I know all your secrets Cz.15


    Była piękna niedziela, słoneczna w luj, a ja ubrany na czarno z białymi włosami szedłem do sklepu po odbiór odznaki szeryfa. Moja siostra była żmiją i oczywiście musiała pójść ze mną. Kochałem ją, ale i nienawidziłem momentami. Szliśmy w milczeniu, więc dokładnie mogłem podziwiać okolicę. Viola za to wolała z kimś smsować. Gdy dotarliśmy na miejsce, kasjerka się zdziwiła. Najwidoczniej myślała, że przyjdę sam i będzie mogła poflirtować. Zaśmiałem się pod nosem, co musiało wyglądać na niegrzeczne.

    – Wow, ale ekstra – skomentowała Viola, po zobaczeniu odznaki.

    Obejrzała ją z każdej strony, a ja tylko zerkałem na to z góry. Siostra do wysokich ludzi nie należała, więc spokojnie wszystko mogłem dostrzec.

    – Rozumiem, że się podoba? – Kasjerka zwróciła na siebie uwagę.

    – Ojcu na pewno – podsumowała Viola, na co nieznacznie się zaśmiałem. – Płać i spadamy, bro. – Zabrała odznakę i wyszła, a na mnie spadła odpowiedzialność płacenia.
    
    Wyłożyłem na ladę odpowiednią kwotę i pożegnałem się z uprzejmą dziewczyną. Gdybym był hetero, z pewnością pokusiłbym się o jej numer i flirt, ale nie byłem i mało mnie laska interesowała.

    – Ech, dzięki za pomoc. – Wyłożyłem odpowiednią sumę, a dziewczyna była ewidentnie zawiedziona.


    Tego dnia nie wydarzyło się już nic specjalnego. Wieczorem mieliśmy wracać do domu, ale nici z planów. Wybuchła panika, bo mały Shane zapadł się pod ziemię. Nie było z nim kontaktu, nie odbierał, nie dawał znaków życia. Kto musiał iść szukać go po mieście? Jasne, że ja. Kto zajrzał do większości klubów po drodze? Oczywiście, że ja. Szedłem zrezygnowany ulicą i aż z nerwów korcił mnie zakup fajek, gdy nagle przed sobą widzę zalanego bruneta. Syknąłem pod nosem i czym prędzej popędziłam do niego. Ledwo trzymał się na nogach, a ja już przewidywałem problemy, ale to szczegół.

    – Shane, oszalałeś? – Złapałem go, by nie runął na chodnik.

    – Aiden! Przyjacielu. – Wyszczerzył się. – Martwiłeś się?

    – Jesteś totalnie zalany, czemu? – Naprawdę potrzebowałem sporo sił, by ciągnąć go do domu.

    – Nie chcę go, brzydzę się nim – zaczął wyrzucać swoją frustrację. – A jak wrócę, to on znów do mnie przyjdzie. Wszystko się spierdoli. Aiden, zostańmy tu.

    – Shane, to nie powód, by się doprowadzać do takiego stanu. – Tak, Aiden, taki z ciebie dorosły, jak z Erica dobry człowiek.

    – Jesteś cudowny. – Prychnąłem, ale jego to nie ruszyło.

    Przez całą drogę coś majaczył, co w żadnym stopniu nie przypominało konstrukcji zdań. Prosiłem go, by zachowywał się cicho, to rozważę opcję pozostania tutaj, co było blefem. Taka tam karta przetargowa.

    Posadziłem go na łóżku i wziąłem głębszy wdech. Porządnie się natrudziłem, ale chyba było warto. Było mi go troszkę żal, bo jednak przeżywał powrót ojca do tego stopnia, że wolał uciec i upić się do nieprzytomności. Przynajmniej tak wtedy myślałem. Ale może to właśnie ta jego druga twarz? Ta prawdziwa.

    – Aiden. – Położył się na boku i klepnął miejsce obok siebie w zapraszającym geście.

    Przeczesałem włosy palcami i z zawahaniem położyłem się obok niego. Jeszcze gorszym pomysłem było gapienie się na siebie, gdy obaj leżeliśmy na boku. Jego intensywne spojrzenie wywiercało we mnie dziurę, przez co nieustannie przełykałem ślinę.

    – Posłuchaj, twój ojciec to tylko jedna z przeszkód na twojej drodze, więc przestań tak bardzo się nim przejmować – zacząłem jakiś temat.

    Nie dostając odpowiedzi, odważyłem się spojrzeć w jego oczy. Bardzo powolnie przybliżył się do mnie, co było zdecydowanie złym posunięciem. Leżeliśmy sami, w jego łóżku, w ciszy... Czy on myślał, że instynkty da się pohamować z taką łatwością?

