okularami za dzieciaka dość często. Soczewek nie zapominałem ubierać, co to to nie! Problem pojawiał się wieczorami, gdy byłem zmęczony i ostatnią rzeczą przychodząca na myśl była wizyta przed lustrem i zdjęcie mojej pomocy lepszego widzenia.

Wlałem sobie krople do oczu i zamrugałem kilkukrotnie, czekając na wyostrzenie się widzenia. Stało się tak po kilku minutach, podczas których docierały do mnie jedynie wyraźne dźwięki. Fiesta drapiący w drzwi sypialni, telewizor z salonu grający jakieś wysokie dźwięki, więc zapewne któryś z chłopaków pogrywał na konsoli. Wyszedłem do nich, a pies zaczął się wokół mnie kręcić, chcąc wyjść na wczesny spacer. Szósta rano. Powinienem być już w drodze do pracy, a gdzie tu mówić o spacerze. Pogłaskałem go i wróciłem do pokoju po portfel. Zapatrzyłem się też na działkę w szufladzie, którą musiałem wysunąć w celu wyjęcia dokumentów. Zabrałem też i ją. Poszedłem do salonu, gdzie Minyoon grał w Resident Evil 2 Remake.

– Wyjdziesz z Fiestą? Spóźnię się do pracy – powiedziałem, ale ten zbył mnie prychnięciem. Wiedziałem, że prosto nie będzie. Rzuciłem mu pod nos kilka banknotów oraz działkę. Popatrzył na stolik, robiąc pauzę w grze.

– Dajesz mi to? – Zdziwiony zaraz uniósł głowę. – Za free?

– Za wyjście z psem. – Wskazałem palcem na sierściucha, pałętającego się pod nogami.

– Za durne wyjście z Fiestą dajesz mi kasę i trawkę? – dopytywał skonfundowany. – Gdzie haczyk? Ile tych wyjść? Do końca roku? Dożywotnio?

Chciałem się z tego zaśmiać, ale w sumie to było bardzo typowe dla nas. Szczędziłem na nim, a za narkotyk brałem jak za zboże. Trudno się dziwić, że nie uwierzył w moją dobroć, zresztą nikt nie wierzył od początku tygodnia. Jinwook patrzył na mnie podejrzliwie, Minyoon unikał, twierdząc, że to na pewno zjebanie mózgowie. Co do rudego to nasza relacja dość mocno odbiegała od prawidłowej. Z jednej strony powinienem to skończyć, ale z drugiej wszystkie inicjatywy od początku tygodnia – a był czwartek – wychodziły właśnie od niego. To on się przysuwał, on mnie dotykał i to on przychodził wieczorami po coś więcej. Byłem skuszony, w końcu to relacja bez zobowiązań. Sam chłopak posuwał się do coraz śmielszych zachowań w łóżku, a przez częsty seks nie widziałem na jego twarzy grymasów bólu. Już wcześniej się nad tym zastanawiałem, ale jego perfekcyjnie robienie loda, dokładna znajomość ciała i czułych punktów na nim, brak zagubienia... twierdził, że pierwszy raz miał ze mną i co do tego wątpliwości nie miałem, ale cała reszta nie pasowała do wizerunku „dziewicy”. Był zbyt pewny i śmiały, nawet podczas pierwszego razu.

Pytanie go o to, czy pracował w branży prostytutek jakoś nie mogło przejść mi przez gardło, choć kilka razy próbowałem. Nie chciałem go obrażać, a nazywanie kogoś męską dziwką brzmiało jak obelga. Zwłaszcza w ustach faceta, z którym chodzisz do łóżka. Pozostawiłem ten temat bez rozwiązania, to nie była moja sprawa.

– Jedno wyjście i może kilka kiedyś. – Wzruszyłem ramionami, chowając portfel do tylnej kieszeni bezowych spodni. – Zabieram go na weekend na wieś, więc będziecie mieli spokój.

– Jedziesz do dziadków? – zaciekawił się, a oczy wyrażały coś, czego dawno w nich nie widziałem; radość.

– Tak, a co?

– Nic. – Teraz to on wzruszył ramieniem, wracając do gry. – Zaproszę kumpla.

– Dla mnie to zapraszanie chłopaka, nie kumpla – sarknąłem, za co spiorunował mnie wzrokiem.

