Ethereal Vintage Cz.8 Riley


Dziwka musi się cenić

– Nie możesz iść ze mną? Zapłacę ci najdłuższym seksem w moim życiu! – jęknął Alec.

Położył się na moich udach, gdy ja siedziałem normalnie na sofie i przeglądałem materiał do pracy. Byłem tego dnia niewyobrażalnie zmęczony, a przecież dopiero był czwartek, gdzie do soboty? Blondyn wpadł do mnie jakoś po pracy i już mi tak dupę truł od godziny swoim istnieniem. Jak wcześniej z nim wytrzymywałem? Nie wiem, nie był tak wkurwiający.

– Jeśli chcesz się sprzedawać, to rób to chociaż w cenie – odparłem ze znudzeniem, powracając do artykułu.

Chłopak dalej leżał, ale już nie odzywał się słowem. Mój wzrok samoistnie po kilku minutach zjechał w dół. Co miałem mu poradzić? Cierpiał na samą myśl, że spotka swój dawny obiekt westchnień, do którego nadal coś czuł. Słowa „będzie dobrze” były obłudne, bo nigdy nie było dobrze.

– Co zmieni fakt, że tam z Tobą pójdę? Przedstawisz mnie jako swoją nową dupę? – spytałem, odkładając tablet i zaczynając gładzić jego włosy.

Były miękkie i niejednokrotnie ich dotykałem podczas seksu. Miałem jakiś dziwny fetysz czy chuj wie co. Wiedziałem, że wielu ludzi uspokajało się na ten gest, moja była żona go nie lubiła. Uważała go za coś niepotrzebnego, co tylko niszczyło jej włosy. Ograniczałem się dla niej, ale gdy się rozwiedliśmy, odkryłem, że to sprawia mi za dużo przyjemności, by powstrzymywać się za każdym razem.

– Mógłbyś? – Odwrócił głowę, żeby spojrzeć mi w oczy.

Byłem trochę skonfundowany. Rzuciłem tę słowa na wiatr, bo liczyłem, że obrócimy to w jakiś żart, ale on naprawdę tego ode mnie oczekiwał. Nie lubiłem tego rodzaju gierek, które były niewygodne w czyny i słowa. Nawet jeśli pewne granice między nami się zatarły, to udawanie zakochanych było poza moim zasięgiem. Udawanie zakochanego nawet było trudne w wyobrażeniu, jak miałem to obrócić w czyn?

– Alec... – powiedziałem do niego po angielsku. – Twój ojciec jest stary, na dodatek przyjeżdża z twoim pseudo byłym. To chujowy pomysł. Powinieneś dobrze spędzić ten czas, a nie kręcić.

Wstał z moich ud i usiadł bokiem, aby lepiej mnie widzieć.

– Riley, coś się stało? – spytał zainteresowany, ale wrócił do koreańskiego.

Uniosłem brwi ze zdziwienia.

– Skąd to pytanie?

– Bo zazwyczaj nasze rozmowy prowadziły do jakichś żarcików, czy obmacywania a teraz grasz wujka dobrą radę, żebym był... poważny. Masz jakieś kłopot? Może mógłbym pomóc... Kurwa... – syknął, odwracając wzrok.

Wiedziałem, że mowa w tym języku była dla niego bezproblemowa w większości przypadków, ale jak prowadził długie rozmowy to szybko się denerwował, że zapomina prosty słów i mówi bardzo niesfornie.

– Nie mam problemów – znów powiedziałem po angielsku. – To po prostu czwartek, jestem trochę zmęczony.

Spojrzał na mnie, jakby badał prawdomówność. Nie okłamywałem go, ten tydzień zapamiętałem jako naprawdę senny i męczący, choć nie robiłem niczego wyjątkowego. Może to była wina tego snu? Rozstroił mnie, ale nie martwcie się, nie na długo.

– Nie powiedziałbyś mi, gdyby było inaczej – bardziej stwierdził, niż spytał. – Więc jako samolub spytam raz jeszcze, pójdziesz ze mną?

– Naprawdę tego chcesz? – Uśmiechnąłem się figlarnie. – A co jeśli wymknie mi się coś na temat seksu? To nie byłoby dziwne? Wiesz, mnie nie dasz rady kontrolować, kotku.

Ująłem jego podbródek w trzy palce i przysunąłem się do niego bliżej.

– W takim razie jeszcze lepiej – wyszeptał. – Przerazisz Cordiana i być może resztki jego wątpliwości ulecą. Nie chcę, żeby jeszcze się odwracał i martwił, czy wciąż cierpię po rozstaniu.

