Ethereal Vintage Cz.5 Riley


Nie tylko pokój jest duży

Sobotnie przed popołudnie spędzałem w salonie z nosem w mailach. Minionego dnia przełożona przypomniała mi o bankiecie, który ma się odbyć za dwa tygodnie i na który oczywiście idziemy we dwoje. Ja jako dziennikarz  a ona jako moja partnerka. Nic nadzwyczajnego, dość często chodziłem na tego typu imprezy, w większości zaproszony. Tym razem nie było inaczej. Lubiłem dreszczyk emocji przy tych nielegalnych wtargnięciach, ale one też nie były wybitnie trudne do zrobienia. Ochrona popijała i po dwóch godzinach mogłeś przejść bez zaproszenia. Niektórych miałem już nawet na skinięcie głowy. Robiło się zlecenia poza dziennikarstwem.

Z westchnieniem odrzuciłem się do tyłu. Zatopiłem się w skórzanej kanapie, przeżuwając gumę do życia. Oczekujecie, że was zaskoczę jakimś tanim „ten tydzień był wyjątkowo męczący”? Cóż, był normalny. To ja byłem znudzony. Alec nie miał dla mnie zbyt wiele czasu z racji na swoje lekcje i ostatni konkurs, w którym występują juniorzy i ma ich przygotować. Wzbija się niczym młode pisklę, a ja tylko mogę stać i przysłaniać oczy przed słońcem i go obserwować. Cudowny widok, żeby nie było.

Ale to nie dlatego postanowiłem wam opowiedzieć ten dzień, nie z powodu mojego lenistwa i znudzenia, tylko z powodu bardzo ważnego wydarzenia! Otóż zadzwonił mój telefon. Odebrałem, choć na ekranie był obcy numer. Przygotowywałem się na jakiegoś klienta, kompletnie zapominając o wcześniejszym i jedynym jak do tej pory.

– Si? – odezwałem się pierwszy.

– Hej, to ja. – Zmarszczyłem brwi, bo żadnego „toja” nie znałem. Chłopak najwidoczniej też to pojął. – Choi Jinwook, mieliśmy się dziś spotkać. Oferta chyba nadal aktualna, prawda?

– Och, zapomniałem. Jasne, że aktualna. – Ułożyłem się wygodniej. – Pasuje ci dzisiaj?

– Tak. Wyślesz adres? Chciałbym wpaść, ocenić lokum i obgadać wszystko na żywo. I chciałbym to zrobić za godzinę.

Znów poczułem to zaintrygowanie, co podczas pierwszej rozmowy. Nie rozumiałem, skąd się ono konkretnie brało. Mogłem tylko zgadywać, że to pierwsza osoba od dawna, która była w stosunku do mnie od początku tak lodowata. Szybko odrzuciłem tę spekulację, bowiem wielu było już takich. Byłem prawie że obcokrajowcem i na co dzień spotykałem się z lodowatym spojrzeniem czy ironicznym uśmieszkiem. Na linii było coś innego, a ja jak bardzo bym chciał, nie potrafiłem tego nazwać.

– Bezpośredni, takich lubię.

Zwilżyłem wargi, gotów na dłuższą potyczkę. Te z bratem czy współpracownikiem nie dawały już tego funu co na początku. Spotkanie na swojej drodze kogoś, kto dorówna ci w odpowiedziach, było naprawdę przeze mnie pożądane.

– Czyli dostaję plus jeden do akceptacji mojej kandydatury? – Usłyszałem po drugiej stronie jawną drwinę. – W takim razie powinienem być jeszcze bardziej bezpośredni?

– Zależy, co przez to rozumiesz.

– A co chciałbyś, abym rozumiał?

Zdębiałem. Przez chwilę sprawiało mi to zabawę, coś jak seks telefon, ale zaraz się otrząsnąłem, bo przecież ja nie byłem na randce, tylko rozmawiałem ze swoim – być może – przyszłym współlokatorem. Czy normalnym było, abym poczuł erotyczną aurę wokół tej krótkiej wymiany zdań? A może ja już byłem tak niewyżyty, że sobie coś wmawiałem? Zdradziłbym wam to już teraz, ale gdzie ten element zaskoczenia? W dupie. Dosłownie i w przenośni. Tak, właśnie puszczam wam oczko.

– Siedzę w domu, więc żaden problem. Wyślę ci adres.

– Spoko, to cześć.

