Ethereal Vintage Cz.6 Minyoon


Ludzie, nie zabawki

– Zesraj się na dywan i nie sprzątnij – usłyszałem po swojej prawej, więc zwróciłem wzrok ku mojemu przyjacielowi.

– Zjesz to.

Tak właśnie spędzałem sobotnie popołudnie; siedzieliśmy na lokalnym boisku i paliliśmy papierosy, pieprząc o dupku z mojej pracy. Typowo, czego oczekiwaliście? Pojawiłem się w tej historii, bo powinniście coś o mnie z wtedy wiedzieć. Nie miałem za dużego wyjścia, więc siadajcie wygodnie i czytajcie o moim życiu, skoro własnego nie macie.

– Telefon ci dzwoni.

Spojrzałem na swój plecak, który leżał na ławeczce pod nami. Zastanawiałam się, czy opłaca się wstawać, bo istniało wysokie prawdopodobieństwo, że była to moja matka.

– To odbierz – rzekłem do Taemina i zaciągnąłem się nikotyną.

Mój przyjaciel był bardzo specyficzną osobą, więc pozwólcie, że trochę wam go przybliżę. Tak, kurwa, blisko, że poczujecie dyskomfort. Taemin Ahn, którego poznałem jeszcze w szkole średniej, kroczy przy mnie jako zupełnie inna osoba. Poznałem go trochę bardziej okrągłym, cichym i kurewsko prześladowanym. Nie bierzcie mnie za księcia w lśniącej zbroi, bo ja należałem do tej grupki ludzi, co przechodziła obok niego i miała w dupie jego stan. Dodatkowo bardzo często, sam podkładałem mu nogi. Nie tolerowałem osób słabych i nie umiejących powiedzieć swojego zdania. Takim się wtedy wydał; pusty i bez asertywności.

Jak to się stało, że wylądowaliśmy w relacji przyjacielskiej? Pewnego razu na przerwie znalazłem się w odpowiednim miejscu i czasie. Jak zwykle trójka dobrze znanych mi chłopaków się nad nim znęcała, a przynajmniej zaczynała. Stali pod oknami, trudno było ich nie wyminąć, gdy próbowałeś wyjść ze szkoły. Mijałem ich, gdy do uszu dotarła krótka wymiana zdań.

– Co to znaczy, że nie przyniesiesz kasy?

– Nie będę wam płacił... za lanie.

Zatrzymałem się wtedy w pół kroku i odwróciłem. Ten chłopak wyglądał na przerażonego, a mimo to zdołał wypowiedzieć takie słowa. Byłem oszołomiony, że pierwszy raz pomyliłem się co do człowieka. Wcale nie był potulny. I wtedy też wtrąciłem się po raz pierwszy w ich małą sprzeczkę. Pierwsze sińce wynikające z ratowania komuś skóry. Nie było to ani satysfakcjonujące, ani przyjemne. Zaczął za mną chodzić, ale o dziwo nie pod względem usługiwania mi w ramach podzięki, a raczej, żebym nauczył go być „takim odważnym”. Patrzyłem na niego z góry cały czas, ta jego asertywność niczego nie zmieniała.

On zapomniał w mgnieniu oka moje dokuczanie mu, a każde nowe traktował jak lekcję do samoobrony. Wielokrotnie dostawałem przypadkiem lub nie po mordzie od niego. Może byłem masochistą? Trudno mi to dziś ocenić.

W każdym razie Taemin wziął się za siebie, a ja po czasie zacząłem się przyzwyczajać do psa przy nodze... I właśnie w tym momencie pomyślałem o Fieście, ale wam zabraniam! Chłopak schudł kilka kilogramów, zmienił swoje nastawienie z patrzenia w podłogę do unoszenia czoła wysoko. Za każdym razem uderzałem go w tył głowy, gdy zwieszał ją zbyt nisko. Jeszcze częściej zdzierałem z niego ohydne ciuchy i wskazywałem odpowiedniejszy kierunek do ukazania dobrej (lepszej) sylwetki. Za duże swetry musiały pójść do śmieci, bowiem nastała era smuklejszej ich wersji. I tak nie udało mi się całkowicie przesortować jego garderoby, bo magicznym sposobem znajdował sobie nowy egzemplarz gówna, które wyrzuciłem tydzień wcześniej.

