Ethereal Vintage Cz.3 Riley
Wyciągnąłem rękę do szuflady, aby
wyjąć z niej skręta. Siedziałem w łóżku, opierając się plecami o balustradę.
Moje nagie ciało okrywała tylko szara kołdra, pod którą obok mnie leżał Alec.
Odpaliłem trunek, zaciągając się z pewną dozą lenistwa, ale to miało swój cel.
Sięgnąłem popielnicę spod lampki nocnej i położyłem ją sobie na przykrytym
udzie. Siedzieliśmy w ciszy, która wcale nam nie przeszkadzała. Alec często
milczał, a ja to doceniałem. Nie lubiłem ludzi, którzy mają sporo do
powiedzenia.
Po chwili jednak pościel
zaszeleściła, a chłopak przewrócił się na plecy i umieścił pod głową ramię.
Wgapiał się z pożółkły sufit i ewidentnie nad czymś rozmyślał. Może żałował?
– Co u ciebie? – spytałem, wypuszczając
w powolnym tempie kłąb dymu.
– Pytasz mnie o to po seksie? –
prychnął, ale nie w ten wredny sposób.
Spojrzałem na niego kątem oka, a ten
wydawał się rozbawiony.
– Seks był przystawką. Możemy teraz
przejść do dania głównego, czyli twoich problemów.
Zamilkł, a ja skupiałem się na
relaksowaniu, dlatego przestałem go obserwować. Nie przeszkadzał mu nigdy
zapach palonej marihuany, ale też nigdy nie chciał spróbować. Być może tolerował,
być może miał to w dupie, jak mnie chwilę temu.
– Cordian przyjeżdża mnie odwiedzić
wraz z moim ojcem...
Zamarłem w bezruchu. Jedynie moje
oczy odnalazły jego twarz, która teraz wydawała się na nowo pochłonięta
myślami. Słyszałem o Cordianie jedynie z opowieści, a samą jego osobę widziałem
jedynie na zdjęciach. Facet był pociągający, więc absolutnie nie dziwiłem się
Alecowi, że to właśnie dla tego faceta utonął w miłości. Nawet jeśli im nie
wyszło jako parze kochanków, wciąż się przyjaźnili. Po moim rozwodzenie z byłą
nawet krótkich wymian zdań nie serwowaliśmy. No, chyba że atakujące drugą
stronę.
– To fajnie – odpowiedziałem bez
większego entuzjazmu.
Czułem na sobie jego palące
spojrzenie, ale ja jedynie ugasiłem skręta w popielnicy i odstawiłem ją na
szafkę nocną.
– Riley...
Już chciałem wstawać, aby wskoczyć
pod szybki prysznic i iść zjeść coś na kolację, ale zatrzymał mnie jego głos.
Odwróciłem w jego stronę głowę, a ten podniósł się na łokciach. Miał na twarzy
grymas, a ja rozumiałem już, że nie bardzo umie znaleźć odpowiedniki w
koreańskim słownictwie.
– Nie będę ciągnął cię za język, nie
jesteśmy dziećmi – powiedziałem po angielsku, aby zapoczątkować rozmowę w ten
sposób. – Masz coś do powiedzenia, mów.
– Wciąż mi na nim zależy. Czas nie
pomógł tak, jak myślałem po tym pierwszym miesiącu.
Usiadł, garbiąc się trochę. Widziałem
jego bladą cerę jeszcze wyraźniej niż kilka godzin temu. Teraz wydawała mi się
nienaturalnie blada, ale nie wtrąciłem tego do obecnego tematu.
– Przez pierwszy miesiąc byłeś
upojony moją osobą i nową kulturą. – Uśmiechnąłem się figlarnie, co od razu
pochwycił. – Moje uczucia do byłej też nie zniknęły w chwilę.
– Już jej nie kochasz? Ile to lat...
– Zaczął, ale wcale nie zamierzał kończyć. Patrzył prosto w moje oczy, abym to
ja dopowiedział.
– Prawie trzy. – Westchnąłem
ociężale.
– Kiedy zniknęły?
– To wizyta u psychoterapeuty? –
Uniosłem brew. – Uważaj, bo srogo biorę za minutę.
Alec wywrócił teatralnie oczami. Były
tematy, na które nie chciałem się wypowiadać ani tym bardziej zwierzać. Może
rozwód nie był tematem tabu, ale miałem podczas rozmów swego rodzaju
dyskomfort. Wracanie do przeszłości zawsze go u mnie wywoływało. Dlatego
stwierdziłem, że ckliwość nie była moją cechą charakteru.