    Potem poszło już z górki i o dziwo to on mnie pierwszy pocałował. Z sekundy na sekundę nasze pocałunki stawały się coraz gorętsze i pełne pożądania tak, jakbyśmy oboje o tym od dawna marzyli. W pewnym momencie świadomość do mnie powróciła i zdałem sobie sprawę, w jaką relację nas wplątałem. Istniał cień szansy, że następnego dnia nie będzie nic pamiętać, ale nie mogłem na to liczyć. Prostszym rozwiązaniem było po prostu odepchnięcie go i wyjście z domu.

    Zbiegłem po schodach, a tam czekała na mnie moja matka. Chwyciła mnie za ramiona, ale wyrwałem się dość agresywnie. Byłem wściekły na siebie i na niego. Na nas obu.

    – Coś ty zrobił? – spytała.

    – Sam zadaje sobie to pytanie. – Posłałem jej rozgniewane spojrzenie i wyszedłem.

    Krążyłem po mieście, w międzyczasie dostając wiadomość od siostry, że znaleźli pijanego Shane'a w pokoju i wyjazd przełożony na jutrzejsze popołudnie. Najwidoczniej szkoła przestała być ważna i liczył się brunet. Ja natomiast doszedłem do smutnych i radykalnych wniosków. Potrzebowałem kogoś, dzięki komu zapomniałbym o nim i wreszcie bym się rozerwał. Tak, potrzebowałem się z kimś zabawić.

~*~

    Następnego dnia panowała tak napięta atmosfera, że można było ją ciąć nożem. Viola nieustannie posyłała mi współczujące spojrzenie, a matka mordercze. Wina za stan Shane'a spadła na mnie. Bo przecież zdołałem go upić do takiego stopnia w ciągu może godziny. Pani Collins za to była troskliwą matką i nie miała pretensji do nikogo. Może zdawała sobie sprawę, że to przez jej męża? Tak czy owak, to już mnie nie dotyczyło i pragnąłem zapomnieć.

    Wpakowaliśmy się do swoich aut, przy czym obyło się bez spotkania Shane'a twarzą w twarz. Chłopak wyglądał jak trup i chyba nawet nie kontaktował. Podczas jazdy postanowiłem zadzwonić do taty, bo nawet radio zaczynało mnie bardziej wkurwiać.

    Dałem jedną słuchawkę Violi, a drugą włożyłem do ucha. Na ekranie pojawiła się video rozmowa z ojcem.

    – Cześć, tatku! – przywitała się, a matka spojrzała w lusterko, gdzie to nasze spojrzenia się skrzyżowały. Tak, mamo, robię ci na złość.

    – Cześć, dzieciaki! – Ucieszył się. – Dokąd jedziecie?

    – Wracamy do domu po wyjeździe – wyjaśniłem.

    – A czy to nie poniedziałek i szkoła...? – Spojrzał chyba na kalendarz zaraz obok biurka. – Coś kłamiecie.

    – Nie? – Zaśmiała się. – Nasz kolega się trochę spił i dlatego wracamy dziś, ale mamy dla ciebie prezent! – pisnęła.

    – Dzięki, żmijo. – Uszczypnąłem ją w policzek. – Nie „my", tylko ja – poprawiłem, co bardzo go rozbawiło.

    – Oj, tęskniłem za wami.

    – Jeśli Aiden do ciebie pojedzie, to ja razem z nim. – Spojrzała na mnie, jakby to miało coś zmienić i pojechałaby ze mną.

    – Nie.

    – Pojadę. – Wywróciłem oczami.
    
    – Aiden, wszystko okej? – Zauważył.

    – Aż tak to widać? – Prychnąłem. – Może jestem zmęczony.

    – Znam cię, problem leży zupełnie gdzie indziej, co? – Westchnął.

    Spojrzałem gdzieś w dal, jakby patrzenie na niego miało zdradzić wszystkie moje sekrety.

    – Czemu nim się przejmujesz? – obruszyła się. – On ma tonę przyjaciół i jest w pierwszym składzie drużyny koszykarskiej! To ja tu mam pod górkę! – żachnęła się, co obu nas rozbawiło.

    Moja siostra wiedziała, jak rozładować napięcie, za nic w świecie bym jej nie oddał, pomimo naszego trudnego początku.

    – Nie mów, że to sami faceci! – Zakrył usta ręką.

    – No! Porażka totalna! Martwię się, że zacznie sprowadzać do domu i... – Zakryłem jej usta z racji na obecność Erica.

    – Shut the fuck up! – warknąłem.

    – Synu, zero orgii. – Wyjąłem słuchawkę i schyliłem się maksymalnie. Mój ojciec był walnięty, to pewne.

    – Co to orgia? – Na pytanie Violi matka spojrzała na nas z miną wyrażającą więcej niż tysiąc słów.

    – Coś, o czym wiedzieć nie musisz. – Trzepnąłem ją w głowę i zabrałem telefon. – Powodzenia w pracy, tato.

    Rozłączyłem się, nie czekając na jego odpowiedź. Padło tu o wiele za dużo słów, o których wolałbym zapomnieć, dla własnego dobra.



~awenaqueen~


Komentarze

Popularne posty