I know all your secrets Cz.10
Mawia się, że nieszczęścia chodzą parami, tylko że do mnie trafiały jakoś w liczniejszym gronie.
Siedziałem niczym zbity pies przy biurku i czekałem na powrót mojej matki, która już mnie o tym poinformowała. Zrezygnowałem z pójścia do szkoły, więc od samego rana darła ze mną koty o wczorajszą ucieczkę, a potem dostała ważny telefon i wyszła, zapowiadając powrót. Ja naprawdę nie lubiłem się kłócić, bo wtedy moje nerwy były zszargane.
– Żyjesz? – Mimo iż drzwi były otwarte to i tak Dominic w nie zapukał. Z jego głosu biła troska. – Po co ci to było?
– Chciałbym wreszcie zamoczyć – oznajmiłem sfrustrowany, odpychając się od biurka.
– Okey – zaczął się śmiać na cały regulator. – Może znajdź geja, taki pomysł.
– Jakby szukanie ich było łatwe. – Wywróciłem oczami.
– Eric nieźle się wściekł – wrócił do sedna problemu. – Mama powiedziała mi, że jeśli dowiedziałby się o twojej orientacji... Jest duże prawdopodobieństwo, że nie mieszkałbyś z nami.
– Zwisa mi to. – Wzruszyłem nonszalancko ramionami.
– Zdajesz sobie sprawę, że my mówimy o wywaleniu cię z domu? – spytał trochę zirytowany. – Wiem, że nie obchodzi cię niczyje zdanie na swój temat, ale cholera, to nasza matka, a Eric...
– A Eric nie jest naszym ojcem – przypomniałem mu. – Nie mówię o tym na prawo i lewo, ale jeśli to wyjdzie, to nie mam zamiaru zaprzeczać.
– Ech, czuje, że kiedyś to wypłynie. Aha! – Odwrócił się na pięcie. – Młodzi jednak nie zostają, ale przyjadą na jakieś tam wolne. – Machnął lekceważąco ręką.
– Idealnie. – Odetchnąłem z ulgą.
Po południu tego samego dnia – w trakcie lekcji wuefu, na której również mnie nie było – poszedłem na pobliskie boisko kosza i poćwiczyłem rzuty. Byłem pewien niemal na sto procent, że lada moment zjawią się Ethan i reszta, więc wcale nie zdziwił mnie fakt, gdy tak też się stało.
– No cześć. – Przybił ze mną piątkę. – Co cię w szkole nie było? – spytał, gdy ja witałem się z resztą w ten sam sposób.
O dziwo, w grupie było o jedną osobę więcej i jednocześnie jedną, której nie znałem.
– Problemy z ojczymem – odpowiedziałem, powracając do rzutów.
– Srogi? – dopytywał Percy, dołączając do gry wraz z resztą.
– Raczej ma wymogi jak jakiś król. – Prychnąłem, a reszta się zaśmiała. – Powaga, kazał mi iść na swoje spotkanie rodzinne, ubranym w garnitur, a najlepiej to ze świadectwem z paskiem.
– Chyba na dupie – zażartował Ethan, odbierając mi piłkę.
Granie trzech na trzech było całkiem przyjemne, a i rozmowa podczas tego była miła. Wygadałem się i od razu poczułem się lepiej. Bałem się trochę, że skoro oni są z tych sfer, to nie zrozumieją mojego problemu, ale o dziwo to Erica mieli za debila.
Siedzieliśmy na ławkach i staraliśmy się unormować oddechy.
– Znowu Collins wraca do miasta – powiedział tajemniczy chłopak, z nosem w telefonie.
– Mam dość tego faceta. Jak Shane z nim wytrzymuje? – dziwił się Carter.
Byłem ciekaw ich konwersacji, bo jeśli dobrze załapałem, to ojciec Shane'a wracał do domu.
– Może jest lepszym ojcem niż człowiekiem? – spytał Jim.
– Tak, jasne. – Prychnął Ethan. – Poznałem tego człowieka, gdy ten robił interesy z moim starym. Nawet on stwierdził, że ten człowiek to rekin biznesu i on żyje pracą. Coś takiego jak ludzka empatia w nim nie występuje.
– No to czemu Shane jest normalny? – zaciekawił się Carter.
– A jaki ma być? – wtrąciłem się do rozmowy.
– No wiesz, bardziej skurwysyński do ludzi – odpowiedział.
– Właśnie dlatego gówno o nim wiecie – szepnąłem pod nosem, odwracając głowę w bok.
Zaczynałem rozumieć obawę Shane'a, jego pseudo przyjaciele na pewno nie zaakceptowaliby jego prawdziwej odsłony. Ba, nawet ja jej nie znałem.
– Więc wiesz więcej, huh? – Odwróciłem się, jakby przekonany, że słowa Ethana były kierowane właśnie do mnie.
Nie pomyliłem się, usłyszał to, czego nie powinien i w tym momencie miałem przejebane. Reszta spojrzała się na nas, niezbyt rozumiejąc, o co mu chodzi.
