I know all your secrets Cz.5
– Co ty taki cichy dziś? – Do mojego pokoju wszedł Dominic. – Lekcje odrabiasz, no no, pilny uczeń z ciebie – zakpił.
Szczerze miałem dość chemii. Ślęczałem nad nią dwie godziny i już czułem, że nic z tego nie będzie. Czasami miałem ochotę skoczyć przez okno i ukrócić swe męki. Wtem przyszedł do mnie sms od rozmówcy nieznanego.
Od: Nieznany
Może jednak pomóc? Nevia, jak zobaczy, że jej świętego przedmiotu nie ogarniasz, to się na ciebie uweźmie.
Shane.
Spojrzałem za okno, by sprawdzić, czy ten na mnie przez jakąś lornetkę nie patrzy, ale na szczęście nie. Nawet nie wiedziałem, gdzie miał pokój, więc to trochę było jak szukanie igły w stogu siana. Zapisałem sobie jego numer do kontaktów, bo mógł się jeszcze przydać.
Do: Shane
Skąd masz mój numer?
Od: Shane
Od Christy wyciągnąłem, to gaduła jest. To jak z chemią?
Do: Shane
Dobra, potrzebuje pomocy, choć wcale nie cieszę się, że ona jest od ciebie.
Od: Shane
Świetnie, chodź do mnie. Mamą cię pokieruje.
Do: Shane
Bo tobie nie chce się dupy ruszyć?
Już mi nie odpisał. Cóż, nie miałem ochoty tam iść, ale z drugiej strony naprawdę wierzyłem, że ta baba jest do tego zdolna. Zbiegłem szybko na dół i włożyłem buty. Spotkało się to ze zdziwieniem pozostałych członków rodziny, ale to był szczegół. Z zeszytem pokierowałem się do domu Collinsów. Zapukałem, a drzwi o dziwo otworzył mi Shane.
– Wchodź. – Zrobił przejście.
– Czy twoja mama nie miała otworzyć? – spytałem rozbawiony.
– Meh, poszła do kogoś tam. – Wzruszył ramionami. – Chodź.
Ruszyliśmy na górę, by potem skręcić w pierwsze drzwi na lewo. Wychodzi na to, że jego okna nie były skierowane na mój dom, wręcz przeciwnie.
– Siadaj. – Usiadł na sofie, przy której stał szklany stolik.
Położyłem na nim zeszyt, a ten od razy go wziął. Przeglądał notatki z zajęć, a potem wziął się za czytanie treści zadania.
– Okej, nie jest aż tak złe. – Pokazał mi. – Rozumiem, że z chemii jesteś noga, ale z matmy król? – Uśmiechnął się szeroko.
– Bo to są dwa różne światy, nie łącz mi matmy z tym eksperymentalnym czymś. – Skrzywiłem się. Chłopak wybuchnął śmiechem, aż w końcu zaczął mi tłumaczyć zadanie.
To nie było łatwe, tak jak twierdził. Ja nadal nie rozumiałem, co on do mnie mówił i, czy to aby na pewno nie po chińsku. Koniec końców udało się je rozwiązać, więc przyszła pora na coś w zamian.
– Dobra, czego chcesz za to? – spytałem, opadając zmęczony na oparcie sofy.
– Niczego. – Wzruszył ramionami. – To ja ci się odpłaciłem za moje chujowe zachowanie.
– Czemu to zrobiłeś? – spytałem prawie szeptem. – Przecież wiedziałeś, że chodzę do tej szkoły.
– Wiem, ale... Czasem przeraża mnie myśl "co powiedzą inni". To nie tak, że jesteś nieodpowiednim towarzystwem. – Pośpiesznie dodał. – Można powiedzieć, że jestem w tej grupie, ale robię jako tło i wiesz, żyje tak dłuższy czas. Boje się to stracić.
– Mam wrażenie, że kryje się za tym coś więcej, ale taka odpowiedź mi wystarcza. – Wstałem, a ten spojrzał na mnie zmieszany.
Wyszedłem z jego domu po tych słowach. Naprawdę musiał się zszokować, że nie do końca uwierzyłem w jego słowa. To nie zmieniało faktu, że mi pomógł, więc byliśmy kwita.