– Dzięki, ale kutasy mnie nie interesują.

Wiedziałem, że mój braciszek przepadał za moimi dziadkami. Może trochę mi ich zazdrościł, ale to było dziwne, też musiał mieć swoich od strony matki. Może był tak zaślepiony nienawiścią do całego świata, że ich też nie chciał znać? Jego okres buntu przestawał mieć już uzasadnienie i jako – prawie – dziewiętnastolatek powinien dojrzeć do pewnych spraw. Mógłbym rzucić tutaj tekstem, że ja w jego wieku byłem mądrzejszy, ale jak widać to niczego nie zmieniało. I tak tkwiłem w martwym punkcie.

Co do moich dziadków to oczywiście uprzedziłem ich o wizycie, znów odebrał dziadek we wtorek wieczorem. Wszystko zaczynałem od złej strony. Zaprosiłem syna na weekend z dziadkami, ale ci jeszcze o niczym nie wiedzieli. Miałem przeczucie, że się zgodzą, zwłaszcza przez pryzmat zobaczenia prawnuka.

– Czego? – warknął dziadek, który najwidoczniej nauczył się odczytywać dotykowy telefon babci.

– Cześć – przywitałem się mile, odstawiając na bok kąśliwości. – Gdzie babcia?

– Dla ciebie nie ma – odpowiedział bulgocząc niczym woda w garnku po zagotowaniu. – Czego?

– Rozumiem, że nie chcesz zobaczyć jedynego prawnuka? – Zapadła cisza. Nawet zacząłem podejrzewać, że ten się już rozłączył.

– Czyjego?

– Dziadku, przecież ja mam syna. Zapomniałeś? – Zrobiło mi się głupio, w końcu mógł zacząć chorować na demencję a ja o tym nie wiedziałem.

– Syna... – powtórzył niepewnie. – A mi to się same baby rodziły. – Parsknąłem śmiechem. To jednak był dziadek, którego dobrze znałem.

– Bo masz słabe plemniki, idioto – wtrąciła w tle babcia. – Ile razy mam ci mówić, żebyś mi telefonu nie dotykał. Jeszcze mi coś poinstalujesz i przyjdzie rachunek. Oddawaj, zgredzie.

– A ty jesteś taka wredna, że rodzice mi dopłacali, żebym cię wziął za żonę – odpowiedział jej z wrednością.

– Ach tak? – zakpiła. – A mi twoi mówili, że jak cię wezmę, to zapłacą za nasz dom. Patrz, za coś tutaj się wprowadziliśmy, pamiętasz?

Zaczęło trzeszczeć, wiec zapewne szarpali się o telefon, aż babcia wygrała walkę.

– No co tam, wnusiu? – spytała uprzejmie. – Jak zdrówko?

– Dobrze, dziękuję. Co robicie w weekend?

– Nie licząc sprzedaży na targu i pracy w polu to nic – odpowiedziała, przemieszczając się. – Planujesz nas odwiedzić?

– Tak. – Zacząłem skubać końcówkę koszuli. – Chciałem wpaść z Nielem i pokazać mu wieś i dziadków. Pradziadków.

– Ty... chcesz przyjechać z Nielem? – zszokowała się.

Nie ma w tym nic dziwnego, wierzcie mi. Praktycznie o nim nie rozmawialiśmy, a jak już, to starałem się odpowiadać wymijająco, aż sami nie doszli do wniosku, że kontaktów z nim nie mam żadnych.

– Wiesz...

– Wiem – przerwała mi. – Wpadajcie, zawsze jesteście mile widziani. Wciąż są wolne pokoje i aż strach obok tych pustych przechodzić. Przygotujemy z dziadkiem jakieś fajnie miejsce dla chłopaka, żeby się dobrze czuł.

– Nie! – krzyknąłem, zanim zdałem sobie sprawę. – Może spać ze mną. On nie zaśnie w obcym miejscu sam.

To było jawne kłamstwo lub trafiona prawda, bo nic mi na ten temat nie było wiadomo. Chciałem postąpić egoistycznie i móc spędzić z synem jak najwięcej czasu. Poza tym wnioskując po jego entuzjazmie spędzenia ze mną czasu i rozpłakaniu się na złożoną obietnicę, mogłem z czystym sumieniem zagrać nieczysto. Nie byłby na mnie o to zły, a kto wie, może nawet szczęśliwy?