Odsunąłem się lekko zawiedziony. Liczyłem na rozlew krwi, jakieś szarpaniny! A tu chuj. Miałem takie tyci resztki godności i nie chciałem celowo uderzać w serce staruszkowi Aleca, w końcu przyjaciół oszczędzam, ale Cordian... to mogłoby być wyzwanie. Jeśli naprawdę byłby tak opanowany, to nie miałbym z tego spotkania żadnej zabawy.

– Kiedy? – spytałem od niechcenia.

– Jutro.

Zwróciłem ku niemu wzrok i zamrugałem zszokowany. Wiedziałem, że mają przyjechać, ale cóż... termin uleciał mi z głowy. Co mnie to obchodziło, żeby zaprzątać sobie umysł?

– Zgoda... Ale daj mi już pracować. Spierdalaj.

Pchnąłem go lekko, ale ten tylko powrócił i pocałował mnie w bok szyi. Syknąłem na niego, gdy ten poderwał się już do pionu. Zdziwiło mnie tylko, że nagle usiadł z powrotem. Patrzyłem na niego zaciekawiony. Chwycił się za skroń i przymknął powieki. Moja ręka samoistnie poszybowała do jego ramienia. To przypominało mi o chorobie mamy. Ten sen, teraz dziwne zachowanie i wygląd Aleca. Obleciał mnie strach. Poczułem, jak krew spływa mi z twarzy.

Jeszcze szybciej zsunąłem się z kanapy, żeby kucnąć przed chłopakiem. Odsunąłem uprzednio stolik, aby zrobić więcej miejsca.

– Alec, co się dzieje? – Potrząsnąłem nim delikatnie, nie uzyskując odpowiedzi. – Alec, powiedz coś!

– To nic... za szybko wstałem.

Uśmiechnął się krzywo, otwierając powoli oczy. Wyglądał blado, znowu. Puls przyspieszył. Tłumiłem w sobie strach najmocniej, jak potrafiłem i pewnie nie udałoby mi się to, gdyby nie Minyoon, który właśnie wszedł na piętro.

– Och, Chryste! Pedalcie się w sypialni!

– Stul pysk i przynieś szklankę wody! – warknąłem w jego stronę.

Swój strach przełożyłem na złość. Brat delikatnie się wzdrygnął albo to ja już miałem zwidy. Posłuchał mojego polecenia i zaraz stał przy nas ze szklanką.

– Nic mi nie jest, serio... – zaśmiał się, ale przyjął pomoc.

Wypił połowę zawartości szkła i oddał mi je do ręki.

– Jesteś chory? Badałeś się? – zacząłem go wypytywać.

Minyoon najwidoczniej wciąż czuł się potrzebny, bo stał za fotelem. Przestał go bawić widok pedałów. Chuj wie, co wtedy miał w głowie, że został.

– Serio, nic mi nie jest – zapewniał, a jego wzrok stał się czysty. – Ostatnio chujowo sypiam. Mam koszmary, dodatkowe treningi z powodu konkursu dzieciaków i jeszcze wizyta Cora z ojcem... Też chyba jestem zmęczony – zaśmiał się ponuro. – Nie chciałem was martwić, sorry.

– To na chuj się wyprowadzałeś.

Spojrzałem na brata ostrzegawczo, bo wciąż czułem złość. Ten tylko zmrużył na mnie powieki, jakby to miało mnie postawić do pionu.

– Dobra. – Alec podjął kolejną próbę wstania, tym razem sprawniej i spokojniej. Na wszelki wypadek wstałem wraz z nim, aby w razie co go asekurować, ale obyło się bez tego. – Nie żryjcie się. A na twoją pomoc jutro liczę.

Wskazał na mnie palcem, a ja nie mogłem w takiej sytuacji odmówić. Wcześniej się zgodziłem, ale gdzieś tam w głębi wiedziałem, że się wywinę. Teraz? Nie mogłem. Chciałem mieć pewność, że po jutrzejszym dniu będzie w lepszej formie. Nie chciałem już nigdy poczuć tego strachu, który towarzyszył mi przy śmierci matki. Nie chciałem czuć pustki, która ogarnęła mnie, gdy zdałem sobie sprawę, od jak dawna chorowała i jak bardzo ślepy na to byłem. Teraz stał przede mną chłopak, którego może nie powinienem nazywać przyjacielem, bo więcej nas łączyło w seksie niż poza nim, ale nie był mi obcy i obojętny. Nie życzyłem mu źle, nie chciałem patrzeć na jego porażkę, gdy zaczął odnosić sukcesy po latach.

A mimo to wspomnienia wróciły. Sen pobudził moje serce, widok mdlącego Aleca poruszył ciałem samoistnie. Widziałem w nim mamę, której nie byłem w stanie pomóc, dla której na pomoc było za późno. Wiedziałem, że ludzie chorzy potrafią dobrze kłamać. Nieważne, ile zapewnień dostałbym z jego ust, nigdy bym mu nie uwierzył tak bardzo, jak wierzyłem mamie. Zmarła przeze mnie. Przez moją ignorancję.