Na obecnym poziomie przestało to już być problemem. Przywykłem do jego starego rodzaju dżinsów aka dzwonów, momentami workowatych swetrów i wiecznego dopytywania. Taemin był bardzo dobrym obserwatorem, a przez lata przyjaźni zdążył już wyrobić sobie zdanie na temat moich wyrazów twarzy czy humorków. Przypadkowo – nikt w to nie wątpi – wpakowywałem go w bójki, przepychanki czy zwykłe kłótnie. To poważny problem, ale nie dla niego. Mając rodziców za adwokatów i to jednych z lepszych w Seul, nic nie było mu straszne. Moja kartoteka była bogatsza, a braliśmy udział w wielu sprawach razem. Nie muszę chyba mówić, że jego starzy wcale nie pałają do mnie miłością? Ciekawe gdzie byli, gdy lano ich syna...

– To twoja laska...

Spojrzałem na niego zaalarmowany i wyrwałem mu telefon z dłoni. Odebrałem, ale jak się okazało za późno. Syknąłem pod nosem, rezygnując z chęci oddzwonienia. Miałem na to czas, nigdzie się nie spieszyłem.

Jeszcze raz zerknąłem na rudego chłopaka, który właśnie wyprostował swoje nogi na niższe ławki i oparł się łokciami o tę za sobą. Wyglądał... naprawdę inaczej. Spokojniej. Niczego się nie bał, bo jego pewność siebie poszybowała znacznie w górę. Nie będę was oszukiwać, Taemin to jedyny prawdziwy przyjaciel, jakiego nabyłem. Wszyscy z czasem okazywali się chujami lub zdrajcami, ale nie on. Zawsze znajdował dla mnie czas, nawet gdy był kurewsko zapracowany. Wiedziałem, że w jakimś stopniu na niego nie zasługiwałem, bo nie różniłem się wiele od jego oprawców. Też zdarzało mi się zaczepić obcych ludzi, bo nie podobał mi się ich wygląd. Po narkotykach nie miałem nawet kontroli nad tym, kogo zaczepiam i gdzie się znajduję.

Chłopak w końcu poczuł moje spojrzenie na sobie, bo odwrócił głowę w moją stronę, a ja się speszyłem, więc pospiesznie zdeptałem peta.

– Coś nie tak?

– Wracam na chatę.

Podniosłem się i zeskoczyłem na ławkę niżej, zbierając swój plecach z ziemi. Zarzuciłem go na ramię, aby zaraz zobaczyć Taemina przy swoim lewym boku.

– Jest piąta, nie masz dziś pracy... i wracasz do domu? – Zdziwił się.

– Jest sobota, piąta, więc na pewno Riley jest już po rozmowie z nowym współlokatorem. – Z ust chłopaka wydobyło się ciche ‘aha’. – Chcę wiedzieć, czy to kolejny pedał w naszej piramidzie szczęścia.

Zacząłem schodzić na dół, słysząc za sobą śmiech.

– Jak dobrze, że jesteś zapalonym hetero!

– Jak dobrze, że wiem, gdzie powinno się chuja wkładać.

Jeszcze głośniejszy śmiech. Wiedziałem, że Taemin mnie rozumie. Nigdy nie poznał mojego brata osobiście, no, chyba że byłem tak naćpany, że nie pamiętam. Wolałem, aby tak pozostało. Niby seksualności nie da się zmienić, ale mój brat dopiero po rozwodzie odkrył, że nie przeszkadzają mu faceci w łóżku. Wolałem nie dowiedzieć się takiej sensacji z ust Taemina, bo to byłby koniec naszej przyjaźni. Nie zniósłbym kolejnego pedała w swoim otoczeniu. Wystarczyło mi istnienie Aleca, jako osoby, która wkurwiała mnie każdego ranka swoim uśmiechem.

Niby rozwiązanie mojego problemu było łatwe waszym zdaniem. Zmień mieszkanie, ale wcale takie proste to nie było. A przynajmniej nie dla mnie. Riley sam w sobie nie był zły, miał po prostu koszmarny charakter. Wiecie, czasem jak spotkasz kogoś takiego samego jak ty, to się dogadacie, ale w naszym przypadku było więcej spin niż pożytku. Mimo to lubiłem jego mieszkanie, a jego pokręcone poglądy czasem nawet miały sens. Ale tylko czasem i nie mówcie mu o tym. Był jedynym bratem, jakiego akceptowałem i znałem. Więcej rodzeństwa nie miałem zamiaru spotkać w swoim życiu, chuj im w dupę. Ale nie Rileya, bo bym się porzygał całkowicie.

