Ethereal Vintage Cz.4 Riley


Duchowe wsparcie

Fiesta to pies, który ma swoje kaprysy. Aby je zaspokoić często i gęsto przeszkadza innym, czyli mnie. Wielokrotnie na spacerze gryzł smycz, jakoby ta była jego wrogiem, który więzi go przy swoim właścicielu. Lub ewentualnie stwierdził, że super jest pobawić się ze mną w przeciąganie, tylko zamiast liny była smycz. No można i tak, prawda? Kto psu zabroni. Ano na pewno nie ja, bo to kończyło się mniej więcej tym, że kończyłem obśliniony z góry na dół. Bo wiecie, Fiesta był psem mody i on dyktował warunki. Miałeś ubraną bluzę z workowatymi rękawami? Meh, zdejmij albo ci ją podrę. Twoje buty pachną innym zwierzęciem? Zdejmuj. Twoje spodnie są dresowe? A mam ci odgryźć łydkę? 

Dlatego właśnie Fiesta wolał nas w wersji bez ubrań. Jeśli tylko miałeś jakąś szmatę w dłoni, cóż, czas na przeciąganie liny! To oczywiście sprawiło, że kupiłem prawdziwą linę specjalnie na tego typu okazje. Oprócz tego dorzuciłem do koszyka piszczałkę, ale szybko się okazało, że Fiesta był groźny tylko wyglądem i wagą, bo piszcząca zabawka to boss na setnym levelu; nie dla niego. Zamiast tego poszedłem w materiałowe rzeczy jak chociażby poduszka... nie byłem w stanie zliczyć, ile ten demon ich rozdarł. Strzał w dziesiątkę! Na walentynki kupiłem mu nową wersję jego starej poduszki. Stara była w kształcie jakiegoś emoji, leżała w moim domu od miesięcy, więc pies uznał, że to jego. Nowa była czerwonym sercem. Wy, biedaki, kupujecie swojej walentynce poduszkę serce z napisem 'i love u'? Ja, bogacz, kupiłem ją Fieście. 

Powróćmy, proszę, do nazywania mnie bogaczem, bowiem byłem coraz biedniejszy. Roztrwanianie pieniędzy? Byłem w tym najwidoczniej mistrzem, ale Fiesta zasługiwał, jasne? Na siebie nie wydałem! 

O czym to ja miałem… ach! No tak. Czwartek chciałem wam opowiedzieć, ale że on zaczął się z Fiestą, to musiałem najpierw dać backstory. A więc tego dnia przyszła pora podania leku na pasożyty. Fiesta w łykaniu wybredny nie był, więc jak wrzuciłeś mu tabletkę do gardła, to nawet nie jęczał. Z czasem zaczął traktować je jak człowiek tiktaki i tak właśnie je nazwałem. 

Poszedłem do kuchni, w której w jednej z szafek były smakołyki i leki dla Fiesty. Sięgnąłem ze średnich rozmiarów białej buteleczki dwie tabletki - jego masa ciała robiła swoje przy kupnie odpowiednich - i poszedłem z nimi do korytarza, gdzie znajdowały się drzwi na taras. Były otwarte w cieplejsze dni, więc Fiesta nie czuł potrzeby patyczkowania się i po prostu większość słonecznego dnia tam właśnie spędzał. 

Oczywiście nie było inaczej i tym razem; siedział przy balustradzie i spoglądał w dół na ludzi. To, co bardzo w nim ceniłem, to ciszę. Nie darł się na każdego przechodnia, nie robił też tego, gdy w domu zjawiali się goście. Taki plus sytuacji z jego trudnym charakterem. 

Podszedłem do niego, a ten od razu zwrócił na mnie uwagę. Ledwo uniósł ogon, by zaraz go opuścić i darować sobie dalsze okazywanie radości. Usiadłem na krześle 'pseudoogrodowym' i zawołałem go. Podszedł z kolejną dozą lenistwa. 

– Chcesz tiktaka? 

Uniosłem tabletkę do góry dwoma palcami, aby mógł ją dostrzec. Przechylił głowę w bok, gdy tylko została rzucona znajoma komenda. Po chwili przybliżyłem dłoń do jego pyska, a ten bez oporu zażył pierwszą porcję. To samo stało się z drugą, więc pogłaskałem go czule i pochwaliłem. Naprawdę się zastanawiałem, jak można było go porzucić?