– No jasne, to w takim razie przeniesiemy do ciebie jakieś zabawki. Taewon! – krzyknęła do dziadka. – Odpalaj swojego kadilaka, jedziemy do sklepu z zabawkami!

Przestań mi Juliet obrażać! – Usłyszałem w tle i znów się zaśmiałem.

– Racja, ona głośniej jęczy niż ja kiedykolwiek, pamiętam – sarknęła.

– Babciu, fuj, nie chcę tego słyszeć. – Skrzywiłem się, ale nadal miałem szeroki uśmiech na ustach.

– No co? Niel to się z powietrza wziął? A twoja matka? Żadne fuj – odpowiedziała ze złością.

Samochód dziadka tak głośno chodził, że mogłem bez problemu zrozumieć jego aluzję o jęczeniu. Co prawda facet był ostatni do żartowania w dwuznaczny sposób, ale babcia nie miała skrupułów i non stop padało coś zbereźnego z jej ust. Momentami było to niekomfortowe, ale to cały urok staruszki. Zapomniałem tylko ją uprzedzić o Fieście, ale wierzyłem, że to nie problem. Oboje z dziadkiem mieli ogromne serce do zwierząt.

Po pracy wstąpiłem na szybko na salkę ćwiczeń Aleca. Przez szybkę w drzwiach dostrzegłem, jak ten chodzi dookoła i przekrzykuje muzykę aby poinstruować uczniów. Ci bezbłędnie – przynajmniej na moje oko – wykonywali układ taneczny do jakiegoś utworu. Nie znałem go, może był nowością. Cierpliwie czekałem na jego przerwę lub koniec. To nastąpiło dopiero po trzydziestu minutach. Młodzi wrócili do swoich szatni, a ja w brudnym obuwiu przekroczyłem prób sali. Alec syknął na mój widok i zaraz stanął obok. Wyglądał tak samo jak ostatnio: do dupy.

– Wyniki przyszły? – spytałem.

– Ciebie też fajnie widzieć – sarknął, ale widząc moje niewzruszone spojrzenie, spoważniał. – Nie. Ostrzegali, że to może potrwać z dwa tygodnie. Wykosztowałem się na te badania, więc nie powinni zrobić mnie w chuja, ale kto wie, nie znam się na medycynie w Korei.

Przeszliśmy na korytarz, gdzie uczniowie się z nim pożegnali i wyszli. My wciąż staliśmy, jakby jeden czekał na słowo drugiego. Jak mogłem mu pomóc?

– To nic poważnego, zwykłe przemęczenie. – Szturchnął mnie łokciem. Widziałem, że próbuje przy okazji uspokoić siebie, ale ta blada cera i zmęczone oczy... Czy mogłem wierzyć w tak proste rozwiązanie?

– Jestem egoistą, ale... – Oblizałem wargi, odwracając się do niego frontem.

– Ale? – zachęcał.

– Jeśli będzie źle, zadzwonisz od razu do mnie, rozumiesz? Twój ojciec czy Cor są za daleko, tylko ja mogę w miarę szybko do ciebie dotrzeć, a nawet jak nie ja to wyślę...

– Obiecuję – przerwał mi. – Jak będę się źle czuł, zadzwonię. Lepiej mów, jak tam po przylocie? Bo mnie trochę ścięło z nóg.

– Doszedłem do siebie. No, chyba że zadzwonienie do byłej i poproszenie o dziecko na weekend to oznaka szaleństwa – wyznałem wychodząc z chłopakiem na zaplecze. Spojrzał na mnie oniemiały.

– Ty zrobiłeś co? – Zamrugał. – Dała ci go? To znaczy, da?

– Tak.

– O kurwa, to super! – Wyszczerzył się. – Jestem dumny. Co planujesz z nim robić?

W międzyczasie postanowił przebrać się w swoje ciuchy na co dzień. Nie był skrępowany i tak widziałem go w dużo gorszym – czytaj intymnym – wydaniu.

– Zabieram go na wieś do dziadków. Jestem trochę przerażony opieką nad dzieckiem, okej.

– Czemu? – Wyprostował się ze zdziwieniem na twarzy. – Przecież zanim się rozwiedliście to miałeś z nim kontakt, nie?