– Idziemy gdzieś wieczorem? – zagadnął Taemin, gdy byliśmy już przy metrze.

– Nie, chyba że wkurwi mnie braszka. Planuję spędzić wieczór w sypialni i na pracy.

– Ach, no tak. – Zarzucił mi ramię na barki. – Zapomniałem, że ubrania same się nie zaprojektują, a instagram sam nie zaktualizuje.

Wywróciłem na jego słowa oczami i zaraz wyrwałem się z uścisku. To było gejowskie i doskonale wiedział, jak bardzo nie lubiłem tego typu bliskości. Robił to celowo i to ja go tego nauczyłem. Albo przynajmniej wydobyłem ze środka na wierzch.

Wiem, co myślicie. Nazywam wszystkich dookoła pedałami, a sam zajmuje się jakimś ‘projektowaniem łaszków’. Tak i nie wkurwiajcie mnie już. Miałem na sobie ubrania, które sam tworzyłem i tylko sporadycznie zakładałem coś prosto z wieszaka sklepowego. Czy szata mówi o orientacji? Mam nadzieję, że nie, bo mój styl nie zmienił się do dziś...

Rozstałem się z przyjacielem i w ciszy pokonałem metrem drogę do domu. Dopiero na stacji wsunąłem słuchawki do uszu i chciałem włączyć playlistę, co po chwilowym trudzie się udało. Schowałem telefon do kieszeni koszuli i szedłem prosto do domu. Zajęło mi to dobre dziesięć minut, ale droga nigdy nie była skomplikowana.

Wbiegłem krętymi schodami na nasze piętro i wchodziłem już do mieszkania, gdy muzyka się przerwała i usłyszałem dzwonek telefonu. Pospiesznie wyjąłem urządzenie z ciasnej kieszeni, stojąc pod tymi drzwiami i miałem głęboką nadzieję, że to moja dziewczyna. Wkurwienie sięgnęło zenitu, gdy to znowu moja matka. Szósty raz tego dnia.

Wszedłem z impetem do domu i zajrzałem wzrokiem do kuchni, gdzie nie było nikogo. Pobiegłem po schodach na górę i tam właśnie w salonie zastałem dwójkę ludzi. Najważniejszą osobą był mój brat. Odpiąłem słuchawki od telefonu i jednym ruchem odebrałem, dając starszemu telefon. Popatrzył na mnie niezrozumiale, ale gdy rozległ się głos mojej rodzicielki, wszystko pojął. Z niechęcią przyłożył go do ucha i zaczął rozmowę.

– Witaj, ciociu – powiedział zbyt słodko jak na mój gust.

Miałem czas, żeby zerknąć na jego gościa, który również okazał się rudy niczym mój przyjaciel. Zdziwiłem się, ale ten tylko wpatrywał się w Rileya. Dwa do dwóch; współlokator.

– Oczywiście, że jest grzeczny! – zakpił, więc powróciłem do niego wzrokiem. – Minyoon jest najgrzeczniejszym bratem i współlokatorem, jakiego mogłem mieć. Cieszę się, że mogę z nim mieszkać. Jest cudowny!

Poderwałem się i zabrałem mu telefon. Czułem, że zacznie drwić, a ja miałem tylko cichą nadzieję, że zrozumie aluzje i pomoże mi pozbyć się natrętnej baby. Nadzieja umarła.

– Skoro już wiesz, jaki jestem super, to daj mi pracować! – Wrzasnąłem i się rozłączyłem.

– Ty w domu o piątej? Dobrze się czujesz? – Znów zadrwił.

– Wiesz co? Ssij pałę.

Odwróciłem się na pięcie i poszedłem do siebie, trzaskając drzwiami. Jeszcze zza nich zdołałem usłyszeć krzyk brata:

– Nie trzaskaj, kurwa, bo będziesz wymieniał!

