I know all your secrets Cz.24
Jeździliśmy bez celu na rowerach, bo pomysł Ethana przyjął się bardzo dobrze. Sobotni dzień właśnie tak mieliśmy spędzić, jeżdżąc i wygłupiając się. Shane był nieobecny, choć wszyscy się go spodziewali. Po około godzinie wreszcie pojawił się na horyzoncie. Podjechał do nas na czarnym crossie i w tym samym kolorze miał dzisiejszy ubiór. Miałem nieodparte wrażenie, że zachodzą w nim jakieś dziwne zmiany, choć nie byłem pewien, jakie konkretnie. Przywitał się z nami, by na mnie spojrzał tylko z dziwnymi emocjami w oczach. Trudno było mi określić czy to smutek, rozżalenie, czy może jeszcze coś innego.
Mój telefon nagle zaczął dzwonić, więc niechętnie po niego sięgnąłem. Widząc na ekranie imię Dominic'a, wręcz się przestraszyłem. Od czasu mojej wyprowadzki nie raczył zadzwonić.
– Co jest, bro? – spytałem.
– Nie uwierzysz, co się kurwa w domu dzieje! – Zaśmiał się z ironią. Mój brat i taka agresja słowna?
– Matka wyrzuciła cię z domu? – zażartowałem, choć najwidoczniej to był zły pomysł.
– Nie, kurwa! – wrzasnął. – Sprawiła sobie nowego bachora! – Moje oczy dosłownie wyszły z orbit. Mama w ciąży? A może adopcja? Eric by jej pozwolił?
– Nic, co jest grane? Uspokój się. – Poczułem na sobie wzrok wszystkich obecnych.
– Mama zaszła w ciążę i Eric zgrywa kochającego ojca, kiedy kurwa przyłapałem go na flirtowaniu z jebaną sąsiadką! Co za skurwiel, ocenia geja, a sam pieprzy się z Collins! – Przymknąłem powieki.
– Po pierwsze; nie obrażaj jej. Po drugie; kiedy byłeś tego świadkiem i czemu do mnie nie dzwoniłeś?
Byłem zły i jednocześnie zdezorientowany. Mój brat bardzo rzadko wpadał w taką wściekłość. Pierwszy raz widziałem go takiego, gdy wróciłem do domu ze zwichniętym nadgarstkiem. Wtedy następnego dnia poszedł ze mną do szkoły, a gdy tylko dorwał tych, którzy mi to zrobili, od razu dali mi spokój. Nie chciałem wiedzieć, co im zrobił czy powiedział, ale podziałało. Tym razem mogło być znacznie gorzej.
Ponadto nie powinien tak mówić o matce Shane'a. Co prawda brunet mówił mi o potencjalnym romansie jego matki z Ericiem, ale wtedy brałem to jako zwykłą przyjaźń między nimi lub coś mniej dwuznacznego.
– Czy to ważne kiedy? – Westchnął. – Rozwalę go na strzępy!
– Nie rób tego, przyda się jego kasa. – Starałem się znaleźć jakieś pozytywy.
– Jebać jego kasę! – warknął. – Nasza matka jest po czterdziestce! Czy ty kurwa nie rozumiesz, że to nie ten wiek, by rodzić dzieci, a tym bardziej je wychowywać?!
– Przestań się na mnie drzeć! – podniosłem głos. – Jak mówię, byś dał temu spokój, to tak kurwa zrób! Co według ciebie zmieni fakt, że Eric dostanie po mordzie?! Jedynie znów matka się odsunie od kolejnego syna! Mógłbyś z łaski swojej uczyć się na moich błędach?!
– Ej, co jest? – szepnął Ethan, co zignorowałem.
– Masz racje, będę mądrzejszy i to ja odsunę się od niej. – Strzeliłem sobie mentalnie piątkę. Czemu mój brat zawsze musiał być tak uparty?
– Dominik, proszę cię...
– Dobra, wiesz co? Idę do Collinsów. – Westchnął kolejny raz. – Spotkam się z tą kobietą i omówimy sytuację.
– O Boże, nie! Czekaj na mnie przed domem! Zaraz będę. – Rozłączyłem się i schowałem urządzenie do kieszeni.
Wszyscy patrzyli na mnie zdezorientowani, a ja musiałem najbardziej unikać wzroku Shane'a.
– Jadę, bo Dominic chce wpieprzyć Ericowi, bo ma jakieś spekulacje. – Przełożyłem nogę przez rower i na niego wsiadłem. – Sorry, innym razem pojadę z wami.
Wszyscy krótko się ze mną pożegnali, więc pojechałem pod wskazany adres. Bałem się tego, nie wiedziałem, jak wybić mojemu głupowatemu braciszkowi ten chory pomysł z głowy. On w takich momentach mógł być nieobliczalny.
