I know all your secrets Cz.18


    Siedziałem na ławce w klasie, a tuż obok mnie Christa, która trajkotała o udanej randce. Ja natomiast byłem myślami zupełnie gdzieś indziej. Zajmowałem się analizowaniem zadań z matmy, o kolejnym treningu na siłowni, o zaproszeniu Ethana na domówkę... ok, o Shane'ie też myślałem. Zapewne spytacie, co się zmieniło w ciągu tych dwóch dni od cudownego zdarzenia; nic się nie zmieniło. Shane dalej jest zdystansowany, może nawet bardziej, ja nie wchodzę mu w drogę, a w domu nadal bez zmian. Tak, wiodłem idealne życie nastolatka.

    – Kocham cię. – Spojrzałem na Christe, która patrzyła na mnie z powagą. Zatrzymałem ręką z paluszkiem przy ustach i nie wiedziałem, czy dobrze usłyszałem.

    – Wiedziałem, że bujają ze sobą – zakpił Carter.

    Podniosłem wzrok i dostrzegłem całą paczkę – wraz z dwoma Shane'mi – która wbiła do klasy bez ogródek. Nasz wychowawca był zbyt dobry.

    – Co ci do tego, komu miłość wyznaje? – Zarzuciła włosami.

    – Mnie obchodzi – wtrąciłem. – Ja cię nie kocham.

    – Hej! – Uderzyła mnie w ramię. – Po tym, co przeszliśmy?

    – Co ja przeszedłem z tobą, jak już – poprawiłem.

    Chłopacy zaczęli się śmiać, co oczywiście zwróciło na nas niepotrzebną uwagę. Kątek oka badałem, jak te wyznanie przyjął Shane, aczkolwiek nie dostrzegłem niczego ciekawego.

    – Wpadniesz na tę domówkę? – dociekał Ethan.

    – Właściwie to... – Chciałem odpowiedzieć twierdząco, gdy mój telefon zaczął wibrować w kieszeni.

    Zdziwiłem się, gdyż przeważnie nikt nie dzwonił do mnie w trakcie lekcji. Sięgnąłem urządzenie, a widok wiadomości od Violi i sześciu nieodebranych połączeń, zmroziło mi krew w żyłach.


Od: Sterylna
Kurwa, Eric wystawił ci walizki za drzwi. On wie, że przespałeś się z jego Arthurkiem. POGIĘŁO CIĘ?!

Do: Sterylna
Od kiedy ty klniesz? I skąd wiesz, że się z nim... skąd ty takie rzeczy w ogóle wiesz?!

Od: Sterylna
Nieważne. Ważne jest, że matka musiała wybierać i wybrała jego. Co teraz? Przeprosisz?


    Zablokowałem urządzenie i odłożyłem na ławkę. Odchyliłem głowę do tyłu i westchnąłem ciężko. „Co zrobię", to bardzo dobre pytanie. Dlaczego miałem przepraszać? W pewnym sensie to on się na mnie rzucił, a nawet jeśli, to był bardzo chętny. Oboje skorzystaliśmy. Myślę też, że nie byłem agresywny, więc... wpadłem w jakąś zasadzkę? To było ustawione?

    – Co jest? – spytał zaciekawiony Ethan.

    – W zasadzie to porobiłbym coś po szkole. – Uśmiechnąłem się, choć za tym uśmiechem kryło się jedynie zmęczenie. Dlaczego, gdy wszystko miało się wreszcie zacząć układać, nagle runęło i roztrzaskało się w drobny mak?

    – O, chodźmy na karaoke! – Christa zeskoczyła z ławki cała w skowronkach.

    – Widzisz nas? – Percy wskazał cała naszą paczkę. – Nie pójdzie tam tylu facetów, bo to dziwne.

    – Ty jesteś dziwny – skwitowała, na co cała klasa wybuchła gromkim śmiechem. Nawet ja nie mogłem się nie zaśmiać. – Ale jeśli tak bardzo chcecie, to zaproszę Julię i inną dziewczynę. – Wzruszyła ramionami.

    – Jestem za! – Jim uniósł ochoczo rękę do góry.

    – Jak w grę wchodzą cycki, to ty zawsze jesteś na tak – podsumował Carter.

    – Jesteście zbyt głośną grupą – wtrącił wychowawca. – Takich nie znoszę najbardziej.

    – Pana każdy szanuje, bo pan jest idealnym nauczycielem – pochlebił mu Ethan.

    Mrugnął do nas tak, by staruszek nie widział, a dla nas miał być to znak, że te słowa miały coś na celu.

    Jak się szybko okazało, brunet planował wyjść szybciej z lekcji, a że nauczyciel dostał swoją dawkę cukru, to pozwolił nam wyjść parę minut przed końcem lekcji. Szliśmy całą grupą – o dziwo – bez obecności dwóch wkurzających dziewczyn. Chłopacy najwidoczniej lubili się z Christą i to było typowe droczenie się z nią. Niechętnie zgodzili się pójść na karaoke, by po dwóch godzinach skoczyć do siłowni, a potem rozstać się w pokoju. Byłem zmęczony, nawet bardzo. Żałowałem, że zostawiłem auto na parkingu w szkole, bo teraz musiałem wracać do domu na pieszo. Na szczęście – bądź nie – miałem po drodze kompana w postaci Shane'a. Tak, tego samego, który znów stał się lodowatym skurwibąkiem.

    – O co ci chodzi, co? – spytałem porządnie zmęczony. Szedłem kilka kroków za nim.

