I know all your secrets Cz.1


    Szorowałem zęby, jakby od wieków nie miały spotkania ze szczoteczką. Cóż, początek w nowej szkole nigdy nie był dobry, zwłaszcza że to był środek roku szkolnego. Ale może od początku? Ja Aiden Conant w wieku osiemnastu lat zmuszony byłem wynieść się z Miami na jakieś zadupie, którego nazwy nawet nie znam po dzień dzisiejszy. Byłem średniego wzrostu białowłosym chłopakiem o czekoladowych oczach i dziwnym stylu. Był trochę gotycki z mieszanką emo, a jednocześnie luźny i modny. Dziwny człowiek to cały ja, zapamiętajcie. Oprócz tego moja walnięta matka postanowiła ponownie wyjść za mąż za jakiegoś Erica, który nijak nie przypadł mi do gustu, ale to nie mnie miał się podobać, choć o mojej orientacji wolałbym nie dyskutować. 

    Musiałem zostawić wszystko w Miami z przyjaciółmi i chłopakiem włącznie. Co mogło być na tyle dobre, bym chciał tu być i dać temu miejscu szanse? Absolutnie nic. Czułem już w kościach, że w szkole nie wpadnę do top dziesiątki popularnych osób w tym pozytywnym sensie. Miasto, mimo iż zwane zadupiem, miało swoich bogaczy. Na mojej ulicy były trzy wille i kilka mniejszych mieszkanek. Powiedzmy, że nasz domy był jedną z tych willi, choć i tak nie przekraczał ogromu tamtych.

    To może wspomnę też o mojej rodzinie. Moja młodsza siostra Violetta była fanką wszystkiego, co białe, dosłownie. Gdy wchodziło się do jej pokoju, to miało się wrażenie, jakby było się w jakimś sterylnie czystym gabinecie. Ona do normalnych nie należała, dlatego ta biel na mojej głowie musiała istnieć.

    Oprócz tego mój starszy brat – aż o dwa lata – Dominic należał do tej normalniejszej części rodziny. Miałem z nim doskonały kontakt, razem chodziliśmy na siłownie i na boks, można powiedzieć, że to on mnie wciągnął do takiego życia. Mogłem z nim pogadać o wszystkim i o niczym, brat i przyjaciel w jednym. Od małego bronił mnie przed dzieciakami ze szkoły, którzy zawsze naśmiewali się z mojego imienia. Tsa.

    – Aiden, Dominic, śniadanie! – Usłyszałem głos naszej matki.

    Niechętnie wyszedłem z łazienki w pełni gotów do zmierzenia się z pierwszym dniem w szkole. Byłem tak bardzo na to przygotowany, że aż dostawałem palpitacji serca.

    – Cześć – przywitał się Nic, gdy wyszedłem na korytarz.

    – Żegnaj. – Zrozumiał aluzje, bo od razu zarzucił rękę na moje ramiona.

    – Będzie dobrze, w razie co jestem w drugiej części szkoły – pocieszał.

    O, no właśnie. Zapomniałem wspomnieć, że szliśmy do jednej placówki, ale podzielonej na dwie. Ma to sens? Ja chodziłem do liceum czteroletniego ogólnokształcącego, a on do szkoły policealnej za serwisanta. Dzieliły nas długi korytarz i drzwi odgradzające dwie różne placówki. To nie ma sensu, a wy kompletnie tego nie zrozumiecie, jak ja.

    – Zrobiłam wam kanapki do szkoły. – Podała nam ucieszona śniadanie.

    Spojrzeliśmy się z bratem po sobie, by dyskretnie odłożyć potem śniadanie do lodówki. Serio, śniadanie w liceum? Od mamusi? Aż tak zjebany nie byłem, by dać się skompromitować z takiego powodu, naprawdę. Nie miałem nic do śniadania robionego przez mamę, ale proszę was, to pierwszy dzień, ten decydujący.

    W końcu wsiadłem do auta na miejscu kierowcy, a obok mnie usiadł mój brat. Zapewne w normalnych okolicznościach to ja bym tam siedział, ale że mój braciszek stracił prawko przez alkohol, no to było tak, a nie inaczej.

    – Nie przejmuj się, jesteś spoko, tylko więcej nawiązuj kontaktów międzyludzkich – doradzał z uśmiechem, gdy zaparkowałem pod szkołą.

    – Łatwo ci mówić. – Westchnąłem i zgasiłem silnik. Oparłem głowę o zagłówek i ani mi się śniło wysiadać.

    – Miej trochę wiary, braciszku. Co może być gorsze niż Eric i jego obsesja do krawatów. – Wzdrygnął się, a ja na jego słowa zacząłem się śmiać.

    Okej, mój ojczym faktycznie cały czas chodził pod krawatem i w białej koszuli. Ten człowiek nie był normalny i faktycznie z nas dwóch to nadal ja byłem normalniejszy.

    – Dobra, pocieszyłeś mnie. – Przetarłem oczy i odpiąłem pas.

    Wysiedliśmy razem, ale poszliśmy do różnych wejść. Życzyliśmy sobie jeszcze pojedyncze „powodzenia" i wreszcie zaczął się dzień sądu ostatecznego. I want to go Home.



~awenaqueen~


Komentarze

Popularne posty