I know all your secrets Cz.3
W tych wszystkich filmach o nastolatkach życie w nowej szkole jest takie proste. Podbija do ciebie jakaś laska albo chłopak i już wielkie best friendowanie forever, oprowadzają po placówce, siedzą w ławce... Powiem wam, że realia są dużo gorsze. Bo jak mogłem wytłumaczyć inaczej fakt, iż siedziałem sam ze swoimi myślami przez sześć lekcji, pięć przerw? Niech się reżyserzy do szkoły przejdą, a nie bujdy wciskają.
– Oni są tacy słodcy – powiedziała jedna laska do drugiej, gdy przechodziły korytarzem obok mnie.
Siedziałem sobie kulturalnie sam na ławeczce i czytałem pierdolony podręcznik do angielskiego.
– Myślisz, że wezmą ślub w tym roku? – Spojrzałem na nie niechętnie.
– Oby! – Pisnęła. – Chciałabym dorwać zaproszenie!
– Omg, same! – Skakały w miejscu, aż jedna z nich nie zwróciła na mnie uwagi.
– No i co się gapisz? – Westchnąłem.
– Gdzie tu jest biblioteka? – spytałem znudzony.
Spojrzały na siebie jakby ze zmieszaniem, więc postanowiłem sam jej poszukać. Wstałem i zacząłem iść korytarzem.
– W piwnicy. – Usłyszałem odpowiedź za swoimi plecami. Odwróciłem się powoli i uniosłem brwi.
– Dzięki. – Kiwnąłem ręka i poszedłem za jej radą.
Szczerze? Za chuja im nie uwierzyłem, ale i tak warto było sprawdzić. Szedłem schodami na dół, aż natknąłem się na grupkę ludzi. Liczyła ona sobie pięciu chłopców i dwie dziewczyny. Jedna z nich na mnie spojrzała.
– Aleja trzydziesta czwarta? – krzyknęła.
Znów uniosłem brwi i poszedłem dalej. Bladego pojęcia nie miałem, o co ona mnie spytała.
W końcu dotarłem do tej przeklętej piwnicy i o dziwo znalazłem bibliotekę. Długi korytarz, na którym było tylko jedno wejście na początku i drugie na jego końcu. Pomiędzy ciągły się długie ławki.
– Dzień dobry – powiedziałem, gdy znalazłem się przed biurkiem bibliotekarki. Kobieta spojrzała na mnie znad okularów i zdziwiona najwidoczniej moją obecnością, uniosła brew.
– Lektura? – spytała.
– Nie, raczej jakaś fajna książka na przerwy. – Westchnąłem i zacząłem rozglądać się po pomieszczeniu.
– Wybacz, to rzadkość, by ktoś z takich ładnych chłopców lubił czytać coś, czego czytać nie musi – zaśmiała się i skierowała w jakiś wąski korytarzyk.
Machnęła na mnie ręką, bym poszedł za nią. Korytarz faktycznie szeroki nie był, a co jakiś czas miał rozwidlenia i pojedyncze skręty do danego działu. Mnie zaprowadzono do większej przestrzeni, gdzie znajdował się stół z sześcioma krzesłami. Czytelnia, pomyślałem.
– To takie sekretne miejsce do poczytania. – Mrugnęła do mnie. – Tu też są te najbardziej nowoczesne książki. Na pewno coś dla siebie wybierzesz. A ja wracam za swoje biurko. – Westchnęła zrezygnowana.
Zrzuciłem swój plecak na podłogę obok krzesła i sięgnąłem pierwszy lepszy tytuł, który mnie zainteresował. Zatopiłem się chwilę w lekturze, aż w końcu musiałem iść na przeklęty wuef.
– Miłego dnia – życzyła mi bibliotekarka.
Odpowiedziałem jej tym samym i poszedłem do szatni. Tam to dopiero zostałem zmierzony spojrzeniami. Czułem się jak ryba w wodzie, bo wiecie, co jest piękne w byciu homo, a nikt o tym nie wie? Patrzysz bezkarnie na osobników twojej płci i napalasz się, a oni dalej nie zdają sobie z tego sprawy.
Wyszliśmy na salę gimnastyczną, a ja starałem nie rzucać się w oczy. Oczywiście trener od razu wlepił mnie do pierwszej drużyny, by sprawdzić moje zdolności w koszykówce. I wtedy piekło zamarzło. Też tak macie, że gdy robicie coś, w czym jesteście dobrzy, to zatracacie się w tym i zapominacie o całym Bożym świecie? No właśnie, ja tak mam. Zacząłem grać i wszystko inne przestało się liczyć.
– Conant, zostań na chwilę – zawołał mnie trener, gdy usłyszałem dzwonek i skierowałem się do szatni.
Zdyszany poszedłem do niego, a ten poczekał, aż zostaniemy sami.
– W poprzedniej szkole byłeś w drużynie? – zainteresował się, zaplatając ramiona i stojąc w lekkim rozkroku.
– Tak, pierwszy skład. – Zagwizdał. – Zastępca kapitana – dodałem i już totalnie nie mógł wyjść z podziwu.
– Czemu nie kapitan?
– Nie chciałem. – Wreszcie udało mi się unormować oddech. – Poza tym był ktoś znacznie lepszy ode mnie.
– Słuchaj, do pierwszego składu nie dodam cię już pierwszego dnia, ale na pewno jesteś na ławce rezerwowych. – Uśmiechnął się.
– Z kim miałbym grać? Mam na myśli, kto jest w pierwszym składzie? – Założyłem ręce na biodra.
– Ethan, Percy, Shane, Jim i Carter – wymienił. – Ławka rezerwowych nie jest długa, więc z chęcią cię przyjmą.
– A gdzie oni w ogóle są? – Mój ton musiał wskazywać irytację.
– Jako pierwszy skład nie biorą czynnego udziału na lekcji wuefu we wtorki, bo mamy mecze kosza, a oni są po prostu zbyt dobrzy. – Zakrył lekko usta ręka, jakby jego słowa były w którymś momencie zabawne.
– Beznadzieja – szepnąłem. – Idę się przebrać i wracam do domu.
– Dobrze, powiadomię drużynę o nowym członku.
Już w kościach czułem nadchodzące piekło. Kolesie z mojej starej szkoły byli całkiem spoko, ale ta szkoła i ludzie w niej ani trochę się tacy nie wydawali.
Wyszedłem z szatni i wkroczyłem na korytarz. Jeszcze kilkoro uczniów szwędało się tu i tam, ale generalnie panował spokój. Do czasu spotkania pewnej znanej mi już grupy.
– O, to ty, nowy. – Prychnęła.
– Na pytania się odpowiada – wtrącił jeden z nich.
Przeskanowałem każdego z nich wzrokiem, aż w końcu natrafiłem na znajomą postać. Jego rękę trzymała jakaś dziewczyna, która z pozoru wyglądała na miłą. Gdy oczy moje i ów chłopak się spotkały, narosło w nich przerażenie. Niemo błagał mnie o milczenie, a ja tylko prychnąłem i pokręciłem głową.
– Spadam – poinformowałem i oddaliłem się od nich, udając, że kompletnie gościa nie znam.
Jesteś takim dupkiem, Shane, a miałem cię za równego gościa.
Komentarze
Prześlij komentarz