~*~
Czas biegł nieubłaganie i nawet nie zorientowałem się, że mamy piątek. Siedziałem na lekcji matmy obok Christy, bo ta uparła się, że tak być musi. Dostałem opieprz, że nie siadam, ba, nie przychodzę na lunch do stołówki, ale w tym momencie wolałem przesiadywać w czytelni. Uprzedziłem ją, że tak będzie i tym razem.
Wziąłem moją książkę z półki i jakież było moje zdziwienie, gdy w czytelni siedział Shane z nosem w lekturze. Usiadłem naprzeciwko niego, a ten dalej mnie nie dostrzegł. Co mogłem więcej zrobić? Zacząłem czytać.
– Aiden? – Do mych uszu dotarł zdziwiony głos Shane'a.
Dokończyłem czytać zdanie i spojrzałem na niego. Na jego twarzy malowało się zmieszanie. Czyżby jakaś tajemnica, o której wiedzieć nie powinienem?
– Co ty tu robisz?
– No nie wiem – udałem głupka – może czytam? – Wskazałem na książkę.
– No tak. – Uspokoił się.
Momentami miałem wrażenie, jakby spodziewał się, że ja go śledzę i celowo próbuje znaleźć na niego haki.
– Próbowałem zwrócić na siebie uwagę, ale byłeś w innym świecie – zaśmiałem się.
– Ta... Jak chemia? – odbił piłeczkę.
– Sprawdziła i dostałem cztery – odparłem dumnie.
– Z moją pomocą na cztery? – zirytował się. – Czy ty pisałeś wszystko tak, jak ci kazałem?
– Tak. – Wywróciłem oczami. – Okej, spadam na wuef – oznajmiłem i skierowałem się do wyjścia.
Po drodze odłożyłem książkę na swoje miejsce, a Shane'owi rzuciłem krótkie 'narka'. Nie miałem ochoty na wysiłek fizyczny, ponadto planowałem rozejrzeć się za jakimś klubem bokserskich w okolicy, bo fajnie byłoby wrócić do tego.
Trener zmiłował się nad wszystkimi i pozwolił nam siedzieć na ławkach, kiedy elita rozgrywała sobie mecz dla sportu. Oczywiście nie obeszło się bez zawołania mnie do drużyny. To w sumie było spoko posunięciem, bo mogłem sprawdzić, z kim najlepiej mi się gra. Chyba każdego zdziwił fakt, że Ethan i ja zaczęliśmy się dogadywać. Najbardziej zdziwiony okazał się Shane. On naprawdę gdzieś w podświadomości miał zakodowane, że chcę go zniszczyć.
Ethan zaprosił mnie na sobotni trening, a przy okazji mieliśmy też się lepiej poznać. Może jednak ci reżyserzy aż tak bardzo nie kłamią w swoich produkcjach?
Nim wyszedłem ze szkoły, dobiegła do mnie Christa cała zdyszana. A to ja miałem wuef, należy przypomnieć.
– Odpisuj mi! – Zdzieliła mnie w ramie, co zapiekło jak diabli.
– Jeez, to boli jak skurwysyn – syknąłem. – Byłem na wuefie, kretynko ty!
– Jeju, sorry – zmieszała się. – Pasuje ci dziś po południu, by zacząć korki z matmy? – Mentalnie strzeliłem sobie plaskaczem w czoło.
Kompletnie zapomniałem o korkach z matmy dla Christy. Nie, żebym był zapracowanym człowiek, ale nie lubiłem, jak coś w ostatniej chwili zwala mi się na łeb.
– Jasne. – Uśmiechnąłem się serdecznie. – Siedemnasta?
– Mi pasuje! – Podskoczyła uradowana. Zaczynałem widzieć podobieństwo między nią a moją siostrą.
– Dwie godziny, a potem pójdę się rozerwać na miasto – ostrzegłem.
Imprezowiczem też nie byłem, ale nie mogłem jej powiedzieć: "będę szukał klubu dla homo" bo byłbym spalony. Nie wstydziłem się tego, kim byłem, ale bez potrzeby nie miałem też zamiaru ogłaszać tego wszem wobec.
– U, lansić się będziesz? – Szturchnęła mnie łokciem.
– Tak i tańczyć na rurze też będę. – Zacmokałem.
– Kretyn. – Poczochrała moje włosy.
Wsiadłem do auta i pojechałem do domu. Dominic oznajmił mi, że nie potrzebuje mnie w powrocie do domu, więc mogłem spokojnie popołudnie czy nawet wieczór zarezerwować dla swoich planów.
Komentarze
Prześlij komentarz