– Riley?

Poczułem dłoń na ramieniu, na co się wzdrygnąłem. Nade mną stał Jinwook. Wyglądał jak zwykle; apatycznie. Jego sweter był tym z rodzaju workowatych, a na nogach ubrany był w dres. Raczej był w domu od dłuższej chwili, ale ja nie zdołałem tego zarejestrować. Ba! Ja nawet nie pamiętałem, kiedy zapadłem w amok w tym salonie. Tablet już dawno samowolnie się zablokował, a Minyoon najwidoczniej nie śmiał mi przerywać w myśleniu. Może nie chciał natknąć się na moją złość albo miał to po prostu w dupie.

– Dobrze się czujesz? – drążył, gdy mu nie odpowiedziałem.

– Ta... sorry, zamyśliłem się. – Potrząsnąłem głową. – Coś chciałeś?

– Podobno taki myślący jesteś od dwóch godzin... nie jesteś głodny? Ugotowałem coś...

Zamrugałem zaskoczony. Najpierw sięgnąłem telefon, aby sprawdzić godzinę. Dziesiąta wieczorem. Nie wierzyłem własnym oczom. Naprawdę wieczór strzelił mi bardzo szybko, a słowa Jinwooka utwierdzały mnie w przekonaniu, że brat widział mój stan i nie ingerował.

– Ugotowałeś? – dopytywałem.

– Tak... na pewno dobrze się czujesz?

Wstałem i stanąłem niebezpiecznie blisko niego. Uśmiech znów wtargnął na moje usta na samą myśl, że mógłbym się z nim podroczyć. Tylko to mogło mi wtedy pomóc.

– A jeśli powiedziałbym, że nie... poprawiłbyś mi humor?

Zmarszczył czoło, doszukując się w moich słowach pułapki. Była ona jawna, a on doskonale wiedział, o czym mówię. Wiedział, że lubię facetów i niejednokrotnie sam doprowadzał do dwuznacznej wymiany zdań. Kręciło mnie to, że nie był taki oczywisty. Patrzenie na niego wcale nie dawało żadnej odpowiedzi. Za każdym razem zastawiałem się, o czym myśli, zanim mi odpowiada.

– Dziwka musi się cenić... – Tym razem to ja zmarszczyłem brwi. – Jeśli chcesz moich usług... musisz mi coś dać w zamian.

Byłem zszokowany. Najpierw użył słów, które ja użyłem w stosunku do Aleca, a potem zaczął coś mówić o dawaniu w zamian... Wtedy nie wiedziałem, co bardziej mnie dziwi. Dziś mogę wam powiedzieć, że zdziwiło mnie bardziej moje zachowanie. No bo kurwa, stał przede mną bez wyrazu z ewidentną ofertą, a ja się jak debil roześmiałem.

– Żartujesz? – spytałem przez śmiech. – W zamian daję przyjemność.

– Tak, każdy tak mówi, a potem rżnie cię do tego stopnia, że nie możesz postawić kroku. – Przetarł kark. – Seks nie idzie w parze z miłością, więc nie dam się na to nabrać.

Ucichłem. Rzucał mi jawne wyzwanie, czułem to. Chciał mnie sprowokować do udowodnienia mu, że ja potrafię doprowadzić go do szaleństwa bez konieczności uczucia „kochania”.

– Kto powiedział, że przyjemność czerpie się tylko, gdy się kocha?

Popatrzył na mnie z czymś nowym. To było nieodgadnione. Nie potrafię tego opisać nawet dziś. Nutka zaintrygowania, chęci spróbowania i może strachu?

– Nie jest tak?

– Oczywiście, że nie. – Prychnąłem. – Nie wiem, na jakiego dupka wcześniej trafiłeś, ale mam jedną zasadę, która kieruję się w seksie.

Podszedłem znów bliżej, gdy wcześniej przez śmiech zrobiłem kilka kroków wstecz.

– Jaką?

Przejechałem kciukiem po jego wardze, więc jego wzrok spoczął na moich. Ściszyłem głos do szeptu.

– Daję przyjemność, biorę ciało. Jeśli nie jest ci dobrze, kończymy to. Nie interesuje mnie przymus, lubię ostre zabawy, ale nigdy nie krzywdzę kogoś umyślnie.

Zabrałem rękę i uśmiechnąłem się sztucznie, patrząc prosto w jego zamglone oczy. Działałem na niego, to było pewne.

– Mówiłeś, że coś ugotowałeś... jeśli mnie otrujesz, mieszkanie przepisane jest na Minyoona.

