Ethereal Vintage Cz.7 Riley


Zastanowi się

Poniedziałek zawsze jest koszmarny, choć go lubię. Taka wiecie, toksyczna miłość się wkradła. Przerywał mój wolny weekend i rozpoczynał harówkę w prasie. Znoszenie humorków kolegi obok, być przygotowanym na trudne zadanie od szefowej. Lubiłem tę pracę, ale to nie kolidowało z tym, że ludzie w niej byli trudni. Tego dnia też pogoda nie sprzyjała, na przemian lało i grzmiało. Szedłem chodnikiem i chowałem szczelnie swoje dłonie w płaszczu. Za każdym razem mijałem ludzi z parasolami, ja zdążyłem już porządnie przemoknąć. Byłem zmęczony tym dniem, a była dopiero czwarta po południu. Po powrocie czekał mnie spacer z Fiestą, bo Minyoon wciąż powinien być na swojej zmianie w restauracji. Istniała mała szans, że zwierzak zatruwał życie nowemu, ale nie prosiłem go o żadną opiekę nad psem. Zaskoczyłby mnie, gdyby wyszedł z inicjatywą.

Podszedłem do drzwi od swojej kamienicy i wbiłem kod. Te ustąpiły, a już w dużym holu spotkałem się z właścicielem. Wymieniłem nim zwroty grzecznościowe, pochyliłem się lekko i jak najszybciej chciałem znaleźć się w domu i wtulić w ciepłą sierść Fiesty. Właściciel na szczęście nie miał do mnie żadnych zastrzeżeń, więc już chwilę później grzebałem w kieszeni w poszukiwaniu kluczy. Otworzyłem sprawnie zamek i znalazłem się w dusznym mieszkaniu. Przekląłem, bo to oznaczało, że przez ten deszcz otwarcie drzwi tarasu odpadało.

– Fiesta, idziemy! – zawołałem psa.

Ponowiłem komendę, a ten zaraz zbiegł z góry i zaczął mnie witać. Pochyliłem się, żeby potarmosić mu futro i zapiać smycz, która wisiała na haczyku obok drzwi. Sięgnąłem jeszcze z szuflady woreczki na psie odchody tak na wszelki wypadek i znów wyszedłem z domu. Mój pies nie należał do zwierząt cierpliwych, więc zaszczekał na mnie w akcie pośpiechu. Jak dobrze, że sąsiedzi nie byli wrednymi ludźmi i praktycznie ich nie widywałem.

Zbiegliśmy po tych krętych schodach, które groziły śmiercią przy najmniejszym potknięciu, ale miałem to już opanowane do perfekcji. Przy pośpiechu Fiesty wszystko staje się możliwe, zapamiętajcie to.

Spacery zazwyczaj zajmowały nam do trzydziestu minut, ale w tym deszczu modliłem się o szybkie załatwienie potrzeb przez tego zwierzaka i jak najszybszy powrót. Było zimno, tak kurewsko zimno.

Fiesta biegał sobie wolno, a ja postanowiłem sprawdzić swój telefon w celu zajęcia czymś umysłu.  Skrolowałem media społecznościowe, aż przypomniałem sobie, że miała nas niebawem nawiedzić moja ciotka. Obym był wtedy w pracy, bo nie ręczę za siebie.

Po chwili poczułem na sobie ciężar, a czyjeś ramiona oplotły mnie w pasie.

– Poula? – zgadywałem.

Kobieta odsunęła się ode mnie i podeszła z przodu. Uśmiechnęła się do mnie promiennie, a ja już zdążyłem zapomnieć, że ona wciąż istnieje w tym kraju.

– A kogo się spodziewałeś?

– Byłej.

– Przestań. – Uderzyła mnie w brzuch. – Twoja była jest o trzy rozmiary mniejsza.

Niemal westchnąłem na jej słowa. Poula Collace była ode mnie raptem o rok starsza. Burza brązowych loków jak zwykle szalała we własnym stylu, tego samego koloru oczy były rozpromienione, a jej tusza dawała jej na pewno więcej ciepła niż mój płaszcz. Karnację miała ciemniejsza ode mnie. Była jedyną kobietą, z jaką się przyjaźniłem i ufałem. Moja babcia się nie liczy, jasne? Wracając do Pouli; pochodziła z Włoch, ale zamieszkała w Korei dzięki wymianie studenckiej. Poznałem ją na studiach, jak już się możecie domyślić. Od tamtej pory znamy się jak łyse konie i trudno nam przed sobą coś ukryć. Zawsze wiedziałem, kiedy potrzebowała mojego wsparcia, a i ona wiedziała, kiedy nie miałem ochoty na żarty. To jedna z tych osób, które były troskliwe, ale w zamian od ludzi dostawały po ryju obelgami. Ile razy słyszałem: jak taki facet jak ty, może chodzić z takim wielorybem? Nigdy nie uderzyłem kobiety, ale to był pierwszy raz, gdy chwyciłem jedną z nich mocniej i zażądałem przeprosin.