– No tak, ale gdzie roczne dziecko, a gdzie pięcioletnie. – Wywróciłem oczami. – Teraz jest mądrzejszy, chce poznać świat, a nie sra pod siebie i domaga jedzenia. Ma więcej potrzeb.

– Tylko ty potrafisz to tak spłycić.

Zaczął się głośno śmiać. Dla mnie to nie było ani trochę zabawne. Nie znałem jego zwyczajów, nie wiedziałem o nim nic. Miałem przez trzy dni zostać z nim całkowicie sam i starać się sprostać jego oczekiwaniom. To gorsze niż egzamin na studiach. Tam wykujesz swój materiał, a dziecko? Dziecko jest kompletnie zmienne. Chce na przykład zupę krem a potem stwierdza ze woli suchy ryż. A może to tylko ja byłem taki rozwydrzony. Ta, to bardzo prawdopodobne. Z drugiej strony Niel miał moje geny... Argh, cóż za frustracja!

Po powrocie od Aleca od razu wziąłem Fiestę na spacer. Dochodziła siódma i powoli oczy zaczynały mi się kleić. Rozmasowywałem kark, podczas gdy pies bawił się z jakimś innym na polu przede mną. Właścicielka tego drugiego nie wyglądała na znerwicowaną, również w spokoju się temu przyglądała.

Niespodziewanie telefon w mojej kieszeni zaczął dzwonić. Sięgnąłem go i ze zdziwieniem zauważyłem połączenie od Inguk. Odebrałem z uniesioną brwią, choć nie mógł tego zobaczyć.

– Co tam?

– To chyba ja powinienem pytać. – Miał zachrypnięty głos. – Bierzesz towar w tym miesiącu?

– Na razie nie chcę – odpowiedziałem szczerze, na co facet nie wiedział, jak odpowiedzieć.

– Na pewno? Zazwyczaj na początku każdego miesiąca sam dopominałeś się o towar. Coś się stało? Rzuciłeś to? Mam go sprzedać komuś innemu?

– Hola hola, zwolnij trochę! – Zacząłem się śmiać. – Nie rzuciłem i nikomu nie sprzedawaj. Po prostu teraz z synem wyjeżdżam i nie chcę mieć przy sobie ani w sobie ani małego dymu marihuany.

To pięknie brzmiało. Wyjeżdżam z synem. Ciepło rozlało się na moim ciele. Może nie taki diabeł straszny, co? Już nie mogłem się doczekać, aż następnego dnia go zobaczę, a z drugiej strony byłem przerażony. Dziwna mieszanka uczuć.

– Nawet nie wiedziałem, że jesteś ojcem. – Wierzyłem. Nigdy mu o tym nie opowiadałem. – W takim razie potrzymam to dla ciebie gdzieś go dwudziestego, okej? Jak nie odbierzesz, to sprzedaję. Towar musi mieć obrót, rozumiesz.

– Jasne – zapewniłem. – Odbiorę, Minyoon nie wytrzyma bez swojej działki.

– Braciszek? – dopytywał, choć znał odpowiedź i na nią nie czekał. – Niech sam sobie kupuje. Dla niego podniosę cenę o dziesięć procent.

– Jesteś dobroduszny – zakpiłem.

– Oczywiście. Nigdy w to nie wątp.

 

Wieczorem tego samego dnia postanowiłem spakować najpotrzebniejsze rzeczy do jednego bagażu. Oczywiście nie zapomniałem o Fieście i do małej torby wrzuciłem jego smakołyki i małe zabawki, aczkolwiek tych miał naprawdę niewiele. Upchnąłem do swojego bagażu jego Kuśka, bo przecież bez niego nie było prawdziwej zabawy i chwili spokoju. Pies patrzył na moje poczynania z przechylonym łbem i ciekawskim wzrokiem. Wolałem go nie zaczepiać, bo śmiem twierdzić, że chwyciłby moją torbę i zaczął szarpać o swoje rzeczy. To był mój pies, znałem go najlepiej.

Chwilę potem w pokoju zjawił się rudy i spojrzał na moje ruchy tym samym wzrokiem co pies. Nie chciałem przerywać, więc tylko czekałem na jakieś słowa z jego ust. Te padły dopiero po kilku minutach.

– Wyjeżdżasz?

– Tak, na weekend. Minyoon nie wspominał?