Byłem rozjuszony jak byk na rodeo. Byłem osobą, która łatwo traciła nad sobą panowanie. Osobą, która oprócz siebie nie miała nikogo. Żałosne. Riley stracił matkę, żonę... rodzinę. Byliśmy tacy sami, a jednak różni. On miał kochających dziadków, którzy wielokrotnie pokazywali, że ja też należę do rodziny, choć to nie prawda. Byłem spokrewniony tylko z Rileym, nie z jego matką. Ja nie miałem nikogo, kto by mnie zrozumiał. Taemin pojawił się w moim życiu dość późno, a i tak nie potrafił wielu rzeczy zrozumieć. Miałem YiHyun, ale co z tego, skoro nasza relacja nie różniła się za bardzo od tej Rileygo ze współlokatorami? Nie chciałem dziwki, chciałem partnerkę. Gdy rozpoczynałem ten temat, ta nagle udawała zajętą. Czym ja byłem?

Wszystko w moim związku zaczęło się sypać jakoś dwa miesiące temu. Rozumiałem już, jak poczuł się Riley, gdy jego żona z dnia na dzień postanowiła mu powiedzieć, że jednak go nie kocha i żąda rozwodu. Traktowały nas jak jakiś wymienny model, a przecież byłem człowiekiem, nie zabawką. Może przesadzałem i sobie coś wmawiałem, ale nie potrafiłem wtedy tego logiczniej wyjaśnić.

Żeby się zrelaksować, postanowiłem zakluczyć drzwi i przebrać się w coś luźniejszego. Chciałem trochę popracować, aby potem móc pokazać światu swój kolejny pojebany pomysł na ubranie. Ostatnio dostałem wypłatę, więc pochodziłem po okolicznych lumpeksach i zakupiłem materiały, które po długich przeróbkach mogły dobrze się prezentować. To nie miało być wysokiej klasy, to miało cieszyć oko i tak robiło. Nikomu jednak o tym nie mówiłem. Jedynie Taemin znał mój „brudny” sekret. Już widziałem ten szyderczy śmiech Rileya, gdyby tylko zobaczył mnie w środku bajzlu ciuchów. Ta, na pewno.

Siedziałem tak nad kartką i projektowaniem dobre dwie godziny. W końcu postanowiłem wyjść i zaparzyć sobie zupę instant, bo przywykłem już, że w tym domu nie jada się obiadów. O ósmej nie mogło być inaczej. Otworzyłem drzwi i zszedłem na dół. Wstawiłem wodę. Przy stole w kuchni jednak siedział nasz nowy współlokator, więc skoro już ochłonąłem, a woda się gotowała, postanowiłem się dosiąść. Chłopak przeglądał coś na swoim tablecie i nie zwracał na mnie większej uwagi.

– Szybko się wprowadziłeś – stwierdziłem, wreszcie zwracając jego spojrzenie. – Dopiero dziś podpisałeś umowę, nie?

– Och, racja. – Zablokował urządzenie i odstawił na blat. – Przeszkadza ci to?

– Nie. – Wzruszyłem ramionami. – To mieszkanie mojego brata, nie mam prawa głosu.

– A gdybyś miał? – Podparł się o blat. – Wyrzuciłbyś mnie stąd? Nie lubisz rudych?

– Skąd ten wniosek? – Zaciekawiłem się. – To tylko włosy. Sam mam szare, jakbyś nie zauważył. – Dopiero uniósł swój wzrok. Zimne światło idealnie ukazywało kolor.

– Faktycznie. Przepraszam. Często spotykałem się z wyśmiewaniem, nie chciałem być niegrzeczny. Chcę się dogadać.

– Sung MinYoon. – Wystawiłem rękę przez stół. Chłopak zmierzył ją wzrokiem, ale zaraz dołożył swoją.

Choi JinWook. – Zabraliśmy ręce. – Inne nazwisko... ty i twój brat.

– Mamy inne matki.

Chciał coś odpowiedzieć, ale zadzwonił jego telefon. Zauważyłem, jak spiął się delikatnie, a ciche ‘muszę iść’ opuściło jego usta, zanim odebrał i wstał od stołu.

– Już idę... Przecież mówiłem ci, że wynajmuję nowe mieszkanie... – Obserwowałem go, gdy szedł w kierunku wyjścia i butów. – Nie, nie spóźnię się. Wiem, że klient czeka, ale... nie ma jeszcze... Przepraszam.

Zakończył połączenie i czym prędzej się ubrał. Dopiero teraz zauważyłem, w co był ubrany. To nie były zwykłe ciuchy i mogłem to bez problemu stwierdzić. Już wiedziałem, o jakich klientach mówił i gdzie pracuje.

– Riley, ty chory pojebie... – syknąłem, przymykając powieki.



~awenaqueen~



Komentarze

Popularne posty