Postanowiłem zostawić go w spokoju, gdy mój telefon wydał z siebie dźwięk. Sięgnąłem go z kieszeni, co nie było łatwe. Krótkie spojrzenie na wyświetlacz tylko bardziej utwierdziło mnie w fakcie, że nie było warto. Godzina siódma wieczór, a moja kochana ciotka przypomniała sobie o moim istnieniu. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że ona zawsze szukała powodu do kłótni.

– Ciociu. – Uśmiechnąłem się sztucznie, zerkając w sąsiednie okna.

– Riley, jak się czujesz?

Ów pytanie było jej standardowym. Zawsze zaczynało się niewinnie, niby z troską. Udawaną.

– Zmęczony po czterech dniach ciężkiej pracy, a jak ty? Mam nadzieję, że mąż jeszcze z tobą nie oszalał.

– Ten kretyn wcale nie rozumie powagi sytuacji! – powiedziała to w taki sposób, jakby wokół niej panował chaos. Normalna sprawa, dzień jak co dzień. – Nie spotkałeś ostatnio nikogo nowego? Nie zakochałeś się?

– Moje ostatnie zakochanie przez twoje wścibstwo skończyło się papierami rozwodowymi, więc nawet jeśli bym się zakochał, nigdy się nie dowiesz.

– I tak nie byłbyś z tą ladacznicą szczęśliwy.

Zacisnąłem mocno szczęki. oże nie mieliśmy z Yunhee dobrej relacji, ale mimo wszystko nie lubiłem, gdy mówiła o niej źle osoba trzecia. Moja ciotka była ostatnią osobą, która miała do tego prawo. Nie miała pojęcia, jak bardzo potrafi wpierdolić kij w mrowisko i że wszyscy, którzy się jej czepiają, mają pełne prawo do tego. Była po prostu nienormalna i wszystko było jej winą.

– Mamie też tak wywróżyłaś? Że pozna przystojnego Amerykanina, który się w niej spuści i zostawi z brzuchem? – jawnie drwiłem.

Jak to możliwe, że jednym zdaniem potrafiła nacisnąć każdy czerwony guzik ostrzegający?

– Oczywiście, że nie – odpowiedziała ze spokojem, jakby była głucha na moje aluzje. – Z moją siostrą trudno było się skontaktować, a moja ostatnia wróżba była ponad trzy lata przed jej śmiercią. Wtedy wszystko było w porządku.

– Szkoda, że twoje wróżby mają jakieś ograniczenia czasowe, mogłabyś przewidzieć wojnę! – Zaśmiałem się w głos. – Nie chcę twoich wróżb, daj mi spokój.

– Riley, karty mówią, że to ciebie spotka nieszczęście i kłopoty... Wolałabym się z Tobą spotkać i przeprowadzić sesję dokładniej, bo...

– Nieszczęście i kłopoty? – prychnąłem. – Mam je od lat, powiedz mi coś, czego nie wiem. Twoje fusy z herbaty ułożyły się w moje imię, że akurat wiesz o mnie?

– Nie bądź dziecinny – zaśmiała się delikatnie, co u niej było rzadkością. – Musiałbyś najpierw sam opróżnić filiżankę, abym mogła z tych fusów ci powróżyć. Karty... postawiłam  talię na temat naszej rodziny. Nie mam dzieci, więc zostałeś tylko ty.

Zapatrzyłem się pustym wzrokiem na psa, który teraz zaczął badawczo przyglądać się małemu pająkowi. Wspinał się po szczebelku balustrady. Nie wyczuwał za grosz niebezpieczeństwa, bowiem Fiesta bardzo lubił zabawy w podchody, gorzej niż kot. Nawet słowa ciotki połowicznie do mnie docierały, gdy tak skupiłem się na obserwowaniu starcia tych dwóch stworzeń.

– Może zrób sobie w końcu te dzieci, to wujek będzie miał zajęcie inne niż wściekli klienci pod domem – odpowiedziałem bardziej machinalniej niż po przemyśleniu.

Mój wujek miał istne piekło z tą kobietą. Ona całe swoje życie wkłada we wróżenie i innego tego typu gówna. Nikt w to nie wierzył, a przynajmniej nikt z rodziny, ale ona dalej uparcie w to brnęła. I spoko, każdy ma swoje dziwne hobby, rozumiem. Problem pojawia się w chwili, gdy dostajesz jawnego pierdolca na tym punkcie. Rodzina przestaje mieć znaczenie, podejmowane wybory pokładasz w kartach, fusach, energii i czymkolwiek, co ona potrafiła robić. Wujek pokochał ją, gdy była w początkowym stadium swojego dziwactwa, które rozwijało się z miesiąca na miesiąc coraz bardziej, aż stało się jej nieodłącznym elementem dnia. Gdy wujek stwierdził, że to najwyższa pora na dziecko, bowiem oboje są po czterdziestce, ta wywróżyła, że to nie jest dobry pomysł. Temat powracał, aż w końcu stał się powodem licznych kłótni i gróźb rozwodowych. Jakim cudem wciąż z nią był? Miłość, mawiają. W końcu wiedział, co pokochał, ale zapewne nie przypuszczał, że rozrośnie się to do takiego stadium.