Nim zdążyłem cokolwiek dodać, ten już zakończył połączenie. Powtarzam się, ale cały czas prześladowało mnie to dziwne uczucie wymieszania ekscytacji z zaintrygowaniem. Gdzieś w tle kotłowała się również niepewność. Ludzie, którzy byli zbyt pewni siebie, najwięcej dociekali. Miałem pod dachem ćpuna i towar. Istniało ryzyko, że wciskałby nos w nie swoje sprawy, a my mielibyśmy gliny na karku. Musiałem odstawić swoje podniecenie na bok i zająć się konkretnym wybadaniem sytuacji, aby uniknąć konsekwencji w przyszłości.

Brzmiało jak coś banalnego, coś, co przyjdzie mi z większą łatwością niż sikanie do dziury. Praktyka okazała się stokrotnie gorsza, gdy po godzinie otworzyłem drzwi, a moim oczom ukazał się chłopak w moim wzroście. Krótkie włosy opadały mu w chaosie, a koloru były czystej miedzi. Miałem ogromną ochotę ich dotknąć i sprawdzić, czy są sztywne, czy miękkie. Zaraz jednak zjechałem oczami do jego oczu, które kontrastowały z włosami swoim jasnym, szarym kolorem. Jego twarz była bardzo delikatna, gdyby nie wcześniejsze rozmowy i budowa jego ciała, wziąłbym go za kobietę lub kogoś z predyspozycjami do korekty płci.

Ubrany był w zwykłe niebieskie dżinsy, szarą koszulkę, a koszulę w kratę przewiązał sobie w pasie. Wyglądał dość młodo, ale znów mogłem się zwodzić delikatnością jego urody.

– Mogę wejść czy długo ci jeszcze zajmie ocenianie mojego wyglądu? – spytał z westchnieniem.

Moja brew poszybowała do góry mimowolnie, gdy znów dałem się złapać w jego grę słowną. Na żywo był równie bezpośredni co przez telefon. Podobało mi się to, nakręcało bez powodu. Mimo wszystko ustąpiłem miejsca i pozwoliłem mu wejść. Ciekawe, czy on też by mi pozwolił?

– Dużo przestrzeni na wejściu... – skomentował, podziwiając wszystko dookoła.

Zamknąłem za nim drzwi, a ten w tym czasie skupił swoją uwagę na drzwiach od tarasu, które jak zwykle były otwarte na oścież. Tam też znajdował się Fiesta, mający wyjebane w nawiedzających nas obcych ludzi. Pies obronny z niego żaden, czasem mu tylko coś odwalało i szczekał naokoło, ale to bardziej z radości.

– Pisałeś o tarasie, ale jest, kurwa, ogromny! – Stanął w progu, aż w końcu zwrócił uwagę na Fiestę przy barierce oraz Fiesta na niego.

Uniósł swój łeb, postawił uszy i błękitnymi ślepiami wgapiał się w nową postać. Czekałem na rozwój sytuacji, może nawet na trochę dramatu, ale o dziwo to nasz gość pierwszy wykonał ruch. Podszedł do Fiesty powolnym krokiem, kucnął przy nim z wystawioną ręką i dał ją sobie obwąchać. Fiesta zrobił to z przyjemnością, nawet uniósł ogon i podrzucił go w górę z kilka razy. Potem pozwolił się pogłaskać.

– Uroczy. Zna jakieś komendy? – zwrócił się do mnie, choć dalej był odwrócony do zwierzaka frontem.

– Oprócz pojedynczych haseł, nie. – Zacząłem zaglądać w przeszłość. – Może tylko daj łapę.

– A jakie to są „pojedyncze hasła”? – Odwrócił się, żeby na mnie spojrzeć.

Z lekkim znudzeniem zrobiłem kilka kroków w ich stronę i zacząłem kierować swoje kolejne słowa do psa.

– Gdzie jest kusiek?

Fiesta popatrzył na mnie zaalarmowany. Powtórzyłem swoje pytanie, a ten zerwał się na równe łapy i pobiegł do środka poszukać swojej zabawki. Tak, tej serduszkowej poduszki, biedaki.

– Czym jest ‘kusiek’?

Chłopak wstał z kucków i popatrzył na mnie zaciekawiony, a ja tylko dałem mu sygnał, aby poszedł za mną. Zrobił to, aż weszliśmy na piętro, gdzie to na swoim posłaniu leżał Fiesta z czerwoną poduszką w pysku. Popatrzeliśmy na niego w ciszy, by w końcu przełamał ją śmiech.