    Co mi szkodziło? I tak wszystko już legło w gruzach, więc czemu miałbym się nie dowiedzieć, jakim to jestem prostakiem?

    – Shane? – wołałem go, gdy ten nie odpowiedział. – Uciekasz po tym, jak teraz to ja wykonałem pierwszy ruch?

    Zatrzymał się gwałtownie, przez co niechcący na niego wpadłem.

    – Dumny jesteś z siebie? – spytał cicho, nadal stojąc do mnie plecami.

    – Słucham? – wkurzyłem się. – Z czego niby miałbym być? Jedyne co dostałem w zamian to cisze i ignorancje. Ty wymagałeś ode mnie wyzwania ciebie od obleśnych, a gdy odpowiedziałem ci czymś zupełnie innym, to sam zacząłeś milczeć. Jesteś egoistą czy jaki ty masz problem?

    – Masz mnie w garści i teraz chcesz wskoczyć na miejsce Laurenta? – Spojrzał na mnie ze wściekłością. – Powiedz im, proszę bardzo. Skończyłem z byciem cudzą dziwką.

    – Ty... – Zacisnąłem pięść w kieszeni bluzy. – Naprawdę masz mnie za takiego?

    – Co? – Uniósł brwi.

    – Myślałem, że mimo wszystko się przyjaźnimy, że mi ufasz – mówiłem to cicho, jakby każde kolejne słowo wychodziło ze mnie samo. – To ty zburzyłeś harmonię podczas wyjazdu, nawet nie wiesz, jak bardzo byłem wkurwiony. To ja, przez cały pierdolony czas wmawiałem sobie, że mój kumpel nie może być gejem, tylko dlatego, że ja nim jestem i mnie kręci, a ty odpierdoliłeś coś takiego! – krzyknąłem. – A gdy wreszcie okazało się, że jednak nim kurwa jesteś, to zachowujesz się, jakbym dał ci kiedykolwiek jakiekolwiek podstawy do myślenia o mnie w ten sposób! Naprawdę za takiego mnie masz?! – Zacisnąłem szczękę. – A myślałem, że nic już mnie dziś bardziej nie zawiedzie.

    Wyminąłem go i poszedłem na około. Nie chciałem wracać tuż obok niego, zapewne on też tego nie chciał. Myślałem, że nic nie szkodzi, jeśli spróbuje, ale się myliłem. Poczułem ogromny ból gdzieś w środku, który przeszywał mnie na wskroś. Jak po tym wszystkim miałem się zmierzyć z Ericiem? Byłem wykończony, jechałem na ostatku sił.

    Na podjeździe stała moja matka, jakby wyczekiwała mego powrotu. Nagle w jej oczach zebrały się łzy, a jej pięści automatycznie zaczęły uderzać w mój tors. Była rozczarowana, zła i zrozpaczona. Chwyciłem jej nadgarstki delikatnie w swoje dłonie.

    – Przepraszam, żałuje – wyznałem szczerze, choć mój głos mógł wskazywać obojętność.

    Szczerze? Właśnie to odczuwałem. Było mi już wszystko jedno, mogło stać się ze mną cokolwiek i już nic nie było w stanie mnie zaskoczyć.

    – Nie możesz wrócić – zaszlochała.

    – Wiem, nie przeprosiłem w tym celu. – Przymknąłem powieki. – Chciałem, byś wiedziała, że żałuje tego. Kiedyś może mnie zaakceptujesz tak, jak ojciec. – Spojrzała na mnie ze ściągniętymi brwiami. – Zabiorę swoje rzeczy i jeśli pozwolisz, to wyjątkowo prześpię się w aucie. – Poszedłem w kierunku werandy. Nie zatrzymała mnie, więc cieszyłem się z jej przyzwolenia.

    Zabrałem jedynie torbę podróżną, gdzie to już wcześniej miałem spakowane swoje najpotrzebniejsze rzeczy z wyjazdu. Cieszyłem się brakiem obecności Erica; mogłem na spokojnie pożegnać się z siostrą i wyjść niepostrzeżenie.

    Błądziłem. Długo błądziłem po ulicach, aż zasiadłem na jednej z wielu ławek w parku. Zacząłem odczuwać zimno, więc kiepskim pomysłem było nocowanie na zewnątrz. Sięgnąłem telefon i przekonałem się, że dwudziesta druga na zegarku jest odpowiednią porą, by zwalić się komuś na głowę. Wybrałem numer, który pierwszy przyszedł mi na myśl.

    – Niech zgadnę, potrzebujesz pomocy? – Ethan jakby czekał na ten telefon, jakby wiedział od samego zdarzenia w klasie, że wcześniej czy później poproszę go o rozmowę.

    – Jesteś niemożliwy. – Zaśmiałem się smutno i pociągnąłem nosem z zimna.

    – Chodź, bo chyba od naszego rozstania nadal nie byłeś w domu. Mam pizzę.

    Nigdy nie przypuszczałem, że poznam kogoś takiego jak Ethan; chłopaka o tak dobrym sercu, który dla przyjaciół był gotów oddać wszystko. Nie chciałem wykorzystywać bruneta, więc planowałem przenocować i następnego dnia zadzwonić do ojca. To było konieczne. Musiałem zamieszkać u niego. Nie chciałem zostawiać świetnych przyjaciół, dziwnej Christy i najlepszej drużyny, ale nie miałem wyjścia. Czułem, że więcej wydarzyło się tu złego, niż w przeciągu całego mojego marnego życia. Zatem to był koniec życia w tym mieście.



~awenaqueen~


Komentarze

Popularne posty