Wrzuciłem niedbale swoje spodnie i zapiąłem zamek. Mogłem oświadczyć, że skończyłem i reszta wieczoru była moja.

– Nie rozmawialiśmy ostatnio – odparł, a ja na niego spojrzałem.

Wyglądał na zmęczonego, choć w pracy akurat tego dnia nie był. Miał na sobie czarne legginsy, które dziwiły na facecie, ale ja tam nie wnikałem. Dziwnie za to kontrastowały z luźną pomarańczową bluzką. Był w tym jakiś urok, ale wolałem to przemilczeć.

– No więc teraz mówię. – Odwróciłem wzrok od jego nóg. – Zabieram przy okazji Fiestę, więc możecie sobie odpocząć od nas.

– Nie męczyłeś mnie – powiedział szczerze, podchodząc bliżej.

– Mm, cudnie, bo ty mnie też. – Poruszyłem brwiami, a potem zniżyłem głowę i musnąłem jego usta. – Wytrzymasz, kochasiu?

– Nie wiem – odparł o dziwo szczerze – przywykłem do ciebie.

– Kusisz, żeby spakować cię w osobną walizkę – mruknąłem przy jego ustach.

Ten jednak się odsunął i zmierzył mnie wzrokiem. Było w tym coś, co trochę niepokoiło. Na myśl znowu przywiodło mi jego prostytucję i kolejną próbę podjęcia tematu. Na próżno. Słowa nie przeszły przez moje gardło, choć usta już się otworzyły, to żaden dźwięk z nich się nie wydobył. Powtarzałem sobie, że to nie moja sprawa, ale byłem dziennikarzem od tylu lat, że natura trochę mnie zżerała. Chciałem zbadać zbyt prywatny temat, podczas gdy byliśmy tylko seks-partnerami i współlokatorami. Spowiedź nie była konieczna.

Nie miałem okazji dłużej nad tym głowić, gdy ten pchnął mnie na łóżko i usiadł na mnie okrakiem. Już przywykłem do jego gierek i niespodziewanej chęci na seks, dlatego po prostu mu na to pozwoliłem, jak zawsze. Jedno było w tym razie inne; miałem wrażenie, jakby była to niema przepowiednia końca. Tylko jakiego?

 

~*~

 

Rano obudziłem się w wyśmienitym humorze. Posprzątałem w pokoju, bo Jinwook musiał wyjść z łóżka w środku nocy. Dziwne, do tej pory zawsze zostawał do samego rana. Nieprzyjemne przeczucie powróciło, ale nie pozwoliłem sobie na zawładnięcie nim. Rozpoczynałem powoli weekend, który trochę przerażał i trochę elektryzował do działania. Było przyjemnie i nie mogłem dać się porwać jakimś chorym myślom, znowu.

W pracy efektywnie pracowałem nawet ze swoim wrogiem. Dotrzymywał mi tempa chyba tylko ze względu na fakt, aby nie wypaść gorzej. Szefowa dość często patrzyła w naszym kierunku, a to trudne nie było przez szklaną ściankę działową. Może ta moje elektryczna aura była widoczna? Nie byłem obiektywny, dlatego zignorowałem ich ciekawskie spojrzenia.

W trakcie przerwy zadzwoniłem do Yunhee, aby przypomnieć jej i jednocześnie upewnić się, że wszystko było aktualne. Ta odpowiedziała mi jedynie śmiechem i poinformowała, że w moim mieszkaniu zjawi się chwilę po piątej. Czekała nas dość długa trasa pociągiem i to na dodatek z psem u nogi, ale chciałem wierzyć, że Fiesta nie pożre pasażerów. Zresztą nocna pora to też była dobra pora, bo mniej ludzi postanowiło robić sobie dalekie wycieczki. Oczywiście miałem kaganiec, który kupiłem praktycznie na samym początku mojego wychowywania Fiesty. Wizyty u weterynarza mogły być niebezpieczne i jeden z nich zaproponował mi kupno zabezpieczeń. Tak na przyszłość.