Ludzie kategoryzowali innych, wrzucali do szufladki, a jak wystawałeś z niej choćby trochę, byłeś wyzywany a czasem nawet bity. Co prawda mało mnie obchodziło zdanie innych na mój temat, ale jeśli chodziło o Poulę, byłem gotów zajebać każdego dookoła. Ta kobieta nie zasługiwała na ani jedno wyzwisko. Co z tego, że była puszysta? Jej to pasowało, kim byli ci ludzie, aby jej to wytykać? Waga nie zagrażała też jej zdrowiu, to było najważniejsze. Najważniejsze dla mnie. Moja żona była jedyną kobietą, która szanowała Poule i nie patrzyła na nią z obrzydzeniem. Z czasem nawet zaproponowała, że jeśli coś będzie chciała zmienić w swoim życiu, to ma jej pełne wsparcie, ale wcale tego nie musi robić. Wtedy myślałem, że mam cudowną kobietę i przyjaciółkę i żadna z nich nie będzie zazdrosna o drugą. Jak bardzo można zawieść czyjeś zaufanie? Kurewsko się okazuje.

– Ziemia do Rileya!

Pomachała mi przed oczami, a Fiesta zdążył już usiąść grzecznie przy jej nodze. Byłem tak zamyślony i to chuj wie czym, więc nawet nie pytajcie, że dopiero ona musiała mnie ocknąć.

– Myślałeś o niej, prawda? – Zaplotła ramiona na swojej kurtce. – Nie chciałam. Myślałam, że po tylu latach to nie jest temat tabu.

– Bo nie jest. – Pochyliłem się i zapiąłem psu smycz. – Jeśli coś zrobiłeś, to oby ktoś w to wdepnął. – Pogłaskałem go po głowie.

– Możesz mówić, ile chcesz, ale ja wiem, że ją wciąż kochasz.

Zrównała ze mną kroku, gdy ja zacząłem iść w stronę domu. Nie miała racji. Było tylu facetów, że zdążyłem się już odkochać, ale to wcale nie oznaczało, że da się wymazać te wszystkie chwile wspólnie spędzone. Kurwa, to była kobieta, z którą planowałem się zestarzeć! Jak mógłbym zapomnieć rzeczy, które zaplanowałem z takim wyprzedzeniem?

– Już nie wierzę w miłość, o czym wiesz. – Mrugnąłem do niej.

Wepchała swoją rękę pod moje ramie, więc zwolniliśmy kroku. Fiesta po kilkuminutowej zabawie sam czuł już zmęczenie i grzecznie szedł przy nodze. Obecnie jedynie padała mżawka, więc zrobiło się przyjemniej.

– Wierzysz, tylko boisz się zakochać. – Zacząłem się irytować. – Wierzę, że znajdzie się ktoś, kto roztopi twoje zlodowaciałe serce i pobudzi je do bicia na nowo. Pomyśl tylko, że gdzieś tam, ta osoba właśnie myśli podobnie do ciebie, że nic ją w tej kwestii nie czeka. Jest pusta bez ciebie, tak, jak ty bez niej. Razem dopiero będziecie stanowić jedność.

– Z której manhwy to wzięłaś? – prychnąłem, za co znów oberwałem.

Miałem wrażenie, że ostatnio każdy się mnie pytał o moje uczucia do byłej. Powracanie do tematu nie było lekkie, ale wcale nie oznaczało, że wciąż był to olbrzymi problem. To po prostu temat, do którego się nie wraca i najwidoczniej nikt tego nie rozumiał.

– Zmieniając temat, panie uparty. – Wytknęła język. – Jak szukanie współlokatora? Minęło trochę od wyprowadzki Aleca, a ty zapewne już jęczysz na swoje wydatki.

– Właśnie przedwczoraj się wprowadził! – odpowiedziałem uradowany.

– Jaki jest? Przyjazny czy palant?

– Wydaje się... tajemniczy. – Zastanowiłem się chwilę. – Ale to mnie pociąga. Naprawdę chciałbym z nim dłużej pobawić się w grę słowną, ale wiem, że najpierw wypada go poznać na stałym gruncie.

– Chcesz go wyruchać? Dopiero się wprowadził! – Zaczęła się śmiać.