– Okej, naprawdę ciekawy pies – skwitował. – To w takim razie jest to piętro? – Zaczął się rozglądać.

– Tak, sypialnia moja, mojego brata, łazienka i salon.

Wszystko to wskazywałem ręką, aby mógł się odnaleźć.

– Wolny pokój na parterze? – dopytywał.

– Dokładnie. Chcesz go zobaczyć od razu?

Skinął głową, więc zeszliśmy znów na parter i pokierowaliśmy się na lewo, gdzie znajdowało się puste pomieszczenie. Niegdyś należało do mojej mamy, ale od jej śmierci przewinęło się przez jego wnętrze wielu osobników płci męskiej. Oczywiście wszystkie meble zostały wymienione na nowe, a jej rzeczy prywatne zniesione do piwnicy. Nie chciałem napatoczyć się na jakieś przypadkiem. Po jej śmierci jedyną kobietą, która tu mieszkała, była moja żona, a ten pokój i tak stał odłogiem.

Weszliśmy do jego wnętrza oboje. Było beżowo i przytulnie. Alec dokładnie wszystko wysprzątał i zmienił pościel, choć i tak większość nocek spędzał w mojej. Kto czepia się detali?

– Duży.

– Nie tylko pokój.

Chłopak odwrócił się do mnie z uniesionymi brwiami, a ja nie wytrzymałem i zacząłem się śmiać.

– Oczekujesz, że to też sprawdzę?

I nagle przestało mi być do śmiechu. Znów poczułem ten przyjemny dreszcz, który przebiegł wzdłuż mojego kręgosłupa.

– Jak wszystko sprawdzasz...

Oparłem się o futrynę z zaplecionymi ramionami i patrzyłem na niego wyzywająco. Tak czułem, że granie z nim w podchody na żywo jest sto razy przyjemniejsze. Miałem rację. Patrzył na mnie badawczo, bojąc się w to brnąć, po prostu zrobił metaforyczny krok w tył.

– Okej, jesteś zdystansowany, a mi podoba się mieszkanie. Jeśli masz do mnie jakieś pytania, to możemy usiąść i pogadać – zaproponował, powracając na nudny temat.

Zgodziłem się, bo koniec końców musiałem się wziąć w garść i spróbować poznać jego stanowisko co do narkotyków i jego osobowości. To było trudne, naprawdę chciałem jeszcze trochę się podroczyć.

Usiedliśmy razem na piętrze w salonie. Ja na kanapie, a on na fotelu. Potencjalna obawa seksualnego napięcia czy po prostu lepszy kąt widzenia drugiej osoby? Mogłem tylko gdybać, bo to ja pierwszy usiadłem.

– Ile masz lat? – Pierwsze podstawowe pytanie.

Jak wspominałem, wyglądał bardzo młodo i delikatnie, a ja nie chciałem mieć kolejnego zbuntowanego nastolatka pod dachem. Mógłbym przymknąć oko ze względu na nasze potyczki, ale to wciąż było moje widzimisie, a nienaganne imię w kartotece było cenniejsze. Poza tym, jak bardzo lubiłem też droczyć się z braciszkiem, tak bardzo nie chciałem celowo zrzucać na niego problemów prawnych.

– Dwadzieścia jeden, a ty? Jeśli mogę wiedzieć.

– Dwadzieścia pięć, choć zaraz szóstka wskoczy.

Byłem lekko oszołomiony jego wiekiem. Nie wyglądał na tyle. Co najwyżej dałbym mu dziewiętnaście, ale nigdy nie byłem dobry w ocenie wieku. Tutaj, w Korei, każdy stosował jakieś kremiki i oszukiwali zegar biologiczny dla oka. Raz nawet nasza gazeta zajmowała się podsumowaniem rocznego wydawania kasy na operacje plastyczne i nie pamiętam konkretnie liczb, ale wiem, że były kosmiczne. Jeśli ludzie nie mieli co z pieniędzmi robić, mogli je dać mi. Ja je lepiej bym spożytkował. Na przykład na Fiestę.

– A trzeci współlokator? – Otrząsnąłem się, gdy do mych uszu dotarło kolejne pytanie.

– Minyoon dziewiętnaście, ale też w tym roku kończy dwadzieścia.