Zajechałem w odpowiednie miejsce, aż ścierając opony roweru. Zeskoczyłem z niego i pobiegłem w stronę wejścia, z którego właśnie wychodził Dominic. Zdyszany nie mogłem uwierzyć w to, co właśnie się działo. Mój brat rozmawiał z matką mojego chłopaka, który mógł mieć taki kwas w domu...
Poczekałem, aż chłopak skończy i podejdzie do mnie, co zrobił po chwili. Z uśmiechem na ustach stanął naprzeciwko mnie z rękami w kieszeniach bluzy.
– Coś ty zrobił?! – Popchnąłem go. – Zwariowałeś?!
– Pogadałem z nią i ona powiedziała, że skoro pojawia się dziecko, to ona usuwa się w cień. Niezła suka. – Prychnął, a ja nie mogłem uwierzyć w pokłady mej agresji.
– Po co się wpierdalasz w ich sprawy?! – warknąłem. – Skoro matka tego nie widzi to jej problem!
– Mówisz o naszej matce, do kurwy nędzy! – krzyczeliśmy na siebie, nadal stojąc na posesji Collinsów.
– Która wybrała kochasia, zamiast zaakceptować syna! Nadal jest matką, bo tego nie zmienię, ale skoro wolała jego, to niech teraz wypije nawarzone piwo. – Odwróciłem się i podniosłem rower z trawnika.
– Aiden, ona nas teraz potrzebuje bardziej niż jego – powiedział ze spokojem.
Zerknąłem na niego przez ramię i tylko syknąłem pod nosem. Wsiadłem na rower i pojechałem do domu. To nie o matkę się martwiłem, a o Shane'a. Kochałem go, nawet jeśli zadawał mi tyle bólu, nie mogłem patrzeć, jak jego koszmar miałby się spełnić. Jeśli już tyle wytrwałem, to chciałem mu pomóc.
Wszedłem do domu, gdzie coś mi nie pasowało. W holu był totalny rozpiździel. Jakoś udało się przedrzeć do schodów, z których po chwili zbiegła niebiesko włosa dziewczyna. Chwila, co? Dziewczyna wpadła na mnie, przez co wylądowaliśmy na podłodze.
– Shit, sorry. – Zaśmiała się, odgarniając mi grzywkę z oczu.
– Słaby chwyt na podryw, nawet jeśli siedzisz mi na kroczu. – Wywróciłem oczami, gdy ona wcale nie raczyła wstawać.
– Co tu się dzieje? – Usłyszałem za sobą głos Ethana. Zerknąłem przez ramię i zdziwiłem się, gdy obok niego stał jeszcze Jim i Percy.
– Chłopak nam się nawraca! – ucieszył się Jim.
– Jakoś cycki mnie nie kręcą. – Zepchnąłem dziewczynę z siebie i wstałem, otrzepując z niewidzialnych paprochów.
– To bolało szujo. – Uderzyła mnie w udo. – Hej, nieźle umięśniony. – Zaczęła sprawdzać mi obiema dłońmi mięśnie ud.
– Ty nie jesteś...? – Zacząłem się zastanawiać, skąd znam jej twarz.
– To moja siostra, Jennie – wtrącił Ethan, chwytając siostrę za łokieć i ciągnąc ku górze. – Mogłabyś nie siadać na moich kumpli i nie macać ich na moich oczach?
– Sorry, ale kompletnie zapomniałam o dodatkowym lokatorze – wybroniła się. – Poza tym nic nie poradzę na to, że jest seksowniejszy niż pozostali twoi kumple.
– Hej! – żachnął się Jim.
– Wybacz, złotko. – Cmoknęła w powietrze.
– Nie wiem, czy powinienem się cieszyć z jej słów. – Udałem głębokie rozmyślanie.
– Dlaczego geje mają powodzenie u babek, a ja nie?! – zirytował się.
– Bo ty lubisz tylko przygody – odpowiedział mu Percy.
– Swoją drogą, co wy tutaj robicie? – spytałem Ethana, przypominając sobie, że przecież powinni być na wycieczce.
– Myślisz, że któryś z nas miał ochotę się bawić, gdy ty miałeś problemy z bratem? – Uniósł brwi, zaplatając ramiona.
– Dobra, wy sobie gadajcie, a ja idę do siebie. – Westchnęła znudzona.
– Sprzątasz to! – rozkazał, gdy ta była już na połowie schodów.
– Jim, posprzątaj, to dam ci buziaka. – Zrobiła dzióbek.
– Ani się waż – ostrzegł przyjaciela.
– No i jestem kurwa między młotem a kowadłem. – Przeszedł do salonu, choć raz się prawie potknął.
– To skoro jestem już w domu i ty także, może pogadamy?
Potarłem kark, zastanawiając się, czy właściwym było, rozmawiać z Ethanem, ale z kim innym mógłbym? Postanowiłem mu o wszystkim opowiedzieć, licząc, że doradzi mi coś sensownego. Szkoda, że tak późno postanowiłem powiedzieć mu całą prawdę o Collinsie. Zbyt późno.



Komentarze
Prześlij komentarz