– Nie, ale przez to właśnie nie chce być sobą – odpowiedziałem dość ogólnikowo, o ile tak mogłem to nazwać.
Zapadłą chwilowa cisza, a pomiędzy mną i Ethanem trwała niema rozmowa. Patrzeliśmy sobie w oczy, bo najwidoczniej obaj nie ufaliśmy pozostałym. W końcu jeden nie wytrzymał i wyrwał nas z tej dziwnej atmosfery.
– Ej, o czym wy właściwie gadaliście? – Percy patrzył to na mnie, to na Ethana ze ściągniętymi brwiami.
– Zagrajmy. – Wstał brunet i klasnął w dłonie, motywując pozostałych do treningu.
Spędziłem z nimi kolejnych kilka godzin, a atmosfera zdecydowanie zelżała, gdy omijaliśmy temat Shane'a i jego rodziców. Zdecydowanie dobrze się z nimi bawiłem, choć musiałem przyznać, że była jedna sprawa, o której nie wiedzieli. Przypuszczałem, że nawet sam Shane nie wiedział, bo nigdy nie mówiłem tego wprost. Ciekawe jak po dowiedzeniu się, że jestem gejem, reagowaliby na mnie?
– Aiden, idziemy w jednym kierunku. – Ethan zarzucił mi rękę na ramiona i już wiedziałem, że szykuje powrót do przerwanego wcześniej tematu.
Pożegnaliśmy się z resztą i poszliśmy we dwójkę do domu bruneta. Cóż, jeśli powiedziałbym, że się nie bałem, to bym skłamał. Miałem tendencje do mówienia o kilka słów za dużo i przez przypadek mogłem wygadać sekret Shane'a.
Przed drzwiami od domu Ethana rozmyślałem o ewentualne ucieczce. Niestety ja nigdy nie uciekałem, więc wszedłem w głąb domu. Z lodówki wyjął tylko butelkę wody, z szafki sięgnął dwie szklanki, by następnie pokierować mnie do swojego pokoju. Dłuższe posiedzenie, tak pomyślałem.
– Siadaj, gdzie chcesz. – Postawił wszystko na stoliku i usiadł na sofie.
Postanowiłem nie być gorszy i usiąść na fotelu obok niego. Czekałem, aż sam zacznie mówić, bo mi absolutnie śpieszno do tego nie było. Już otwierał usta, ale przerwał nam mój telefon. Sięgnąłem go i zobaczyłem wiadomość od Shane'a.
Od: Shane
Czemu cię dzisiaj nie było? Coś się stało?
Ten dziwny ucisk w żołądku, to na pewno była niestrawność. Przełknąłem ślinę, czując się coraz bardziej podle.
– Od niego? – spytał, więc na niego spojrzałem. – Macie dobry kontakt.
– Zazdrosny? – Prychnąłem.
– Że wiesz więcej niż jego kilkuletni przyjaciel? Tak. – Zwilżyłem wargi, wgapiając się w swoją szklankę. Nadal trzymałem urządzenie w dłoni.
– Posłuchaj, to naprawdę nie moja sprawa, okey? – zacząłem wymigiwać się z tej okropnej sytuacji. – Przez przypadek poznałem jego sekret i dlatego wiem więcej. Nigdy nic sam mi nie mówił, a nawet pierwszego dnia w szkole się bał, że komuś powiem. Więc jeśli jesteś jego przyjacielem, to może sam z nim pogadaj, co?
– Myślisz, że nie próbowałem? – zaśmiał się ironicznie. – Byłem u niego w domu, poznałem jego matkę, a potem w swoim własnym poznałem też jego ojca. Zacząłem mu współczuć, ale gdy tylko zaczynałem z nim ten temat, to on sprytnie go omijał. Zrozumiałem wtedy, że nie mogę go zmusić do mówienia.
– On się boi być taki jak swój ojciec, dlatego udaje kogoś innego – powiedziałem, choć zapewne nie powinienem.
– Cholera, nawet gdyby był szczery, wkurzył się, trzasnął drzwiami, czy poimprezował... Naprawdę żaden z nas nie odtrąciłby go! Dlaczego do cholery on nie potrafi zrozumieć, że budując coś na kłamstwie, jest to budowane fałszywie?
– Mnie to mówisz? – zaśmiałem się. – Jestem szczery ze sobą, więc gdyby ktoś mi coś zarzucił, powiedziałbym prawdę, jakakolwiek by ona nie była.
– Mówiłeś mu to? – zaciekawił się.
– Myślę, że to się nigdy nie stanie.
Zapadła cisza, której żaden z nas nie chciał albo nie wiedział, jak przerwać. W końcu Ethan oznajmił, że to koniec tego tematu i powinniśmy w coś pograć. Spędziłem u niego czas do samej dwudziestej drugiej, bo to właśnie wtedy z dobrego humoru wybiła mnie wiadomość od Shane'a.
Od: Shane
Jak mogłeś rozmawiać z Ethanem o mnie? Kpisz sobie?
Komentarze
Prześlij komentarz