W mieszkaniu mój stres wzrósł. Za chwilę pod moją opiekę miało trafić pięcioletnie dziecko. Nigdy żadnym się nie zajmowałem, a jak wcześniej wspominałem, roczne to nie pięcioletnie. Nie chciałem popełnić rażących błędów, a miałem wrażenie, że tylko się kompromituję. Siedziałem i tupałem nerwowo nogą w salonie. Minyoon po cichu wszedł na piętro i krzyknięciem mnie otrzeźwił. Spojrzałem na niego, wyglądał... jak zawsze. Czarne materiałowe spodnie nie były za ciasne, ani luźne. Bluzka w biało czarne paski luźno opadała na biodrach, a skórzana kurtka, którą właśnie przewiesił przez przedramię wyglądała na totalnie zbędną. Pogoda tego dnia sprzyjała. Mimo to patrzył na mnie wyczekująco  połowie drogi do pokoju.

– Może chcesz melisy? – spytał w końcu.

– Po co? – Zdziwiłem się.

– Bo wyglądasz, jakbyś szedł na obronę – skwitował. – Uspokój się trochę.

– Łatwo mówić. – Pierwszy raz od dawna nie miałem ochoty udawać przed bratem kompletnego pewniaka. Spojrzałem na swoje dłonie, która zaraz pocierałem.

– Zostaw Fiestę, przecież się nim zajmiemy.

Głos nastolatka był bliżej niż przed chwilą, więc spojrzałem na prawo, a ten przysiadł na podłokietniku fotela i wpatrywał się we mnie z nieodgadnioną miną. Czyżby on też posiadał ludzką stronę?

– Tu nie o niego chodzi.

– Wiem – zapewnił kiwnięciem głowy. – Chodzi o tego smroda, którym się nie zajmowałeś. Powinieneś się cieszyć, że w porę nabrałeś ochoty. Nasz ojciec nadal jej nie ma.

– To miało mnie pocieszyć czy dobić? – zażartowałem, unosząc lewą brew.

– Dobrze wiesz. – Wywrócił oczami. – Nasz idiota odzywa się, kiedy mu się zachce lub ma interes. Czyli raz na kilka lat, a zaczął to robić dość późno, nie sądzisz? – To pytanie pozostawało bez odpowiedzi, bo znaliśmy ją obaj. – Poza tym jedziesz do dziadków, którzy wychowali dwie córki i to jedną wiedźmę. Na pewno ci pomogą, czy coś.

– Wow, Minyoon... czasem potrafisz być taki chujowy w pocieszaniu.

– A spierdalaj – warknął, wstając i kierując się do pokoju.

– Ale pomogło, więc dzięki – krzyknąłem za nim.

Chwilę potrwało zanim usłyszałem zamkniecie drzwi. Musiał patrzeć na mnie jak na kosmitę, bo ja i dziękowanie nie szliśmy w parze, przynajmniej nie dla Minyoona. Mimo to byłem szczerze w lepszym nastroju. Miał rację, to nie tak, że wyjeżdżałem na odludzie z psem i dzieckiem, nie panując nad żadnym z nich. Miałem mieć przy sobie cudowną kobietę, jaką była moja babcia i zrzędliwego dziadka, który łaknął syna niczym powietrza. Nie mogło być źle, nie miało prawa.

Zaraz potem usłyszałem dzwonek do drzwi i odwrotu już nie było. Wytarłem spocone dłonie w beżowe spodnie i szedłem na parter. Otworzyłem drzwi i za nimi ujrzałem Yunhee, a zaraz potem poczułem silne uderzenie w nogi.

– Tatuś! – krzyknął radośnie Niel, przytulać się do mnie.

Kucnąłem i wziąłem go na ręce. Nie był jakoś szczególnie ciężki, chociaż pucate policzki świadczyły o tym, że dobrze go karmiono. Uszczypnąłem go w jeden, na co się zaśmiał. No i był za duży na noszenie.

– No więc tu są jego rzeczy, starałam się jak najmniej.

Z przepraszającym uśmiechem odstawiła małych rozmiarów plecak pod szafkę od butów.

Napijesz się czegoś? – spytałem bardziej z grzeczności. Pociąg na nas raczej nie planował czekać.

– Nie, dziękuję. – Potrząsnęła głową. Wyglądała młodziej niż na naszym ostatnim spotkaniu w restauracji.

Przetarte jasne dżinsy były o rozmiar za duże, ale dodawały jej słodkości i delikatności, a biała koszula przewiązana za rogi miała nadać elegancji. Podobało mi się to, co widziałem. Yunhee ciągle robiła na mnie wrażenie, zwłaszcza z opalenizną i jak zawsze zadbaną cerą. Musiałem jednak zejść na ziemie, bo to nie były warunki na jakieś wspominki czy podrywy.