To oznaczało mniej więcej tyle, że byłem jedynym, kto mógł przekazywać geny dalej. Babcia miała trójkę dzieci; pierwsze zmarło poprzez powikłania w trakcie ciąży, drugim była moja mama, która zmarła w wieku czterdziestu lat, posiadając tylko mnie jako potomstwo, a trzecim dzieckiem była Son Yoori, jebnięta bezdzietna ciotka.

– Nie mogę mieć dzieci, to wykluczone – powiedziała, czym oderwała mnie od wpatrywania się w psa, który ułożył się wygodniej i miał w poważaniu intruza.

– Bo karty ci tak mówią? – Oparłem się wygodniej o krzesło.

– Drwi ten, kto nie doznał duchowego wsparcia. – Powstrzymywałem się przed śmiechem. – Może jednak wpadnę i ci powróżę? Stawianie kart bez ciebie obok jest zawsze niejasne.

– Jedno słowo, trzy litery, znasz takie?

– ‘Tak’?

– Nie. Tym słowem jest ‘nie’. – Westchnąłem. – Nie możesz być normalną ciotką? Wtedy bym cię do siebie zaprosił.

– Riley, moja przepowiednia z twoją żoną była słuszna. Tak silne wasze uczucie było, że rozwiodła się szybciej, niż za ciebie wyszła?

Znów poczułem powracającą złość. Puszyła się za każdym razem, że udało jej się to przewidzieć, ale prawda była taka, że to przez jej przepowiednie wszystko się tak skończyło. Wieczne wypominanie „twoja ciotka już w dniu ślubu mówiła, że to uczucie się wypali”. To było podstawą każdej kłótni przez jebane trzy lata!

– Pierdolenie – syknąłem. – Byliśmy ze sobą lata, zanim postanowiliśmy wziąć ślub. Co ty o niej wiesz? Co wiedziałaś o nas?

– Wystarczyła wiedza, że cię zdradzała, aby poznać jej osobę w całości. Do tego nawet duchowość nie jest potrzebna, chłopaku.

– Powtórzę jeszcze raz: nie chcę twoich śmiesznych wróżb. Ze swoim życiem i mężem rób, co chcesz, ale ode mnie się odpierdol.

Chciałem się rozłączyć, ale telefon został mi odebrany przez Minyoona. Chłopak zaraz przyłożył urządzenie do ucha, jakby chciał zrobić mi po raz kolejny na przekór.

– Witaj, staruszko – przywitał się. – Zapraszam, ja z chęcią poznam swoją przyszłość. Nawet zapłacę.

– Ty chyba chcesz mieszkać pod mostem – warknąłem.

Uśmiechnął się do mnie ironicznie, by zaraz zrobić na głośnomówiące.

– Możesz powtórzyć? – poprosił.

– Oczywiście, że wpadnę, Minyoon! Jesteś praktycznie jak rodzina, więc nie wezmę ani grosza!

– Cudownie! – Poruszył zabawnie brwiami. – Staruszka też jest dla mnie jak rodzina! My dwoje zawsze się dogadamy.

– Przeprowadzimy kilka sesji! Wezmę ze sobą wszystko, to będzie bardzo interesująca podróż przez twoją przyszłość!

Schowałem twarz w dłoniach, czując rosnące rozbawienie, ale to te z gatunku nerwowego. Nienawidziłem swojego brata do tego stopnia, że jego zachowanie bardzo często balansowało na granicy zdenerwowania i wyśmiania.

Usłyszałem stukot na stoliku, więc zerknąłem na niego. Chłopak odłożył mój telefon i po prostu wracał do mieszkania. Nie mogło to przejść bez echa. Minyoon sprzymierzał się z moim wrogiem i to w moim mieszkaniu?

– Jakim prawem ją tu zapraszasz?! – Wstałem, chwytając urządzenie z blatu i idąc za nim.