– Oj od razu wyruchać. – Dorównałem jej. – Po prostu czuję podniecenie na samą myśl o igraszkach z tym rudzielcem.

– Rudy? Naturalnie? – dopytywała zaskoczona.

– Nie wiem, nie pytałem.

Wróciłem do domu w towarzystwie mojej przyjaciółki. Od razu powiesiliśmy nasze ubrania na suszarce, ale ja miałem o tyle łatwiej, że przebrałem się w domowe ciuchy, a moja przyjaciółka musiała chodzić z mokrych dżinsach. Nie byłem aż takim dżentelmenem, żeby dawać jej swoje spodnie. Bez przesady. Co za dużo to niezdrowo.

Poszedłem do kuchni, żeby wstawić wodę na ciepłe napoje i żeby psu nalać wody do miski. Od razu zaczął pluć naokoło i byłem pewien, że więcej znajduje się poza naczyniem niż w jego żołądku. Niestety wciąż odpadało otwarcie tarasu. Wszędzie stała woda, a to plus Fiesta równało się syfem w mieszkaniu. Jak bardzo bym chciał, tak bardzo nie mogłem.

Do salonu zawitałem dopiero po kilkunastu minutach z dwoma kubkami. Poula siedziała już wygodnie na sofie i oglądała jakiś film zapuszczony z netflixa. Usiadłem obok niej, będąc ciekawy seansu. Fiesta również do nas dołączył i ułożył się pod nogami, choć zazwyczaj wskakiwał na wolny fotel. Cóż, nawet on dziś ma przestawione w głowie.

Po kilku minutach poczułem, jak moja głowa sama zsuwa się z oparcia i opada na ramię Pouli. Zwyczajnie zasnąłem. Ten dzień nie mógł być gorszy niż w tamten chwili. Gdy drzemałem popołudniami, nie spałem nocami. Koszmarne, nie polecam. To jednak nie było tamtego popołudnia najgorsze. Spanie samo w sobie – okej, luz, zdarza się. Oprócz tego miałem też sen i pomyślicie, typowo. Ta, szkoda, że zamiast czegoś erotycznego śniła mi się moja zmarła matka.

Sen ukazywał moje ostatnie dni z nią spędzane. Przyszedłem akurat do mieszkania z Yunhee, mieliśmy uśmiechy na ustach. Mama jak zwykle siedziała na tarasie i pisała coś w swoim notatniku, choć już dawno odkryłem, że to był jej dziennik. Starannie prowadziła go każdego dnia, a gdy pytałem po co, odpowiadała, że dla wygody. Prawda okazała się z lekka gorsza, bowiem dla mojej mamy ten dziennik był ratunkiem. Lekiem na śmiertelną chorobę. Każdego dnia zapominała coraz więcej, aż w końcu przestała wychodzić, ale wtedy nie wiedziałem, że było to tym spowodowane. Głupi wierzyłem w jej kłamstwa i wymówki. Wszystko jest dobrze, Riley, jedź do szkoły, za każdym razem ta sama mina i te same słowa.

Tego dnia podszedłem do niej i przytuliłem od tyłu. Wzdrygnęła się, zamknęła szybko dziennik i dotknęła moich ramion. Wiedziałem, że się uśmiechała.

– Dobrze minął ci dzień? – spytała.

– Rewelacyjnie! – zaśmiałem się. – Przyprowadziłem Yunhee, przeszkadza ci to?

Zaczęła się zastanawiać, a ja głupi wtedy nie wiedziałem dlaczego. Dziś wiem. Zapomniała.

– Jasne, że nie. Bawcie się dobrze, tylko nie chcę zostać tak szybko babcią! – Uderzyła mnie delikatnie otwartą dłonią w ramiona.

– Nie martw się, będę lepszym ojcem niż mój. – Odsunąłem się, a ta obróciła się do mnie ze smutkiem w oczach.

– Nigdy nie mów źle o tacie, słyszysz? – Wywróciłem oczami na jej zaciętą płytę. – Jeśli mnie zabraknie, zawsze znajdziesz oparcie w ojcu.

Popatrzyłem na nią lekko zły. Oparcie w ojcu brzmiało jak żart. Człowiek, który rzadko miał czelność stawić mi czoła, a jeszcze rzadziej dzwonił. Nie zależało mu, dlaczego miałbym mieć w nim oparcie?

– Bzdura. Ten człowiek to porażka.

– Nie obwiniaj go o wszystko! – uniosła się, a ja spojrzałem na nią zaskoczony.