– Jeśli boisz się spotkania z nim,
może znów wyjedź na miesiąc w inny zakątek świata? – zaproponowałem z ironią.
– Jestem zmęczony swoim życiem i
wyborami. Ucieczka nie pomoże.
Spojrzałem na niego oszołomiony. Nie
wiem, czy nie wyczuł tej ironii, czy może czuł potrzebę wypowiedzenia na głos
swoich rozterek. Niemniej... nie spodziewałem się tego. Co mogłem polecić
chłopakowi, którego serce dalej biło dla jednej osoby, choć ciało szukało
pocieszenia u innych? Nie byłem romantykiem.
– Dobra, nie będę się użalał nad
sobą, bo jeszcze się zasmucisz.
Wiedziałem, że u niego nie jest
problemem chowanie swoich prawdziwych uczuć pod grubą skórą. Alec był świetny w
ich maskowaniu. Czasem jednak za dużo myślał, zamiast po prostu działać i
kończyło się takimi nagłymi wywodami. Przywykłem po tych kilku miesiącach
wspólnego życia.
Chciałem mu coś odpowiedzieć, ale
wtem Fiesta postanowił o sobie przypomnieć. Oboje zaczęliśmy się śmiać, gdy
pies zaczął się buntować pod drzwiami od sypialni. W ten magiczny sposób
zapomniałem o łazience i ubrałem się w stare ciuchy. Blondyn skorzystał więc
jako pierwszy, ale to ja musiałem odciągnąć od niego psa. Ubrał na siebie
jedynie bokserki, żeby Minyoon nie dostał jeszcze większego ataku rzygów.
Otworzyłem drzwi, gdzie to Fiesta
grzecznie siedział na dupsku. Na mój widok zaczął głośno dyszeć z jęzorem na
wierzchu, a ogonem zamiatał nasze jasne panele.
– Tak dobrze go wychowałeś, że nigdy
nie przeszkadza podczas seksu – zadrwił, podchodząc do mnie. – Widać, że twój
pies.
Pierwszy raz ktoś zwrócił na to uwagę
i musiałem przyznać, że Alec miał rację. Nigdy Fiesta nawet nie pisnął, gdy
miałem gościa w sypialni. Albo zwierze wyczuwało jakieś feromony w powietrzu,
albo było na tyle intuicyjne, że dopiero po dłuższej chwili nieuwagi zaczęło
się jej domagać. To Fiesta, trudno było go zrozumieć.
Alec pogłaskał zwierzaka, który
wyjątkowo zachowywał spokój, dlatego zaraz chłopak wyszedł z pomieszczenia,
minął go i poszedł do łazienki na prawo. Psisko wykorzystało okazję mojej
nieuwagi i wkradło się do sypialni, by zaraz znaleźć się dupskiem na łóżku.
Ułożył się na poduszkach, bo przecież najwygodniej i zwinął w kłębek.
Popatrzyłem na niego, mrugając co chwilę.
– Zabierasz moje najlepsze cechy,
wiesz? – Zaplotłem ramiona na klatce piersiowej.
Zacząłem się śmiać, gdy dotarło do
mnie, jak bardzo ten czworonóg zmienił moje życie. Już w dniu, gdy go znalazłem,
widziałem między nami nić podobieństwa. Leżał pod ławką w parku, brudny,
śmierdzący i przemoknięty. W pierwszym odruchu się go bałem. Był duży, jak na
swój wiek. Poza tym bezdomne psy często walczą o przetrwanie, więc mógł okazać
się agresywny. Ku mojemu zdziwieniu, gdy rzuciłem mu pod nos jedzenie, bez wahania
je zjadł i popatrzył na mnie tymi jasnymi oczami. Zakochałem się w psie i chuj,
tego nie można inaczej nazwać. Niczym w amoku przy nim kucnąłem, pogłaskałem i
zabrałem do domu. Tam go wykąpałem – z wielkim trudem – a następnego dnia
zawiozłem do weterynarza. Zacząłem drukować ogłoszenia, bo być może uciekł z
domu i ktoś go szukał. Szybko się okazało, że ktoś go zwyczajnie porzucił.
Właściciel nie znalazł się do dnia dzisiejszego, a przecież sporo czasu już
minęło. Teraz, jeśli ktoś nagle by się znalazł, po prostu bym go nie oddał.