– W umowie było jasno napisane, że mogę przyjmować własnych gości i zero wzmianki o wyjątkach – odpowiedział bez większych emocji.

– Oboje wiemy, że zaprosiłeś ją tutaj celowo! – zakpiłem. – Minyoon, ta kobieta nie ma prawa tu wchodzić.

Nagle przystanął i odwrócił się tuż u podnóża schodów. Popatrzył na mnie wyzywająco z prawą brwią wyżej. Oboje wiedzieliśmy, że to prawda i nawet nie musiał się z tym kryć.

– A może ja wierzę w zabobony i chcę poznać swoją rychłą śmierć? Kogo obchodzi twój foch ze ślubu, litości.

Prychnął, zaczynając wdrapywać się na piętro. Jakimś magicznym cudem nasze charaktery były do siebie bardzo podobne, chociaż nasz ojciec był duszą towarzystwa i dobroci... w jakimś stopniu. To nie po nim mamy wrodzoną zgryźliwość czy zapęd do bójek. Więc po kim? Czy może dziadkowie od strony ojca tacy byli? Nie wiem, nigdy ludzi na oczy nie widziałem. Nie byłem ciekaw rodziny ojca, nie czułem takiej potrzeby w najmniejszym stopniu. W całym moim dwudziestopięcioletnim życiu widziałem tego człowieka może z kilkanaście razy. Nie był to rodzic roku, ale to nie znaczyło wcale, że był okrutnym człowiekiem. Jeśli bym do niego teraz zadzwonił, jest duże prawdopodobieństwo, że jeszcze na ten weekend by przyjechał. Traktował mnie poważniej, może ze względu na bycie jego pierworodnym? Nie miałem innych przykładów oprócz Minyoona, ale ten jawnie nienawidził staruszka i nie dziwiłem się mu.

Lubiłem wykorzystywać ojca, gdy chciałem lecieć za granicę. Bilety miałem za darmo, albo sam za nie płacił... albo nie wiem, co robił, bo je dostawał. Lubiłem wykorzystywać sytuację na swoją korzyść, a że ktoś przy tym tracił? Cóż, był głupcem. Wykorzystywanie było jedną z moich podstawowych cech i ani przez chwile nie wahałem się tego robić.

Koło dziesiątej wieczorem już leżałem na łóżku. Nie miałem jednak zamiaru kłaść się spać, raczej obejrzeć jakiś głupi film na netflixie i liczyć, że zmęczy mnie jeszcze bardziej. Musiałem jakoś wytrwać ten tydzień, w końcu nie był on wyjątkowy, a wy chcecie akcji! Po to tutaj jesteście, prawda? Ja wam opowiadam o moim nudnym życiu, a wy w zwarciu czekacie na zwroty akcji czy inne takie. Ludzie to lubią czytać o życiu innych. To jak staruszki stojące na środku chodnika i obgadujące dzisiejszą młodzież. Dobra, dość obrażania was, bo jeszcze wyjdziecie, a tu akcji nie było! No, chyba że liczymy akcję z psem z początku tygodnia i mój zwichnięty palec... Ironia, luzujcie.

Po godzinie poczułem upragnioną senność, więc przetarłem oczy i zdałem sobie sprawę, że po raz kolejny zapomniałem zdjąć soczewki. Westchnąłem i z wielkim trudem wstałem. Wszystko było już tak idealnie przygotowane do drzemki, ale nie. Nienoszenie okularów okazało się sto razy niewygodniejsze. Poszedłem wiec do łazienki na boso, zostawiając drzwi od sypialni otwarte. Zdjąłem niepotrzebny balast w sekundę, gdyż po latach pojawiła się wprawa. Zamknąłem pudełeczko i zacząłem wracać do pokoju. Człapałem się wręcz, ale nie wymagajcie ode mnie energii wieczorami, nie te lata, pamiętajcie.

Zamknąłem za sobą drzwi i już szedłem w stronę łóżka, gdzie to na sąsiedniej poduszce ulokował się Fiesta. Uniosłem brew i popatrzyłem na niego z bezradnością. Nie brzydziło mnie spanie z olbrzymim zwierzakiem, który z łatwością może mnie poddusić... nie, wcale nie bałem się o swoje życie. Dlatego na udowodnienie moich słów, położyłem się na swoim miejscu pod kołdrą. Objąłem psisko ręką i uśmiechnąłem się do siebie. Jakim cudem przywiązałem się do obcego stworzenia tak bardzo? Bo było ciepłe.



~awenaqueen~


Komentarze

Popularne posty