W tym momencie mój sen zaczął rozjeżdżać się z rzeczywistością, a ja zacząłem mieć władze nad tym, co robię i mówię. W małym stopniu.

– Nigdy ci się nic nie stanie, prawda? – spytałem przestraszony.

Popatrzyła na mnie z chęcią powiedzenia czegoś, ale zaraz znów zamknęła usta. Minęła chwila, zanim się uśmiechnęła i odpowiedziała.

– Obiecaj mi, że dasz mu szansę. Cieszę się, że jesteś, a bez niego by cię nie było, więc ciesz się tym razem ze mną, dobrze? – Wstała, łapiąc mnie za ramiona. – Kocham cię, Riley.

– Ale...

– Riley... Jesteś najlepszym, co mnie w życiu spotkało i nigdy nie żałowałam, że cię urodziłam. Gdyby... gdyby coś się stało, tata zawsze ci pomoże.

W moich oczach stanęły łzy. Miałem świadomość, wiedziałem, że to sen a mimo to moje słowa były okryte niewiedzą. Dlatego, chciałem się do niej przytulić i sen się skończył.

Poczułem pod powiekami wilgoć, ale nie chciałem ich otwierać, bo to tylko pogorszyłoby mój stan. Leżałem teraz z głową na zagłówku w totalnej ciszy. Poula musiała już pójść i wyłączyć telewizor. Przełknąłem ślinę i postanowiłem tak chwilę poleżeć. Na wszelki wypadek.

Minyoon w tym czasie zdążył już wejść na górę, bowiem odezwał się do kogoś.

– A ten, co tu śpi? Sypialni, kurwa, nie ma?

– Nie wiem, jak wróciłem, to go takim stałem.

Dopiero teraz się zorientowałem, że wcale sam nie byłem. Głos dobiegał z fotela, więc to tam musiał siedzieć Jinwook. Brzmiał jak zwykle opanowanie i bez emocji. Mogłem sobie bez problemu wyobrazić, jak wtedy wyglądał.

– Chujowo... – Westchnął. – Ach, zanim cokolwiek... – Podszedł bliżej, a ja dalej musiałem udawać śpiącego. – Jesteś pedałem?

Teraz to naprawdę musiałem się hamować, aby nie wybuchnąć śmiechem. Mój braciszek był taki przewidywalny.

– Dlaczego o to pytasz?

– Dlaczego unikasz odpowiedzi? – prychnął. – Tak czy nie?

– Nie interesują mnie takie rzeczy.

– Szkoda, Riley na pewno już myśli, jak zamoczyć w tobie.

Słyszałem tę kpinę w głowie i momentalnie miałem ochotę zerwać się do siadu i przybić z bratem piątkę, bo kurwa, miał rację. Może nie od razu, ale już jakieś pierwsze wizje się pojawiały.

– Riley jest gejem? – zaciekawił się.

– Chyba Bi, ale ostatnio preferuje kutasy, więc chuj wie. Dosłownie. Z każdym poprzednim współlokatorem sypiał, więc uważaj, bo ciebie też zerżnie.

Odwrócił się i poszedł do swojego pokoju, czym zdradził go trzask drzwi. To właśnie w tym momencie otworzyłem oczy i usiadłem, zwracając uwagę rudego. Popatrzyłem na niego z uśmiechem.

– Nie mogłeś wstać wcześniej, skoro nie śpisz od dawna? – Wrócił wzrokiem do książki.

– Skąd wiesz, że nie spałem?

– Bo miałeś koszmar, a kiedy wrócił Minyoon, byłeś spokojny i rozbawiony. – Spojrzał na mnie ukradkiem.

– Unikałeś odpowiedzi ze względu na moje udawanie? – Podparłem sobie głowę na dłoni, a łokieć na kolanie.

– To prawda? Że wszyscy poprzednicy z Tobą sypiali?

– Co zrobisz, jeśli tak?

Popatrzył na mnie zaintrygowany i to pierwszy raz, gdy zauważyłem u niego jakąś poważniejszą emocję na twarzy. Znów zapragnąłem się z nim dłużej droczyć, ale to nie był dzień. To zdecydowanie nie był mój dzień.

– Nie biorę siłą, ale jeśli zapragniesz seksu, to wiesz, gdzie są drzwi od mojej sypialni. Nie interesują mnie zobowiązania.

Wstałem i zacząłem kierować się do pokoju. Zanim zamknąłem drzwi, zdołałem usłyszeć ciche słowa rudego. Nie byłem nawet pewien, czy ich sobie nie uroiłem:

– Zastanowię się.



~awenaqueen~


Komentarze

Popularne posty