Fiesta stał się moją zachcianką,
którą rozpieszczałem i pozwalałem na więcej, niż pies powinien. Stał się przez
to rozpuszczony jak dziadowski bicz i uprzykrzał mi życie na każdym kroku.
Ceniłem sobie chwile z nim spędzane. Były... inne, tak sądzę. Wracanie po pracy
do zbuntowanego nastolatka nie było porywające. Fiesta zawsze czekał i cię
witał, nawet często budził rano. Duże psy nie były zazwyczaj wybierane, więc
może gdy urósł, właściciel po prostu stwierdził, że mu się nie podoba? Cóż,
jego strata.
– Alec! Nie wierzę, znowu się
pedalicie!
Za drzwiami usłyszałem głos Minyoona,
więc na usta wtargnął mi zadziorny uśmiech. Zostawiłem psa w spokoju i
wyszedłem do salonu. Oczywiście, że braciszek patrzył z krzywą mordą na
blondyna, który z jeszcze większą sympatią patrzył na niego.
– Też za tobą tęskniłem –
odpowiedział mu po koreańsku.
– Ach, rodzina pedałów! Myślę, że
Fiesta też woli siury.
Zwilżyłem wargi, siadając na sofie.
Minyoon widocznie obrzydzony, wszedł do swojego pokoju i zostawił nas w
spokoju. On naprawdę nie lubił gejów, a ja naprawdę lubiłem go wkurwiać.
Pewnego dnia mogłem stracić jedyny dodatkowy czynsz, jaki posiadałem i nawet
się tym nie martwiłem. Oto ja i moje podejście do życia. Tak bardzo poważne.
– Wciąż stary dobry Minyoon. –
Rozmarzył się, by zaraz kopnąć mnie w kostkę. – Zrób jedzenie, bo za dawanie
dupy się płaci.
Uniosłem na niego brwi, ale ostatecznie przyznałem mu
rację. Co prawda nigdy swoich partnerów nie nazwałbym dziwkami, ale w teorii
dla osób z zewnątrz mogły nimi być. Związek bez zobowiązań, tym to dla mnie
było. Seks tu, seks tam i to bez dodatkowych tłumaczeń.
– Nadal wysługujesz się innymi w
kuchni? Kto ci gotuje na kawalerce? – spytałem, na wpół leżąc.
Marihuana od jakichś dwóch lat
zmieniła swoje działanie na mój organizm. Zamiast delikatnie pobudzać, usypiała
mnie. Tłumiła myśli, to najważniejsze. Gdy zacząłem ją palić to właśnie z tego
powodu. Wszystko dookoła mnie irytowało i wydawało się kłamstwem, a ukojenie
dopiero przychodziło po zaciągnięciu się kilkukrotnie. Nie nazwałbym siebie
osobą uzależnioną, gdybym to odstawił, nie stanowiłoby to żadnego problemu. Już
nie czułem potrzeby wypalenia skręta za skrętem, co więcej, częstotliwość tej
czynności uległa zmianie na mniejszą.
Minyoon za to wydawał się
przeciwieństwem. Często widziałem go pobudzonym bez narkotyku w organizmie,
rozdrażnionym i wręcz chętnym do mordu, jeśli mu nie sprzedam. Czy powinienem
się martwić? Tak. Czy się martwiłem? Nie. Za towar mi płacił, a ja za darmo go
nie dostawałem, więc to było małoistotne.
– Idź do knajpy na rogu na gogigui.
Nie zrobię ci jedzenia. – Wytknąłem język.
– Przecież nie chodzi się tam w
pojedynkę – wypomniał, jakby to on był rasowym Koreańczykiem, a nie ja.
Chwila... ja też nim nie byłem.
Wspominałem już, że nie byłem za dobrym kucharzem. Ostatnie dobre dania w tym
domu przygotowała moja żona, a ostatni raz coś poczciwego jadłem z ręki babci w
zeszłym roku na święta. Niemal czułem smak tych wszystkich domowych obiadków,
których nie potrafiłem sobie sam przyrządzić. Prościej było kupić coś
niewymagającego i droższego. I ja się dziwiłem, że nie stać mnie było na życie
w trójkę.
– Wybacz, blondi, ale karmienie
ciebie to droga inwestycja. Nie stać mnie na nią.
– Kutas.
Komentarze
Prześlij komentarz