Minąłem go, idąc w kierunku schodów. Zdziwilibyście się, jak bardzo rozchwiany był wtedy mój humor. Gdybym był kobietą, zrzuciłbym to na krwawienie, ale nie miałem żadnych ran ani tym bardziej pochwy. Nie sposób było wierzyć ludziom, którzy mnie otaczali. Wszyscy mieli podwójne maski. Najbardziej tajemniczy pozostawał rudzielec, a niedaleko za nim krył się Alec ze swoimi prawdziwymi uczuciami, chowanymi pod uśmiechem. Potem mój rodzony brat, który też przy mnie starał się ukrywać swoje problemy. Nie, żeby mnie obchodziły, więc to też mogła być tego zasługa.

Chciałem końca tego tygodnia, pragnąłem go jak dostępu do świeżego powietrza. Powoli dusiłem się już w swojej własnej głowie, a jak na złość przebywanie z bliskimi było beznadziejne. Wtem właśnie, jedząc przygotowany przez rudego posiłek, wpadłem na pomysł.

Wyjąłem telefon z kieszeni i przewertowałem numery w książce kontaktów. Ta stara cholera mieściła się na samym końcu z racji na odległą literę alfabetu. Z lekkim zawahaniem przycisnąłem słuchawkę i przyłożyłem urządzenie do ucha. Językiem wydłubywałem jedzenie spomiędzy zębów, a po czwartym sygnale usłyszałem zgęziały głos starca.

– Taewon, ukradłeś babci technologię? – zagadnąłem ze śmiechem.

– Pyskaty jak zawsze. Żebyś ty taki mądry w innych kwestiach był! Czego chcesz?

Po głosie trudno było ocenić, czy ma lepszy humor, czy jednak gorszy. To jeden z tych, którzy zawsze drą pizdę, chociaż wcale nie są źli. Przeważnie. Wiek też działał na jego niekorzyść, bowiem miał już siedemdziesiąt cztery lata! Ładny wiek, nie sądzicie?

– Gdzie babcia? – dopytywałem.

– Dla ciebie daleko. Czego chcesz, bękarcie?

– Ała! Jak możesz mówić o swoim wnuku bękart? – Chwyciłbym się za serce, gdyby nie trzymane pałeczki w dłoni.

– Jak niczego, to się rozłączam! Z nazistami nie rozmawiam.

Czasem odnosiłem wrażenie, że ten człowiek mówił pierwszą rzecz, jaka przyjdzie mu do głowy. Żebyście źle nie ocenili mojego dziadulka; to równy gość. Uwielbiam się z nim przekomarzać, a jeszcze bardziej dyskutować o moim popędzie seksualnym do odbytów! Te dyskusje zawsze są wisienką na torcie wieczornych posiedzeń przy kominku.

– Jak odebrałeś ten telefon, nie znając się na obsłudze sedesu?

Prychnąłem w talerz, przez co kilka warzyw wyleciało poza naczynie. W tle oczywiście pojawiła się moja ukochana kobieta, z którą to chciałem porozmawiać. Nie zostawiała dziadka na długo samego, dlatego grałem na zwłokę. On wolałbym zakopać moje istnienie głęboko, ale na jego nieszczęście byłem ich jedynym wnukiem, a co za tym szło, ukochanym babci.

Słyszałem krótką szamotaninę, aż w końcu staruszka dorwała się do aparatu.

– Niech zgadnę, to mój jedyny wnuk, bo głupia córka woli wróżyć niż rodzić?

– Cześć, staruszko! – przywitałem się. – Jak zdrówko?

– Oboje wiemy, że dzwonisz, jak czegoś chcesz, więc mów. – Westchnęła. – Pieniędzy? Opieki? Dachu nad głową?

– Sprzedałby ten przeklęty dom! – wrzeszczał, abym go usłyszał. – Na cholerę mu ta nowoczesna buda?! Wybudowałby szałas na polu i żyłoby się mu równie dobrze!

– A czy ty możesz zjeść swoje leki i iść wreszcie spać?! – odkrzyknęła mu. – Ile mam jeszcze znosić twój jazgot!

Kochałem ich, to byli jedyni członkowie rodziny, jakich posiadałem. Psychiczna ciotka? Unikałem. Przybrane rodzeństwo? Nie znałem. Ojciec? Nie widywałem. Z nimi zawsze mogłem żartować i prowadzić luźną konwersację. Gdy za bardzo podupadałem psychicznie, ta dwójka była moim lekarstwem i koiła otwierające się rany.

– Kocham cię, babciu – wyznałem cicho i nawet tego nie planowałem.

Staruszka westchnęła ociężale, by zaraz powiedzieć coś, co nie zaskoczyło mnie w najmniejszym stopniu. Ona po prostu mnie znała:

– Nasze drzwi stoją dla was otworem, przyjeżdżaj nawet zaraz.



~awenaqueen~


Komentarze

Popularne posty