– Tatuś, pies! – Wskazał rączką za mnie.

Odwróciłem się z nim, a Fiesta, nieśmiało jak na niego, podszedł do nas. Znów kucnąłem, aby mógł obwąchać Niela i aby ten mógł go pogłaskać.

– Nie ugryzie go? – spytała z troską, pochylając się przy nas.

– Fiesta? – Prychnąłem. – To najłagodniejszy pies, jakiego znam. Potrafi groźniej szczekać i wyglądać, niż faktycznie gryźć.

Pokazałem dziecku, jak pogłaskać czworonoga po głowie, a ten od razu poszedł w moje ślady i nieśmiało wtopił swoją małą rączkę w jego puszyste futro. Fiesta poczuł się zaproszony do oblizania Niela, na co ten pisnął i poruszył się niespokojnie. Nie dziwiłem się mu, to był atak z zaskoczenia i nawet Yunhee poderwała się do przodu.

– Spokojnie, on ci okazuje miłość! – Korciło mnie nazwanie tego czułością, ale czy pięciolatek znał takie słowa?

– Boże! – jęknęła przerażona Yunhee.

Niel jednak przełamał jej strach swoim śmiechem i prośbą, aby Fiesta przestał, bo to go łaskocze. Odetchnąłem z ulgą. Nie było nic gorszego niż podpaść matce dziecka przy pierwszym zostawieniu go ze mną i to jeszcze przy takim, które się nawet nie rozpoczęło!

– Fiesta, szukaj Minyoona! – nakazałem psu, który odsunął się od Niela i spojrzał na mnie wyczekująco. Rzuciłem komendę ponownie, a ten poderwał się do biegu i ruszył na piętro. Chwila spokoju.

– Nauczyłeś go dziwnych rzeczy – skwitowała.

Podniosłem się z chłopcem, który ani śnił puszczać moją szyję i spojrzałem na byłą.

– Nauczyłem go bardzo przydatnych rzeczy. Potrafi na przykład dawać nosa. – Dotknąłem nosa syna, a ten znów się zaśmiał. – Mam ci potem pokazać?

– Tak! – pisnął.

– Ani się waż! – powiedziała w tym samym czasie, więc mały spojrzał na nią z wyrzutem.

– Idź już – rzucił bez skrupułów, aż ta otworzyła usta, ale zaraz je zamknęła.

– Jak ktoś mi powie, że twoje geny nie przeważyły, to przysięgam, że obedrę tę osobę ze skóry. – Wystawiła w moją stronę wskazujący palec z dłuższym paznokciem.

– Mama ciągle mówi, że jestem uparty po tobie – wyjaśnił, choć nikt nie prosił. Kiwnąłem głową. – Ja tylko walczę o swoje. Wujek mówi, żebym nie odpuszczał, bo odpuszczają słabiacy.

– Nigdy nie lubiłem twojego wujka, ale akurat w tej kwestii przybiłbym sobie z nim piątkę – szepnąłem, na co się uśmiechnął.

– Dasz sobie radę? – przerwała naszą pierwszą nić porozumienia. – To znaczy... wierzę, że dasz, ale jakby co to zadzwonisz, prawda? – upewniała się naprawdę trochę rozgoryczona.

Mogłem się domyślać, że sprawiało jej to ból. Zostawienie dziecka, które wychowujesz od pięciu lat, facetowi, który pojęcie o dzieciach ma raczej zerowe. Byłem ojcem i tylko ten argument przemawiał za tym, aby w końcu pozwoliła i mi nabyć doświadczenia, ale miała prawo się obawiać.

– Obiecuję, że zadzwonię. Nie wywożę go na koniec świata, znasz adres moich dziadków.

– Znam, dlatego przyjadę, jeśli będziecie mnie potrzebować.

Powiedziała „my” i zaraz zerknęła na syna. Z czułością pogłaskała go po policzku i w niego pocałowała. Trudno przyszło jej rozstać się z synem, ale ten za to po zamknięciu przez nią drzwi, spojrzał na mnie z ognikami ekscytacji w oczach.

– To co, męski weekend? – Uniosłem brew.



~awenaqueen~


Komentarze

Popularne posty