– Czyli prawie w moim wieku... – Teraz to on się zamyślił.

– Masz stały dochód?

Popatrzył na mnie badawczo, rozważając odpowiedź. Widziałem jego zawahanie i to dało mi do myślenia. Wcześniej mówił, że takowy ma, więc albo nie była to legalna praca, albo nic stałego, ale nie chciał mnie zrażać, bo zależy mu na mieszkaniu. Naprawdę miałem powody, żeby schować swoje zachcianki do kieszeni i skupić się na zadawaniu odpowiednich pytań.

– Nie nazwałbym go stałym, ale jest kilku klientów, którzy cyklicznie wracają.

– Czy ta praca jest nielegalna? – Jego mina nie wyrażała wpadnięcia w pułapkę, ale nie wyglądał też na pewnego. – Nie interesuje mnie, jak zarabiasz, po prostu nie chcę ściągnąć sobie policji na głowę.

– To nie jest nielegalne do tego stopnia, więc nie musisz się obawiać policji.

Był szczery, to mogłem stwierdzić bez oporów. Zaniepokoiły mnie jednak słowa ‘nielegalne do tego stopnia’. W jakimś stopniu jednak było i jak bardzo chciałbym ten stopień znać, tak wiedziałem, że mi nie powie.

– Okej... – Odepchnąłem się od oparcia i zacząłem się pochylać. – Mam przygotowaną umowę już od dłuższego czasu, ale jeśli jesteś zdecydowany, to musisz wiedzieć, że jest tu kilka zasad.

– Jestem, więc mów.

– Możesz sprowadzać do domu swoich przyjaciół, rodzinę czy dziewczynę, ale nie organizuj imprez bez naszej zgody. Bardziej mojej – zaśmiałem się.

– Nie jestem typem imprezowicza, nie posiadam też znajomych, którzy mogliby zakłócić wasz spokój, rodziny również.

Uniosłem brwi na jego słowa. Zaskoczył mnie swoją otwartością, choć przed minutą był skryty i ostrożny. Czy miałem jego słowa brać dosadnie? Jak mógł nie mieć rodziny? A znajomi? Nie posiadał tylko tych ‘głośnych’ czy żadnych? Korciło mnie zapytanie wprost, ale z drugiej strony, przecież to nie moja sprawa. Takie rzeczy mogły wyjść z czasem, a nie na przesłuchaniu o wynajem pokoju.

– Świetnie – skwitowałem. – Oprócz tego, co dzieje się w tym domu, w tym domu zostaje. Jeśli coś cię nie zaspokoi, to pogadaj z nami, nie staraj się wynosić czegoś poza obręby murów.

– Może to ja powinienem spytać, czy to wy nie pracujecie nielegalnie? – zakpił, choć po jego twarzy widziałem raczej apatyczność.

Nie był ani zaintrygowany, ani zaskoczony, ani tym bardziej przestraszony. Był nijaki i to strasznie było niepokojące.

– Pracuję jako dziennikarz i fotograf, a mój brat pracuje w pobliskiej restauracji. Chodziło mi raczej, że nasze osobowości są dość... wybuchowe.

– Możesz rozwinąć? – Patrzył wyczekująco, a ja zacząłem się zastanawiać czy warto w to brnąć. – Co dzieje się w tym domu, zostaje w domu. Nawet jeśli jakimś cudem miałbym nie podpisać umowy, jesteśmy w jego wnętrzu. Znam się na tajemnicach lepiej, niż sądzisz.

Uśmiechnąłem się szeroko, zerkając na swoje splecione dłonie. Och, ten chłopak nie zdawał sobie wtedy sprawy, jak bardzo pojebany był nasz duet z psem przy nodze. Każdy jebnięty w inną stronę, a jednocześnie tak bardzo podobni.

– Mój brat dość często pakuje się w bójki, taki wiek. – Puściłem mu oczko. – A ja czasem lubię wtrącać się w te jego bójki... rzadziej wywołuję własne.

– Okej, coś jeszcze? Nie wiem, jakieś obowiązki?

– Oprócz podstawowych sprzątania po sobie to nie. – Wzruszyłem ramionami. – Umowa nie ma ograniczeń czasowych, więc w każdej chwili możesz się wyprowadzić, ale taka bardziej prośba niż żądanie; poinformuj mnie o tym wcześniej.

– Jasne. To gdzie podpisać?



~awenaqueen~


Komentarze

Popularne posty